niedziela, 2 września 2018

Epilog

Przyszłość.

Mój najdroższy skarbie.

Nie potrafię opisać tego, co czuję, gdy patrzę na Ciebie. Na te oczka, maleńkie miniaturki moich własnych. Na uśmieszek, którym Twój tatuś obdarowuje mnie każdego dnia. A Twój słodki śmiech ... stał się ukochaną melodią mojego życia. To niesamowite, ponieważ dopiero co się tu znalazłaś, a już teraz wiem, że nie mogłabym bez Ciebie żyć. Dzięki Tobie wiem, że warto marzyć, ponieważ jesteś tym największym i najskrytszym, spełnionym pragnieniem, który miałam od dziecka. Za każdym razem, gdy się budzisz, chcę Cię trzymać w swoim ramionach, po prostu potrzebuję być otoczona przez Ciebie. Wdychać Twój zapach, czuć Twój dotyk ...
Czasami to wydaje się być takie nierealne, ale jesteś tu naprawę, mój skarbie. Kiedyś sądziłam, że nie mogłabym dostać piękniejszego prezentu od Twojego tatusia, jak jego miłość. Myliłam się. Dał mi coś o wiele cenniejszego. Ciebie.

Twoja Mama.


Odłożyłam dziennik, po czym z uśmiechem nachyliłam się nad kołyską. Ostrożnie poprawiłam kocyk, którym okryty był mój największy skarb. To niesamowite, że nawet przez sen potrafiła się uśmiechać. Tak cwaniacko, tak bezczelnie, jak Saul.
- Tu się schowałyście. - usłyszałam za sobą jego głos, a po chwili poczułam, jak oplata moją talię rękoma. Z przyjemnością wtuliłam się plecami w jego tors. - Mój mały śpioch. - wyszeptał z czułością.
- Jest cudowna, prawda?
- Idealna. - pocałował mnie w skroń. Z czułością wpatrywaliśmy się w naszą półroczną córeczkę, na której punkcie wszyscy oszaleli. Każdy chciał ją choć na chwilę potrzymać. A Saul? Gdyby mógł, nie wypuszczałby jej z ramion.
Słodki pomruk doszedł do nas z kołyski. Nasze maleństwo poruszyło się powoli, aby kilka sekund później, uchylić swoje maleńkie powieki. Rozejrzała się niepewnie wokół, a jej bródka niebezpiecznie zaczęła drżeć.
- Hej, tatuś tutaj jest. - wyszeptał Saul, nachylając się nad nią. Przez chwilę spoglądała na niego uważnie, aby na koniec uśmiechnąć się szeroko. Wziął ją ostrożnie na ręce i ucałował z czułością w główkę. Podeszłam do nich, poprawiając śpioszki mojego aniołka. Niespodziewanie chwyciła mój palec swoją maleńką piąstką.
- Co cwaniaku? - spytałam, na co jak zawsze odpowiedziała mi tatusiowym uśmiechem. - Typowy Niguez. - rzuciłam rozbawiona.
- Z urodą mamusi. - Saul złożył na moim policzku pocałunek. - Muszę w końcu zapytać Twojego ojca, o te pułapki na adoratorów. Niby mam jeszcze parę lat na ich udoskonalenie, jednak zaniepokoił mnie ostatnio wzrok Alejandro.
- Saul, Alejandro sądzi że Sofia jest lalką. - zaśmiałam się.
- Teraz tak sądzi. - mruknął. - Wiesz, że go bardzo lubię. Nie zapominaj, że jest to jednak Ramos.
- Sofia sobie poradzi. Musiałaby nie być Twoją córką.
- I taka odpowiedź mi się podoba, Butragueño. - wyszczerzył się cwaniacko. - Jednak i tak porozmawiam sobie z Twoim ojcem ... - dodał. Rozbawiona wtuliłam się w jego ramię, obserwując Sofię, która zaciekawiła się nagle jednym z jego tatuaży.
- Saul? Jesteś szczęśliwy? - szepnęłam, nie odrywając od niej wzroku.
- Jestem. Zawsze byłem szczęśliwy tylko z Tobą.

(Leire i Sofia)

***

Moje drogie ... mam kompletną pustkę w głowie i wręcz nie wiem co powiedzieć. To było moje ulubione opowiadanie. Żadnego z rozdziałów nie pisałam "na siłę". Szkoda tylko, że Mundial - który miał być motywem przewodnim - dość szybko skończył się dla Hiszpanów. Nie mogę jednak narzekać, bo jestem zadowolona z końcowego rezultatu :)

Chciałam wam serdecznie podziękować za każdy komentarz, który wywoływał uśmiech na mojej twarzy oraz motywował do dalszego pisania. Dla takich czytelniczek jak wy, to sama przyjemność się "produkować" :) Choć wiem, że to co publikuję, nie jest żadnym szczytem geniuszu pisarskiego ^^ Ale jeśli zdarzyło się wam tu wpadać z pozytywnym nastawieniem, to już jest dla mnie ogromny sukces i powód do radości :)

Jeszcze raz dziękuję!

Jeśli nadal jesteście zainteresowane moją "twórczością" znajdziecie mnie na dwóch innych historiach, gdzie dla "zachęty" opublikowałam nowe rozdziały :) 


wtorek, 28 sierpnia 2018

30. Tak i jeszcze raz tak!

Elche, 30 września 2018.

* Leire

Gdyby ktoś mi powiedział, że nadejdzie taki dzień, w którym będę siedziała przy kuchennym stole pani Pilar Esclapez, krojąc warzywa na sałatkę i plotkując przy tym z nią, Debbie oraz żoną Jonego, Camilą, wysłałabym go prosto do psychiatryka. A jednak ...
Wyjazdem do Elche stresowałam się jak niczym innym wcześniej. Jednak gdy pani Pilar objęła mnie serdecznie na powitanie, wszystkie obawy zniknęły. W rodzinnym domu Saula, poczułam się jak we własnym. Bezpiecznie. Szczególnie po tym, jak zostałam zaakceptowana przez pana Nigueza. Starał się jak mógł, aby chociaż w małym stopniu naprawić nasze relacje. W szpitalu, gdzie go dobrowolnie odwiedziłam, odbyliśmy poważną rozmowę w cztery oczy. Obydwojgu nam zależało na jednym ... na szczęściu Saula. I to dla niego chcieliśmy otworzyć nowy rozdział. Życie jest tylko jedno, nie mogliśmy trzymać urazy do końca naszych dni. Nie po to los dał każdemu z nas drugą szansę, abyśmy ją zmarnowali z powodu nienawiści.
Nie tylko nasze relacje zostały naprawione. Pan Niguez przeprowadził również poważną rozmowę z Aaronem, przepraszając go za brak wsparcia w ważnych chwilach. Co więcej, powiedział mu, że jest lepszym ojcem, niż on kiedykolwiek był. A Debbie? Ona chyba najszybciej wybaczyła mu brak akceptacji.
- To wcale nie boli ... no, prawie. - zaśmiała się Camila, kończąc historię o tatuażach. Ona, Saul i Aaron wpadli na szalony pomysł, aby wytatuować sobie całą jedną rękę. Byłam pod nie małym wrażeniem, gdy podciągnęła swój rękaw.
A jeśli chodzi o Camilę ... jej również się obawiałam. Z tego co powiedziała mi Debbie, żona najstarszego brata Saula oraz Yaiza, miały, a wręcz nadal mają ze sobą świetny kontakt. Podejrzewałam, że może mnie potraktować tak samo oschle, jak dziewczyny na jachcie. Pomyliłam się. Od chwili poznania była dla mnie bardzo uprzejma. Tak samo jak Jony.
- Gdybyś się kiedyś zdecydowała, Saul wie gdzie Cię zaprowadzić. W sprawie tatuaży ufamy tylko jednej osobie.
- Oh, nie ma mowy! - oburzyła się pani Pilar, odwracając od kuchenki. - Wystarczy mi wasza trójka, wytatuowana niczym zespół Rockowy!
- Umm ... ja się boję strzykawek, więc raczej odpada. - uśmiechnęła się niewinne Debbie znad marchewki. Wzrok matki Saula padł na moją osobę.
- Nie myślałam nigdy o tym? - wzruszyłam ramionami. Zadowolona kobieta, wróciła do mieszania sosu.
- Też się jej bałam na początku. - usłyszałam szept.
- Słyszałam Camilo!
- Też Cię kocham mamo. - puściła jej buziaka w powietrzu. Zaśmiałyśmy się z Debbie z ich przekomarzać. Pani Pilar była wspaniałą kobietą, której wręcz nie dało się nie lubić. Stereotyp o złej teściowej kompletnie jej nie dotyczył. Wystarczyło spojrzeć na jej relację z Camilą. Jak matka z córką. Mnie i Debbie również przyjęła pod swoje skrzydła, jakbyśmy znały się całe życie.
Nagle podskoczyłyśmy przestraszone, ponieważ od szyby w oknie odbiła się z impetem piłka. Zszokowane wpatrywałyśmy się na rysę, która powstała na szkle.
- Który tym razem?! - wrzasnęła pani Pilar, łapiąc za ścierkę. Wypadła jak burza z kuchni, a my zaraz za nią. - Cholera jasna, co wy sobie myślicie?! Ile razy będę tą szybę wymieniać?! Powinnam już dawno zamurować to okno! - krzyczała przez całą drogę na taras. A gdy tam się znalazła, zmierzyła surowym wzrokiem całą bandę Niguezów.
Pan Boria siedział niewinnie na wiklinowym fotelu, udając wielce zainteresowanego zabawą swoich wnucząt. A jego synowie? Jak jeden mąż siedzieli nad brzegiem basenu, mocząc nogi we wodzie.
- Może mi jeszcze powiecie, że to Lucca z Matiasem zaatakowali moją szybę?! - podparła się pod boki. Cała trójka spojrzała na nią z niewinnością wymalowaną na twarzach. - Wstyd! Po prostu mi za was wstyd! Po ile wy macie lat?!
- Kochanie, odpuść im ...
- Nie podnoś mi bardziej ciśnienia Boria! - pogroziła mężowi, który jedynie rozłożył ręce. - Nie mają już po kilka lat, żebym przymykała na to oko! Zawsze to samo okno! Co wyście sobie z niego bramkę zrobili, czy co?!
- Mamo, to było niechcący ...
- Całe życie mi to Saul powtarzasz! To już dwudziesta szósta szyba do wymiany, w całej historii rodziny Niguez!
- Prowadzisz kronikę wybitych przez nas szyb? - Aaron z wrażenia uchylił usta, jednak jedno spojrzenie matki wystarczyło, aby zamilkł dla bezpieczeństwa.
- Gdybym chciała prowadzić kronikę waszych wykroczeń, to powstałaby biblioteka narodowa! Macie w tej chwili iść nakryć do stołu, bo zaraz obiad! - dodała wracając do kuchni. Wymieniłyśmy się z dziewczynami rozbawionymi spojrzeniami, po czym udałyśmy się w ślad za gospodynią.
Przed podaniem obiadu, udałam się do łazienki, a następnie do pokoju Saula, w którym się zatrzymaliśmy. Odpisałam Nati na wiadomość, wiedząc, że pani Pilar nie akceptuje telefonów podczas rodzinnych spotkań. Rodzinnych. Uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając Iphona.
- Też się ukrywasz? - usłyszałam za sobą głos Saula.
- To Ty wybiłeś tą szybę, prawda? - spytałam, odwracając się do niego rozbawiona. - I jestem wręcz pewna, że większość z tych dwudziestu sześciu, to też Twoja sprawka.
- Skąd ten pomysł? - położył dłonie na moich biodrach.
- Kochanie, gdzieś musiałeś się nauczyć strzelać te nienormalne i kosmiczne gole. - pogładziłam jego zarośnięty policzek. - Nie odpowiadaj, znam odpowiedź.
- Dobrze kombinujesz Butragueño. - wymruczał. - Mam przewagę nad Jonym i Aaronem. Wystarczyła moja niewinna minka, żeby mamie przechodziła wściekłość.
- Maminsynek. - wytknęłam mu język.
- Będziesz miała synka to zrozumiesz. - uśmiechnął się szeroko.
- A jak będę mieć córeczkę, to nie?
- Wtedy to będzie córeczka tatusia. - pocałował mnie z czułością, co natychmiast odwzajemniłam. Zeszliśmy na dół z szerokimi uśmiechami, trzymając się za ręce. Saul odsunął mi krzesło, a po chwili zajął miejsce obok mnie.

***

* Saul

Obiad minął nam w świetnej atmosferze. Już od dawna nie spędzaliśmy tak wspólnie czasu. Wystarczyło spojrzeć na szczęśliwą twarz mamy, która posyłała każdemu promienny uśmiech.
Oparłem się wygodnie, kładąc rękę na oparciu krzesła, na którym siedziała Leire. Z uśmiechem przysłuchiwałem się jej rozmowie z Camilą. O ile to było możliwe, kochałem ją z każdym dniem co raz bardziej. Były momenty, gdy spoglądałem na nią, skupioną na swojej pracy, zadając sobie pytanie ... czy to dzieje się na prawdę? Czy to nie jest sen z którego zaraz się wybudzę? A potem posyłała mi swój piękny uśmiech i wiedziałem, że los się do mnie uśmiechnął, oddając mi ją po pięciu latach.
Mimo to, nadal czułem wyrzuty sumienia związane z Yaizą. Była dla mnie ważną osobą, z którą świetnie się rozumiałem. Jednak miałem w sobie blokadę, która nie pozwalała mi na poważny krok. Dzięki temu, nie skrzywdziłem jej jeszcze bardziej.
Wtedy w parku, gdy cały w nerwach dostrzegłem sylwetkę Leire na alejce ... poczułem jak ogromny głaz spada z mojego serca, niszcząc ową blokadę raz na zawsze. Zresztą ... zawsze wiedziałem, że między nami coś było. I to od chwili, gdy po raz pierwszy spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami. Nikt by nie pomyślał, że to mogło być prawdziwe. A gdy ją objąłem w formie żartu pod klubem? Poczułem, jakby była stworzona dla mnie.
- Saul? - poczułem jej dłoń na kolanie. "Obudziłem się" z moich rozmyśleń, spoglądając na nią uważnie. - Twoja mama pyta, czy masz ochotę na kawę.
- Nie, niech się nie kłopoci. - ucałowałem jej policzek, na co uśmiechnęła się promiennie, wstając. Chwyciłem ją za dłoń, zatrzymując. - Powiedz jej, że jak znów zamknie was w tej kuchni, to zaatakuję okno.
- Nikt nas nie zamyka. - wywróciła oczami.
- Kabluje na mnie?
- Głuptas. - zaśmiała się gładząc moje włosy, po czym udała się w ślad za moją matką. Westchnąłem ciężko spoglądając na posprzątany przez nasze kobiety stół.
- Wszystkie cztery dobrze się dogadują. - zauważył ojciec, spoglądając na mnie uważnie. Zostaliśmy we dwóch, ponieważ Jony z Aaronem wyprowadzili marudzących synów do ogrodu. - Mama zawsze chciała mieć córkę, to ma teraz trzy.
- Wiem, wiem ... byłem ostatnią szansą na to.
- Oj tam. - machnął ręką. - Nie zamieniłaby Cię na tuzin córek. Przynajmniej nasz ród nie wyginie. - odwrócił wzrok w stronę szklanych drzwi tarasowych, za którymi rozrabiali Matias z Luccą. - Chociaż, to zapewne cudowne uczucie mieć w rodzinie małą księżniczkę.
- To była aluzja?
- Po prostu Cię nie rozumiem. Na co Ty czekasz?! - "krzyknął" szeptem przysuwając się do mnie bliżej. Spojrzałem na niego zaskoczony. - Powiedziałeś, że jest całym Twoim światem i zawsze ją kochałeś!
- Ja rozumiem, że chcesz naprawić wiele rzeczy, ale od razu każesz mi się oświadczać? - uniosłem rozbawiony brew. W ostatnim czasie w ogóle go nie poznawałem.
- Nie każę! - oburzył się. - Po prostu ... nie sądziłem, że w przypadku Leire będziesz miał wątpliwości.
- Bo nie mam. - uśmiechnąłem się.
- To ja już nic nie rozumiem!
- Nie mogę znaleźć odpowiedniego pierścionka. - wzruszyłem ramionami. Ojciec uchylił usta, lecz nie wydobył się z nich żaden głos. - Żartuję. Pamiętasz, jak opowiadałeś nam o swoich oświadczynach? - spytałem, na co kiwnął lekko głową. - Powiedziałeś, że obudziłeś się pewnego dnia z myślą, że chcesz ożenić się z mamą. Że tylko ona może być Twoją żoną. Dlatego pognałeś po pierścionek.
- Nie dodałem dość znaczącego faktu, że dostała propozycję pracy na drugim końcu kraju? - spytał niepewnie.
- Tato, nie do tego dążę. - wywróciłem oczami. - Obudziłem się z taką myślą na Zanzibarze. Ale ... nie chciałem jej przestraszyć. Chciałem, aby najpierw zobaczyła jak wygląda życie ze mną. Tylko że, troszkę się skomplikowało.
- Mówisz o tym psychopacie?
- Nie. Chociaż w sumie to tylko mnie umocniło w tym, że to u boku Leire chce przeżyć resztę mojego życia. - posłałem jej uśmiech, gdy mignęła mi w drzwiach kuchni. - Nie chcę jednak, żeby źle zrozumiała moją propozycję.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety, która źle zrozumiałaby oświadczyny. - parsknął.
- Po prostu chcę, aby była pewna, że robię to z bezgranicznej miłości do niej, a nie dlatego że ... - przerwałem zagryzając wargi, aby ukryć szeroki uśmiech. Ojciec patrzył na mnie z ciekawością wymalowaną na twarzy. - Powiem Ci, gdy będziemy mieć pewność.
- To będzie dziewczynka. - uśmiechnął się szeroko.
- Mówiłeś, że z takimi genami jak nasze, rodzą się tylko chłopcy. - zauważyłem, unosząc brew ku górze.
- Z takiej miłości jak wasza, musi powstać coś cudownego. A czy jest coś bardziej cudownego jak mała księżniczka dziadka?

Wieczorem Aaron zaproponował, abyśmy usiedli na tarasie. Usadowiliśmy się więc na kanapach, przykryci kocami, rozmawiając pod gwiazdami. Leire wtuliła się w mój bok, co jedynie przyjąłem uśmiechem. Nareszcie wszystko było tak, jak być powinno. Koniec z komplikowaniem sobie życia.
- Chciałbym coś powiedzieć. - zaskoczeni spojrzeliśmy na ojca, który podniósł się ze swojego miejsca. - Powiedziałem niedawno Saulowi, że moim największym sukcesem w życiu, jest wasza trójka. Już teraz jesteście lepszymi mężczyznami, ojcami, życiowymi partnerami ... niż ja kiedykolwiek byłem. Nigdy nie potrafiłem okazać wam tego, jaki jestem z was dumny. Z każdego z was tak samo. Wręcz rzucałem wam kłody pod nogi, głupio sądząc, że robię dla was dobrze. Zamiast wspierać, dokładałem zmartwień. - głos mu się załamał, na co mama z czułością chwyciła go za dłoń. - W żadnym momencie nie zasłużyłem na wasze wybaczenie, a mimo to, każde z was dało mi drugą szansę. Gdy patrzyłem na was wszystkim przy dzisiejszym stole, poczułem wstyd. Wstyd, ponieważ mogłem to zniszczyć. Jeszcze chwila, a mógłbym siedzieć tu sam jak palec. Na całe szczęście, wasza wspaniała matka, jak zawsze otworzyła mi oczy. Już tyle lat męczysz się z takim głupcem jak ja. - zwrócił się do niej.
- Bez tego głupca, nie miałabym tak wspaniałych synów.
- Zapiszcie to! - rzucił Aaron, rozbawiając towarzystwo.
- Chciałem wam dziś obiecać, że zrobię wszystko, aby zapracować na wasze zaufanie. Żebyśmy znów byli rodziną, która się wspiera i miło spędza czas w swoim towarzystwie. Żeby każde z was czuło się tu akceptowane i mile widziane. - spojrzał na Leire i Debbie z uśmiechem, co odwzajemniły. - Jeśli zawiodłem jako ojciec, obiecuję nigdy nie zawieść jako dziadek. Każde z waszych dzieci, znajdzie tutaj dla siebie ogrom miłości ode mnie i waszej matki. I nikt nie będzie ich ścigał ze ścierką, gdy wybiją okno w kuchni. - mruknął porozumiewawczo.
- Bo zamurujemy to okno, Boria!
- Kochanie, ale to taka miła tradycja. - jęknął, wywołując u nas wybuch śmiechu. - Ja wybijałem szyby, moi synowie wybijali ...
- Nadal wybijają. - mruknęła, spoglądając na mnie z aluzją.
- Więc moje wnuki też muszą! Mają, bądź będą mieć to po prostu w genach. Dziadka jeszcze stać na to, aby pokrywać te koszta.
- Zbankrutujemy na starość, wspomniesz moje słowa. - pogroziła mu, jednak zdradził ją uśmiech, który wkradł się na twarz.
- I zostanie nam tylko czysta bezgraniczna miłość. - objął ją, składając na policzku czuły pocałunek. Uśmiechnęliśmy się z braćmi na ten widok. Mieliśmy szczęście posiadać rodziców, którzy darzyli się szacunkiem i miłością. Na swoim przykładzie pokazali nam, jak powinien wyglądać związek dwojga ludzi. Ojciec miał swoje wady, ale nigdy nie zapominał o rocznicach czy urodzinach. Dzięki temu, mama zawsze mogła pochwalić się bukietem swoich ulubionych kwiatów. Akceptowali swoje wady, nauczyli się z nimi żyć. I nigdy nie mieli przed sobą tajemnic.
Zerknąłem na Leire, która zmęczona dzisiejszym dniem, ułożyła głowę na moim ramieniu. Z czułością ucałowałem jej skroń, dzięki czemu na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Uniosłem ostrożnie jej ciało, po czym życząc wszystkim dobrej nocy, udałem się na górę.

*

Madryt, 14 października 2018.

* Leire

- Nigdy nie zrozumiem baletu. - rzucił Saul, gdy szliśmy alejkami Parku Retiro. Noc była piękna, dlatego zaproponował, abyśmy wrócili do domu spacerem. Nie miałam wręcz serca, aby mu odmawiać.
- Poproś Nati o korepetycję. - zachichotałam.
- Wątpię, aby cokolwiek do mnie dotarło. - objął mnie ramieniem. - Patrzyłem na nią i patrzyłem ... i jedyne co mi przyszło do głowy, to szok, że nie wyrżnęła na środku sceny. Jak one utrzymują się na tych palcach?
- Wiesz, sądzę że będzie zachwycona tym, że w ogóle Cię to interesuje. Ba! Poświęcasz swój cenny czas na dumanie nad tym. - uśmiechnęłam się do niego. Jednak Saul jedynie zmarszczył czoło, nie rozumiejąc, do czego dążę. - Bo widzisz, na przykład Emilio ... chodzi od czasu do czasu na jej przedstawienia z przymusu, aby ziewać przez całe show. Ciebie nie musiałam zmuszać do tego.
- Osobiście mnie zaprosiła. - wzruszył ramionami. - Gdybym odmówił, na pewno sprawiłbym jej przykrość. A po za tym, to chyba wstyd ziewać w teatrze, prawda?
- Jeszcze chwila, a zamieni Ciebie na Emilio. - zaśmiałam się serdecznie. - Jesteś dla niej idealnym starszym bratem.
- Przyszywanym. - zaznaczył. - Wówczas musiałbym i Ciebie nazywać swoją siostrą, a to przecież niesmaczne, zważając na fakt, jakie mam myśli z Tobą związane.
- Głuptas. - ucałowałam rozbawiona jego policzek. Saul chwycił moją dłoń, po czym niespodziewanie okręcił wokół. Na koniec odchylił moje ciało do tyłu, składając na ustach namiętny pocałunek. Zaśmiałam się serdecznie gdy postawił mnie do pionu. - Obudził się w Tobie romantyk, Niguez.
- Zawsze nim byłem, Butragueño. - wyszczerzył swoje ząbki. - W końcu to w tym miejscu zobaczyłem w Tobie kobietę mojego życia. I to tutaj dałaś mi drugą szansę.
- To Ty mi ją dałeś. - zauważyłam, zarzucając ręce na jego szyję.
- Inaczej ... to tutaj otworzyliśmy nowy rozdział w naszym wspólnym życiu. - podkreślił, kładąc dłonie na moje biodra. - Gdy Cię tu zaciągnąłem, podczas naszej ucieczki, nie sądziłem że ta przypadkowa i stara ławka będzie tyle dla mnie znaczyć. To tutaj po raz pierwszy powiedziałem, że Cię kocham. A Ty odwzajemniłaś się tym samym, robiąc ze mnie najszczęśliwszego człowieka na ziemi.
- Saul ... - szepnęłam zagryzając wargi. Łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu.
- Dogryzałem Ci jak kretyn, a Ty bez zastanowienia rzuciłaś się w paszczę lwa, żeby mnie ratować. Raniłem słowami i swoim zachowaniem. Dzisiaj wiem, że zasłużyłem na te pięć lat bez Ciebie. - otarł spływającą łzę z mojego policzka. - Ale los dał mi drugą szansę. Los, z twarzą Twojego brata. - zaśmiał się. - Walczyłem o Ciebie do końca, chociaż nie zasługiwałem na to, żebyś się tu pojawiła. Ale zrobiłaś to i od tamtej pory obiecałem sobie, że zrobię wszystko, aby Ci to wynagrodzić. W Zanzibarze, gdy obserwowałem jak śpisz, zrozumiałem jedną rzecz. Że to z Tobą chcę iść przez całe moje życie. Już wystarczająco dużo czasu straciliśmy.
- Saul, nie przedstawiaj wszystkiego tak, jakby to była tylko i wyłącznie Twoja wina. - poprosiłam.
- Bo była. - chwycił moją twarz w swoje dłonie. - Gdybym od początku przyznał się do swoich uczuć, wszystko wyglądałoby inaczej.
- Nie wiesz tego. - szepnęłam.
- To już nie jest ważne. - uśmiechnął się. - Teraz jesteśmy razem i nie mam zamiaru gdziekolwiek Cię puszczać. Szczególnie dlatego, że zakochuję się w Tobie każdego dnia od nowa. Choć nie sądziłem, że jest to możliwe. Ale w sumie ... dlaczego się dziwię, skoro jesteś wspaniałą osobą? Wytrzymujesz ze mną, co jest wielkim osiągnięciem. - zaśmiał się. - Obdarzasz wszystkie najbliższe Ci osoby swoją miłością, wsparciem, pomocą. Nawet wybaczyłaś mojemu ojcu, dając mu szansę na poprawę. Możesz wszystkim wmawiać, że zrobiłaś to dla mnie, ale wiesz jaka jest prawda? Masz dobre serce, Leire. I to ono nie pozwala Ci nienawidzić i mieć do kogoś uraz do końca życia. Dlatego jeśli dzisiaj tego nie zrobię, to nie wiem czy się kiedykolwiek odważę ... w końcu zasługujesz na całe dobro tego świata, a ja nie wiem czy w choć jednym procencie mam szansę, aby Ci to zapewnić.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam czoło. Saul z tajemniczym uśmiechem odsunął się ode mnie, aby niespodziewanie uklęknąć na jedno kolano. Zdezorientowana uchyliłam usta, obserwując, jak wyciąga z kieszeni czerwone pudełeczko. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.
- Najpierw poprosiłem Emilio Butragueño o Twoją rękę. Miejsce może i nie było odpowiednie, jeśli tak można nazwać korytarz przed pokojem przesłuchań. Ale to pytanie wydało mi się w tamtym momencie takie proste, odpowiednie ... nawet nie wiem kiedy wypadło z moich ust. A on się po prostu uśmiechnął mówiąc, że jego odpowiedź jest raczej oczywista. - zaśmiał się. Pociągnęłam wzruszona nosem, wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana. - Potem została kwestia pierścionka. I cóż, nie było lepszego miejsca do poszukania go, jak słynny jubiler w którym pomogłaś mi wybrać naszyjnik dla mamy. Inne okoliczności przemilczmy. - uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam. - Zdajesz sobie sprawę, że sprzedawczyni nas pamiętała? Taką scenę to tylko my mogliśmy odstawić. Ale rozbawiona pomogła mi znaleźć ten odpowiedni. - uchylił niepewnie wieczko.
- O Boże. - szepnęłam, spoglądając na najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziałam.
- Leire Butragueño. Jesteś najlepszym tym, co mnie w życiu spotkało. Miłością mojego życia. Nie wyobrażam sobie nie mieć Cię przy swoim boku. Szczytem moich marzeń byłoby nazywać Cię z dumą moją żoną.
- Długo będę czekać? - spytałam z szerokim uśmiechem.
- Jesteś niecierpliwa, Butragueño. - wywrócił zabawnie oczami, na co odchrząknęłam. - Leire, wyjdziesz za mnie? - spojrzał wprost w moje oczy. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- To będzie również szczyt moich marzeń, móc nazywać Cię z dumą moim mężem. - powiedziałam łamiącym się ze wzruszenia głosem. - Oczywiście że tak. Tak i jeszcze raz tak! - krzyknęłam na cały park.
Saul wyciągnął dłoń po moją własną, po czym wsunął mi na palec pierścionek. Obejrzałam go z uśmiechem, aby po chwili ze śmiechem przepełnionym radością, rzucić się na jego szyję. Saul uniósł mnie okręcając się wokół własnej osi i całując namiętnie.

Nadal do mnie nie docierało, że to dzieje się na prawdę. Że jesteśmy razem. Że on mnie kocha. Czasami obawiałam się, że jest to tylko sen, albo że coś sobie wmówiłam. Jednak on tu był na prawdę. Trzymał mnie w swoich ramionach, całował, powtarzał że kocha. A ja kochałam jego. I to było w tym momencie najważniejsze.

***

Chyba nigdy z żadnego rozdziału nie byłam tak zadowolona jak z tego :) Mój ulubiony ;3

Żal mi się z nimi rozstawać, ale dostałam ogromną wenę na historię o Nati i mam kilka przygotowanych epizodów dla Saula i Leire :) Także tam się z nimi na pewno spotkacie!

Zresztą ... przed wami epilog, który pojawi się w niedzielę!


EDIT : Nowość również u Nati!

sobota, 25 sierpnia 2018

29. Masz jeszcze sporo czasu, aby to naprawic.

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę przesłuchiwana na policji. To doświadczenie, którego nikomu nie życzę. Czułam się wręcz jak kryminalistka, gdy policjant zadawał mi pytania. Rozumiałam, że musiał być obiektywny, ale co jakiś czas zimny dreszcz rozchodził się po moim kręgosłupie, gdy na mnie spoglądał.
Dlaczego nie poszliśmy z Saulem na policję pięć lat temu? Bo byliśmy głupimi dzieciakami, zszokowanymi, że udało nam się wyjść z tego cało. Szczerze mówiąc, w tamtym momencie nawet nie przyszło mi to na myśl.
Dlaczego nie poinformowałam policji o pierwszej "wiadomości"? Bo jedyną osobą, z którą w tamtym momencie miałam zatarg, był ojciec Saula. Od początku byłam pewna, że to nie on za tym stoi, ale wolałam nie dolewać oliwy do ognia w naszych napiętych relacjach.
Dlaczego nie poinformowałam policji o drugiej "wiadomości"? Spanikowałam. Po prostu się przestraszyłam, tak po ludzku.
Dlaczego nie poinformowałam policji o trzeciej "wiadomości"? Po nacisku siostry, porozmawiałam z policjantem, który miał osobiście przyjrzeć się tej sprawie. Jednak oficjalnego doniesienia nie wniosłam.
Dlaczego go zaatakowałam? Jedyne o czym w tamtym momencie myślałam, to bity przez niego Saul. Chciałam mu pomóc za wszelką cenę. Nawet własnym kosztem.
Wyszłam z pokoju przesłuchań z bólem głowy. Saul wraz z moim ojcem siedzieli pod ścianą, popijając kawę z automatu.
- I jak? Wszystko w porządku? - Saul zerwał się na mój widok i mocno przytulił. Jedynie kiwnęłam głową, wdychając zapach jego perfum, który zawsze mnie uspokajał. - Jesteś bardzo dzielna. - uśmiechnął się, całując moje czoło.
- Teraz pana kolej. - usłyszeliśmy stanowczy głos policjanta.
- Idź do ojca. - pchnął mnie delikatnie, po czym wszedł do pokoju przesłuchań. Zaczekałam, aż drzwi się za nim zamknęły. Opadłam bez sił na krzesło, a ramiona taty objęły mnie w pełnym bezpieczeństwa uścisku.
- Rozmawiałem z naszym prawnikiem. Nic Ci nie grozi. - pogładził moją głowę, gdy ułożyłam ją na jego ramieniu. - Moja mała, odważna dziewczynka. - szepnął, chwytając moją dłoń. - Jestem z Ciebie bardzo dumny, chociaż przerażony myślą, co mogłoby Ci się stać.
- Nie mogłam go wtedy zostawić. - odpowiedziałam pewnie. - Zrobiłabym to ponownie.
- Dla miłości robimy różne, szalone rzeczy.
- Wówczas prowadziliśmy ze sobą małą wojenkę. - uśmiechnęłam się pod nosem, na wspomnienie naszych kłótni. - Kłóciliśmy się niesamowicie. Ale mimo to, postawił się im, żebym uciekła. Nie mogłam tego zrobić.
- I jak ja mógłbym go nie zaakceptować? Skoro pomimo konfliktu pomiędzy naszymi rodzinami, Saul nie pozwolił, aby stała Ci się krzywda? Jedna moja córka jest w już dobrych rękach.
- Jesteś najlepszy na świecie, wiesz o tym? - zerknęłam na niego z uśmiechem.
- Coś tam Twoja matka wspominała. - zaśmiał się, co odwzajemniłam. 

Wówczas poczułam, że jeszcze będzie dobrze. Bo jak mogłoby być inaczej, skoro mam przy sobie takich rycerzy jak ojciec i Saul?

***

Wrzesień 2018.

Wanda Metropolitano. Niektórzy mówią, że jest to najbardziej nowoczesny stadion w Europie. Cóż, robił wrażenie. Musiałam to przyznać jako Madridista. Przynajmniej dopóki moje ukochane Santiago Bernabeu nie zacznie być remontowane, tracąc przy tym kawałek swojej duszy, tak jak stracili ją kibice Atletico, żegnając swój stary stadion.
Nigdy wcześniej tu nie byłam, więc czułam lekkie poddenerwowanie, gdy przekraczałam próg w towarzystwie Beatriz. Dziewczyna obiecała, że ochroni mnie przed wszelakim złem. I mimo że te słowa zostały wypowiedziane w formie żartu, ja poczułam się o wiele pewniej.
- Czyli mam rozumieć, że Saul nie wie? - Bea spojrzała na mnie z uśmiechem, gdy weszłyśmy do strefy VIP, która była zdecydowanie niżej ulokowana, niż ta na Bernabeu. Miało to swoją zaletę, ponieważ wrażenie bycia bliżej boiska, było niesamowite.
- Właściwie to ... nigdy mi tego nie zaproponował. - wzruszyłam ramionami.
- Może sądzi, że będziesz się czuła niezręcznie? - zaciągnęła mnie do loży, gdzie siedziało parę osób, pogrążonych w rozmowach. Kilka z nich odwróciło swoje zaciekawione głowy w naszą stronę, obdarowując nas sympatycznymi uśmiechami.
- Kiedyś, ktoś mi powiedział, że nie będę w stanie go wspierać. - westchnęłam, zajmując miejsce obok brunetki. Nie chciałam jednak zdradzać tożsamości owego człowieka. - To bzdura. Wsparcie to też poświęcenie. Wcale nie muszę zakładać jego koszulki klubowej, aby to nabrało większego sensu. Przeciwnie. Okazałabym tym gestem brak szacunku dla wartości obydwóch klubów.
- Saul wiedział kim jesteś, gdy się w Tobie zakochiwał. - zauważyła. - Osobiście sądzę, że nie kochałby Cię tak samo, gdybyś nie była kibicem Realu Madryt. - ściszyła głos, chichrając się pod nosem. - Wówczas to nie byłaby ta sama Leire.
- Jemu też nie pasują białe barwy. - puściłam jej oczko. - W tych czerwono - białych jest bardziej zadziorny i pociągający. - dodałam, wywołując u niej wybuch śmiechu.
Po stadionie rozległy się pierwsze takty hymnu Atletico. W loży zaczęło pojawiać się co raz więcej ludzi. Poczułam ukucie żalu z powodu braku obecności rodziców Saula. Szczególnie jego ojca, który zawsze był obecny podczas meczy Ligi Mistrzów. Znów się nie pojawił. Z mojego powodu.
Westchnęłam ciężko, po czym uśmiechnęłam się na widok wychodzących piłkarzy, a szczególnie jednego, z ósemką na koszulce. Wstałyśmy z Beą, gdy uwielbiany przeze mnie hymn Ligi Mistrzów, rozbrzmiał po stadionie. W małym telebimie dostrzegłam skupioną twarz Saula. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Wiedziałam, że będę w stanie go wspierać. Cierpieć razem z nim, cieszyć się jego sukcesami ... chociażbym miała to przepłacić od czasu do czasu bolącym sercem. Jego szczęście zawsze było moim priorytetem. Mogłam to z nim dzielić, nadal będąc kibicem Realu Madryt. Bo to nie Atletico wspierałam, tylko jego.

Po meczu, zeszłyśmy z Beą do podziemi, które służyły za strzeżony parking.
- I jak wrażenia, po wizycie na Wanda Metropolitano? - zagadnęła, gdy szukałyśmy samochodu Saula.
- Nikt mnie nie ugryzł. - parsknęłam śmiechem.
- W tej części Madrytu jednak są cywilizowani ludzie. - trąciła mnie żartobliwie łokciem. - Nie rozumiem jednak, dlaczego nie pozwoliłaś mi opublikować naszego wspólnego zdjęcie. Jest cudne!
- Bea, może kiedyś. - westchnęłam. - Chcę go wspierać, bez udowodniania tego ludziom.
- Przejmujesz się opinią innych?
- Po prostu wiem, jacy niektórzy fani potrafią być niebezpieczni i fanatyczni. - wzruszyłam ramionami. Bea i Koke byli kolejnymi naszymi znajomymi, których musieliśmy okłamywać. - O! Jest jego samochód.
- Koke pisze, że już wychodzą z szatni. - oznajmiła, wpatrując się w wyświetlacz swojego telefonu. - Spokojnie, Saul nadal nie wie, że tu jesteś. - dodała, widząc moją minę. - Więc powinni tu być za jakieś pięć minut, o ile nikt ich po drodze nie zatrzyma. Chociaż Koke wie, że nie mogę się niepotrzebnie przeciążać.- uśmiechnęła się pod nosem.
- To znaczy? - spojrzałam na nią uważnie.
- Oh, może to nie odpowiednie miejsce, aby się tym chwalić ... - rozejrzała się po parkingu, po czym przyłożyła swoją dłoń do nadal płaskiego brzucha. - Czuję, że to chłopiec. - szepnęła.
- O Boże. - zakryłam dłonią usta. - Bea, gratuluję! - objęłam ją serdecznie, na co jedynie się zaśmiała. - Kiedy dokładnie mały Koke pojawi się na świecie?
- W marcu.
- Teraz rozumiem dlaczego Koke tak szalał obok bramki. - zaśmiałam się, opierając o samochód Saula. - Chciał strzelić gola dla dziecka i oznajmić to światu, piłkarską cieszynką.
- Skąd wiesz? - wydukała zaskoczona.
- Przyjaźnię się z Ramosem. - przypomniałam jej rozbawiona. - Madridismo przerabiało to trzy razy w jego przypadku. Tyle, że jeśli o niego chodzi ... zaczęło się to robić irytujące, bo wręcz zabierał napastnikom piłkę. - zaśmiałam się.
- To urocze! - oburzyła się rozbawiona, a po chwili wskazała palcem na zbliżające się dwie postacie. Przyłożyłam palec do ust i oparłam o drzwi od kierowcy. Bea kiwnęła jedynie głową, po czym wyszła Koke na przywitanie.
- Ramos i urocze. - burknęłam pod nosem. - Chyba padnę ze śmiechu ...
Cierpliwie czekałam, aż Saul porozmawia z przyjaciółmi, lecz na złość, nie mogli się rozstać z Koke. Na całe szczęście Bea zaradziła tej sytuacji i pociągnęła męża za sobą. Rozbawiony Saul obszedł samochód, szukając w kieszeni kluczy. Na mój widok, zamarł w półkroku.
- Potrzebuję podwózki. - wzruszyłam ramionami. - Nie żebym była jakąś Twoją psychofanką, chociaż jesteś osobą, dla której odważyłam się tutaj przyjść. Chociaż nie ... Emilio by powiedział, że jestem psychiczna, pchając się w paszczę lwa. Uważam jednak, że ... mmmm! - Saul bezczelnie mi przerwał, wpijając się w moje usta.
- To tak à propos Twojego brata i paplania. - wyszeptał szczerząc się bezczelnie, za co wbiłam mu palec w żebra. - Wiem, że jesteś zadziorna, ale nie tutaj kochanie. - wymruczał.
- Saul? Ta kanapa w salonie, jest nawet wygodna ... jeszcze jedno słowo, a sam ją przetestujesz dzisiejszej nocy. - uśmiechnęłam się uroczo i niewinnie.
- Nie po to pomagałem Ci w wyborze łóżka, żebyś mnie z niego wyganiała. - klepnął mnie w tyłek, na co uchyliłam oburzona usta. Chwycił mnie za rękę, prowadząc do drzwi od strony pasażera, które przede mną otworzył.
Wyjechaliśmy ze stadionu, wśród tłumu kibiców, którzy machali do Saula. Siedziałam wręcz wbita w siedzenie, nie wiedząc jak się zachować, gdzie patrzeć. Bałam się, że najmniejszym gestem zrobię coś nieodpowiedniego.
- Leire, to nie kibice Atletico Ci zagrażają. - chwycił moją dłoń i delikatnie uścisnął.
- To nie o to chodzi. - mruknęłam. - Kochają Cię, jesteś ich idolem. - kątem oka dostrzegłam małego chłopca, machającego do Saula, co sam odwzajemnił z uśmiechem. - Nie chcę palnąć jakiejś gafy i się im narazić.
- Przyszłaś tu. - uśmiechnął się pod nosem, spoglądając uważnie na drogę.
- Chciałam sprawdzić, czy nadal wyprowadzam Cię z równowagi. - wzruszyłam ramionami, na co wybuchł śmiechem. - Ale stwierdziłam, że Ci nie powiem, bo to zbyt ważny mecz.
- Wiesz czemu się wtedy wściekłem? - spojrzał na mnie, gdy staliśmy na czerwonym świetle. - Twój widok sprawił mi ogromną radość. Nie rozumiałem wówczas tego, więc byłem zły na samego siebie. Kompletnie nie mogłem się skupić, a każde złe zagranie ... zdawałem sobie sprawę z tego, że to widzisz. - pokręcił głową, naciskając pedał gazu. - Było mi wstyd, bo wolałbym na Twoich oczach rozegrać mecz życia. Dlatego się irytowałem.
- Dzisiaj zagrałeś idealnie. - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
- Sprawiłaś mi wielką radość i niespodziankę. - pogładził moje kolano. - Nie chciałem Cię zmuszać, żebyś tu przychodziła. To miał być Twój wybór.
- Bea powiedziała, że będzie mnie chronić. - zaśmiała się.
- A jeśli o to chodzi ... - westchnął podjeżdżając pod bramę z napisem "La Finca". - Mówiłaś, że będziesz z Raquel i Fernando. Sądziłem, że może ma nowe informacje.
- Zapadł się jak kamień w wodę. - szepnęłam. - Sama nie wiem, co o tym sądzić. Minął miesiąc, więc może dał sobie spokój? Szczególnie, że policja wie kogo szukać.
- Będę spokojniejszy, jeśli go złapią.
Nie odpowiedziałam, a jedynie oparłam głowę o szybę. Mijaliśmy posiadłości, co raz bardziej zbliżając się do naszego domu. Miesiąc spokoju. Cisza. O tym właśnie marzyłam. Z dnia na dzień wracałam do normalności, do mojej pracy. Mogłam wyjść z przyjaciółmi, nie odwracają się za siebie. Zdawałam sobie sprawę, że niebezpieczeństwo nadal istniało, ale dzięki policji, byłam bardziej spokojniejsza.
- Cholera jasna. - jęknął Saul. Spojrzałam na niego zdezorientowało. - Muszę wracać na stadion.
- Co zapomniałeś?
- Mój telefon został w gabinecie medycznym, gdy byłem na kontroli antydopingowej. Sponsor ma do mnie zadzwonić z samego rana. - zatrzymał się przed naszą bramą.
- Więc pozostaje mi zagrzać łóżko. - zaśmiałam się, odpinając pasy.
- Z rozgrzewaniem poczekaj na mnie. - puścił mi oczko.
- Oh, serio? - stanęłam obok jego drzwi. - A wczoraj kto się odwrócił plecami i udawał że śpi?
- Leire, myślisz że to tak łatwo być abstynentem przed meczem, gdy paradujesz po sypialni w tej kusej piżamce? Cholo by mnie zabił, gdybym miał miękkie kolana. - wywrócił oczami, doprowadzając mnie do wybuchu śmiechu. - Dzisiaj daruj sobie to odzienie. - puścił mi oczko, po czym wycofał samochód.
Pokręciłam rozbawiona głową. Stanęłam przy bramce, szukając w torebce kluczy do niej. Saul cierpliwie czekał. Z uśmiechem pomachałam mu plikiem, na co posłał mi całusa i odjechał. Włożyłam klucz i przekręciłam, naciskając na klamkę. Zrobiłam krok ...
- Leire! - zamarłam na dźwięk tego głosu. Odwróciłam się niepewnie. Po drugiej stronie ulicy, Boria Niguez we własnej osobie, gasił silnik w swoim samochodzie. - Nie bój się, nie przyszedłem robić Ci awantur. - uniósł dłonie w geście "poddania", wysiadając.
- Co pan tu robi? - wydukałam.
- Przyjechałem na mecz. Widziałem Cię z Beatriz. - patrzyłam na niego niepewnie, nie wiedząc jak się zachować, co powiedzieć. Zresztą, on też wydawał się być zagubiony. - Moja żona dała mi wasz adres. Chciałem porozmawiać z Saulem, ale ... może nawet lepiej, że najpierw zrobię to z Tobą. - wziął głęboki wdech, robiąc krok w stronę jezdni, która nas dzieliła.
- Ja ... nie rozumiem ... - słysząc pisk opon, odwróciłam się gwałtownie. W szoku spoglądałam na samochód, zbliżający się do mnie z zawrotną prędkością. Sparaliżowana dostrzegłam zaciętą twarz kierowcy ... rozpoznając go. Jechał wprost na mnie! Jedyne co mi pozostało, to zaciśnięcie oczu ...
Nagle poczułam czyjeś ręce, odpychające mnie na trawnik. Upadłam przy akompaniamencie pisku opon. Syknęłam z bólu, chwytając się za rękę.
- Leire! - wrzask Saula, dobiegł do mnie jak zza mgły. Zdezorientowałam spojrzałam na jego biegnącą sylwetkę. Parę metrów dalej, na środku jezdni, stał jego samochód z niedomkniętymi drzwiami. - Boże, nic Ci nie jest!? - padł obok mnie z trzęsącymi się rękoma.
- Nie. - jęknęłam, podnosząc się z jego pomocą. - Saul to był ...
- Wiem. - chwycił moją twarz w dłonie i ostrożnie obejrzał. - Minąłem go przed bramą. Błyskawicznie zawróciłem, nie sądziłem że nadal tu jesteś ... - obejrzał ostrożnie mój obolały nadgarstek. - Kochanie, chyba jest skręcony.
- Przeżyję. A Twój tata? - spojrzałam na niego, jednak Saul zmarszczył zdezorientowany czoło. - O Boże! Gdzie Twój ... - odwróciłam się gwałtownie, szukając pana Nigueza. Stał pod bramą, trzymając się za klatkę piersiową.
- To moja wina, nie powinienem jej zatrzymywać. - wysapał, gdy Saul zaczął się do niego zbliżać.
- Tato! - Saul w ostatniej chwili chwycił ciało ojca, które zaczęło opadać na ziemię. Podbiegłam mu pomóc. - Co się dzieje? Coś Cię boli? - pan Boria nic nie odpowiedział, a jedynie zacisnął mocno powieki, nadal trzymając się za serce.
- Boli pana w klatce piersiowej? - spytałam, na co jedynie kiwnął głową. - Saul, oprzyj go o swoje kolana i odepnij górne guziki od koszuli. Ja zadzwonię po pogotowie. - starałam się być opanowana, chociaż ręce niemiłosiernie mi się trzęsły. Na całe szczęście rozmowa z dyspozytorem pogotowia przebiegła szybko.
- Tak bardzo Cię przepraszam. - usłyszałam głos pana Nigueza, zwracający się do Saula. - Byłem egoistą. Myślałem, że robię dobrze.
- Tato, nic nie mów. To Cię męczy.
- Nie. Muszę to powiedzieć. - wysapał. Kucnęłam obok, okrywając go swoją kurtką. Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie. - Tak bardzo Cię skrzywdziłem, a Ty, mimo to, ratujesz takiego hipokrytę jak ja.
- Ratuję ojca Saula. - powiedziałam dobitnie. - To pan mnie odepchnął ... dlaczego?
- Jesteś całym jego światem. Jak mógłbym mieć jakiekolwiek wątpliwości? - syknął z bólu. - Już wystarczająco dużo straciliście przeze mnie. Więcej bólu i rozczarowania w jego oczach nie zniosę.
- Więc musi się pan oszczędzać. - złapałam niepewnie za jego dłoń, którą uścisnął.
- Leire ma rację, tato. - Saul otarł jego spocone czoło. - Każde słowo dużo Cię kosztuje. Porozmawiamy, gdy wydobrzejesz. Jeszcze będziesz mi potrzebny, staruszku. - zaśmiał się przez łzy.
- Nie musisz mi wybaczać, bo mam stan przedzawałowy ...
- Wybaczam Ci, bo jesteś moim ojcem. I brakowało mi Ciebie przez te ostatnie tygodnie. - głos mu się załamał, a w moich oczach pojawiły się łzy. - Kocham ją tato, zawsze ją kochałem. I masz rację, jest całym moim światem. Chciałem Ci to wtedy powiedzieć, ale bałem się, że tego nie zaakceptujesz i mnie odrzucisz. Nic nie usprawiedliwia Twojego zachowania, ale ... nie potrafię Cię znienawidzić. Nie chcę tego.
- Wiesz jaki jest mój życiowy sukces? - wyszeptał. - Wychowałem was trzech na lepszych mężczyzn ode mnie. Z każdego z was jestem dumny, chociaż nigdy nie potrafiłem tego okazać. Tak mi wstyd ... - zacisnął powieki.
- Masz jeszcze sporo czasu, aby to naprawić.
- Leire? - spojrzał na mnie. - Od Ciebie nie oczekuję wybaczenia, bo byłoby to zbyt szlachetne z Twojej strony. Wykorzystałem fakt, że kochałaś mojego syna, zamiast się cieszyć, że ktoś go tak bezgranicznie obdarzył miłością.
- Wychował pan wspaniałego mężczyznę, więc jakim cudem miałabym się w nim nie zakochać? - uśmiechnęłam się. - Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze, wie pan to, prawda?
- Nie raz to udowodniłaś. - wyszeptał. - Saul? Wiem, że to dla Ciebie bardzo ważne ... przyjechałem tu, aby Ci powiedzieć że akceptuję Twój wybór. I cieszę się Twoim szczęściem. Chciałem wam to powiedzieć zanim ... - skrzywił się z bólu, lecz na szczęście z oddali było słychać odgłos karetki. - Mama się zdenerwuje.
- Spróbuje jej wszystko na spokojnie wytłumaczyć, a zaraz po tym przyjadę do szpitala, dobrze?

Stałam z boku, obserwując jak sanitariusze zajmują się panem Niguezem. Jego życiu na szczęście nic nie zagrażało, jednak musiał zostać zabrany do szpitala. Saul, po rozmowie z jednym z nich, nachylił się nad ojcem, obiecując, że niedługo się zobaczą.
- Dzwonił Fernando. - jego głos oderwał mnie od obserwowania oddalającej się karetki. Podał mi mój telefon. - Złapali go.
- Jak to? - odwróciłam się do niego gwałtownie.
- Gdy go zauważyłem i zawróciłem, zdążyłem zapamiętać rejestrację samochodu. - objął mnie swoimi ramionami, wdychając zapach włosów. - Myślałem, że już jesteś w domu, a on po prostu tu krąży ... a gdy zobaczyłem jak jedzie w Twoją stronę ...
- Wszystko dobrze się skończyło. - szepnęłam.
- Nie daruję mu tego, rozumiesz? - syknął wściekle. - Mógł was zabić. Ciebie, ojca ... kto wie, czy nie ... - położył dłoń na moim brzuchu, co wywołało u mnie blady uśmiech. - Powiedziałem Fernando, że dopiero jutro złożysz zeznania. Raquel zaraz tu będzie i się Tobą zajmie.
- Saul, ale skoro go złapali ...
- Leire, błagam Cię. - chwycił moją twarz w swoje dłonie. - Dzisiaj już się ze mną nie sprzeczaj. Będąc przy ojcu, chce mieć pewność, że nic złego Ci się nie dzieje.
- Masz racje, przepraszam. Obiecuję słuchać się Raquel ... chociaż w sumie nigdy nie dotrzymałam tego słowa. - mruknęłam pod nosem.
- Masz okazję się poprawić.

Choć obiecałam Saulowi, że odpocznę, wcale nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku, spoglądając na księżyc w pełni. Nie czułam nic. Ani radości, ani przygnębienia z powodu ostatnich wydarzeń. Została jedynie wielka pustka. Wiedziałam, że ze wschodem słońca, zacznie się nowy dzień, wraz z którym znikną wszystkie troski. Nareszcie mogłam być w pełni szczęśliwa. Choć na razie, w ogóle to do mnie nie docierało.
Mimo że pan Niguez mnie o to nie prosił, wybaczyłam mu wszystko. Co nie oznaczało, że nagle o wszystkim zapomniałam. Nie chciałam jednak żyć z nienawiścią w sercu. Każdy zasługiwał na drugą szansę. Więc skoro ja ją otrzymałam od życia, dlaczego nie mogłam podarować tej szansy jemu? Pani Pilar prosiła mnie, abym pozwoliła mu zmądrzeć. Już wykonał pierwszy krok, prosząc Saula o wybaczenie i przyznając się do swoich błędów. I uratował mnie, narażając na to własne zdrowie. I możliwe że nie tylko mnie ... a wtedy będę mu wdzięczna do końca mojego życia.

***

Wszystko powoli wraca do normy :) Mam nadzieję, że nikt oprócz pana Nigueza, nie miał tu stanu przedzawałowego!

Kolejny rozdział jest moim ulubionym ;3 I cóż ... jeszcze tylko 2 posty do końca.


środa, 22 sierpnia 2018

28. Czego chcesz? Pieniedzy?

Madryt, 11 sierpnia 2018.

- Jak to nie idziesz na mecz?!
- Normalnie Nati. - westchnęłam, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam o wiele lepiej, chociaż cienie pod oczami nie chciały całkowicie zniknąć. - Nie czuję się najlepiej.
- Ostatnio cały czas mnie zbywasz! - oburzyła się. Przymknęłam powieki, walcząc z chęcią opowiedzenia jej o wszystkim. Nie chciałam jednak, aby kolejna z moich sióstr wpadła w panikę. Natalia musiała skupić się na powrocie do Rosji, z dala od tej niebezpiecznej sytuacji. - Co się dzieje? Coś Ci poważnego dolega?
- Jestem wykończona, ponieważ dużo pracy zwaliło się na mnie w ostatnim czasie. Praktycznie nie śpię nocami, wystarczy że Saul mi suszy o to głowę. - przytrzymałam telefon ramieniem, szukając w międzyczasie małego pudełeczka w kosmetyczce.
- A ... lecisz do Estonii?
- Nie. - szepnęłam.
W najbliższą środę, w stolicy Estonii, miał odbyć się mecz o Superpuchar Europy, pomiędzy Realem Madryt i Atletico. Można by rzecz, pierwszy poważny test mojego i Saula związku, przynajmniej według Sergio Ramosa. Jednak kompletnie nie miałam do tego głowy, a wręcz wynik był mi obojętny. Co innego non stop krążyło po mojej głowie.
- Saul wie?
- Oczywiście, że tak. - westchnęłam, wysypując z irytacją zawartość kosmetyczki do zlewu. Do cholery jasne, gdzie to jest?! - Mówiłam Ci, że suszy mi głowę. Chce żebym odpoczęła.
- Fakt. - mruknęła pod nosem. - Chciałam spędzić z Tobą trochę czasu, wyjeżdżam we wtorek.
- W niedzielę będę cała Twoja. - obiecałam. - Saul, z samego rana, rozpoczyna zgrupowanie, więc mama wręcz nakazała mi się stawić na obiedzie. - nagięłam prawdę. Owszem, Saul wyjeżdżał. I właśnie z tego powodu miał zamiar "odstawić mnie" do rodziców. Ta sytuacja zaczęła mi doskwierać, jednak dopóki Fernando nie znajdzie sprawcę całego zamieszania, musiałam na siebie uważać.
- Więc wyjdziemy gdzieś razem! O wiem! Mam pomysł! - Nati ogarnęło podekscytowanie, a mnie ... panika. Zrozumiałam nagle gdzie podziewało się pudełeczko. - Ty, ja, mama i Raquel! Zrobimy sobie babski dzień i ...
- Porozmawiamy o tym później ... muszę kończyć. - rozłączyłam się. Nie miałam czasu na wyrzuty sumienia, z powodu niesprawiedliwego potraktowania siostry. Nerwowo zaczęłam krążyć po łazience, analizując ostatnie dni. Zapomniałam. Kompletnie zapomniałam o tabletkach!
Tydzień wcześniej, gdy w pośpiechu chwytałam najpotrzebniejsze rzeczy, zapomniałam wrzucić do kosmetyczki pudełka z tabletkami antykoncepcyjnymi. Tydzień. Siedem dni. Jak mogłam o nich zapomnieć? A wczoraj ...
- Leire? - Saul zapukał w drzwi. - Wszystko w porządku?
- Tak. - wydukałam, przeczesując nerwowo włosy. Zdenerwowana spoglądałam na swoje blade oblicze w lustrze. - Zaraz wychodzę.
Ochlapałam twarz zimną wodą, wzięłam głęboki oddech, po czym opuściłam pomieszczenie. Podskoczyłam przestraszona, dostrzegając Saula, nonszalancko opartego o ścianę obok drzwi.
- Znowu się stresujesz. - stwierdził, patrząc na mnie uważnie. - Mówiłem Ci już, że ja, Twój ojciec i Fernando, zajmiemy się wszystkim. Jesteś bezpieczna. - objął mnie, całując z czułością w skroń. - Nie myśl o tym.
- Przestanę wtedy, gdy wszystko wróci do normy. - mruknęłam, tuląc się do niego. - Nati chce urządzić babski dzień i gdzieś wyjść. Jak mam jej znów odmówić? - jęknęłam.
- Może powinna znać prawdę?
- Nie. - spojrzałam na niego stanowczo. - Nie będzie chciała wyjechać, nie będzie w stanie się skupić ... a ja po prostu chcę, aby była jak najdalej tego wszystkiego, rozumiesz? - kiwnął głową, na znak zgody. - Ale masz rację. Koniec ze stresem ... tak na wszelki wypadek. - szepnęłam.
- Słucham?
- Łazienka wolna. - cmoknęłam go przelotnie w usta, wymuszając uśmiech. - Pójdę zrobić śniadanie ...
- Dostałabyś je do łóżka, gdybyś nie opuściła go za wcześnie. - przytulił się do moich pleców, uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś. - zaśmiałam się. - Muszę zadzwonić do Raquel, aby coś mi przyniosła.
Zeszłam do kuchni, łapiąc po drodze za torebkę, w której spoczywał mój telefon. Raquel nie odbierała, co w sumie nie powinno mnie zdziwić. Dziesiąta rano to dla niej środek nocy, oczywiście gdy nie pracuje.
Nalałam do szklanki wody i upiłam kilka łyków. Jedyne o czym marzyłam, to choć jeden spokojny dzień. Bez okłamywania innych, bez obaw, bez stresu ... westchnęłam ciężko. Irytujące uczucie Déjà vu ogarnęło moją duszę. Znów miałam przez to przejść. Znów kilka tygodni w napięciu. I mimo że teraz wszystko było inne, to inaczej wyobrażałam sobie ten moment. Kompletnie nie brałam pod uwagę faktu narażenia dziecka na jakikolwiek stres.
- Dziecko. - szepnęłam, czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele, a łzy napływają do moich oczu. Dopiero w tym momencie, dotarł do mnie fakt, że ono może na prawdę istnieć. O ile było to możliwe ... - Jeśli tam na prawdę jesteś ... - położyłam dłoń na brzuchu. - ... obiecuję Ci być najlepszą mamą na świecie. Koniec ze stresem, definitywnie.
- Leire? - niepewny głos Saula za moimi plecami, doprowadził do wypuszczenia szklanki z mojej dłoni. Szkło rozprysło się po kuchennej posadzce, a ja odwróciłam się do niego przestraszona. - Uważaj! - podszedł do mnie, chwytając na ręce.
- Saul, to nie tak ... - wydukałam, jednak on jedynie zacisnął usta w wąską linię, wynosząc mnie z kuchni do pomieszczenia, które niedługo miało służyć za salon. Znów poczułam panikę. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz, aby wspomnienia powróciły. - Przepraszam, to moja wina, zapomniałam ... - postawił mnie na podłodze i przeczesał nerwowo włosy. - ... pakowałam się szybko i zapomniałam o tych cholernych tabletkach i ... Boże. - zakryłam twarz dłońmi, chcąc ukryć łzy, które zaczęły spływać po policzkach. - To nie tak, że zrobiłam to specjalnie. Przecież rozmawialiśmy o tym i ...
- Zaraz, chwila. - chwycił mnie za ramiona. - Zacznijmy od najważniejszego. Jesteś w ciąży?
- Nie wiem. - wydukałam, na co zmarszczył czoło. - Znaczy ... to możliwe. Rano zorientowałam się, że od tygodnia nie biorę tabletek. A my wczoraj ... - śmiech Saula rozbrzmiał w całym domu, przerywając moją nerwową paplaninę. - Co Ty? - wyjąkałam.
- Boże, postarzałem się o kilka lat w jednej chwili. - z szerokim uśmiechem przyciągnął mnie do siebie i przyłożył czoło do mojego.
- Saul, ale ja nie rozumiem ...
- Z logicznego punktu widzenia, gdybym miał zostać ojcem, to chyba byłoby zbyt wcześnie, aby się o tym dowiedzieć. - zauważył, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. - Gdy Cię zobaczyłem w kuchni, to co robisz, co mówisz ... przeraziłem się, że to nie ja będę ...
- Przepraszam, zachowałam się idiotycznie. - spuściłam głowę. - Po prostu dotarło do mnie, że to możliwe ... dlatego mówiłam, że koniec ze stresem, na wszelki wypadek.
- Przynajmniej będziesz miała odpowiednią motywację, a ja nie będę musiał Ci tego na każdym kroku przypominać. - uśmiechnął się. - Przestraszyłem Cię?
- Po prostu ... wszystkie wspomnienia wróciły. - wydukałam.
- Leire, posłuchaj mnie uważnie. - chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał stanowczo w oczy. - To nigdy nie było, nie jest i nigdy nie będzie żadnym problemem, rozumiesz? Bez względu na ostateczny wynik. - kiwnęłam głową, pociągając ostatni raz nosem. - Już nie jesteś sama. Zresztą, wtedy też byś nie była. - westchnął.
- Saul, wtedy było inaczej ...
- Nie ... nie wiesz wszystkiego Leire. - pociągnął mnie na taras, gdzie usiadł na krześle, sadzając mnie na swoich kolanach. - Owszem, kilka dni po tym, poszedłem przeprosić Yaizę, ale nie wróciliśmy wówczas do siebie. - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego zdezorientowana. - Nie przyszłaś do parku, ale nadal istniała możliwość, że zostaniesz matką mojego dziecka. Więc czekałem.
- Na co?
- Sam nie wiem. - zaśmiał się nerwowo. - Był moment gdy w ogóle nie brałem pod uwagę faktu, że nie jesteś w ciąży. Dlatego czekałem, aż mnie o tym poinformujesz. A jeśli nie, co też brałem pod uwagę znając Twój charakter, miałem zamiar wparować do Twojego życia i Ci oznajmić, że chcę wziąć odpowiedzialność za waszą dwójkę. I to nie dlatego, że tak trzeba, tylko dlatego że ... że już wtedy Cię kochałem, i byłem przekonany, że pokochałbym tak samo to dziecko.
- Byłbym wtedy przy Tobie, gdybyś mi na to pozwoliła. - wyszeptałam wzruszona, cytując jego własne słowa, wypowiedziane podczas naszej kłótni w Rosji.
- Byłem. - pogładził mój policzek. - Wiesz ile razy walczyłem ze sobą, aby do Ciebie nie podejść?
- Obserwowałeś mnie?
- Czasami chodziłem w te same miejsca. - wzruszył ramionami. - Musiałem mieć pewność Leire. To nie było tak, że kompletnie o tym zapomniałem.
- A potem? - spytałam niepewnie.
- Nadszedł dzień, w którym zobaczyłem Cię roześmianą w towarzystwie znajomych. Byłaś szczęśliwa. - uśmiechnął się smutno. - Nadal z płaskim brzuchem ... moja ostatnia nadzieja prysnęła tamtego dnia.
- Nie byłam szczęśliwa. - pociągnęłam nosem.
- Wiem kochanie. - przytulił mnie do siebie i zaczął gładzić ramię. - Ale teraz wszystko będzie inaczej. Tak jak powinno być od samego początku.

*

Madryt, 13 sierpnia 2018.

- Jak go tak obserwuję ... - doszedł do mnie szept Raquel. Zerknęłam na nią znad poczty, którą przeglądałam. Oparta o blat w kuchni, z marchewką w ręce, obserwowała zasuwającego walizkę Saula. - ... to czuję, że coś kombinuje.
- Niby co? - zmarszczyłam czoło.
- Pewnie jak strzelić nam gola. - wzruszyła ramionami. - Jakby nie mógł się do Ciebie ograniczyć. Zajęłaś się nim w nocy? - zmierzyła mnie wzrokiem szpiega, gryząc marchewkę.
- Raquel? Lecz się. - prychnęłam.
- Powiedz chociaż, że ogłosisz mu embargo w razie czego! - wręcz pisnęła. Oburzona uchyliłam usta, aby jej powiedzieć do słuchu, co sądzę o takich idiotyzmach, lecz przerwał mi w tym Saul.
- Wychodzę już.
- Zajmę się nią. - Raquel puściła mu oczko. Rzuciłam pocztę na blat, chcąc iść za nim do holu, aby się pożegnać. - Jeszcze masz szansę! - siostra "krzyknęła" za mną. - Mogę wyjść ...
- Zamilcz! - syknęłam, grożąc jej. Saul stał obok drzwi, ostatni raz sprawdzając czy ma wszystko. Podeszłam do niego, przytulając się mocno. Zaśmiał się pod nosem, całując moją skroń.
- Na prawdę grozi mi embargo? - wyszeptał rozbawiony.
- Słyszałeś? - jęknęłam zażenowana zachowaniem własnej siostry. - Saul, rób to, co umiesz najlepiej. Jedyne na co będę zła, to przepychanki i chamskie faule. Tego nie daruje żadnemu z was.
- Postaram się. - pogładził mój policzek.
- Czego ja oczekuję, przecież to Derby Madrytu. - wywróciłam oczami. - Będziecie się taranować cały mecz, żeby na koniec paść sobie posiniaczeni w ramiona.
- Wolę paść posiniaczony Tobie w ramiona. - wyszczerzył się. - Nie denerwuj się. Nie będzie ofiar w ludziach.
- Trochę żałuję, że mnie tam nie będzie. - westchnęłam. - Chociaż z drugiej strony, przeżywałabym to jeszcze gorzej.
- Miałaś się nie denerwować, pamiętasz? - spytał, na co kiwnęłam głową. - Muszę już uciekać. Masz odbierać ode mnie telefony, nie przeżywać tego meczu zbyt mocno i nie oddalać się samej nigdzie, dobrze?
- Obiecuję. - westchnęłam.

*

Mecz obejrzałam w towarzystwie mamy i sióstr. Miałam się nie denerwować? Też mi coś! Jak miałam się nie denerwować, skoro co chwilę któryś leżał z grymasem bólu? I te błędy w obronie Realu ... gołym okiem było widać, że piłkarze nie wrócili jeszcze z wakacji. A przynajmniej ich głowy!
A gdy Saul strzelił gola ... pięknego gola ... Raquel oburzona jedynie na mnie prychnęła. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta, widząc jego radość. Nie mogłam nic na to poradzić. Byłam smutna z powodu przegranej mojej drużyny, ale widząc jego szczęście ... nie potrafiłam czuć negatywnych emocji.



Co nie znaczy, że nie byłam zła po tym spotkaniu ... ba! Ja byłam wściekła.

*

Przebudził mnie ruch w łazience. Uniosłam zaspana głowę, zerkając na zegarek. 3 w nocy. Saul wrócił z Estonii. Usiadłam na materacu, rozglądając się wokół. Pod ścianą dostrzegłam walizkę, a na niej przewieszony medal za zwycięstwo w Superpucharze Europy.
- Nie śpisz? - spytał zaskoczony. Pokręciłam jedynie głową, poprawiając moje rozczochrane włosy. - Obudziłem Cię?
- To nic. - mruknęłam. - I tak co chwilę się budzę ... nie mogę spać.
- Dlaczego? - kucnął przede mną z zatroskaną miną.
- Bo urządziliście sobie rzeź na boisku? - syknęłam. - Szczególnie Twój kolega imbecyl!
- Leire. - wywrócił oczami. - To część piłki nożnej, kto jak kto, ale Ty powinnaś o tym wiedzieć doskonale.
- Kopanie z premedytacją w głowę leżącego zawodnika, to dla Ciebie część piłki nożnej?! - oburzyłam się. - Widziałeś szyję Sergio?! - znowu to cholerne ciśnienie mi podskoczyło, na samo wspomnienie. - On jest psychiczny!
- Mówisz tak, jakby Sergio był aniołem. - spojrzał na mnie z zaciętą miną.
- Oczywiście, że nie jest! Ale jest dla mnie jak brat i nie myśl sobie, że przejdę obok tego obojętnie!
- Super. - prychnął. - Bo przecież to, że nadziałem się na jego łokieć, który "przypadkowo" wystawił, jest bez znaczenia. - wstał kierując się w kierunku wyjścia z sypialni. Zacisnęłam mocniej powieki, klnąc na siebie w myślach. Źle to wszystko wyszło i to zdecydowanie. Zerwałam się za nim, chwytając po drodze medal. Zeszłam schodami na dół do kuchni, gdzie w tym momencie urzędował. Oparty o blat popijał wodę z zaciętą miną. Stanęłam na przeciwko niego, jednak nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
- To ma znaczenie. - szepnęłam spoglądając na sporej wielkości siniak na jego klacie. - Dlatego po meczu zadzwoniłam do Ramosa robiąc mu awanturę. Gdyby zrobił Ci to, co Costa jemu ... - potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z niej głupie myśli. - Saul, co byś poczuł, gdyby ktoś tak potraktował Aarona albo Jonego?
- Byłbym wściekły. - mruknął nadal patrząc w okno.
- Nigdy nie będę obiektywna jeśli chodzi o Sergio. - wzruszyłam ramionami. - Co nie znaczy, że nie mogę mieć z nim cichych dni, po tym jak potraktował Ciebie, o czym już wie. - podeszłam bliżej, zawieszając mu na szyi medal. - Coś zgubiłeś Mistrzu. - uśmiechnęłam się.
- Raquel pewnie jest wściekła. - uniósł kącik ust.
- Bo porządnie się Tobą nie zajęłam i strzeliłeś? - zaśmiałam się. - Cóż, czy to moja wina, że mój mężczyzna nie potrafi strzelać normalnych goli?
- O normalnego też by była wściekła. - wzruszył ramionami. - A co z embargo? - położył dłonie na moich biodrach, uśmiechając się niewinnie.
- Mam sobie sama strzelić w stopę? - prychnęłam, na co chwycił mnie niespodziewanie za pośladki i posadził na blacie. - Saul! Jest po trzeciej w nocy!
- Więc musisz być cicho.

*

W południe, poddani totalnemu lenistwu, leżeliśmy wtuleni w swoje ramiona. Saul do treningów miał wrócić dopiero jutrzejszego dnia, więc egoistycznie oznajmiłam, że dzisiaj jest tylko mój. Potrzebowałam tych kilku chwil tylko we dwoje, jak tlenu.
- Chyba sobie poradziliśmy, prawda? - spytałam, kreśląc wzory na jego torsie. Saul uchylił usta, aby mi odpowiedzieć, jednak przerwał mu w tym własny telefon. - Nie mogą bez nas żyć. - zaśmiałam się.
- Nieznajomy numer. - zmarszczył czoło.
- Może ktoś chce Ci pogratulować? Oczywiście mam nadzieję, że nie jest to jakaś gorąca fanka. - udałam wielce oburzoną. Saul pokręcił rozbawiony głową i odebrał połączenie.
- Słucham?
- Młody, podzieliłbyś się dziewczyną! - zamarłam na dźwięk tego głosu. Złe wspomnienia wróciły do mnie niczym bumerang. Usiadłam gwałtownie, patrząc na zdezorientowaną twarz Saula ze strachem.
- Kto mówi? - syknął, biorąc na głośnomówiący.
- Myślisz, że ją ukryjesz przede mną? - zaśmiał nieprzyjemnie. - Musi zapłacić za to, że ważyła się podnieść na mnie rękę. Kobiety nie powinny się mieszać w męskie sprawy. Tym bardziej córki parszywych Wikingów.
- Posłuchaj sukinsynu. - Saul zerwał się na równe nogi. - To od początku była sprawa pomiędzy nami, więc tak to załatwimy.
- Dzięki Tobie jedynie ją znalazłem. Nigdy bym nie pomyślał, że to córeczka Butragueño. W końcu pod latarnią najciemniej. - zimny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, a w oczach poczułam łzy.
- Czego chcesz? Pieniędzy?
- Widoku roztrzaskującej się butelki na jej uroczej główce
- Jesteś chory. - Saul przeczesał nerwowo włosy. Ja siedziałam jak zahipnotyzowana, patrząc przed siebie. W życiu nie wpadłabym na to, że to ten człowiek mnie prześladuje! Doskonale wiedział, że działałam w obronie Saula, ale i tak chciał się na mnie zemścić. - Pójdziemy z tym na policję. Już wiemy, kim jesteś.
- Proszę bardzo. - zaśmiał się. - Niech się przyzna, jak mnie zaatakowała.
- W obronie. Leire jest w tej sprawie jedynie ofiarą.
- Jej słowo przeciwko mojemu.
- Myślisz, że Tobie ktoś uwierzy? - Saul się zaśmiał, jednak widziałam że jest zdenerwowany. - Stanęła w mojej obronie. Każdy sąd ją uniewinni. Do tego zaczęła dostawać od Ciebie pogróżki. Ty, serio masz problem z głową, skoro uważasz, że cokolwiek jej grozi ze strony policji.
- Prasa będzie zachwycona tym tematem.
- Proszę bardzo. Cały kraj będzie jej współczuł, a dla Ciebie będą jedynie chcieli jak najwyższego wyroku.
- Nie radzę iść na policję. - rzucił, a po chwili rozległ się dźwięk zakończonego połączenia. Saul przeklął, rzucając telefonem.
- Pójdę do więzienia? - szepnęłam drżącym głosem, wbijając wzrok w podłogę.
- Nie ma żadnej podstawy co do tego. - ukląkł przede mną, chwytając moją twarz w dłonie. - Ale musimy iść na policję. Zadzwonię po Twojego ojca. - ucałował mnie czule w czoło.
- Boję się.
- Wiem, ale Tobie nic nie grozi. Po prostu powiesz całą prawdę i wrócimy do domu, dobrze? - kiwnęłam niepewnie głową, obserwując jak wybiera numer do mojego ojca.

Czy się bałam? Nie. Ja byłam przerażona!

***

Czy chociaż raz udało mi się was zaskoczyć? :)

Skończyłam pisać tą historię. Teraz pozostało mi jedynie opublikować resztę rozdziałów. Ale akcja cały czas nabiera tempa. Czy już jest po wszystkim? Czy Leire może czuć się bezpiecznie? Odpowiedź w kolejnym rozdziale. W którym również wielki powrót ... :)

Myślicie, że jestem w stanie się powstrzymać i nie opublikować prologu na nowej historii? Phi! Miałam to zrobić po zakończeniu tej historii, ale ... no właśnie :)



niedziela, 19 sierpnia 2018

27. Honey, I'm Home!

Madryt, 10 sierpnia 2018.

- Raquel, na litość boską! Nic się nie dzieje! - zirytowana mieszałam gotujący się sos, trzymając w drugiej dłoni telefon. - Zaraz tu będzie Saul, więc jeśli spalę swój pierwszy obiad dla niego, to nigdy Ci tego nie wybaczę!
- Robisz z siebie kurę domową! - oburzyła się.
- Chcę mu po prostu zrobić niespodziankę. - zaczęłam się bronić. Doskonale wiedziałam, że wywróciła z irytacją oczami! - Dzisiaj wraca do Madrytu, więc pomyślałam, że miło by zjeść obiad w naszym nowym domu. A skoro jest tu tylko łazienka i kuchnia ...
- Chcesz żeby się ucieszył? To zrób mu dobrze. - mruknęłam.
- Raquel! - rzuciłam drewnianą łyżką na blat. - Jako starsza siostra, powinnaś mi dawać przykład! Pomóc, bądź uraczyć dobrą radą ...
- Dałam Ci idealną radę, więc nie rozumiem Twoich pretensji.
- Ugh, mam nienormalną rodzinę. - westchnęłam wychodząc na taras, gdzie w ocienionym miejscu, stał stolik przygotowany dla dwóch osób. Uważnym spojrzeniem oceniłam, czy wszystko jest na swoim miejscu. Chciałam, aby wszystko wyszło idealnie. I może dlatego bardzo się denerwowałam.
Pomysł na wspólny obiad, wpadł mi przypadkowo do głowy. Fakt, że Raquel ze swoim znajomym policjantem, wręcz zamknęli mnie w tym domu i pilnowali niczym świadka koronnego, też nie był bez znaczenia. Nie wychodziłam stąd od kilku dni, kompletnie zatracona w swojego laptopa.
Fernando okazał się być kompetentnym i pomocnym policjantem. Opowiedziałam mu wszystko, od samego początku, prosząc o dyskrecję. Obiecał przyjrzeć się dokładnie tej sprawie. Warunkiem jednak była moja stała ochrona. Wspomniałam mu, jak i siostrze, o moim nowym domu. Obydwoje oznajmili, że mam z niego nie wychodzić. I w ten oto sposób, zamieszkałam z Raquel i powoli dostawałam szału. Był jednak pozytyw całej tej idiotycznej sytuacji. Nareszcie mogłyśmy spędzić więcej czasu ze sobą.
- Czyli mam rozumieć, że dzisiaj ominie mnie spanie w Twoim towarzystwie na materacu? - spytała niewinnie.
- Tuliłaś się do mnie przez sen. - zauważyłam.
- A Ty kopałaś mnie po żebrach! - oburzyła się. - Serio Leire, ten Saul to musi mieć mocne mięśnie, żeby to wytrzymać. Od dziecka wierzgałaś tymi nogami, dlatego zawsze wolałam spać z siusiającą Nati!
- Błagam, nie przypominaj jej tego. - zaśmiałam się, wracając do kuchni. - I nie martw się, Saul potrafi idealnie mnie obezwładnić.
- Bez szczegółów. - jęknęła. - Jednak jeśli chcesz siostrzanej rady, to wiedz, że ten materac nie nadaje się do robienia moich siostrzeńców.
- Czy Ty przypadkiem nie miałaś się szykować na kolację z Fernando? - spytałam niewinnie.
- Musiałam przecież zadzwonić i sprawdzić, czy żyjesz, prawda?
- Raquel ... zadzwoniłaś do mnie pięć minut po tym, jak wyszłaś z mojego domu. - zauważyłam. Przez okno dostrzegłam jak brama się otwiera, a na podjazd wjeżdża samochód Saula. - Przyjechał! Muszę kończyć! - rozłączyłam się.
Saul nie miał pojęcia, że obecnie przebywałam w naszym domu. Poprosiłam go, aby po przyjeździe do Madrytu, zaglądnął do La Finca, ponieważ umówiłam się z projektantem, a nie mogłam wyrwać się na czas. Oczywiście był zaskoczony i nie zbyt zadowolony, jednak zagadałam go mówiąc, jaki to nie jest kochany. Dlatego też, gdy przekroczył próg, z podekscytowaniem stanęłam w holu.
- Leire? - spojrzał na mnie zdezorientowany. - Mówiłaś, że ...
- Po przekroczeniu tego progu, powinieneś zawołać "Kochanie wróciłem!". - uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Bo chyba tak się mówi ...
- Wariatka. - zaśmiał się, kręcąc głową. - Nie ma żadnego projektanta, prawda?
- Nie, jestem tylko ja. - wzruszyłam ramionami, aby sekundę później, z piskiem radości, podbiec do niego i wręcz rzucić na szyję. Rozbawiony, uniósł mnie i okręcił parę razy wokół własnej osi, aby na koniec złożyć pełen tęsknoty pocałunek.
- Kochanie, wróciłem. - wyszeptał przykładając swoje czoło do mojego.
- Nareszcie zrozumiałam Sonię Gonzalez i jej tęsknotę. - pogładziłam z czułością jego policzek. - Dlaczego musicie wyjeżdżać na tak długo?
- Wyobraź sobie jak tęskniłabyś, gdybym był żołnierzem. O ile byś tęskniła. - przysunął mnie jeszcze bliżej. Z lubością wdychałam jego zapach, tuląc się do umięśnionego torsu. - Umm, Leire? Co tak ładnie pachnie?
- Kurczak! - pisnęłam wyrywając się i wręcz biegnąc do kuchni. Dopadłam z sercem na ramieniu do kuchenki, jednak na całe szczęście, wszystko było idealne.
Saul z szerokim uśmiechem oparł się łokciami o blat i obserwował moje poczynania, kręcąc głową.
- Ale nie jadłeś jeszcze nic, prawda? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Ugotowałaś dla mnie obiad? - uniósł brwi, jednak ten bezczelny uśmieszek nie zniknął z jego ust. Kiwnęłam głową. - Kochanie, nawet jakbym był pełny, to nie raczyłbym odmówić. Pachnie jak w najlepszej restauracji.
Speszona chciałam chwycić za talerze, jednak wyręczył mnie w tym Saul, który oznajmił, że chce mi pomóc. Z uśmiechem zaprowadziłam go na taras, gdzie czekał wcześniej przygotowany stół.
- Zrobiłaś to wszystko dla mnie? - spytał.
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę. - wzruszyłam niewinne ramionami. - Podziękuj mojej matce, że raz w tygodniu organizowała dla mnie i moich sióstr kurs gotowania, bo inaczej byłabym wmuszona zamówić pizzę.
- Leire Butragueño, zadziwiasz mnie za każdym razem. - pocałował mnie z czułością, po czym odsunął krzesło, niczym prawdziwy dżentelmen. - A ja nawet nie przyniosłem Ci kwiatów ...
- Daj spokój. - zaśmiałam się. - Najważniejsze, że już jesteś. Nie żebym miała coś przeciwko kwiatom. - dodałam rozbawiając go.
Zabraliśmy się za jedzenie, co jakiś czas wymieniając się nowymi informacjami. Czułam na sobie uważne spojrzenie Saula, gdy opowiadałam mu powierzchownie o powrocie Raquel. Paplałam bez sensu, żeby przeciągnąć to, co nieuniknione. Przeprosił mnie na chwilę, tłumacząc się ważnym telefonem. Odetchnęłam głęboko, gdy zniknął za szklanymi drzwiami. Kompletnie nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę o groźbach!
- Pozbieram. - skoczyłam na równe nogi, gdy skończyliśmy jeść. Wyciągnęłam dłonie po talerze, jednak Saul jednym chwytem, posadził mnie na swoich kolanach. Zaśmiałam się obejmując go za szyję. Jednak jego mina ...
- A teraz mów, co się stało. - spojrzał na mnie stanowczo.
- Ale ...
- Nieodbieranie telefonów, zmienianie tematu, cienie pod oczami, uciekający wzrok ... Leire, zdajesz sobie sprawę że schudłaś podczas tych trzech tygodni? - spuściłam głowę, zagryzając dolną wargę. - Byłem na górze i widziałem materac z pościelą oraz najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkasz tu, prawda? - kiwnęłam niepewnie głową. - Co się dzieje?
- Tylko nie bądź na mnie zły i nie krzycz. - szepnęłam, na co zacisnął usta. - Czekałam z tym, aż wrócisz.
- Leire ... rozmawialiśmy już o tym. - syknął. - Miałaś mi mówić wszystko, bez względu na to gdzie jestem i co robię. Ale dobrze, postaram się być spokojny. - westchnął.
- Raczej nie będziesz. - mruknęłam. - Gdy wróciłam do mieszkania, po tym jak Cię odwiozłam, znalazłam w skrzynce wiadomość od tej samej osoby, która wybiła szybę w mojej kawiarni. - oczy Saula rozszerzyły się wściekle. - Napisane było "Zostaliśmy sami". Ten ktoś, wiedział gdzie mieszkałam, więc wyniosłam się do rodzinnego domu na jakiś czas.
- Myślałem, że to był jednorazowy wyskok. - warknął, zaciskając pięści. - Więc dlaczego jesteś tutaj? W domu w surowym stanie?
- Raquel i jej znajomy policjant mnie tu zamknęli i pilnują niczym świadka koronnego. - szepnęłam. - Saul, ktoś zamalował maskę mojego samochodu sprayem ... pod domem. Raquel akurat podjechała i go przestraszyła. Od tamtej pory nie odstępuje mnie na krok.
- Mój Boże. - przejechał dłonią po twarzy. - I ja o niczym nie wiedziałem?!
- Przepraszam. - pociągnęłam nosem. - Ja już nie wiem co mam robić, dlaczego ktoś mnie tak nienawidzi ... zaczynam wariować ... - z paniką zauważyłam, że zaczynam mieć problemy z oddychaniem.
- Leire ... powoli. - chwycił mnie za ramiona. - Nic nie mówi, oddychaj spokojnie. - przymknęłam powieki, próbując się uspokoić. Skupiłam się całkowicie na jego dotyku i zapachu, czując ogarniające mnie bezpieczeństwo w jego ramionach. - Nie pozwolę Cię skrzywdzić, obiecuję.
- Fernando obiecał przyjrzeć się tej sprawie, jednak obiecałam jemu i Raquel, że jeśli będzie kolejna taka wiadomość, mam prosto iść na policję. On sam nic nie wskóra.
- Chciałbym z nim porozmawiać.
- Dobrze. - kiwnęłam głową. - Ten dom jest w surowym stanie, ale ... czuję się tu bezpiecznie.
- Więc na razie zamieszkamy w takich warunkach. - uśmiechnął się delikatnie, jednak napięcie z jego twarzy wcale nie zniknęło. - I znajdziemy tą osobę ... zapłaci za to.
- Twoja mama też zauważyła, że coś jest nie tak. - szepnęłam, opierając głowę o jego ramię. - Na dodatek moi rodzice wracają dzisiaj wieczorem ... jak ja mam im o tym powiedzieć?
- Sam powiem Twojemu ojcu. - oznajmił.
- Słucham?
- Będzie Cię pilnował, gdy ja nie będę mógł. - pogładził z czułością mój policzek. - Nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale w tym momencie jest jedyną osobą, której ufam bezgranicznie. I tylko jemu jestem w stanie powierzyć Twoje bezpieczeństwo.
- Jest jeszcze Raquel ... jest groźniejsza od sfory ochroniarzy. - zauważyłam.
- Ale to kobieta. Ten ktoś może skrzywdzić was obie.
- Nie mów jej tego. - uśmiechnęłam się smutno.
Saul przytulił mnie do siebie mocno, gładząc z czułością ramię. Wdychałam zapach jego perfum spoglądając na nasz ogród. Czułam się bezpiecznie, co w ostatnim czasie było wręcz niemożliwe. Nadal nie wiedziałam, kto mógłby aż tak mnie nienawidzić. Doszłam nawet do wniosku, że lepiej bym to przyjęła, gdyby okazało się być to idiotycznym żartem.

*

Późnym wieczorem, trzymając się za ręce, stanęliśmy przed moim rodzinnym domem. Nati wysłała mi wiadomość, że rodzice wrócili i oczekują, że jeszcze dziś się z nimi spotkam. Zresztą sam Saul nie chciał czekać, chcąc jak najszybciej porozmawiać z moim ojcem.
- Denerwujesz się? - szepnęłam po naciśnięciu dzwonka.
- Nie. Zagłusza to moje zaniepokojenie i wściekłość. - westchnął ciężko. Chciałam mu odpowiedzieć, jednak drzwi otworzyły się szeroko. Uśmiechnęłam się promiennie do mojego ojca, który zmierzył nas uważnym spojrzeniem.
- Kazaliście mi czekać pięć lat na ten widok. - uniósł brwi. Wymieniliśmy z Saulem zaskoczone spojrzenia. - Wejdźcie proszę. - zrobił nam miejsce. - Twoja matka szaleje z niecierpliwości. - rzucił rozbawiony.
- No nareszcie! - w holu pojawiła się moja rodzicielka. Puściłam dłoń Saula i przytuliłam ją mocno. Tak bardzo za tym tęskniłam. Mama pogładziła z uśmiechem moją twarz, po czym przeniosła wzrok na Saula.
- Cóż, już o tym wiecie, ale ja chciałam to od początku zrobić w ten sposób ... oficjalnie. - podeszłam do chłopaka. - Obydwoje również wiecie, kim jest Saul. Ale nie wiedzieliście najważniejszego. Że go kocham i jest mężczyzną mojego życia. - spojrzałam na niego, co odwzajemnił z czułością. - I kompletnie nie obchodzi mnie to, że zapewne będzie kapitanem największego rywala Realu. - zaśmiałam się.
- Oh, to ma w sumie swój urok. - zachichotała wzruszona mama.
- Nas również to nie obchodzi. - odezwał się do tej pory milczący ojciec. - Obchodzi nas jedynie to, czy Saul Cię kocha i czy zaopiekuje się Tobą odpowiednio.
- Właśnie chciałbym o tym porozmawiać. - odpowiedział mu, na co rodzice wymienili zdezorientowane spojrzenia. - Jest dość ważna sprawa, o której państwo powinniście wiedzieć.
- O Boże, czy zostanę babcią? - mama zakryła usta dłonią, a w jej oczach zabłysły łzy wzruszenia.
- Mamo! - jęknęłam, wywracając oczami. - To nie o to chodzi!
- Nie byłbym tak zaniepokojony, gdyby o to chodziło. Wprost przeciwnie. - ścisnął moją dłoń. - To chodzi o bezpieczeństwo Leire. Wiele się wydarzyło podczas waszej, jak i mojej nieobecności.
Rodzice poprosili nas do salonu, gdzie usiedliśmy na przeciwko nich. Powoli, słowo po słowie, zdanie po zdaniu, zaczęliśmy im opowiadać o wszystkich wydarzeniach. Wiedziałam, że będą przerażeni, czego dowodem była blada jak ściana twarz mojej matki.
- Leire, powinnaś od razu iść na policję. - oznajmił mój ojciec stanowczo. - A co najważniejsze, zadzwonić do nas. Gdyby Raquel nie pojawiła się niespodziewanie w domu, kto wie, co mogłoby się stać.
- Nie mów tak nawet. - zrugała go mama, po czym zerwała się ze swojego miejsca, podchodząc do mnie i przytulając. - Kwiatuszku, nie wyglądasz najlepiej. Myślałam, że to z powodu ... zresztą, nie ważne.
- Jest lepiej odkąd Raquel się pojawiła. - szepnęłam. - Przepraszam, wszyscy macie rację.
- Powinnaś się porządnie wyspać i co najważniejsze, zacząć jeść.
- Saul? Mógłbym Cię prosić? - ojciec wstał ze swojemu miejsca i wskazał chłopakowi odpowiedni kierunek. Rzuciłam mu zaniepokojone spojrzenie, jednak mama z uśmiechem chwyciła moją dłoń.
- Daj im porozmawiać w cztery oczy. - szepnęła, gdy oprowadzałam ich wzrokiem. - Mają jeden cel. Twoje bezpieczeństwo.
- Ironia losu, ale dzięki tej sytuacji, wszystko wydaje się być łatwiejsze. Spędziłam dużo czasu z Raquel, co ostatnio miało miejsce, gdy byłyśmy dziećmi, a co najważniejsze ... tata jakoś dogaduje się z Saulem.
- Czyli zamieszkaliście razem? - z uśmiechem założyła kosmyk moich włosów za ucho.
- I to niedaleko was. - zaśmiałam się. - Na sąsiedniej ulicy.
- Obiecuję nie być wścibską teściową, która we wszystko się miesza i wpada z niezapowiedzianą wizytą. - uniosła zabawnie dłoń, niczym przysięgający żołnierz. - Ale mogę pomóc w aranżacji? - jej oczy wręcz zabłysły z podekscytowania.
- Mamo, a dlaczego jeszcze nie zaczęłam o tym myśleć? - spojrzałam na nią uważnie. - Czekałam na Ciebie.
- Mój kwiatuszek! - pisnęła obejmując mnie mocno.

*

* Saul

- Masz jakieś podejrzenia? - spytał Emilio Butragueño, wpatrzony na widok za oknem. Aktualnie przebywaliśmy w jego gabinecie, pełnym pucharów oraz zdjęć z największych sportowych sukcesów. Ten ogrom był przytłaczający, jednak wszystko to było gustownie poukładane. Najważniejszym punktem tego pomieszczenia, były dwie wielkie fotografie na ścianie, na przeciwko biurka. Na jednej, Emilio w towarzystwie swojej żony Sonii, wychodzący z kościoła. Dzień ich ślubu. A druga fotografia? Czwórka dzieci, objętych i uśmiechających się szeroko do obiektywu. Doskonale wiedziałem, którą dziewczynką była Leire. Te iskierki w oczach poznałbym na końcu świata.
- Nie mam pojęcia. - westchnąłem ocierając dłonią zmęczoną twarz. - Ale to na pewno nie mój ojciec.
- Nawet tak nie pomyślałem. - zaskoczony Emilio, odwrócił twarz w moją stronę.
- Mam wrażenie, że coś przeoczyłem. - westchnąłem ciężko. - Cały czas analizuje wszystko, zachowania ludzi wokół mnie, nie możliwe, aby ktoś kogo znam, posunąłby się do takiej rzeczy.
- A fani? Doskonale wiesz, jacy niektórzy potrafią być. - usiadł ciężko za biurkiem. - Ja w swoim życiu widziałem na prawdę wiele. Kopanie samochodów zawodników, wysyłanie pogróżek ich rodzinom ... to niepojęte że potrafili znaleźć ich prywatne numery. - pokręcił głową.
- To chodzi o mnie. Bo właśnie od tego się zaczęło. - spojrzałem stanowczo na Emilio. - Od naszych zdjęć w gazecie. W tym mój ojciec miał rację.
- Chciał wam tego wówczas zaoszczędzić. Jednak również nie wierzę, że to mógłby być on. Za dużo by stracił, gdyby to wyszło na jaw. - kiwnąłem głową na znak zgody. - Co powiedział policjant?
- Rozmawiałem z nim parę minut przez telefon. Sprawdził monitoring, jednak wygląda na to, że ten człowiek doskonale wiedział, gdzie się ustawić, aby nie być w pełni widocznym.
- I wybił szybę w centrum miasta. - zadumał się mężczyzna. - Więc, albo to skończony idiota, który do tej pory miał szczęście, albo doskonale wie, co robić, żeby nie zostać złapanym.
- Ja już nic nie wiem. - jęknąłem, wstając z krzesła. Zacząłem nerwowo przechadzać się po gabinecie. - Fernando prowadzi śledztwo na własną rękę, jednak nic podejrzanego nie znalazł. Ile możemy trzymać Leire pod kluczem? Już teraz źle to znosi.
- Masz rację. Jednak powinna być cały czas w czyimś towarzystwie. - westchnął. - Oczywiście powinniśmy być taktowni, bo w końcu wybuchnie.
- Niech mi pan obieca, że nie spuści z niej oczu, gdy nie będzie mnie obok. - spojrzałem na niego stanowczo.
- Jesteś w stanie obiecać mi to samo?
- Chociażby na własne życie.

*


* Leire

Jakiś czas później, wróciliśmy do domu. Byłam wykończona dzisiejszymi wydarzeniami, jak i tym, co się działo w ostatnich dniach. Jedyne o czym marzyłam, to prysznic, który zmyje ze mnie wszelkie trudny. Zostawiłam więc zamyślonego Saula w kuchni i udałam się na górę, do jedynej łazienki, która była gotowa. A raczej posiadała działający prysznic z ciepłą wodą.
Zrzuciłam z siebie ciuchy, po czym weszłam pod przyjemny strumień wody. Przymknęłam powieki, pozwalając aby ciepło spływało po mojej zmęczonej twarzy. Odchyliłam głowę, przeczesując mokre włosy. Wyciągnęłam dłoń po żel, jednak zamarłam, czując za sobą czyjąś obecność. Uśmiechnęłam się, zagryzając dolną wargę.
- Wiesz co pomyślałem, widząc po raz pierwszy ten obszerny prysznic? - wyszeptał Saul przy moim uchu. Dłonie ułożył na moich biodrach, przysuwając do siebie. Na plecach poczułam jego nagą klatę.
- Chyba się domyślam. - zaśmiałam się pod nosem.
- Musisz się rozluźnić kochanie. - pocałował z czułością moje nagie ramię, a następnie przeniósł usta na szyję. - Potrzebujesz tego, po ostatnim stresie. - jego dłonie wylądowały na moich spiętych ramionach, które zaczął rozmasowywać. Westchnęłam z przyjemności, przymykając powieki. Ucałował mój kark, a dłonie zsunął na łopatki.
- Gdzie nauczyłeś się tak masować?
- Improwizuję. - wyznał, na co obydwoje się zaśmialiśmy. - Po prostu się na tym skup. - dodał przesuwając dłonie na moje piersi, które objął i zaczął delikatnie pieścić. Zamruczałam z przyjemności, mocniej przytulając się do niego plecami. Tymczasem jedna z jego dłoni, powoli zaczęła się zsuwać co raz niżej i niżej. Wstrzymałam oddech i cała się spięłam, gdy dotarł do najczulszego miejsca na kobiecym ciele. Uchyliłam usta gdy zaczął poruszać swoim palcem. Mój oddech przyspieszył. Odchyliłam głowę, co wykorzystał i wpił się swoimi ustami w moje, przy okazji przyspieszając swoje poczynania, które zaczęły doprowadzać mnie do szaleństwa. Jęknęłam w jego wargi, a moim ciałem zatrząsł dreszcz ogromnej przyjemności. Niczym tonący chwytałam powietrze, patrząc nieprzytomnie w jego oczy.
Jednym pewnym ruchem odwrócił mnie do siebie przodem i lekko pchnął na kafelki. Namiętny pocałunek, którym mnie obdarzył, wręcz doprowadził do ugięcia się moich kolan. Wbiłam swoją dłoń w jego włosy, a drugą przytrzymałam jego ramienia, gdy niespodziewanie uniósł moją nogę. Z głuchym jękiem odchyliłam głowę, gdy poczułam go w sobie. Uniósł moje ciało, nie przestając swoich pchnięć. Miał rację, moje myśli kompletnie odleciały, a jedynie co zostało to ogromna przyjemność, jaką dzięki niemu zaznawałam. Chwilę później, wtulił się w moją szyję, mrucząc moje imię. Krzyk zamarł w moim gardle. Przymknęłam powieki, kompletnie zatracając się w tej chwili.
Jeszcze chwilę po tym, jak postawił mnie na równe nogi, staliśmy wtuleni w swoje ramiona, pozwalając, aby chłodna woda schładzała nasze rozgrzane ciała. Jedyne co czułam, to ogromną miłość do tego mężczyzny, szczęście i bezpieczeństwo. Wszystko inne nie miało znaczenia.

***

Uwierzcie bądź nie, ale zostało mi do napisania ... pół rozdziału? I niestety, ale będziemy musiały pożegnać się z Saulem i Leire. Ale spokojnie, jeszcze cztery razy pojawi się tutaj nowość :) Już teraz wiem, że trudno będzie mi się rozstać z tymi bohaterami, pomimo faktu, że sporadycznie pojawią się w historii o Natalii. Ale! Nie byłabym sobą, gdyby kolejny szalony pomysł nie wpadł mi do głowy. Miałam nawet opublikować prolog, ale na razie się wstrzymam :) Trudno mi chyba wziąć "rozwód" z Niguezem ^^ Ale gdybyście miały ochotę zobaczyć bohaterów -> seguro-que-volvera :)


piątek, 17 sierpnia 2018

26. Psychopata ewidentnie Ci grozi!

Włochy, 3 sierpnia 2018.

* Saul

Jeden sygnał, drugi, trzeci ... poczta głosowa. Westchnąłem ciężko, odkładając telefon. Od wczoraj próbowałem się dodzwonić do Leire, jednak bez odzewu. Wysłała mi jedynie wiadomość, że wszystko w porządku, ale ma zawirowanie w kawiarni. A po za tym kocha i tęskni ... super. Jednak wolałbym usłyszeć jej głos, który to wypowiada.
Czułem, że ma jakiś problem, o którym nie chce mi powiedzieć. Kiedy w końcu ten uparciuch zrozumie, że wiem kiedy coś kręci? I doskonale wiedziałem, dlaczego to robi! Chce, abym się skupił na przygotowaniach do sezonu. To miłe, że zawsze myślała o mnie, jednak wolałbym o wszystkim wiedzieć wcześniej.
- Co tak dumasz? - obok mnie usiadł Koke, owinięty samym ręcznikiem. Właśnie byliśmy po dość intensywnym treningu, jednak ja, zanim udać się pod prysznic, chciałem jeszcze raz spróbować skontaktować się z Leire. - Od kiedy obawiasz się wspólnego prysznica? - poruszał charakterystycznie brwiami.
- Saulito, widzieliśmy Twojego ptaszka. - zanucił Giménez, na co zmierzyłem go zniesmaczonym wzrokiem.
- Masz odpowiedź Koke. - mruknąłem wstając. - Strach się pochylić, gdy ten imbecyl jest w pobliżu. Regina Ci nie wystarcza? - rzuciłem przechodząc obok Urugwajczyka. Ten jedynie głupio się zaśmiał.
Odkręciłem chłodną wodę, po czym przymknąłem powieki, gdy przyjemne strumienie zaczęły oblewać moje spocone ciało. Co, jeśli przesadzam? Co, jeśli panikuję bez powodu? Może to tylko zwykła tęsknota? Mieliśmy się nie widzieć przez trzy tygodnie, co w tym momencie wydawało się być dla mnie wiecznością. W końcu Leire miała kilka zleceń i kawiarnię na głowie. Poświęciła mi ostatnio dużo czasu, zaniedbując to wszystko. Nie mogłem być aż takim egoistą.
Odświeżony i w lepszym humorze, wróciłem do szatni. Jednak od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy, na widok Giméneza z moim telefonem w dłoniach.
- Co Ty robisz? - warknąłem, wyrywając mu swoją własność.
- Zaświecił i zobaczyłem ten uroczy wyświetlacz. - wyszczerzył się, kompletnie nie speszony swoim zachowaniem. - Niezła dupcia. - zagwizdał.
- To moja kobieta, kretynie! - syknąłem wściekle.
- Stary Butragueño wie, że posuwasz jego córcie?
- Odszczekaj to! - chwyciłem go za przód koszulki i pchnąłem na ścianę. - Słyszałeś?! - Giménez jedynie prychnął, co rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej. - Jesteś żałosny. Współczuję Twojej żonie, że wyszła za takie ścierwo bez szacunku do kobiet!
- Odpieprz się od mojej żony! - odepchnął mnie.
- A Ty się odpieprz od mojej kobiety!
- Co wy robicie?! - pomiędzy nas wkroczył Koke.
- Nie wtrącaj się kurduplu!
- Od niego też się odpieprz! - aż się we mnie zagotowało.
- Cisza! - wrzasnął mój przyjaciel. - Przypominam Ci Giménez, że jestem wice kapitanem, więc może trochę więcej szacunku, bo przede mną odpowiadasz. - powiedział spokojnie, lecz widziałem wściekłość w jego oczach. - O co, do cholery jasnej, wam poszło!?
- Giménez nie szanuje cudzej prywatności. - mruknąłem.
- Ojej, poskarż się trenerowi. - zironizował. - Zawsze mu dupę liżesz, pupilku!
- Zacznij dobrze grać, by godnie reprezentować te barwy, to może wreszcie Cię zauważy. - prychnąłem. Wiedziałem gdzie mu wbić szpilę. Podskoczył do mnie z furią wymalowaną na gębie, jednak na drodze stanął mu nasz kapitan ... Diego Godin. Przytrzymał go za koszulkę i zmierzył kamiennym wyrazem twarzy.
- To drużyna piłkarska, czy przedszkole? - warknął.
- Saul się wścieka, o byle co. - prychnął. - Przeszedł już na białą stronę mocy. - mruknął pod nosem.
- Naucz się szanować ludzi. - zacisnąłem dłonie w pięści. - I czyjąś prywatność. Gdzieś Ty się wychował? W buszu? Trudno z Tobą wytrzymać!
- Jak Ci się nie podoba, to może teść załatwi Ci miejsce w innej drużynie? - uniósł brwi ku górze. - Piłkarzem był średnim, ale możliwe, że jakąś władzę posiada.
- Średnim? - aż parsknąłem śmiechem. - To co mamy powiedzieć o Tobie, skoro do pięt mu nie dorastasz? W wieku pięćdziesięciu lat by Cię spokojnie ograł. - szczerze mówiąc, sam się sobie dziwiłem. Dlaczego to powiedziałem? Serio broniłem honoru Emilio Butragueño? No dobra, z obiektywnego punktu widzenia, nikt o zdrowych zmysłach nie nazwałby go średnim zawodnikiem. I na tym pozostańmy.
- Ty zapchlony ...
- Saul ma rację. - usłyszałem za sobą głos Cholo. To zabawne, ale w szatni zapadła przerażająca cisza. - Z przyjemnością Ci puszczę filmiki z Butragueño, może czegoś się nauczysz. - Giménez warknął pod nosem, lecz nie odezwał się ani słowem do swojego rodaka. - Saul? Mógłbym Cię prosić? - kiwnął na mnie głową, więc posłusznie za nim wyszedłem.
- Dziecinne to zabrzmi, ale to nie ja zacząłem. - rzuciłem, gdy byliśmy kilka kroków od szatni. - Sprowokował mnie. Wybacz.
- Musiał nieźle Ci nadepnąć na odcisk. - zauważył. - Ciebie trudno sprowokować. - zaśmiał się pod nosem. - Nie o tym jednak chciałem rozmawiać.
- Tobie też przeszkadza to, z kim się spotykam?
- Że co? - spojrzał na mnie jak na kretyna. - Cóż, o ile nie będzie Cię zaciągała do łóżka przed Derbami Madrytu, to nie ma problemu. - wzruszył ramionami, a ja wywróciłem oczami. Cholo czasami był aż za bardzo bezpośredni. - Czy Tobie przeszkadzało to, że prowadzi Cię trener, który ma o piętnaście lat młodszą żonę?
- To nie moja sprawa. - od razu odparłem.
- To jest też odpowiedź na Twoje idiotyczne pytanie. - trzepnął mnie żartobliwie w głowę. - Ale koniecznie muszę porozmawiać z Emilio! Zapytam go o to, co sądzi o swoim zięciu! - czy mi się wydawało, czy on wręcz podskoczył z uciechy? Serio? Ten Cholo? - A potem będę patrzył na ten wyraz twarzy! Wiesz doskonale, że Emilio zawsze jest taktowny, a jego mimika wręcz nie zdradza prawdziwych odczuć, szczególnie tych negatywnych ...
- Cholo? Jestem zażenowany. - mruknąłem.
- Masz rację. Jego nie da się sprowokować. - westchnął ciężko.
- Nie o tym ... zresztą, nie ważne. - machnąłem dłonią. - Chciałeś o czymś ze mną porozmawiać, prawda?
- Ano tak. - przybrał poważny wyraz twarzy. - Jak Twoja nerka?
- Wszystko w porządku.
- Na pewno?
- Cholo. - zirytowałem się. - Nie jestem dzieckiem. Regularnie chodzę na badania, wszystko wróciło do normy. Zresztą, mój ojciec ... - zaciąłem się. Zacisnąłem powieki. To, że nie rozmawialiśmy ze sobą w ostatnim czasie, nie przeszkodziło mu w wysłaniu mi wiadomości z przypomnieniem o badaniach. - Nie dałby mi zapomnieć. - szepnąłem.
- On najgorzej to przeżył.
- Wiem. - wspomnienie jego przerażonej miny, gdy wieźli mnie karetką do szpitala, zostanie ze mną do końca życia. Nie czułem bólu z powodu pękniętej nerki, czułem ból na widok jego zapłakanych oczu. Tak bardzo się bał. A gdy kilka tygodni później, zirytowany brakiem poprawy w zdrowiu, wręcz zażądałem od lekarzy, aby wycięli mi tą nerkę, zrobił mi karczemną awanturę.
"Kariera nie jest nawet w małym stopniu ważniejsza, od Twojego zdrowia. Co się stanie, kiedy będziesz miał problem z drugą nerką? Chcesz, żebym żył z tą świadomością? Nigdy Ci na to nie pozwolę, synu."
Jego słowa, wypowiedziane ze łzami w oczach, były dla mnie wstrząsem. Pomógł mi przez to wszystko przejść. Nerka się zregenerowała, ból zniknął ... a ja znów mogłem się cieszyć tym, co robię.
Mama miała rację. Ojciec nadal był dla mnie ważną osobą. Zawsze przy mnie był, wspierał, doradzał ... jednak zranił w najokrutniejszy sposób. Sam już nie wiedziałem, co bardziej mnie bolało. To, że zmanipulował Leirę, czy to, że doprowadził do dnia, w którym poczułem do niego nienawiść. Potrzebowałem go. Cholera jasna, potrzebowałem! Dlaczego nie zdawał sobie z tego sprawy?

***

Madryt, 3 sierpnia 2018.

* Leire

Ostatni tydzień, był dla mnie jedną, wielką katorgą. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść, nie mogłam skupić się na pracy ... cały czas odwracałam się za siebie i cała w nerwach zaglądałam do skrzynki pocztowej. Nie miałam pojęcia, kto stoi za tymi idiotycznymi wiadomościami oraz jaki był w tym cel. Żart? Groźba?
Trzeciego dnia, a raczej nocy, gdy każdy odgłos był niczym skradanie się mordercy, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyniosłam się do rodzinnego domu. Powiedziałam Nati, że chcę z nią spędzić więcej czasu, ale prawda była taka, że bezpieczniej czułam się w prywatnej dzielnicy.
Saulowi oczywiście nic nie powiedziałam. Nie mogłam. Nie teraz. Musiał skupić się na czymś innym. Z bólem serca unikałam jego telefonów, wiedząc, że po moim głosie od razu wyczuje, że coś jest nie tak.
Z hukiem zamknęłam laptopa i oparłam na nim swoje czoło. Westchnęłam ciężko nad swoim losem. Miałam nadrobić pracę, a za nic nie mogłam się na niej skupić. Moje myśli wciąż uciekły do tajemniczych wiadomości.
- Leire? - uniosłam oczy na Olayę stojącą w progu. - Wszystko w porządku? Pukałam, ale nie słyszałaś ...
- Zamyśliłam się. - odchrząknęłam, poprawiając włosy.
- Masz gościa.
Zaskoczona zmarszczyłam czoło. Nie bardzo pamiętałam, abym się z kimś umówiła. Ale mimo to, podniosłam się z krzesła i udałam na główną salę. Niepewnie rozejrzałam się wokół. Pod oknem siedziała znajoma kobieta, która machała do mnie z uśmiechem. Spodziewałabym się wszystkich, ale nie jej.
- Pani Pilar? - podeszłam do niej niepewnie. - Czy coś się stało?
- A czy musiało się coś stać, abym mogła napić się najlepszej kawy w Madrycie? - uśmiechnęła się serdecznie. - Miałam nadzieję, że potowarzysz mi, o ile nie jesteś zajęta. Zrozumiem.
- Jestem po prostu zaskoczona. - zaśmiałam się nerwowo. - Z miłą chęcią z panią usiądę. - skinęłam na Olayę, po czym poprosiłam o dwie filiżanki kawy. Zajęłam miejsce na przeciwko matki Saula, nie wiedząc jak zacząć konwersację.
- Wszystko w porządku Leire? - spytała z troską. - Masz podkrążone oczy. Nawet najlepszy puder tego nie ukryje. Nie mów, że to tęsknota za moim synem.
- Mam po prostu dużo pracy i zarywam ostatnio noce. - skłamałam w małym stopniu. - To aż tak widać?
- Potrzebujesz po prostu więcej snu. Musisz wiedzieć, że jestem trochę nadopiekuńcza. Moi synowie bardzo się wtedy irytują. - zaśmiała się. - I cóż, wpadłam do Madrytu, aby zająć się kwiatami w domu Saula. Oczywiście kwiatami, które sama tam postawiłam. - wywróciła oczami, rozbawiając mnie. - Miałam prosto udać się na pociąg do Oviedo, gdzie obecnie urzęduje Aaron, ale stwierdziłam, że ta podróż może poczekać i Cię odwiedzę.
- Jest mi bardzo miło.
- I to dlatego siedzisz jak na szpilkach? - zachichotała.
- Przepraszam. - jęknęłam zażenowana. - Po prostu ... chyba za bardzo mi zależy, więc boję się, że powiem, bądź zrobię coś głupiego. - mruknęłam. Na całe szczęście Olaya postawiła przed nami parujące filiżanki. Podziękowałam jej uśmiechem.
- Czy Saul Ci wspominał, że zaprosiłam was na rodzinny obiad? - zagadnęła. Zamarłam z filiżanką przed ustami. - Oczywiście, że nie powiedział. Cały Niguez! Zawsze czekają do ostatniej chwili!
- Oh, tak. - przyznałam jej rację. - Saul i jego wejścia smoka zawsze doprowadzają mnie do stanu przedzawałowego. Ale, nie wiem czy powinnam ...
- Moim mężem i jego fochami kompletnie się nie przejmuj. - niespodziewanie chwyciła mnie za dłoń i uścisnęła. - Posłuchaj Leire. Nie chcę go absolutnie tłumaczyć, ale chce żebyś coś wiedziała. Saul to jego oczko w głowie. Chce go wręcz fanatycznie chronić, zapominając, że to już dorosły mężczyzna. Ta sprawa sprzed lat, cierpienie Saula ... nikt nie chce tego dla własnego dziecka. Kiedyś zrozumiesz.
- Już rozumiem. - szepnęłam, na co zaskoczona rozszerzyła oczy. - Znaczy ... nie, nie. Nie o to mi chodzi. - zaśmiałam się nerwowo. - Po prostu, nie trzeba być rodzicem, aby to wiedzieć. Podejrzewam, że cierpieliście bardziej niż on.
- Boria szczególnie. Winą obarczał przede wszystkim siebie. - westchnęła. - Skupił się całkowicie na Saulu. Jony i Aaron przez to cierpieli, a potem to nieszczęście z nerką. - spuściła wzrok na filiżankę. - On się o niego po prostu boi, Leire. Widział w Tobie Twojego ojca, łzy małego Saula ... podejrzewał, co was czeka. Postąpił karygodnie, bo aż tak nie powinien wpływać na jego życie. Mam wrażenie, że się w tym wszystkim pogubił ...
- Nienawidzi mnie.
- Daj mu zmądrzeć. - poprosiła. - To w końcu Niguez. Uparty i bezczelny.
- Brzmi znajomo. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Ale ... wspomniała pani o nerce ... czy coś dolega pani mężowi?
- Nie ... mówiłam o Saula nerce. - spojrzała na mnie zaskoczona. Zamarłam. Z uchylonymi ustami wpatrywałam się w jej zmieszaną twarz. - To Ty nic nie wiesz?
- O czym? - poczułam jak panika ogarnia moje ciało.
- Na ten moment wszystko jest w porządku, po prostu co jakiś czas, Saul musi robić badania. Ostatnio wizytę miał mieć w zeszłym tygodniu. - zamyśliła się. - Nie mów mi, że zapomniał!
- Ja nic o tym nie wiem. - przeczesałam nerwowo włosy. Zrozumiałam nagle tajemnicze wyjścia Saula z samego rana. Zostawił mi jedynie karteczkę. Był umówiony? Jasne! Teraz wiedziałam z kim. - Co dokładnie mu dolega? Proszę nic przede mną nie ukrywać.
- To się stało w Leverkusem, podczas meczu w Lidze Mistrzów. Saul został kopnięty w nerkę, przez jednego z rywali. Nie wydaje się być to czymś wielkim, jednak rok wcześniej, Saul miał problem z kolką nerkową. - przerwała, odwracając wzrok do okna. Jednak dostrzegłam w nich łzy. - Nerka pękła. - szepnęła.
- Słucham? - wydukałam. Słowa pani Pilar wydawały się być niedorzeczne, jednak jej mina ... zimny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie. Owszem, słyszałam o jego kontuzji, jednak nie sądziłam, że była ona aż tak poważna! - To w ogóle możliwe?
- Cztery dni leżał w niemieckim szpitalu. Drenowali mu nerkę, by zredukować skrzep, który powstał wokół krwiaka. - mówiła dalej, wpatrzona w filiżankę. - Saul nie lubi o tym mówić. Musiał korzystać z cewnika przez pewien czas, bo nerka nie chciała funkcjonować. Grał z bólem ... w końcu zirytowany zażądał, aby wycięto mu tą nerkę.
- Mój Boże. - szepnęłam zakrywając usta dłonią. Bezlitosne łzy napłynęły mi do oczu. Serce mnie bolało na samą myśl o jego cierpieniu.
- Na całe szczęście, Boria przemówił mu do rozumu. Byliśmy przerażeni jego decyzją. Co by się stało, gdyby, nie daj Boże, miał problem z drugą nerką? - pokręciła głową, jakby chciała wyrzucić z niej złe wspomnienia. - Do ostatnich dni, żyłabym przerażona tą myślą. Jednak był tak zdesperowany i bezsilny ... zrobiłby wszystko, aby ból minął.
- A teraz? Mówiła pani, że wszystko w porządku.
- Nerka zaczęła funkcjonować. - uśmiechnęła się blado. - Saul musi po prostu co jakiś czas robić badania i o siebie dbać. Oczywiście nie mówię tu o jakichś konkretnych dietach, jednak parę rzeczy powinien odrzucić ze swojego jadłospisu.
- A ja o niczym nie wiedziałam. - szepnęłam. - Zabije go ...
- Może nie chciał Twojego współczucia? - dotknęła delikatnie mojej dłoni. - Saul nie lubi, gdy obchodzi się z nim jak z jajkiem. Funkcjonuje normalnie, w końcu nadal robi to co kocha.
- To nie o to chodzi. - mruknęłam. - Ma pretensje do mnie, gdy nie mówię mu wszystkiego. A sam, co robi? Ukrył przede mną dość ważną sprawę! - zdenerwowałam się. - Już ja mu zafunduję współczucie, aż mnie popamięta!
- Tylko nie być dla niego zbyt ostra. - zaśmiała się pod nosem.
- Tego obiecać nie mogę.

*

Po wyjściu pani Pilar, chciałam natychmiast zadzwonić do Saula, jednak prawdopodobnie trafiłabym w środek treningu. Postanowiłam poczekać do wieczora, mimo że wręcz mnie nosiło z nerwów! Do tego sprawdziłam kilka informacji na ten temat w internecie, co mnie tylko dobiło. Jak mogłam o tym nie wiedzieć? Jak mógł mi o tym nie powiedzieć?!
Wieczorem usiadłam na schodkach od tarasu. Wzrokiem zmierzyłam ogród rodzinnego domu, który skrywał w sobie tyle wspaniałych wspomnień. Wybrałam numer Saula i cierpliwie czekałam, aż odbierze.
- No nareszcie! - usłyszałam po drugiej stronie. - Leire, ja rozumiem, że możesz być zajęta, ale nie odbierać telefonów przez dwa dni to lekka przesada. Chcesz, żebym zwariował?
- Saul, odpowiedz mi proszę na jedno pytanie. - zaczęłam w miarę spokojnie. Po drugiej stronie zapadła cisza. - Dwa dni przed Twoim wyjazdem, wyszedłeś z mojego mieszkania zanim się obudziłam. Byłeś podobno umówiony. Z kim? - zagryzłam wargę, oczekując odpowiedzi.
- Chyba nie myślisz, że poszedłem do innej?
- Nie jestem zazdrosna o pielęgniarkę, o ile tam jakakolwiek była. - mruknęłam. Nie odpowiedział. Wiedziałam, że zrozumiał aluzję. - Saul, dlaczego?
- Leire, to nie tak ...
- Miało nie być kłamstw i tajemnic. - przypomniałam mu. - Rozumiem, że nie chciałeś mi od razu tego mówić, ale gdy nadszedł dzień badań, miałeś ku temu najlepszą okazję. Czego się obawiałeś? Że Cię zostawię? - prychnęłam.
- Oczywiście, że nie. - oburzył się. - Po prostu Cię znam, zaczęłabyś panikować i traktować mnie, jakbym był ze szkła. A przecież nic mi się nie dzieje.
- Nie możesz jeść wszystkiego, co jeśli nieświadomie zrobiłabym Ci krzywdę? - pociągnęłam nosem.
- Leire, błagam Cię, nie płacz. - jęknął. - Nic by takiego nie miało miejsca. Nie jestem na nic uczulony, po prostu muszę unikać niektórych produktów, co nie znaczy, że mają całkowicie zniknąć z mojego życia. Funkcjonuje normalnie, jak normalny człowiek.
- Wolałabym się o tym dowiedzieć od Ciebie.
- Od kogo wiesz?
- Od Twojej mamy. - otarłam łzę, spływającą po moim policzku. - Odwiedziła mnie niespodziewanie i od słowa do słowa, napomknęła o Twojej nerce. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się poczułam! Jakby nie była zainteresowana Twoim zdrowiem!
- Wszystko Ci opowiedziała? - spytał niepewnie.
- Kogo jak kogo, ale mnie się nie musisz wstydzić. - zacytowałam. - Zgadnij, czyje to słowa?
- To nie to samo. - mruknął.
- Dobrze wiedzieć, jakie masz o mnie zdanie. - prychnęłam.
- Nie mów tak, bo to nie prawda. Opowiedziałbym Ci o wszystkim. Nawet z detalami, choć to wcale nie jest przyjemne. Nie jest mi łatwo o tym mówić, bo to ... żenujące.
- Saul, przecież to nic by nie zmieniło. - westchnęłam. Było mi źle z faktem, że się mnie wstydził. - Owszem, panikowałabym na początku, ze strachu iż mogłabym Ci zrobić krzywdę. Po prostu musisz mi wszystko wytłumaczyć na spokojnie. Co nie znaczy, że przestanę się bać o Twoje zdrowie.
- Tylko, nie traktuj mnie jak obłożnie chorego ...
- Przestraszyłam się. - szepnęłam.
- Przepraszam. Ale na prawdę, nic się nie dzieje. Nerka funkcjonuje normalnie. - westchnął. - Kochanie, gdyby było jakieś ryzyko, to nie kopałbym piłki.
- Po prostu mów mi takie rzeczy. Mamy razem zamieszkać, więc muszę wiedzieć.
- Obiecuję. Tylko już o tym nie myśl i nie zadręczaj się, dobrze?
- Miałam Ci zrobić awanturę, a wyszło jak wyszło. - zaśmiałam się, co natychmiastowo odwzajemnił. - W spontaniczności jestem chyba lepsza.
- Zdecydowanie. A teraz mi powiedz, jak bardzo mnie kochasz. - wyczułam, że szczerzy te swoje zębiska.
- Przeanalizuj naszą dyskusję i wyciągnij wnioski. - rzuciłam.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, zdając sobie relację z poprzednich dni. Oczywiście opowiedziałabym mu wszystko powierzchownie, nie chcąc, aby się martwił. Obiecałam sobie, że powiem mu o nowej wiadomości, gdy tylko wróci do Madrytu.
- Leire?! Natalia?! - usłyszałam krzyki Raquel z wnętrza domu. Zdezorientowana podniosłam się ze schodka i przeszłam przez drzwi tarasowe. - Cholera jasna, gdzie wy jesteście?! - w szoku obserwowałam zdenerwowaną starszą siostrę, która wpadła z obłędem w oczach do salonu.
- Coś się stało? - wydukałam.
- O Boże! - chwyciła się za serce. - Nic Ci nie jest?! Gdzie Nati?! - podbiegła do mnie i chwyciła za ramiona, lustrując sylwetkę z góry na dół.
- Z Maite? Miały iść do kina?
- Spotkałam bandytę na naszym podjeździe. - przyłożyła dłoń do skroni. - Myślałam, że tu był! Że coś wam zrobił!
- Słucham? - wydukałam, patrząc na nią dziwnie. - Co Ty tu w ogóle robisz? Nie mówiłaś, że wpadniesz.
- A czy to w tej chwili ważne?! - zdenerwowała się. - Przynajmniej go przegoniłam! Podjeżdżam pod bramę i co widzę? Jakąś postać w ciemnym stroju, z kapturem na głowie, który kręci się przy Twoim samochodzie! Ten cholerny alarm znów nie działa!
- Uspokój się. Może coś Ci się przewidziało ...
- Leire, cholera jasna, nie rób ze mnie idiotki! - krzyknęła. - Jesteś sama w domu! Mógł tutaj wparować i coś Ci zrobić! O mało co nie połamałam obcasów, gdy tu biegłam! - przerwała na chwilę, chcąc złapać oddech. - Idź na podjazd i zobacz maskę swojego samochodu! - wskazała ręką na drzwi wejściowe. Niepewnie postawiłam pierwsze kroki. - Zaraz! Stój! Wezmę coś ciężkiego w razie czego!
Wyszłyśmy niepewnie przed dom, uzbrojone, a raczej Raquel, w jakąś metalową rurkę, którą nawet nie wiem skąd wytrzasnęła. Stanęłyśmy przed moim samochodem, a to, co zobaczyłam, przeraziło mnie jeszcze bardziej, niż dwie poprzednie wiadomości. Cała maska i przednia szyba, były pomazane czerwonym sprayem. Napis "Nie ukryjesz się przede mną" aż raził w oczy.
- Dzwonię po policję. - Raquel wyciągnęła telefon. - Wiesz, kto mógłby to zrobić?
- Poczekaj. To nie jest taki proste.
- Oczywiście, że nie jest! - oburzyła się. - Psychopata ewidentnie Ci grozi! I niby jak mam teraz wrócić do siebie i zostawić Ciebie i Nati same?!
- Raquel? To ... to nie pierwszy raz. - szepnęłam. - Ta osoba wybiła mi szybę w kawiarni i podrzuciła list do skrzynki.
- Policja wie, prawda? - spojrzała na mnie uważnie, jednak ja w odpowiedzi spuściłam głowę. - Czy Ty jesteś normalna, Leire?! Na co Ty czekasz?! Aż Ci coś zrobi?!
- Myślałam, że to jakiś żart. - jęknęłam. - To się zaczęło, gdy moje i Saula zdjęcia wyciekły do prasy. Sądziłam, że to pewnie z powodu tego fanatyzmu związanego z piłką nożną. Ale, co raz bardziej zaczynam w to wątpić.
- Może to jego była kogoś nasłała?
- Oszalałaś? - jęknęłam zażenowana.
- Mam znajomego w policji. Poproszę, aby przyjechał, dobrze? - westchnęła szukając czegoś w swoim telefonie. - Powiesz mu wszystko, a on postanowi, co robić dalej. Na ulicy jest monitoring, więc może coś udało się wyłapać ... - odeszła kilka kroków, zaczynając konwersację z ów znajomym.
Ja natomiast objęłam się rękoma, spoglądając na napis. Byłam przerażona tym wszystkim. Nie rozumiałam jednak jednego. Co takiego zrobiłam, że ktoś mnie tak bardzo nienawidzi?

***

Z okazji leniwego dnia, podczas gdy moje obolałe nogi odpoczywają ... postanowiłam opublikować nowość :) 
Ciekawi mnie czy zaskoczę was tożsamością nadawcy wiadomości. "Przetestowałam" to na jednej z czytelniczek i cóż ... nie wpadłaby na to, gdybym nie uchyliła rąbka tajemnicy. Dam wam podpowiedź ... miałyście okazję poznać tą osobę :) Ale! Dzięki temu mogłam wprowadzić Raquel! Jak widać zależy jej na rodzeństwie i gotowa jest ich bronić metalową rurką :P
Historia o nerce, choć serio wydaje się być wymysłem mojej chorej wyobraźni, jest w 100% prawdziwa. Użycie jej pomogło mi chociaż w jakimś stopniu pokazać ludzką twarz pana Nigueza :P



(Nie mogłam znaleźć "lepszego gifu" na dziś ...)