Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę przesłuchiwana na policji. To doświadczenie, którego nikomu nie życzę. Czułam się wręcz jak kryminalistka, gdy policjant zadawał mi pytania. Rozumiałam, że musiał być obiektywny, ale co jakiś czas zimny dreszcz rozchodził się po moim kręgosłupie, gdy na mnie spoglądał.
Dlaczego nie poszliśmy z Saulem na policję pięć lat temu? Bo byliśmy głupimi dzieciakami, zszokowanymi, że udało nam się wyjść z tego cało. Szczerze mówiąc, w tamtym momencie nawet nie przyszło mi to na myśl.
Dlaczego nie poinformowałam policji o pierwszej "wiadomości"? Bo jedyną osobą, z którą w tamtym momencie miałam zatarg, był ojciec Saula. Od początku byłam pewna, że to nie on za tym stoi, ale wolałam nie dolewać oliwy do ognia w naszych napiętych relacjach.
Dlaczego nie poinformowałam policji o drugiej "wiadomości"? Spanikowałam. Po prostu się przestraszyłam, tak po ludzku.
Dlaczego nie poinformowałam policji o trzeciej "wiadomości"? Po nacisku siostry, porozmawiałam z policjantem, który miał osobiście przyjrzeć się tej sprawie. Jednak oficjalnego doniesienia nie wniosłam.
Dlaczego go zaatakowałam? Jedyne o czym w tamtym momencie myślałam, to bity przez niego Saul. Chciałam mu pomóc za wszelką cenę. Nawet własnym kosztem.
Wyszłam z pokoju przesłuchań z bólem głowy. Saul wraz z moim ojcem siedzieli pod ścianą, popijając kawę z automatu.
- I jak? Wszystko w porządku? - Saul zerwał się na mój widok i mocno przytulił. Jedynie kiwnęłam głową, wdychając zapach jego perfum, który zawsze mnie uspokajał. - Jesteś bardzo dzielna. - uśmiechnął się, całując moje czoło.
- Teraz pana kolej. - usłyszeliśmy stanowczy głos policjanta.
- Idź do ojca. - pchnął mnie delikatnie, po czym wszedł do pokoju przesłuchań. Zaczekałam, aż drzwi się za nim zamknęły. Opadłam bez sił na krzesło, a ramiona taty objęły mnie w pełnym bezpieczeństwa uścisku.
- Rozmawiałem z naszym prawnikiem. Nic Ci nie grozi. - pogładził moją głowę, gdy ułożyłam ją na jego ramieniu. - Moja mała, odważna dziewczynka. - szepnął, chwytając moją dłoń. - Jestem z Ciebie bardzo dumny, chociaż przerażony myślą, co mogłoby Ci się stać.
- Nie mogłam go wtedy zostawić. - odpowiedziałam pewnie. - Zrobiłabym to ponownie.
- Dla miłości robimy różne, szalone rzeczy.
- Wówczas prowadziliśmy ze sobą małą wojenkę. - uśmiechnęłam się pod nosem, na wspomnienie naszych kłótni. - Kłóciliśmy się niesamowicie. Ale mimo to, postawił się im, żebym uciekła. Nie mogłam tego zrobić.
- I jak ja mógłbym go nie zaakceptować? Skoro pomimo konfliktu pomiędzy naszymi rodzinami, Saul nie pozwolił, aby stała Ci się krzywda? Jedna moja córka jest w już dobrych rękach.
- Jesteś najlepszy na świecie, wiesz o tym? - zerknęłam na niego z uśmiechem.
- Coś tam Twoja matka wspominała. - zaśmiał się, co odwzajemniłam.
Wówczas poczułam, że jeszcze będzie dobrze. Bo jak mogłoby być inaczej, skoro mam przy sobie takich rycerzy jak ojciec i Saul?
***
Wrzesień 2018.
Wanda Metropolitano. Niektórzy mówią, że jest to najbardziej nowoczesny stadion w Europie. Cóż, robił wrażenie. Musiałam to przyznać jako Madridista. Przynajmniej dopóki moje ukochane Santiago Bernabeu nie zacznie być remontowane, tracąc przy tym kawałek swojej duszy, tak jak stracili ją kibice Atletico, żegnając swój stary stadion.
Nigdy wcześniej tu nie byłam, więc czułam lekkie poddenerwowanie, gdy przekraczałam próg w towarzystwie Beatriz. Dziewczyna obiecała, że ochroni mnie przed wszelakim złem. I mimo że te słowa zostały wypowiedziane w formie żartu, ja poczułam się o wiele pewniej.
- Czyli mam rozumieć, że Saul nie wie? - Bea spojrzała na mnie z uśmiechem, gdy weszłyśmy do strefy VIP, która była zdecydowanie niżej ulokowana, niż ta na Bernabeu. Miało to swoją zaletę, ponieważ wrażenie bycia bliżej boiska, było niesamowite.
- Właściwie to ... nigdy mi tego nie zaproponował. - wzruszyłam ramionami.
- Może sądzi, że będziesz się czuła niezręcznie? - zaciągnęła mnie do loży, gdzie siedziało parę osób, pogrążonych w rozmowach. Kilka z nich odwróciło swoje zaciekawione głowy w naszą stronę, obdarowując nas sympatycznymi uśmiechami.
- Kiedyś, ktoś mi powiedział, że nie będę w stanie go wspierać. - westchnęłam, zajmując miejsce obok brunetki. Nie chciałam jednak zdradzać tożsamości owego człowieka. - To bzdura. Wsparcie to też poświęcenie. Wcale nie muszę zakładać jego koszulki klubowej, aby to nabrało większego sensu. Przeciwnie. Okazałabym tym gestem brak szacunku dla wartości obydwóch klubów.
- Saul wiedział kim jesteś, gdy się w Tobie zakochiwał. - zauważyła. - Osobiście sądzę, że nie kochałby Cię tak samo, gdybyś nie była kibicem Realu Madryt. - ściszyła głos, chichrając się pod nosem. - Wówczas to nie byłaby ta sama Leire.
- Jemu też nie pasują białe barwy. - puściłam jej oczko. - W tych czerwono - białych jest bardziej zadziorny i pociągający. - dodałam, wywołując u niej wybuch śmiechu.
Po stadionie rozległy się pierwsze takty hymnu Atletico. W loży zaczęło pojawiać się co raz więcej ludzi. Poczułam ukucie żalu z powodu braku obecności rodziców Saula. Szczególnie jego ojca, który zawsze był obecny podczas meczy Ligi Mistrzów. Znów się nie pojawił. Z mojego powodu.
Westchnęłam ciężko, po czym uśmiechnęłam się na widok wychodzących piłkarzy, a szczególnie jednego, z ósemką na koszulce. Wstałyśmy z Beą, gdy uwielbiany przeze mnie hymn Ligi Mistrzów, rozbrzmiał po stadionie. W małym telebimie dostrzegłam skupioną twarz Saula. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Wiedziałam, że będę w stanie go wspierać. Cierpieć razem z nim, cieszyć się jego sukcesami ... chociażbym miała to przepłacić od czasu do czasu bolącym sercem. Jego szczęście zawsze było moim priorytetem. Mogłam to z nim dzielić, nadal będąc kibicem Realu Madryt. Bo to nie Atletico wspierałam, tylko jego.
Po meczu, zeszłyśmy z Beą do podziemi, które służyły za strzeżony parking.
- I jak wrażenia, po wizycie na Wanda Metropolitano? - zagadnęła, gdy szukałyśmy samochodu Saula.
- Nikt mnie nie ugryzł. - parsknęłam śmiechem.
- W tej części Madrytu jednak są cywilizowani ludzie. - trąciła mnie żartobliwie łokciem. - Nie rozumiem jednak, dlaczego nie pozwoliłaś mi opublikować naszego wspólnego zdjęcie. Jest cudne!
- Bea, może kiedyś. - westchnęłam. - Chcę go wspierać, bez udowodniania tego ludziom.
- Przejmujesz się opinią innych?
- Po prostu wiem, jacy niektórzy fani potrafią być niebezpieczni i fanatyczni. - wzruszyłam ramionami. Bea i Koke byli kolejnymi naszymi znajomymi, których musieliśmy okłamywać. - O! Jest jego samochód.
- Koke pisze, że już wychodzą z szatni. - oznajmiła, wpatrując się w wyświetlacz swojego telefonu. - Spokojnie, Saul nadal nie wie, że tu jesteś. - dodała, widząc moją minę. - Więc powinni tu być za jakieś pięć minut, o ile nikt ich po drodze nie zatrzyma. Chociaż Koke wie, że nie mogę się niepotrzebnie przeciążać.- uśmiechnęła się pod nosem.
- To znaczy? - spojrzałam na nią uważnie.
- Oh, może to nie odpowiednie miejsce, aby się tym chwalić ... - rozejrzała się po parkingu, po czym przyłożyła swoją dłoń do nadal płaskiego brzucha. - Czuję, że to chłopiec. - szepnęła.
- O Boże. - zakryłam dłonią usta. - Bea, gratuluję! - objęłam ją serdecznie, na co jedynie się zaśmiała. - Kiedy dokładnie mały Koke pojawi się na świecie?
- W marcu.
- Teraz rozumiem dlaczego Koke tak szalał obok bramki. - zaśmiałam się, opierając o samochód Saula. - Chciał strzelić gola dla dziecka i oznajmić to światu, piłkarską cieszynką.
- Skąd wiesz? - wydukała zaskoczona.
- Przyjaźnię się z Ramosem. - przypomniałam jej rozbawiona. - Madridismo przerabiało to trzy razy w jego przypadku. Tyle, że jeśli o niego chodzi ... zaczęło się to robić irytujące, bo wręcz zabierał napastnikom piłkę. - zaśmiałam się.
- To urocze! - oburzyła się rozbawiona, a po chwili wskazała palcem na zbliżające się dwie postacie. Przyłożyłam palec do ust i oparłam o drzwi od kierowcy. Bea kiwnęła jedynie głową, po czym wyszła Koke na przywitanie.
- Ramos i urocze. - burknęłam pod nosem. - Chyba padnę ze śmiechu ...
Cierpliwie czekałam, aż Saul porozmawia z przyjaciółmi, lecz na złość, nie mogli się rozstać z Koke. Na całe szczęście Bea zaradziła tej sytuacji i pociągnęła męża za sobą. Rozbawiony Saul obszedł samochód, szukając w kieszeni kluczy. Na mój widok, zamarł w półkroku.
- Potrzebuję podwózki. - wzruszyłam ramionami. - Nie żebym była jakąś Twoją psychofanką, chociaż jesteś osobą, dla której odważyłam się tutaj przyjść. Chociaż nie ... Emilio by powiedział, że jestem psychiczna, pchając się w paszczę lwa. Uważam jednak, że ... mmmm! - Saul bezczelnie mi przerwał, wpijając się w moje usta.
- To tak à propos Twojego brata i paplania. - wyszeptał szczerząc się bezczelnie, za co wbiłam mu palec w żebra. - Wiem, że jesteś zadziorna, ale nie tutaj kochanie. - wymruczał.
- Saul? Ta kanapa w salonie, jest nawet wygodna ... jeszcze jedno słowo, a sam ją przetestujesz dzisiejszej nocy. - uśmiechnęłam się uroczo i niewinnie.
- Nie po to pomagałem Ci w wyborze łóżka, żebyś mnie z niego wyganiała. - klepnął mnie w tyłek, na co uchyliłam oburzona usta. Chwycił mnie za rękę, prowadząc do drzwi od strony pasażera, które przede mną otworzył.
Wyjechaliśmy ze stadionu, wśród tłumu kibiców, którzy machali do Saula. Siedziałam wręcz wbita w siedzenie, nie wiedząc jak się zachować, gdzie patrzeć. Bałam się, że najmniejszym gestem zrobię coś nieodpowiedniego.
- Leire, to nie kibice Atletico Ci zagrażają. - chwycił moją dłoń i delikatnie uścisnął.
- To nie o to chodzi. - mruknęłam. - Kochają Cię, jesteś ich idolem. - kątem oka dostrzegłam małego chłopca, machającego do Saula, co sam odwzajemnił z uśmiechem. - Nie chcę palnąć jakiejś gafy i się im narazić.
- Przyszłaś tu. - uśmiechnął się pod nosem, spoglądając uważnie na drogę.
- Chciałam sprawdzić, czy nadal wyprowadzam Cię z równowagi. - wzruszyłam ramionami, na co wybuchł śmiechem. - Ale stwierdziłam, że Ci nie powiem, bo to zbyt ważny mecz.
- Wiesz czemu się wtedy wściekłem? - spojrzał na mnie, gdy staliśmy na czerwonym świetle. - Twój widok sprawił mi ogromną radość. Nie rozumiałem wówczas tego, więc byłem zły na samego siebie. Kompletnie nie mogłem się skupić, a każde złe zagranie ... zdawałem sobie sprawę z tego, że to widzisz. - pokręcił głową, naciskając pedał gazu. - Było mi wstyd, bo wolałbym na Twoich oczach rozegrać mecz życia. Dlatego się irytowałem.
- Dzisiaj zagrałeś idealnie. - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
- Sprawiłaś mi wielką radość i niespodziankę. - pogładził moje kolano. - Nie chciałem Cię zmuszać, żebyś tu przychodziła. To miał być Twój wybór.
- Bea powiedziała, że będzie mnie chronić. - zaśmiała się.
- A jeśli o to chodzi ... - westchnął podjeżdżając pod bramę z napisem "La Finca". - Mówiłaś, że będziesz z Raquel i Fernando. Sądziłem, że może ma nowe informacje.
- Zapadł się jak kamień w wodę. - szepnęłam. - Sama nie wiem, co o tym sądzić. Minął miesiąc, więc może dał sobie spokój? Szczególnie, że policja wie kogo szukać.
- Będę spokojniejszy, jeśli go złapią.
Nie odpowiedziałam, a jedynie oparłam głowę o szybę. Mijaliśmy posiadłości, co raz bardziej zbliżając się do naszego domu. Miesiąc spokoju. Cisza. O tym właśnie marzyłam. Z dnia na dzień wracałam do normalności, do mojej pracy. Mogłam wyjść z przyjaciółmi, nie odwracają się za siebie. Zdawałam sobie sprawę, że niebezpieczeństwo nadal istniało, ale dzięki policji, byłam bardziej spokojniejsza.
- Cholera jasna. - jęknął Saul. Spojrzałam na niego zdezorientowało. - Muszę wracać na stadion.
- Co zapomniałeś?
- Mój telefon został w gabinecie medycznym, gdy byłem na kontroli antydopingowej. Sponsor ma do mnie zadzwonić z samego rana. - zatrzymał się przed naszą bramą.
- Więc pozostaje mi zagrzać łóżko. - zaśmiałam się, odpinając pasy.
- Z rozgrzewaniem poczekaj na mnie. - puścił mi oczko.
- Oh, serio? - stanęłam obok jego drzwi. - A wczoraj kto się odwrócił plecami i udawał że śpi?
- Leire, myślisz że to tak łatwo być abstynentem przed meczem, gdy paradujesz po sypialni w tej kusej piżamce? Cholo by mnie zabił, gdybym miał miękkie kolana. - wywrócił oczami, doprowadzając mnie do wybuchu śmiechu. - Dzisiaj daruj sobie to odzienie. - puścił mi oczko, po czym wycofał samochód.
Pokręciłam rozbawiona głową. Stanęłam przy bramce, szukając w torebce kluczy do niej. Saul cierpliwie czekał. Z uśmiechem pomachałam mu plikiem, na co posłał mi całusa i odjechał. Włożyłam klucz i przekręciłam, naciskając na klamkę. Zrobiłam krok ...
- Leire! - zamarłam na dźwięk tego głosu. Odwróciłam się niepewnie. Po drugiej stronie ulicy, Boria Niguez we własnej osobie, gasił silnik w swoim samochodzie. - Nie bój się, nie przyszedłem robić Ci awantur. - uniósł dłonie w geście "poddania", wysiadając.
- Co pan tu robi? - wydukałam.
- Przyjechałem na mecz. Widziałem Cię z Beatriz. - patrzyłam na niego niepewnie, nie wiedząc jak się zachować, co powiedzieć. Zresztą, on też wydawał się być zagubiony. - Moja żona dała mi wasz adres. Chciałem porozmawiać z Saulem, ale ... może nawet lepiej, że najpierw zrobię to z Tobą. - wziął głęboki wdech, robiąc krok w stronę jezdni, która nas dzieliła.
- Ja ... nie rozumiem ... - słysząc pisk opon, odwróciłam się gwałtownie. W szoku spoglądałam na samochód, zbliżający się do mnie z zawrotną prędkością. Sparaliżowana dostrzegłam zaciętą twarz kierowcy ... rozpoznając go. Jechał wprost na mnie! Jedyne co mi pozostało, to zaciśnięcie oczu ...
Nagle poczułam czyjeś ręce, odpychające mnie na trawnik. Upadłam przy akompaniamencie pisku opon. Syknęłam z bólu, chwytając się za rękę.
- Leire! - wrzask Saula, dobiegł do mnie jak zza mgły. Zdezorientowałam spojrzałam na jego biegnącą sylwetkę. Parę metrów dalej, na środku jezdni, stał jego samochód z niedomkniętymi drzwiami. - Boże, nic Ci nie jest!? - padł obok mnie z trzęsącymi się rękoma.
- Nie. - jęknęłam, podnosząc się z jego pomocą. - Saul to był ...
- Wiem. - chwycił moją twarz w dłonie i ostrożnie obejrzał. - Minąłem go przed bramą. Błyskawicznie zawróciłem, nie sądziłem że nadal tu jesteś ... - obejrzał ostrożnie mój obolały nadgarstek. - Kochanie, chyba jest skręcony.
- Przeżyję. A Twój tata? - spojrzałam na niego, jednak Saul zmarszczył zdezorientowany czoło. - O Boże! Gdzie Twój ... - odwróciłam się gwałtownie, szukając pana Nigueza. Stał pod bramą, trzymając się za klatkę piersiową.
- To moja wina, nie powinienem jej zatrzymywać. - wysapał, gdy Saul zaczął się do niego zbliżać.
- Tato! - Saul w ostatniej chwili chwycił ciało ojca, które zaczęło opadać na ziemię. Podbiegłam mu pomóc. - Co się dzieje? Coś Cię boli? - pan Boria nic nie odpowiedział, a jedynie zacisnął mocno powieki, nadal trzymając się za serce.
- Boli pana w klatce piersiowej? - spytałam, na co jedynie kiwnął głową. - Saul, oprzyj go o swoje kolana i odepnij górne guziki od koszuli. Ja zadzwonię po pogotowie. - starałam się być opanowana, chociaż ręce niemiłosiernie mi się trzęsły. Na całe szczęście rozmowa z dyspozytorem pogotowia przebiegła szybko.
- Tak bardzo Cię przepraszam. - usłyszałam głos pana Nigueza, zwracający się do Saula. - Byłem egoistą. Myślałem, że robię dobrze.
- Tato, nic nie mów. To Cię męczy.
- Nie. Muszę to powiedzieć. - wysapał. Kucnęłam obok, okrywając go swoją kurtką. Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie. - Tak bardzo Cię skrzywdziłem, a Ty, mimo to, ratujesz takiego hipokrytę jak ja.
- Ratuję ojca Saula. - powiedziałam dobitnie. - To pan mnie odepchnął ... dlaczego?
- Jesteś całym jego światem. Jak mógłbym mieć jakiekolwiek wątpliwości? - syknął z bólu. - Już wystarczająco dużo straciliście przeze mnie. Więcej bólu i rozczarowania w jego oczach nie zniosę.
- Więc musi się pan oszczędzać. - złapałam niepewnie za jego dłoń, którą uścisnął.
- Leire ma rację, tato. - Saul otarł jego spocone czoło. - Każde słowo dużo Cię kosztuje. Porozmawiamy, gdy wydobrzejesz. Jeszcze będziesz mi potrzebny, staruszku. - zaśmiał się przez łzy.
- Nie musisz mi wybaczać, bo mam stan przedzawałowy ...
- Wybaczam Ci, bo jesteś moim ojcem. I brakowało mi Ciebie przez te ostatnie tygodnie. - głos mu się załamał, a w moich oczach pojawiły się łzy. - Kocham ją tato, zawsze ją kochałem. I masz rację, jest całym moim światem. Chciałem Ci to wtedy powiedzieć, ale bałem się, że tego nie zaakceptujesz i mnie odrzucisz. Nic nie usprawiedliwia Twojego zachowania, ale ... nie potrafię Cię znienawidzić. Nie chcę tego.
- Wiesz jaki jest mój życiowy sukces? - wyszeptał. - Wychowałem was trzech na lepszych mężczyzn ode mnie. Z każdego z was jestem dumny, chociaż nigdy nie potrafiłem tego okazać. Tak mi wstyd ... - zacisnął powieki.
- Masz jeszcze sporo czasu, aby to naprawić.
- Leire? - spojrzał na mnie. - Od Ciebie nie oczekuję wybaczenia, bo byłoby to zbyt szlachetne z Twojej strony. Wykorzystałem fakt, że kochałaś mojego syna, zamiast się cieszyć, że ktoś go tak bezgranicznie obdarzył miłością.
- Wychował pan wspaniałego mężczyznę, więc jakim cudem miałabym się w nim nie zakochać? - uśmiechnęłam się. - Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze, wie pan to, prawda?
- Nie raz to udowodniłaś. - wyszeptał. - Saul? Wiem, że to dla Ciebie bardzo ważne ... przyjechałem tu, aby Ci powiedzieć że akceptuję Twój wybór. I cieszę się Twoim szczęściem. Chciałem wam to powiedzieć zanim ... - skrzywił się z bólu, lecz na szczęście z oddali było słychać odgłos karetki. - Mama się zdenerwuje.
- Spróbuje jej wszystko na spokojnie wytłumaczyć, a zaraz po tym przyjadę do szpitala, dobrze?
Stałam z boku, obserwując jak sanitariusze zajmują się panem Niguezem. Jego życiu na szczęście nic nie zagrażało, jednak musiał zostać zabrany do szpitala. Saul, po rozmowie z jednym z nich, nachylił się nad ojcem, obiecując, że niedługo się zobaczą.
- Dzwonił Fernando. - jego głos oderwał mnie od obserwowania oddalającej się karetki. Podał mi mój telefon. - Złapali go.
- Jak to? - odwróciłam się do niego gwałtownie.
- Gdy go zauważyłem i zawróciłem, zdążyłem zapamiętać rejestrację samochodu. - objął mnie swoimi ramionami, wdychając zapach włosów. - Myślałem, że już jesteś w domu, a on po prostu tu krąży ... a gdy zobaczyłem jak jedzie w Twoją stronę ...
- Wszystko dobrze się skończyło. - szepnęłam.
- Nie daruję mu tego, rozumiesz? - syknął wściekle. - Mógł was zabić. Ciebie, ojca ... kto wie, czy nie ... - położył dłoń na moim brzuchu, co wywołało u mnie blady uśmiech. - Powiedziałem Fernando, że dopiero jutro złożysz zeznania. Raquel zaraz tu będzie i się Tobą zajmie.
- Saul, ale skoro go złapali ...
- Leire, błagam Cię. - chwycił moją twarz w swoje dłonie. - Dzisiaj już się ze mną nie sprzeczaj. Będąc przy ojcu, chce mieć pewność, że nic złego Ci się nie dzieje.
- Masz racje, przepraszam. Obiecuję słuchać się Raquel ... chociaż w sumie nigdy nie dotrzymałam tego słowa. - mruknęłam pod nosem.
- Masz okazję się poprawić.
Choć obiecałam Saulowi, że odpocznę, wcale nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku, spoglądając na księżyc w pełni. Nie czułam nic. Ani radości, ani przygnębienia z powodu ostatnich wydarzeń. Została jedynie wielka pustka. Wiedziałam, że ze wschodem słońca, zacznie się nowy dzień, wraz z którym znikną wszystkie troski. Nareszcie mogłam być w pełni szczęśliwa. Choć na razie, w ogóle to do mnie nie docierało.
Mimo że pan Niguez mnie o to nie prosił, wybaczyłam mu wszystko. Co nie oznaczało, że nagle o wszystkim zapomniałam. Nie chciałam jednak żyć z nienawiścią w sercu. Każdy zasługiwał na drugą szansę. Więc skoro ja ją otrzymałam od życia, dlaczego nie mogłam podarować tej szansy jemu? Pani Pilar prosiła mnie, abym pozwoliła mu zmądrzeć. Już wykonał pierwszy krok, prosząc Saula o wybaczenie i przyznając się do swoich błędów. I uratował mnie, narażając na to własne zdrowie. I możliwe że nie tylko mnie ... a wtedy będę mu wdzięczna do końca mojego życia.
***
Wszystko powoli wraca do normy :) Mam nadzieję, że nikt oprócz pana Nigueza, nie miał tu stanu przedzawałowego!
Kolejny rozdział jest moim ulubionym ;3 I cóż ... jeszcze tylko 2 posty do końca.