piątek, 29 czerwca 2018

9. Zawsze powtarzaleś ... Leire!

Madryt, 26 Maja 2018.

* Saul

Nienawidzę ślubów. Od małego miałem na nie alergię. To całe zamieszanie, otaczająca mnie biel, poddenerwowanie i zarazem ekscytacja, doprowadzały mnie do szału. Ale czego to nie robimy dla przyjaciół? Swoją drogą, zobaczenie wzruszonego Koke, może być ciekawym widokiem.
Była też druga, pozytywna część tego dnia. Dzisiaj w Kijowie rozgrywany był finał Ligi Mistrzów, więc nie będzie mnie kusiło, aby włączyć telewizor. Bo po cóż być masochistą i spoglądać na historyczną radość największego wroga? Bo niestety, podświadomie byłem pewien, że znów tego dokonają. Na ten tydzień Realu Madryt miałem po dziurki w nosie. A szczególnie jego kibiców.
Razem z Yaizą zajęliśmy swoje miejsca. Ślub odbywał się w okazałym ogrodzie, wynajętego pałacyku. Byłem pod wrażeniem, chociaż osobiście byłem zdania, że takie wydarzenia powinny odbywać się w kościele. Ale co kto lubi.
Zerknąłem na zamyśloną Yaizę, która wyglądała dzisiaj przepięknie. Szczerze mówiąc, nie wyjaśniliśmy sobie niczego. Kolejnego dnia oznajmiła krótko, że źle się poczuła, stąd jej zniszczony humor. Kłamała, wiedziałem o tym. Jednak wszystko wróciło do normy, więc po co niepotrzebnie do tego wracać?
Ceremonia się rozpoczęła. Wszyscy jak na komendę zaczęli pociągać nosami, a ja modliłem się o to, aby ta cała szopka jak najprędzej się skończyła. Krawat niemiłosiernie uciskał moją szyję, a w żołądku poczułem ssanie. Na dodatek ten zdradziecki Koke trzymał się podczas przysięgi!
Potem przyszedł czas na życzenia. Niecierpliwie stałem w kolejce, co chwile zaczepiany przez gości gratulującym mi zwycięstwa w Lidze Europy. Czułem się z tym niekomfortowo, bo to nie to wydarzenie powinno być dzisiaj w centrum zainteresowania.
- Gratulacje stary! - poklepałem Koke po plecach, gdy nareszcie nadeszła moja kolej. - Pamiętaj, zawsze znajdziesz u mnie wsparcie, gdy będziesz chciał ponarzekać na żonę.
- Zrób to samo co ja, to będziemy narzekać razem. - odpyskował mi z uśmiechem. Wywróciłem jedynie oczami, po czym pogratulowałem również Beatriz.
Ująłem Yaizę za rękę, po czym pociągnąłem w stronę stolików. Na miejscu czekali już na nas państwo Torres.

Może nie będzie tak źle?

*

Kijów, 26 Maja 2018.

* Leire

Emocje sięgnęły zenitu, gdy po Olimpijskim Stadionie w Kijowie, rozległ się dźwięk hymnu Ligi Mistrzów. Kochałam, ale i nienawidziłam takie mecze. Ironią było to, że czekałam na nie z utęsknieniem, a gdy rozlegał się pierwszy gwizdek, modliłam się, aby był już koniec. Potrafiłam na przemian trząść się z nerwów, śmiać się, płakać, czuć mdłości, adrenalinę, euforię, panikę ... to niewiarygodne co sport może robić z ludźmi, którzy za wspieranie drużyn czy idoli, oddawali swoje serca i dusze.
A co się działo po utęsknionym ostatnim gwizdku? Był tylko płacz. Albo radości, albo rozpaczy. Na całe szczęście moje łzy wyrażały jedynie szczęście. Trzymając na rękach Marco, ze wzruszeniem obserwowałam jak piłkarze Realu Madryt odbierają swoje medale, po czym Sergio unosi najwspanialszy na świecie puchar ku górze. Rozbłysły fajerwerki, a zewsząd zaczęło sypać się confetti. Oczarowanemu tym widokiem dwulatkowi, rozbłysły się oczka.
- Ce tam! - wskazał paluszkiem na boisko. - Ce do taty!
Ruszyłam za Pilar, która prowadziła za rękę Nano. Podeszłyśmy do barierki czekając na kapitana najlepszej drużyny na świecie. Na szczęście nie długo, ponieważ pojawił się błyskawicznie, wyciągając ręce w stronę swoich największych skarbów. Stanęłam obok, nie chcąc przeszkadzać im w tej magicznej chwili. Stłumiłam lekką zazdrość na ten widok. Widok ich miłości, wsparcia i radości.
- Gdzie moja największa hot fanka?! - wzrok rozbawionego Sergio spoczął na mojej osobie. Wywróciłam oczami, po czym podeszłam w stronę jego wyciągniętych ramion.
- W Twoich snach Ramos. - mruknęłam przytulając się do niego. - Gratulacje kapitanie. Trzeci rok z rzędu! Żeby nie było, wcale mnie to nie nudzi. - pocałowałam go w policzek.
- Obiecałem Ci to, pamiętasz? - poczochrał moje włosy. Dzisiaj nie strzeliłam go za ten gest w łepetynę. Dzisiaj zasłużył na moją dobroć. Z uśmiechem patrzyłam jak wbiega z chłopcami na boisko. W uszach rozbrzmiewał mi pijacki bełkot Sergio sprzed paru lat : "Oni dopiero poznają prawdziwego Sergio Ramosa, już ja im wszystkim urządzę dzień żałoby! Obiecuję Ci to Leire! Inaczej nie nazywałbym się Sergio Ramos García, syn Paqui i ..."
Było warto czekać na te chwile radości. Po wielu łzach i przeciwnościach losu, Real Madryt wrócił na tron. A poprowadził nas do tego ten dzikus z Andaluzji. Sergio Ramos. Nasz kapitan. Mój przyjaciel.
- O niczym innym nie marzę, jak o zdjęciu z taką ślicznotką jak Ty, trzymającą w rękach puchar. - poczułam jak ktoś mnie obejmuje i całuje w skroń.
- To będzie dla mnie zaszczyt panie Butragueño. - uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w ramiona ojca.
- Jak ja im zazdroszczę. - westchnął patrząc z nostalgią na celebrujących piłkarzy. - Gdy ja byłem u szczytu kariery i zdobywałem puchar za pucharem, was jeszcze nie było na świecie.
- Potem byłeś u szczytu innej formy i zdobywałeś dziecko za dzieckiem. Czworo pod rząd. - zachichotałam.
- Leire! - oburzył się, ale kąciki jego ust zaczęły się podnosić. - Ty, Nati i Emilio to cała mamusia!
- Ale nas kochas. - zasepleniłam robiąc niewinną minkę. Zawsze to na niego działało.
- Emilio! Panie Butragueño! - usłyszeliśmy za sobą nawoływania kibiców.
- Może i szczyt formy masz za sobą, ale szczyt popularności nadal taki sam. - zaśmiałam się odsuwając od niego. - Idź, wiem jakie to dla nich ważne. Tylko się uśmiechnij do zdjęcia!
- A jak moje włosy? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Młodszy nie będziesz - wytknęłam mu język. Pogroził mi palcem i uciekł do fanów.
Z uśmiechem podeszłam do Pilar, która obserwowała swoich chłopców. Położyłam jej głowę na ramieniu i zaśmiałam na widok próby wsadzenia małego Marco do pucharu. Rok temu to było możliwe, ale teraz chłopiec sporo urósł.
- To co mała, bierzesz wolne i jedziemy do Rosji? - Pilar zerknęła na mnie kątem oka.
- Do Rosji? - zmarszczyłam zaskoczona czoło.
- Wczoraj rozmawialiśmy o tym z Sergio. Bardzo mu zależy, abym wzięła chłopców na Mundial. Wiesz, to może być jego ostatni. - westchnęła. - Nie poradzę sobie sama z trzema małymi Ramosami. Rodzina Sergio przyjdzie, ale nie na wszystkie mecze. A moja, jak dobrze wiesz, nieszczególnie przepada za takimi wydarzeniami. Zresztą, od razu pomyślałam o Tobie. - uśmiechnęła się. - Nie chcę żebyś pomyślała, że potrzebuje niańki do dzieci. Raczej ... potrzebuje tam Ciebie. Dla Siebie.
- Pilar. - poczułam jak łzy wzruszenia znów napływają mi do oczu.
- Kogo mam poprosić jak nie moją przyjaciółkę, która jest dla mnie jak młodsza siostra? - spytała. Bez słowa mocno ją objęłam.
Kiedyś dziękowałam Bogu za to, że postawił Sergio Ramosa na mojej drodze. Nie sądziłam wtedy, że razem z nim, w pakiecie dostanę taką osobę jak Pilar. Osobę, której zawsze mogłam się zwierzyć. Wypłakać. Zaufać. Zrobiłabym dla nich wszystko, bo wiedziałam, że i oni zrobiliby to dla mnie.
- Muszę kupić koszulkę reprezentacji Hiszpanii. - zauważyłam poważnie, po czym razem z brunetką wybuchłyśmy śmiechem.

Ale to dopiero za parę tygodni. Dzisiaj był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. I chciałam się nim cieszyć do samego końca.

*

Madryt, 26 Maja 2018.

* Saul

Impreza rozkręciła się na dobre. Towarzystwo przyjaciół zdecydowanie mnie rozluźniło, a do tego DJ wynajęty przez Koke, okazał się być strzałem w dziesiątkę. Nogi same rwały się do tańca, mimo że mistrzem w tym nie byłem. Ale kto zwraca na to uwagę podczas wesel?
Wróciłem do stolika z rozbawioną przeze mnie Olallą, po czym odsunąłem jej krzesło, jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Dopiero teraz zauważyłem wśród towarzystwa państwa młodych. Poczochrałem włosy oburzonemu Koke i usiadłem obok Yaizy.
- Cudowny ślub. - Olalla objęłam Beatriz.
- Cieszy mnie to przeogromnie. - panna młoda spojrzała na każdego z nas. - Dziękujemy, że przyjęliście nasze zaproszenia.
- Jak moglibyśmy nie? - udałem oburzonego. - Trzeba było mieć oko na Koke, żeby nie uciekł. - wzruszyłem ramionami, a Yaiza strzeliła mnie po udzie.
- Za to też dziękuję. - Beatriz wytknęła mi język, co odwzajemniłem.
- Ty się Saul nie mądruj, tylko weź pod uwagę to, że za rok powtórzylibyśmy takie wydarzenie. - Fernando wbił mi szpilkę. Uchyliłem usta, aby mu odpyskować, ale zabrakło mi odpowiednich słów. Za to ich natarczywe spojrzenia wywiercały mi dziurę w brzuchu.
- Przestań. - skarciła go Olalla. - Na każdego przyjdzie pora. Ciebie nikt nie zmuszał, chociaż przyznam, że sama musiałam poczekać. - po tych słowach, Yaiza bez słowa wstała i udała się w wiadomym tylko sobie kierunku. - Widzisz co zrobiłeś ... - syknęła nasza przyjaciółka.
Westchnąłem ciężko, po czym udałem się w ślad za moją dziewczyną. Momentalnie przypomniała mi się rozmowa z ojcem i jego słowa : "Synu, żadna kobieta Ci nie powie wprost, że oczekuje oświadczyn." Fakt, nigdy nie rozmawialiśmy o tym z Yaizą. Zawsze sądziłem, że to przyjdzie naturalnie. Że pewnego dnia, obudzę się z myślą, aby kupić jej pierścionek. Niespodziewanie, bo tak to powinno wyglądać. Nienawidziłem gdy ktoś nakładał na mnie presję. Yaiza nigdy tego nie robiła i za to ją uwielbiałem. Jednak całe nasze otoczenie tworzyło jeden wielki zamęt. To niemożliwe, aby widzieli więcej ode mnie!
Zobaczyłem ją zgarbioną na ławce. Pusty wzrok miała utkwiony w swoich dłoniach. Czułem się fatalnie z myślą, że w ostatnim czasie chodziła przygnębiona przeze mnie. Nie rozumiałem jednak dlaczego. Nie raz, i nie dwa, ktoś zażartował o naszej przyszłości. Dlaczego nagle teraz przestało to bawić Yaizę?
- Yaiza? - usiadłem obok niej. Nie odpowiedziała, nie poruszyła się, nie zareagowała. - Wszystko w porządku?
- Tak, czemu miałoby nie być? - uśmiechnęła się smutno pod nosem. - Przecież mnie kochasz, a to jest najważniejsze, prawda? - spojrzała na mnie uważnie.
- Oczywiście. - pokiwałem głową i chciałem ją objąć, ale się odsunęła. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jej zachowania.
- Wiesz, zawsze chciałam być tą jedyną. Żeby mój mężczyzna kochał tylko mnie. Nie chciałam być na zastępstwo.
- O czym ty mówisz? - zaśmiałem się nerwowo. - Yaiza, przecież wiesz, że Cię kocham. Jesteśmy już tyle lat ze sobą i ...
- I przez te wszystkie lata, powtarzałeś przez sen jedno i to samo słowo. - zironizowała wbijając we mnie wzrok pełen bólu. - Boże, nigdy nie rozumiałam co ono oznacza. Bagatelizowałam. A gdy Fernando je wypowiedział podczas kolacji ... - pokręciła głową.
- Yaiza, o czym Ty ...
- Leire. - syknęła ze łzami w oczach. - Zawsze powtarzałeś ... Leire! - podniosła głos, a mnie zamurowało. Zimny pot oblał całe moje ciało. To było niemożliwe. Nie mogło! - Z początku jej twarz wydawała mi się znajoma, a potem, gdy zobaczyłam Twój wzrok skierowany w jej stronę ... wszystko sobie przypomniałam. Tamto przyjęcie urodzinowe. Patrzyłeś na nią tak samo!
- Kochanie, to nie tak ... - chciałem chwycić jej dłonie we własne, ale szybko się wyrwała. - Owszem, znałem Leire. Mieliśmy dość skomplikowaną przeszłość, ale to było kilka lat temu. Potem poznałem Ciebie i ...
- Opiłeś się na jej widok w objęciach innego chłopaka. - warknęła. - Szamotałeś się z nim, żeby zostawił ją w spokoju. Byłeś o nią zazdrosny! A ja stałam obok!
- Yaiza, to było pięć lat temu! - również podniosłem głos. To niedorzeczne, aby kłócić się o przeszłość.
- Owszem, ale nie wmawiaj mi, że poznałeś mnie i o niej zapomniałeś, bo przeczysz faktom! Chce wiedzieć jedno ... zdradziłeś mnie wtedy?
- Słucham? - parsknąłem, jednak czułem, że tracę grunt pod nogami.
- Javier rozpowiadał, że zaliczyłeś mnie na tamtej imprezie. Ale obydwoje doskonale wiemy, że wyszłam wcześniej, wściekła na Ciebie. W każdej plotce jest ziarno prawdy, więc pytam ... byłeś z nią wtedy?
- Yaiza ...
- Tak, czy nie?! - krzyknęła, a ja spuściłem głowę. Kłamstwo dla jej dobra nie wchodziło w grę. Nie zasługiwała na to. Nie sądziłem, że prędzej czy później, przeszłość mnie dopadnie. Leire Butragueño kolejny raz wparowała z impetem do mojego poukładanego życia i jednym kopnięciem je rozwaliła. - Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - szeptała Yaiza kręcąc głową. - I po tym wszystkim, po kilku dniach, miałeś czelność do mnie przyjść i przepraszać?
- Zasłużyłaś na przeprosiny. Uwierz mi, miałem ogromne wyrzuty sumienia. Nie liczyłem na to, że mi wybaczysz, ale ...
- Nie powiedziałeś mi o zdradzie.
- Jak mógłbym? Znienawidziłabyś mnie!
- Saul, spójrz mi w oczy i powiedz, że to był błąd. Że to nic dla Ciebie nie znaczyło. Że ona nic dla Ciebie nie znaczyła. Że po wszystkim stwierdziłeś, że ... - nie dokończyła ponieważ zakryłem twarz w dłoniach. To mnie kompletnie przerosło. Yaiza pragnęła, abym przytaknął. Nie mogłem jednak tego zrobić patrząc wprost w jej oczy. Nie byłem aż tak wyrafinowany. Mleko się wylało, prawda wyszła na jaw. A ja nie potrafiłem nawet skłamać dla ogólnego dobra. - Więc dlaczego wróciłeś do mnie? - wyszeptała głosem pełnym goryczy.
- Wiesz jaki popełniłem błąd? - spojrzałem na nią. - Uwierzyłem, że cokolwiek dla niej znaczyłem. Ulokowałem uczucia w złej dziewczynie, dlatego wróciłem prosić Cię o wybaczenie. I nie żałuję tego do dzisiaj.
- A gdybyś coś dla niej znaczył? Gdyby odwzajemniła wtedy Twoje uczucia? Którą z nas byś wybrał? - uchyliłem usta, wpatrując się wprost w oczy pełne nadziei. Chciałem wykrzyczeń że wybrałbym ją, ale ... żadne słowo nie wypłynęło z moich ust. Parę lat temu chciałem zaryzykować wszystko dla Leire. Zmiażdżyła jednak moje nadzieje, nie przychodząc pamiętnego dnia do parku. Przez chwilę uwierzyłem w coś, co nigdy nie istniało. Uwierzyłem w to, że mógłbym cokolwiek dla niej znaczyć. - Tak myślałam.
- Yaiza, nie rozumiesz. - pokręciłem głową. - To wszystko się działo zanim poznałem Ciebie. Nie będę kłamać, zależało mi na niej i była dla mnie ważna, ale ...
- Kochałeś ją. - wyszeptała.
- To zbyt duże słowo.
- Saul, kogo Ty chcesz oszukać? - prychnęła. - Nawet teraz nie potrafisz skłamać, żeby mnie udobruchać, bo w głębi serca nadal coś do niej czujesz.
- Minęło pięć lat! - oburzyłem się. - Jestem z Tobą i to Ciebie kocham!
- I dlatego ucinasz wszelakie insynuacje dotyczące naszej przyszłości?
- To, o to chodzi? - zdenerwowałem się. - Mam się oświadczyć, bo inni tego chcą? Mam paść na kolana na ich oczach? Tego chcesz?
- Doskonale wiesz, że nie. - mruknęła spuszczając głowę. Zacisnąłem powieki chcąc się uspokoić. - Gdybyś mnie kochał, tak jak mężczyzna kocha kobietę swojego życia, nie miałbyś żadnych wątpliwości. A Ty je masz, zauważyłam to już jakiś czas temu.
- Yaiza, co ja mam zrobić? Jak mam to wszystko naprawić? - spojrzałem na nią bezradnie.
- Nie możesz. Nie można zmienić swoich uczuć, Saul. - otarła łzę spływającą po jej policzku. Ten widok łamał moje serce, ale byłem bezsilny. - Nie można ich zagłuszyć. Nie można zamienić jedną osobę na drugą. Ja nie chcę, przez całe moje życie, mieć wątpliwości wobec tego, co do mnie czujesz. Zastanawiać się czy to jest miłość, sympatia, a może przyzwyczajenie ... nie chcę tak żyć. Już raz mnie zdradziłeś.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałem niepewnie.
- Ty nie podejmiesz decyzji, nie chcąc mnie zranić. Więc ja to muszę zrobić. - uchyliłem zszokowany usta, patrząc wprost w jej oczy. Bił od nich ból, ale i pewność siebie. Była pewna tego, co chce zrobić. - To koniec Saul.
- Nie, nie zgadzam się! - od razu zaprotestowałem.
- Kiedyś mi za to podziękujesz. - szepnęła wstając z ławki. Błyskawicznie zrobiłem to samo, chcąc ją zatrzymać. - Nie Saul. - odepchnęła mnie lekko. - Nie chcę Twoich pustych słów.
- Nie są puste! Yaiza, kocham Cię!
- Może i mnie kochasz, ale nigdy nie obdarzysz mnie takim samym uczuciem jak ...
- Leire to już przeszłość!
- Jeśli nie chcesz mnie bardziej ranić, po prostu daj mi odejść. O nic więcej Cię nie proszę ...

Zrobiłem to. Z ciężkim sercem pozwoliłem jej odejść. Ze łzami w oczach obserwowałem jej oddalającą się sylwetkę. A najgorsze w tym wszystkim było to, że poczułem nagłą i niespodziewaną ulgę. Ogarnięty wściekłością z całej siły kopnąłem stojący obok kosz.

- Nienawidzę Cię Leire. - warknąłem. - Nienawidzę!

*

Madryt, 27 Maja 2018.

- Pani Butragueño, ja nie wiem jak to się stało ... - przerażona Blanca wpatrywała się w rozbite szklanki.
- Po pierwsze Leire, żadna Pani Butragueño. - zaśmiałam się pomagając jej ze szkłami. - Różnica lat pomiędzy nami nie wynosi więcej jak pięć lat. Chociaż, gdy byłam w Twoim wieku, dwadzieścia trzy lata było dla mnie jak emerytura. - próbowałam rozbawić stażystkę. Blady uśmiech pojawił się na jej twarzy. - A po drugie, to są tylko szklanki. Nie zbankrutuje od kilku rozbitych sztuk. Nic sobie nie zrobiłaś?
- Nie, nie ... - szepnęła zawstydzona.
- Pierwsze dni zawsze są najgorsze. A jak widać mamy prawdziwy chaos. - westchnęłam. Oczywiście byłam zadowolona z ilości klientów, ale akurat dzisiaj wpadłam tu na kilka sekund. Za dwie godziny, na Santiago Bernabeu, zaczynała się celebracja z okazji zdobycia pucharu. Wybierałam się tam razem z mamą i Nati, które czekały na mnie w samochodzie.
- Tak, a ja miałam obsłużyć stolik czternasty! - zaczęła panikować.
- Spokojnie, ja to zrobię. - zaśmiałam się wychodząc na salę. Omiotłam zadowolonym spojrzeniem wszystkie zajęte miejsca, po czym udałam się w to właściwe. Z daleka ujrzałam dwie kobiety zawzięcie ze sobą rozmawiające. Będąc dosłownie dwa kroki od nich usłyszałam kawałek dyskusji ...
- ... jest totalnie załamany. Zamknął się w swoim starym pokoju i nie rozmawia z nikim. A przecież jutro musi jechać do ośrodka treningowego ...
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Mogłabym przyjąć zamówienie?
- Oh, tak. - odwróciłam wzrok do drugiej z kobiet i zamarłam. Przede mną siedziała we własnej osobie Pilar Esclápez, matka Saula. Uśmiechała się do mnie z taką serdecznością, aż zabolało mnie serce. Nie wiedziała kim jestem. - Poprosimy ... - z uwagą zanotowałam nazwy kaw, które mi podała.
- To wszystko? - upewniłam się.
- Tak, dziękujemy. - skinęłam głową oddalając się. Zagryzłam dolną wargę próbując zatuszować szeroki uśmiech, który pojawił się gdy zauważyłam jeden mały szczegół. Naszyjnik. Ten sam który kupował Saul dla swojej matki. Ten sam który mu wskazałam. Uczucie satysfakcji ogarnęło moje ciało.
- Leire! - usłyszałam zniecierpliwiony głos mojej matki, która niespodziewanie zjawiła się w środku. Kompletnie zapomniałam! - Kochanie, nie mamy czasu.
- Już! - odkrzyknęłam podając zamówienie Blance. Pożegnałam się z personelem i szybko ruszyłam w ślad za zniecierpliwioną Sonią Gonzalez.


***

Natola ... Ty wiesz co :)

Dzisiejszy rozdział jest totalną mieszanką wybuchową. Trochę radości, trochę przygnębienia. Osobiście jestem zadowolona z rozmowy Saula i Yaizy ...  spodziewałyście się takiego obrotu sprawy?

Nie będę się więcej rozpisywała tylko uciekam niestety do pracy. Rozdział wam zostawiam i z niecierpliwością czekam na opinie! Do kolejnego :)

(Moja ulubiona rodzinka podczas finału Ligi Mistrzów)



 

poniedziałek, 25 czerwca 2018

8. To Saul Niguez, prawda?

Madryt, 29 Lipca 2013.

Irytujące promienie słoneczne drażniły moje powieki, które uchyliłam z trudem. Ból przeszył moją głowę. Wczorajszego wieczora zdecydowanie przesadziłam z alkoholem. Przyłożyłam dłoń do skroni i powoli rozejrzałam się po nieznajomym pomieszczeniu. Coś było zdecydowanie nie tak.
Wzrok zatrzymałam na nagich męskich plecach, ze śladami zadrapań. Wytrzeszczyłam szerzej oczy, czując napływ paniki. Co ja najlepszego zrobiłam? Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem kompletnie naga, okryta jedynie cienką pościelą. Gwałtownie usiadłam trzymając kurczowo materiał na piersiach.
Chłopak, który do tej pory siedział na łóżku tyłem do mnie, i ukrywał twarz w swoich dłoniach, odwrócił się słysząc moją "pobudkę". Wciągnęłam gwałtownie powietrze widząc jego twarz.
- Saul? - wyjąkałam.
- Leire, ja ... ja nie wiem jak to się stało. - przez kilka sekund od ujrzenia go, ogarnęła mnie ulga, lecz potem ... zobaczyłam w jego oczach jedynie ból i poczucie winy. Zdradził swoją dziewczynę ze mną. - Przepraszam Cię.
- Nic nie pamiętam. - szepnęłam spuszczając głowę.
- Nie chciałem Cię budzić, ale też nie chciałem zostawiać samej ... - przeczesał nerwowo włosy wstając. Chwycił do rąk koszulę i zaczął ją zakładać. Miotał się z zaciętą miną. Nie tak wyobrażałam sobie poranek po mojej pierwszej nocy z chłopakiem.
- Mógłbyś ... ? - spytałam niepewnie. Pokiwał głową odwracając się do mnie tyłem. Zsunęłam bose stopy na podłogę i zaczęłam zbierać swoje części garderoby. Przespałam się z Saulem Niguezem. Po alkoholu. Kompletnie pijana. Co za wstyd! Nie pamiętałam nic z nocy, oprócz kilku migawek. Zresztą, on trzeźwy też na pewno nie był.
Zawsze byłam odpowiedzialna, ostrożna ... no właśnie. Z hukiem z moich rąk wypadła torebka. Panika znów ogarnęła moje ciało. - Saul, czy my ... ? Ja ... ja nie biorę tabletek ... - chłopak zacisnął usta w wąską kreskę i pokręcił przecząco głowo. Nogi się pode mną ugięły, aż z wrażenia musiałam usiąść.
- Spokojnie, może nic się nie stało.
- Nic się nie stało? - parsknęłam. Poczułam łzy napływające do moich oczu. - Przespaliśmy się ze sobą! Na dodatek mogę być w ciąży! Dla Ciebie to nic?!
- Leire. - kucnął przede mną i chwycił moje dłonie w swoje. - To nie jest tylko Twój problem ...
- Problem? - zironizowałam.
- To nie tak miało zabrzmieć ...
- Daj mi spokój. - zerwałam się odpychając go. Próbował mnie zatrzymać, ale znów się wyrwałam. - Zostaw mnie! Jeśli nadal masz mnie głupio przepraszać i gadać o problemach, to lepiej żebyś nic nie mówił! - łzy spłynęły mi po policzkach. Trzasnęłam drzwiami i szybko zbiegłam schodami w dół. Nie gonił mnie, ale i tak chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
Przed domem szloch zatrząsnął moim ciałem. Co ja najlepszego zrobiłam? Miałam zapomnieć, a wpakowałam się w jeszcze większe tarapaty z nim w roli głównej. Ten ból w jego oczach ... żałował nocy ze mną. A ja? Jedyne czego żałowałam to to, że nic nie pamiętałam.
Pół godziny później wślizgnęłam się do domu. Było dopiero po siódmej, więc miałam nadzieję, że wszyscy jeszcze śpią. Nie doceniłam jednak jednej osoby.
- Leire Sonio Butragueño Gonzalez. - usłyszałam głos ojca za sobą, gdy stawiałam pierwszy krok na schodach. - Wiedziałem że wrócisz późno, ale nie sądziłem że to będzie poranek następnego dnia.
- Przepraszam. - szepnęłam odwracając się powoli w jego stronę. Stał w progu kuchni z kubkiem kawy w ręce. - Musiałam ... przemyśleć kilka spraw. - skłamałam.
- Płakałaś? - przyjrzał mi się dokładnie. Nie było sensu zaprzeczać, bo rozmazany tusz do rzęs był dowodem na wszystko. - Jeśli ktoś Ci coś zrobił, to zabije gołymi rękoma.
- Tak, i zwołasz królewską gwardię w postaci Ramosa, Marcelo i Pepe. - wywróciłam oczami, ale po chwili tonęłam w jego objęciach. Jego perfumy zawsze mnie uspokajały. Czułam się wtedy bezpieczna.
- Wtedy to nie będzie co zbierać. - wymruczał całując moją głowę. Słaby uśmiech pojawił się na moich ustach. - Powiesz mi, co się stało, czy lepiej aby staruszek się nie interesował Twoim życiem?
- Po prostu źle ulokowałam swoje uczucia.
- Zakochałaś się w niewidomym chłopaku? - spytał, a ja spojrzałam zaskoczona na niego, nie bardzo rozumiejąc o czym mówi. - Skoro odrzucił taką dziewczynę jak Ty, to zdecydowanie ma problem z oczami.
- Jesteś nieobiektywny.
- A on ślepy, albo głupi. - wzruszył ramionami. - Albo ... tu chodzi o coś innego. - westchnął ciągnąc mnie do kuchni. Usiadłam na krześle barowym, a po chwili przed moimi oczami pojawiła się lemoniada. Tata zawsze ją serwował gdy któreś z nas nie miało humoru. - To Saul Niguez, prawda?
- Słucham? - prawie pisnęła zaskoczona.
- Widziałem Twoje łzy na parkingu, jego wzrok ... po za tym, Emilio o wszystkim mi powiedział. - usiadł obok mnie. Uchyliłam zaskoczona usta. Co za bezczelny zdrajca! - Saul ma prawo nienawidzić naszej rodziny. Do dzisiaj jest kolcem na moim sumieniu.
- Uwierzyłeś swojemu synowi.
- Tak, Saul to zrozumie gdy będzie miał swoje dzieci. - westchnął ciężko, a ja poczułam jak blednę na te słowa. Szybko spuściłam głowę. - Ale to nie usprawiedliwia tego, że został źle potraktowany. Teraz to odbija się na was.
- Nie ma nas. - obruszyłam się.
- Cóż ... skoro tak twierdzisz. - uśmiechnął się pod nosem. - Kiedy się poznaliście?
- Rok temu. Powiedzmy, że uratował mnie przed natrętnym adoratorem.
- Leire, chcę żebyś coś wiedziała. - chwycił mnie za rękę. - Ty i twoje rodzeństwo jesteście dla mnie najważniejsi. Jedyne co dla was chce, to szczęścia. Dlatego kieruj się zawsze swoimi uczuciami, a nie opinią innych. Szczególnie Emilio. - pacnął mnie palcem w nos.
- W tym przypadku te uczucia doprowadziły mnie donikąd. A raczej do widoku Saula z inną dziewczyną.
- Czyli to o to chodzi. - pokiwał głową. Oh, żeby tylko to było problemem ... - Leire, przeanalizuj zachowanie Saula, jego wzrok, po czym zadaj sobie pytanie.
Czy na pewno jesteś mu obojętna?

Późnym popołudniem leżałam na łóżku kreśląc esy floresy w moim tajnym dzienniku. Przez cały dzisiejszy dzień, nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Sama doprowadzałam się do szaleństwa! Prawdopodobieństwo naszej wpadki była przeogromna, a ja byłam przerażona tą myślą. Bycie samotną matką w wieku dwudziestu lat? Bałam się tego. Ale sama byłam sobie winna. Zamiast wrócić do domu, wolałam upijać się prawie do nieprzytomności. Byłam żałosna. 
Do tego jego wzrok ... pełen bólu i wyrzutów sumienia. To był najgorszy widok jaki dotychczas ujrzałam w swoim życiu. 


Nie zachowuj się tak dziwnie, twardy jak skała, skoro pokazałam ci kawałki skóry, których światło słoneczne nawet nie dotyka. 
I mnóstwo pieprzyków o których sama nie miałam pojęcia. Pokazałam ci moją głupią słabość, moją piętę achillesową, moją ...


Dźwięk telefonu oderwał mnie od pisania. Przekręciłam głowę w jego stronę, po czym chwyciłam w dłonie. Nieznajomy numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Proszę ... nie rozłączaj się. - usłyszałam po drugiej stronie głos Saula. Z wrażenia aż usiadłam.
- Skąd masz mój numer?
- Cristina. - odpowiedział. Uchyliłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Nie mogłem przyjść do Twojego domu, wiesz dlaczego.
- Dlaczego w ogóle miałbyś się ze mną kontaktować?
- Leire, proszę Cię. - westchnął. - Rano, to nie powinno tak wyglądać. Spanikowałem, gdy się obudziłem. Bałem się że ... że zrobiłem Ci krzywdę. Nie zasłużyłaś na to żeby ... to powinno inaczej wyglądać ...
- Jak to nie? Przespałam się z zajętym chłopakiem. - szepnęłam. Podbródek zaczął mi się niebezpiecznie trząść.
- Raczej z kompletnym idiotą. - prychnął. - Gdybym ... gdybym nie był tak uparty i schował dumę do kieszeni, to nie skrzywdziłbym żadnej z was. Przepraszam, choć wiem że to za mało ... 
- Prosiłam Cię rano, żebyś mnie nie przepraszał.
- Zasługujesz na o wiele więcej.
- To wszystko? - poczułam jak łzy powoli spływają mi po policzkach. - Jeśli o mnie chodzi, nie miej wyrzutów sumienia. Obiecuję, że zachowam to dla siebie i postaram się ...
- Nie. - przerwał mi gwałtownie. - Spotkaj się ze mną. Zaraz.
- Słucham? - wydukałam.
- Będę na Ciebie czekał w parku, na ławce gdzie ratowałaś mój krwawiący nos. - mimowolnie uśmiechnęłam się na tamto wspomnienie. - Cholera jasna ... Leire, jeśli cokolwiek to dla Ciebie znaczyło, przyjdź. Wyjaśnijmy sobie to raz na zawsze, w cztery oczy. Postanowimy co dalej. Jednak jeśli nie ... - tu przerwał. Zapadła pomiędzy nami cisza. - Zrozumiem. I postaram się trzymać od Ciebie z daleka. Przestaniemy dla siebie istnieć. - rozłączył się.
Jeszcze przez chwile trzymałam telefon przy uchu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czy chciałam go widzieć? Mógł łamać moje serce tysiąc razy na dzień, ale nadal biło na jego widok. Na dźwięk jego głosu. Dlaczego miłość musi być aż tak beznadziejna?
Wyjaśnić wszystko? Potrzebowaliśmy tego od jakiegoś czasu. Miałam już dość niedomówień, bezpodstawnej walki i fałszywej nienawiści. A co jeśli tata miał rację? Co jeśli nigdy nie byłam mu obojętna? Nigdy nie dowiem się tego siedząc we własnym pokoju.
Zerwałam się nagle z łóżka i wręcz w biegu zakładałam trampki na swoje stopy. Nawet nie oznajmiłam rodzicom, że wychodzę. Zresztą. Trzask drzwi wejściowych powinien być dla nich wskazówką.
Kwadrans później byłam przed bramą parku. Jednak nie przekroczyłam jej. Przerwał mi w tym głos nawołujący moje imię. Zaskoczona odwróciłam się do tyłu i stanęłam twarzą w twarz ze starszym, znajomym mi mężczyzną. Boria Niguez. Ojciec Saula.
- Czyli jednak przyszłaś.
- Słucham?
- Przez przypadek usłyszałem rozmowę Saula z Tobą. Gdy padło Twoje imię, zrozumiałem kim była dziewczyna, którą mój najmłodszy syn całował pod moim domem. Córka Emilio. - patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Ja nadal nie rozumiem ...
- Obydwoje doskonale wiemy, o ile na prawdę zależy Ci na moim synu, że powinnaś nie wchodzić do tego parku. - uchyliłam w szoku usta. Rozumiałam niechęć pana Nigueza do mojej osoby, ale czy aby nie przekroczył pewnej granicy? - Mącisz mu w głowie.
- Jeśli sądzi pan, że nie traktuje go poważnie ...
- Leire, posłuchaj. To mój syn i chce dla niego jak najlepiej. Twoja rodzina wystarczająco go zraniła. Tak na prawdę żadne z was nie wie, przez co przeszedł. Jednak jest silny i z tego wyszedł. I wtedy pojawiłaś się Ty. Jego kłótnia z Twoim bratem nie dała Ci do myślenia? Myślisz że nagle wszystko będzie piękne?
- Życie to nie tylko football.
- A jednak obydwoje wychowaliście się w tym świecie. - tu miał niestety rację. Wszystko wokół tego się kręciło. - Będziesz w stanie wspierać jego drużynę? Wspierać jego? Na stadionie Atletico, na którym nie będziesz mile widziana? Założyć jego koszulkę? - nie odpowiedziałam. Odpowiedź była oczywista. - Na początku może mu na tym nie zależeć, ale będzie tego potrzebował. W końcu nadejdzie taki dzień, w którym nie wytrzymacie tej presji i wybuchniecie. Zaczniecie się kłócić. On Ci powie, że Twój klub jest ważniejszy od niego, Ty będziesz chciała zaprzeczyć, ale w głębi duszy będziesz zawsze życzyć Atletico przegranej z Realem Madryt. Życzyć Saulowi przegranej. A ludzie? Córka Butragueño i piłkarz Atletico Madryt, ze śmierdzącą przeszłością wśród Madridistas. Doskonale wiesz do czego są zdolni. Jakie są media! Saul jest na początku kariery i potrzebuje tego luksusu jak spokój. Będąc z Tobą, będzie to niemożliwe.
- Więc dlaczego nie powiedział pan to jemu, tylko mi? Bo miałby inne zdanie na ten temat, prawda? Bo to ja mam wyjść na tą złą, która kopnie go w tyłek? Tego pan dla niego chce? Żebym go skrzywdziła?
- Doskonale wiesz, że on nadal jest z Yaizą. - spuściłam wzrok na swoje trampki. - Do dzisiejszego dnia był szczęśliwy, a teraz gryzą go wyrzuty sumienia. Myślisz, że byłby z nią dla kaprysu? Że nic do niej nie czuje? Nie, nie mój syn. Ją też chcesz unieszczęśliwić dla własnego kaprysu?
- Kaprysu? - prychnęłam oburzona. - Co ja panu takiego zrobiłam, że nawet przez chwile nie pomyślał pan o mnie? O moich uczuciach? Mój tata nigdy ...
- Twój ojciec ma wyrzuty sumienia związane ze mną i Saulem. Chce zbawić świat. Myśli, że zgadzając się na Twoją relację z moim synem, naprawi przeszłość.
- Mówi pan tak, bo go nienawidzi.
- Moja rodzina wystarczająco dużo wycierpiała przez Twoją. A moja żona? - zaśmiał się nerwowo. - Gdyby tylko wiedziała, że znacie się z Saulem i że ... że macie ze sobą coś wspólnego za plecami Yaizy. Nie tak go wychowała! Wiesz co powiedziała, gdy zobaczyła łzy w oczach Saula, które spowodował Twój brat? - syknął. - Że Twoja rodzina jest naszym największym przekleństwem. A teraz pojawiasz się Ty i mącisz mu w głowie!
- To nie była moja wina ... - szepnęłam czując napływające łzy i ból spowodowany jego słowami.
- Ale gdy wybierze Ciebie, będzie cierpiał. Chcesz tego?
- Nie.
- Więc wiesz co zrobić. - rzucił, po czym zostawił mnie samą przed bramą. Obserwowałam jak wsiada do samochodu, a następnie odjeżdża.

" ... gdy wybierze Ciebie, będzie cierpiał ... "
" ... przyjdź ..."
" ... Leire, jeśli cokolwiek to dla Ciebie znaczyło ..."
" ... przyjdź ..."
" ... postaram się trzymać od Ciebie z daleka ..."
" ... przyjdź ..."
" ... przestaniemy dla siebie istnieć ...
" ... przyjdź ..."
" ... gdy wybierze Ciebie, będzie cierpiał ... "

Rzuciłam się biegiem przed siebie. Z dala od tego parku. Z dala od Saula. Dla jego dobra.

Saul, jedynie Bóg wie, ile kosztowało mnie zostawić Ciebie.

***




Zaskoczone? Chciałam to wszystko opisać tak, abyście nie domyśliły się, że to z Saulem przespała się Leire, ale ... tak do końca chyba mi się to nie udało :) Natola, dzisiaj stwierdziłam że przewidujesz przyszłość jak Twoja bohaterka haha. Przed Tobą nie ma tajemnic :D

Nie będę się za bardzo rozpisywała ... wkraczamy pełną parą w teraźniejszość. Kolejny rozdział będzie bardzo ważny, dowiecie się między innymi jak Saul widział całą tą sytuację. Kim była dla niego Leire? Kim jest teraz? Co chciał wtedy zrobić? Odpowiedź w rozdziale 9!

piątek, 22 czerwca 2018

7. Zabierz mnie do nocy, podczas której Cie pokochalam.

Madryt, 21 Maja 2018.

- Sergio, po jaką cholerę się denerwujesz? - spytałam niewinnie spoglądając na mojego przyjaciela. - Jesteś kapitanem tej reprezentacji, przecież to pewne, że pojedziesz do Rosji.
- Powtarzam to od tygodnia. - rzuciła Pilar znad jakichś papierów. Obecnie przebywałam w ich domu, oczekując, aż trener Lopetegui ogłosi skład Hiszpanów na zbliżający się Mundial. Z tego też powodu, Sergio oszalał. Znowu. Siedział po turecku przed swoim ogromnym telewizorem i jak zaczarowany wpatrywał się w sylwetkę trenera. Obok niego, po obydwóch stronach i w takich samych pozycjach, znajdowali się Nano i Marco. Młodszy z braci niczego nie rozumiał, ale w skupieniu naśladował swojego tatusia.
- Shh! Zaczyna się! - syknął w naszą stronę. Pilar wywróciła oczami patrząc na mnie porozumiewawczo.
Trener powoli zaczął wyczytywać wszystkie nazwiska. Bardzo powoli! Brakowało jedynie fanfar pomiędzy jednym, a drugim piłkarzem. Bramkarze nie byli żadnym zaskoczeniem, jednak przy obrońcach wkradła się nerwowość. Oczywiście mam na myśli nerwy Sergio, który zaczął obgryzać paznokcie.
- Jej! Dani został ... ! - pisk mojej radości przerwał oburzony wzrok Ramosa. - ... powołany. - mruknęłam zakładając obrażona ręce na piersi.
- Sergio Ramos. - wyczytał Lopetegui.
- AAAAAAAA!!! - wrzasnął skacząc na równe nogi, po czym chwycił synów na ręce i zaczął z nimi skakać. - Tatuś jedzie na Mundial! Tatuś jedzie na Mundial!
- Wow, a to ci dopiero niespodzianka. Kompletnie się tego nie spodziewałam. - zironizowałam chwytając za pilota. Przez te okrzyki radości kompletnie nic nie słyszałam. - Nacho?  Czy on powiedział Nacho?! - zerwałam się z kanapy.
- Tak, powiedział Nacho. - Ramos wywrócił oczami, po czym dotarł do niego sens słów. - Nacho dostał powołanie!?
- Ojej ... - poczułam łzy wzruszenia napływające do moich oczu. Mój przyjaciel, mój braciszek, moja bratnia dusza ... nareszcie doceniony spełni swoje największe marzenie!
Razem z Sergio wpadliśmy sobie w ramiona. Nano z Marco skakali wokół nas z okrzykami radości. Jedynie Pilar odchyliła się na krześle i śmiała wniebogłosy.
- Dobra, spokój Ramos. - oderwałam się od niego. - Zaczyna wyczytywać pomocników. - usiadłam obok niego na tym nieszczęsnym dywanie.
- Saul ... - zamarłam na chwilę. Oczywiście ta pozycja nie była zaskoczeniem, jednak fakt, że pierwszy raz w życiu będziemy po tej samej stronie barykady był ... dziwny? Niecodzienny? Nienormalny?
- Isco. - tu przybiliśmy sobie z Sergio "piątki". Im więcej piłkarzy Realu Madryt, tym lepiej. Zaśmiałam się na widok chłopców, którzy również wystawili swoje łapki. - Asensio ...
- Fuck Yeah! - wrzasnął Ramos.
- Sergio! - oburzyłyśmy się razem z Pilar.
- Fuck Yeah ... Fuck Yeah ... Fuck Yeah ... - zaczął powtarzać Marco pod nosem.
- Śpisz dzisiaj na kanapie! - miałam ochotę gwizdnąć przeciągle na słowa Pilar, ale wolałam jej nie prowokować. - I masz mu wytłumaczyć, że to brzydkie słowo. - Ramos zasalutował. Aha, już to widzę.
- Lucas Vazquez. - tu zdążyłam zamknąć mu usta. Nieokiełznana radość mogła być jeszcze większa, ponieważ Lucas był jego przyjacielem.
Po zakończeniu, oficjalnie pogratulowałam Sergio, po czym razem z Pilar udałam się do kuchni. Usiadłam wygodnie na krześle barowym i chwyciłam do ręki banana. Jedząc, uważnie obserwowałam z jaką swobodą przygotowuje mleko dla Alejandro.
- Powiesz mi wreszcie, jak było na randce? - spytałam uśmiechając się pod nosem. - Wcześniej nie było okazji, a skoro moi panowie wyszli do ogrodu, nikt nam nie przeszkodzi.
- Po pierwsze, to nie była randka. - podkreśliłam, jednak Rubio prychnęła na moje słowa. - A po drugie, było bardzo miło. Roberto jest bardzo interesującą osobą, mamy wiele wspólnych tematów. Po za tym, zaprosiłam go na kawę do mojej kawiarni i również było miło.
- No, no. - usiadła na przeciwko mnie. - Czyli złość na Alexa Ci już przeszła? Załatwił Ci idealnego faceta.
- Nikt nie jest idealny. - westchnęłam.
- Szczegóły. - machnęła dłonią. - Kiedy następna randka? To jest, spotkanie?
- Roberto musiał wrócić do Cadiz, ale obiecał, że wpadnie do stolicy jak najszybciej. - uśmiechnęłam się przegryzając dolną wargę. - Nie patrz na mnie tak, jakby do czegoś doszło!
- Nie patrzę tak! - zaśmiała się. - Doskonale wiem jakie są Twoje zasady. - spuściłam głowę na te słowa. - Leire, nie chciałam ...
- Wiem. - szepnęłam przełykając ciężko ślinę. - Jest jeszcze coś. W restauracji, w której jedliśmy kolację, pojawił się Saul ze swoją dziewczyną.
- Słucham? Chyba żartujesz!
- Chciałabym. Myślałam ... myślałam, że to wszystko jest już za mną. Ale wystarczyło żeby się pojawił, żeby na mnie spojrzał ... - schowałam twarz w swoje dłonie.
- Leire. - usiadła obok mnie i mocno objęła. - Skarbie, wydaje mi się, że to przez to, że nie wyjaśniliście sobie wszystkiego.
- My nic sobie nie wyjaśniliśmy. - pociągnęłam niespodziewanie nosem. - I ten wzrok Yaizy. Jakby wszystko wiedziała ... a przecież to jest niemożliwe. Nie wierzę, że przyznał się jej do wszystkiego.
- Leire, obydwie wiemy, kto jest odpowiedzialny za ...
- To była moja decyzja. - przerwałam jej.
- Pod presją.
- Niech Saul myśli, że to ja wszystko zniszczyłam. O ile cokolwiek, kiedykolwiek było do zniszczenia ...

*

Madryt, 28 Lipca 2013.

Urodziny brata Cristiny. Niby nic, a jednak. Blondynka zajmowała się całą organizacją, więc zaproszenie wpadło w moje ręce. Nie mogłam nawet odmówić. Na nic zdały się moje wymówki, że dopiero co wróciłam z rodzinnych wakacji z Tajlandii i jestem wykończona. Cała zgraja, czyli Alex, Nacho, Cristina i Maria, kazała mi być gotową na 20:00.
Tak więc "za pięć" siedziałam na oparciu kanapy i znudzona wpatrywałam się w ekran telewizora. Raquel oglądała jakiś pokaz mody z chińskim, bądź innym azjatyckim, komentarzem. Nudy!
- Wybierasz się gdzieś? - do moich uszu doszło pytanie zadaje przez Emilio. Nawet nie zauważyłam jak zszedł do salonu. Nie odpowiedziałam, a jedynie patrzyłam na niego jak na kretyna. Od kiedy go to interesuje? - Nie za krótka sukienka?
- Raczej za długa. - parsknęła Raquel.
- Jest w sam raz! - oburzyłam się. Stanęłam przed lustrem i zeskanowałam swój wygląd. Zwiewna, biała sukienka przed kolano podkreślała moją świeżą opaleniznę. Na stopach miałam złote sandałki, a włosy rozpuściłam, lekko je podkręcając.
- Wyglądasz pięknie. - odwróciłam się w stronę taty, który stał w progu salonu i uśmiechał się w moją stronę. Odwzajemniłam gest, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Zrobił się harmider przed domem, więc obstawiam iż bracia Fernandez już przybyli.
- Nie czekajcie na mnie! - krzyknęłam łapiąc w biegu torebkę. Z impetem otworzyłam drzwi, w tym samym momencie gdy Nacho chciał nacisnąć na dzwonek. - Gotowa!
Do domu, w którym miało odbyć się przyjęcie, pojechaliśmy taksówką. Okazało się, że zaprzyjaźniony wujek Cristiny udostępnił im swój dom. Samobójca, czy co?
W środku było sporo ludzi. To nie było przyjęcie, to była impreza! Śmieszne, ale solenizanta nawet nie miałam szansy poznać, o złożeniu życzeń nie wspominając, bo co chwilę był w innym miejscu. Machnęłam na to ręką, w końcu i tak go nie znałam.
Usiedliśmy w swoim gronie na kanapie, popijając drinki przyniesione przez niezawodnego Alexa. Każde opowiadało o swoich wakacjach, planach na najbliższe dni oraz o kompletnych błahostkach. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak bardzo tęskniłam za nimi przez ostatni miesiąc!
- Kolejni goście! - zawołała Cristina wstając ciężko ze swojego miejsca. Zaczęłam jej współczuć. Cała ta impreza była na jej głowie, a brat? Chodził swoimi ścieżkami i miał gdzieś własnych gości.
- Co powiecie na kolejnego drinka? - spytał Alex.
- Ty nie szalej. - pogroził mu Nacho. - Wszyscy wiemy jaką słabą masz głowę.
- Ja na razie spasuje. - podniosłam szklankę, na której dnie znajdował się łyk bądź dwa kolorowego drinka. Maria także odmówiła, więc zostałyśmy na chwilę same na kanapie.
- Rzadko kiedy mam szansę wyjść gdzieś z Nacho. - uśmiechnęła się spoglądając na niego. - Albo mecz, albo trening ... to źle że jestem zazdrosna o to, co robi?
- Oczywiście, że nie. To tylko oznacza, że go kochasz i chciałabyś go mieć cały czas przy sobie. Moja mama twierdzi, że dzięki takiemu życiu, nie pozabijali się jeszcze z tatą. - zaśmiałam się na wspomnienie przekomarzań rodziców. - A prawda jest taka, że za każdym razem, gdy wyjeżdżał na dłużej, nie mogła sobie znaleźć miejsca, a w jej oczach zawsze było to samo ... tęsknota. Aż dziwne, że jest nas tylko czwórka. - dodałam rozbawiając tym Marię.
- No, powiedziałam Javierowi do słuchu. Zresztą Saul zawsze miał na niego zbawienny wpływ. - obok mnie z impetem usiadła Cristina. Otworzyłam usta, aby o coś zapytać, ale na wiadomość o obecności Nigueza, opanowała mnie panika. Machinalnie odwróciłam głowę.
- Faceci. - prychnęła Maria.
- Jestem w szoku, że Saul w ogóle przyszedł. Myślałam że nasze relacje się ochłodziły z powodu Alexa, ale jak widać był zajęty czymś innym. A raczej kimś. - zaśmiała się, a ja spuściłam wzrok.
Na drugim krańcu salonu stał roześmiany Saul Niguez trzymając za rękę śliczną brunetkę. Uczucie zazdrości do tej pory było dla mi obce, ale gdy już się pojawiło, to z podwójną siłą. Machinalnie podniosłam się z kanapy i podeszłam do stolika z alkoholami, gdzie urzędowali bracia Fernandez.
- Jednak chcę jeszcze jednego. - rzuciłam zakładając ręce na piersi. - Tylko mocniejszego. - Nacho zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem, a Alex uniósł rozbawiony brwi ku górze. - Mówię po katalońsku?
- Wypluj to! - wysyczeli obydwaj.
Na kanapę wróciłam z satysfakcjonującą ilością alkoholu w mojej szklance. Dopiero po chwili zorientowałam się, że pojawiła się nowa osoba. Nieznana mi ruda dziewczyna przekazywała Cristinie i Marii informacje o dziewczynie Saula.
- ... pojechała razem z nim i jego braćmi na wakacje. Po tygodniu bycia razem! Podobno jego rodzice są nią zachwyceni ...
- Mdli mnie. - mruknęłam pod nosem, ale na szczęście, nikt tego nie usłyszał. Wypiłam duszkiem zawartość szklanki, po czym opuściłam towarzystwo. Musiałam natychmiast się przewietrzyć. Pchnęłam więc drzwi na taras, przechodząc przez nie. Przyjemne, chłodne powietrze omiotło moje nagie ramiona. Potarłam je opierając się o balustradę. Nic tu po mnie, powinnam wrócić do domu.
- ... poczekaj, tu jest zbyt głośno ... - zadrżałam słysząc ten głos. Saul wszedł na taras prawdopodobnie rozmawiając z kimś przez telefon. - Tak, tak, widzimy się jutro. Do zobaczenia. - zapadła cisza. Miałam nadzieję że odejdzie, ale cały czas wyczuwałam jego obecność kilka kroków za sobą. Nie wytrzymałam. Odwróciłam się. Wpatrywał się we mnie intensywnym spojrzeniem. - Leire ...
- Saul. - wychrypiałam.
Pomiędzy nami zapadła cisza, co było irytujące i męczące. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Powoli zaczęłam tęsknić za naszymi kłótniami ... przynajmniej były one szczere. I pełne emocji.
Przez okno dostrzegłam jego dziewczynę, która rozglądała się niepewnie wokół. Szukała go. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę wyjścia z tarasu, jednak gdy przechodziłam obok niego, chwycił mój nadgarstek. O dziwo ten uścisk nie był żelazny ... był subtelny, delikatny. A mimo to sparaliżował i zatrzymał moje ciało.
- Puść mnie. - szepnęłam.
- Chciałem Ci coś wyjaśnić ...
- Wyjaśnić? - uniosłam głowę patrząc na jego twarz. - Spokojnie, nic nikomu nie powiem. Nie jestem Tobą. - syknęłam.
W moim domu, pamiętna majowa noc, była tematem tabu. Emilio, o dziwo, nie odezwał się nawet słowem. Stał się jednak podejrzliwy. A tato? Nie pytał, nie naciskał. Znał mnie doskonale. Wiedział, że jeśli będę chciała, sama mu wszystko opowiem.
- To nie o to chodzi. - westchnął ciężko. - To, że Twój brat mnie sprowokował, nie jest żadną wymówką. Ale ... żałuję tamtych słów.
- Czego jeszcze żałujesz? - spytałam patrząc mu w oczy. Uchylił usta, lecz po chwili je zamknął. Milczał. - To wszystko? Nasze spotkania nigdy nie kończą się pokojowo.
- Tak, nie będę Ci zabierał czasu. - mruknął puszczając mój nadgarstek. Zrobiłam krok do tyłu, wracając pod balustradę. Potrzebowałam jeszcze kilka chwil wytchnienia w ciszy. Saul więcej nie odezwał się ani słowem, ale stał przez chwilę w tym samym miejscu. I chociaż chciałam znów spojrzeć na jego twarz, moja silna wola zwyciężyła. Dźwięk zamykających drzwi był jak nóż wbity w serce.
-  Zabierz mnie do nocy, podczas której Cię pokochałam. - wyszeptałam czując jak mój podbródek zaczyna drżeć. Musiałam o nim zapomnieć. Musiałam. Nie chciałam tego cholernego złamanego serca!
Dźwięk wiadomości mnie otrzeźwił. Nacho pisał o totalnym zgonie Alexa oraz o szybkim przetransportowaniu go do domu. Prosił, abym wróciła taksówką.
Otarłam łzę płynącą po moim policzku, po czym wróciłam do środka. Widok dziewczyny wtulającej się w ramiona Saula, był jak pchnięcie mnie do bram piekieł. Podeszłam do stolika z alkoholami chwytając za piwo. Zapach chmielu zawsze mnie odrzucał, lecz dzisiaj było mi wszystko jedno.
Po chwili podszedł do mnie nieznajomy chłopak i zaprosił do tańca. Bez problemu się zgodziłam. Wirowałam w jego ramionach w rytmie zmysłowej latynoskiej muzyki. Tego właśnie potrzebowałam. Wyszaleć się! Zapomnieć, skupić na czymś innym.
Zaproponował drinka, potem następnego. Jego ręce w tańcu były co raz śmielsze. A mi to nie przeszkadzało ... powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Zresztą, pojawiły się pierwsze omamy, bo wydawało mi się, że mój towarzysz z kimś się szamotał. Wrócił jednak po chwili z kolejnym drinkiem.
Poczułam że muszę do łazienki, więc udałam się na górę w jej poszukiwaniu. Na szczęście, dość szybko ją zlokalizowałam. Postanowiłam spasować, ponieważ zawroty głowy zaczęły być irytujące. Wyszłam na mały korytarz odbijając się od ścian. Świat wokół mnie wirował, oczy również płatały figla. Czułam się jak po zejściu z kolejki górskiej.
- Tu jesteś. - usłyszałam jak przez mgłę.
- Miałeś na mnie czekać na dole. - wywróciłam rozbawiona oczami. - Chcę ... jeszcze trochę potańczyć ... a potem ...
- Nie ma mowy, nie będzie żadnego tańca. - mruknął. Zamrugałam powiekami próbując ogarnąć co się wokół mnie działo. - Nie wrócisz na dół. - jego dłoń zaczęła pieścić mój policzek. Uśmiechnęłam się zagryzając dolną wargę.
- Ale ... - wyjąkałam, ale nie dane mi było skończyć. Pocałunek, który mi podarował, spowodował ugięcie się moich kolan. Chwycił mnie pewnie w pasie i przytrzymał. W tym momencie wybuchłam. Gorąc opanował moje ciało, a jedyne co mogłam, to odwzajemniać z wielkim zaangażowaniem pocałunki.
Usłyszałam dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Byliśmy w jakimś pomieszczeniu. Jego ręce wędrowały po moim ciele doprowadzając mnie do szaleństwa. Jedyne czego chciałam, to żeby zdjął ze mnie tą nagle niewygodną sukienkę.
Wbiłam dłoń w jego włosy gdy zaczął scałowywać i podgryzać moją skórę na szyi. Przymknęłam powieki wyobrażając sobie, że jest to ... że jest nim ...
- Saul. - westchnęłam cicho. Chłopak przez chwilę jakby zamarł, jednak po chwili chwycił mnie pewnie i rzucił na łóżko.
Potem wszystko stało się szybko. Niczym klatki filmowe poszczególne rzeczy przelatywały przez moją głowę. Pozbycie się sukienki, później bielizny, naga męska klata przed moimi oczami, męskie dłonie na moim ciele, chwilowy ból, a potem ... zatraciłam się w tej nieoczekiwanej przyjemności, chcąc choć na krótką chwile zapomnieć o złamanym sercu.

Kilka sekund szczęścia i zapomnienia, które następnego dnia miały doprowadzić do katastrofy.

***


Chciałam coś napisać, ale nie wiem co haha. Boję się waszej reakcji, chociaż chciałam podkreślić, że jeśli czyhacie na moje życie pod tym rozdziałem, to pamiętajcie, że tylko ja mogę stworzyć kolejne części ... także, ten tego :) #GrzecznaJa

Nie wiem kiedy następny ... prawdopodobnie niespodziewanie :)

PS. Małe Ramoski będą jednymi z najważniejszych bohaterów, z czasem zrozumiecie dlaczego.

(zjebałeś Niguez)


poniedziałek, 18 czerwca 2018

6. Spotkanie po latach.

Madryt, 18 Maja 2018.

Miała być kawa, prawda? Duża kawa z apetycznym ciachem. Do cholery jasnej, czy życie niczego mnie nie nauczyło? Po tylu latach przyjaźni z Alexem, ja nadal wierzę w jego zapewnienia, zamiast sama wziąć sprawy we własne ręce!
Z irytacją odłączyłam prostownicę i spojrzałam w lustro. Nie chciałam dawać Roberto bezpodstawnych nadziei, ale przecież do eleganckiej restauracji nie mogłam założyć habitu, ani jeansowych spodni. No właśnie, restauracja. Zamiast na przyjacielskiej kawie, wylądowałam na kolacji. I właśnie z tego powodu musiałam wbić się w czarną koronkową sukienkę, bo niestety, nie miałam czasu na zakupy.
Słysząc dzwonek do drzwi, wręcz w biegu wsunęłam stopy w eleganckie szpilki. Przed oczami wyrósł mi ów Roberto, z bukietem kwiatów w rękach. Czerwone róże. Typowe. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podziękowałam. Przez cały proces szukania odpowiedniego wazonu, nalewania do niego wody, aż nareszcie, włożenia do niego bukietu, czułam na sobie uważny wzrok bruneta. Gdyby nie dziecko, które pod sercem nosi Sandra, zabiłabym Alexa gołymi rękoma!
Mężczyzna wybrał jedną z najpopularniejszych restauracji w stolicy. Byłam tu tylko raz, podczas przyjęcia urodzinowego Pilar, które zorganizował Sergio. Z tego co słyszałam, to miejsce było wręcz oblegane przez VIP-y. Zresztą, idąc za kelnerem, wzdłuż eleganckiej sali, dostrzegłam kilka znanych twarzy z telewizji.
Roberto odsunął mi krzesło, na którym wygodnie się usadowiłam. Kelner podał nam karty, po czym dyskretnie się oddalił.
- Nigdy tu nie byłem, ale słyszałem same pochlebne opinie. - zagadnął brunet uważnie skanując Menu.
- Cóż, nie byle kto tu przychodzi. - przytaknęłam rozglądając się dyskretnie wokół. Ledwo przekroczyliśmy próg, a ja już miałam ochotę stąd zwiać. Roberto ewidentnie chciał mi zaimponować, co z jednej strony było miłe, ale z drugiej ... wolałabym chyba kebaba.
Niespodziewanie usłyszałam chichot, więc oderwałam się od uważnego obserwowania okazałej kwiatowej ekspozycji i skupiłam się na rozbawionym towarzyszu.
- Nudzisz się, prawda? - zapytał.
- Co? Nie, nie ... - zaprzeczyłam szybko, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ugh, nie zrozum mnie źle. To nie chodzi o Ciebie. Po prostu ... nie jestem dziewczyną, którą kręcą takie miejsca.
- Powinienem Cię przeprosić. Chyba za bardzo wziąłem do serca słowa Alexa. - zmarszczyłam brwi. Byłam wręcz pewna, że w moich oczach pojawiły się pytajniki. - Mówił, że powinienem Ci zaimponować, a kawa to praktycznie nic.
- Boże, nie słuchaj tego imbecyla. - jęknęłam. - Jego sposoby na podryw są żałosne, chociaż lista byłych dziewczyn imponująca. Kawa byłaby wystarczająca, o ile w zestawie byłoby jakieś ciacho.
- Jeśli nie skreślisz mnie po dzisiejszej wpadce, to z chęcią zabrałbym Cię na kawę. - uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam gest rozluźniając się.
- Z ciachem? - wolałam się upewnić.
- Tak, z jakim tylko chcesz. - zaśmiał się. 

Może nie będzie tak źle? Może powinnam dać mu szansę?


***


* Saul

- Yaiza! - zawołałem poprawiając włosy przed lustrem. - Jesteś gotowa?! - odpowiedziała mi głucha cisza. Kobiety! Pokręciłem zrezygnowany głową i jeszcze raz zerknąłem na zegarek. Dobry czas, nie spóźnimy się.
Po wygranym finale, przyjąłem zaproszenie od Fernando Torresa na wspólną kolację z naszymi partnerkami. Sławny El Niño nie był jedynie moim idolem, kolegą z drużyny i żywą legendą Atlético. Był również moim przyjacielem. Olalla z Yaizą również znalazły wspólny język podczas wspierania nas na trybunach, więc to spotkanie nie mogło się nie udać. O ile się nie spóźnimy ...
- Yaiza! - spróbowałem jeszcze raz.
- Idę, idę. - zaśmiała się schodząc ze schodków i upychając coś w małej torebce. Podziwiałem kobiety za to, że trzymały tam dosłownie wszystko. Podeszła do mnie z uśmiechem i poprawiła marynarkę. - Spóźniłam się?
- Jak zawsze na czas. - westchnąłem zakładając kosmyk jej włosów za ucho.
- Więc, po co ta panika? - bez słowa wysunąłem w jej stronę ramię, które ujęła, po czym wyszliśmy z domu.
W skupieniu prowadziłem samochód w stronę centrum stolicy. Restauracja, którą wybrały nasze panie, była podobno jedną z najlepszych w Madrycie. Swoją drogą, ja byłbym bardziej usatysfakcjonowany domową kolacją, we wspólnym gronie. Ale jak to stwierdziła Yaiza : "pora się odchamić".
Fernando i Olalla czekali na nas przed wejściem. Po krótkim powitaniu, weszliśmy razem do środka. Kelner zaprowadził nas do stolika, który zarezerwowaliśmy wczorajszego dnia.
- Elsa była wprost oburzona, że wychodzimy gdzieś bez nich. Nie wspominając o tym, że musi iść spać. - rzuciła rozbawiona Olalla o swojej najmłodszej córce. Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie dziewczynki, po czym skupiłem się na Menu, które wylądowało w moich dłoniach.
- Jest urocza. - podsumowała moja dziewczyna z uśmiechem. I tak rozpoczęła się dyskusja o dzieciach. Fernando porozumiewawczo uśmiechnął się pod nosem, po czym wywrócił oczami. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale ktoś inny zrobił to za mnie. 

Zamarłem. Doskonale znałem ten śmiech.

***

* Leire

- ... i wtedy Alex zarył twarzą w błoto. - zakończył swoją opowieść Roberto, a ja parsknęłam śmiechem wyobrażając sobie rudzielca w ciemnej mazi. Niczym świnka! Szybko zakryłam usta dłonią, ale i tak nie mogłam opanować chichotu.
- Boże, on jest niereformowany. - chwyciłam kieliszek z winem i upiłam łyk. - Zresztą, zawsze było go pełno. Nacho i Maite to dwa aniołki, a ten rudy diabeł? Jakby go ktoś podrzucił! Najgorsze, że mały Nacho, to z charakteru cały wujek!
- Mówisz o tym cudownym dziecku urodzonym w dniu finału Ligi Mistrzów? - zapytał, na co pokiwałam głową. - Alex twierdzi, że to przeznaczenie.
- To ciekawe co będzie mówił o swoim.
- To prawda. - przytaknął. - Ale powiedz coś więcej o sobie. Wolałbym to usłyszeć od Ciebie.
- Czyli już Ci powiedział, że jestem agentem CIA pod przykrywką? - poruszałam charakterystycznie brwiami. Roberto zaśmiał się serdecznie zachęcając gestem dłoni, abym mówiła dalej. - Cóż, jestem tłumaczem. Książki, poradniki i ... - i zamarłam.
Podczas mojego monologu, dostrzegłam kątem oka znajomą postać. Normalną reakcją, każdego człowieka, byłoby zerknięcie w tamtą stronę, więc i ja tak uczyniłam. I przepadłam. Znów przepadłam w tym spojrzeniu. Saul Niguez we własnej osobie.
Moje serce niespodziewanie przyspieszyło, aby po chwili poczuć przeszywający ból, na widok dziewczyny siedzącej obok niego.
- Leire? - czując niespodziewany dotyk na mojej dłoni, oderwałam wzrok od wpatrującego się we mnie Saula. - Wszystko w porządku?
- Tak. Przepraszam, zamyśliłam się. - przeczesałam nerwowo włosy. Roberto zawędrował swoim spojrzeniem w miejsce, na którym przed chwilą się zawiesiłam.
- O! To Fernando Torres i Saul Niguez. - uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam napływ paniki. To oczywiste że ich zna, w końcu też jest piłkarzem i zapewne nie raz się z nimi mierzył. - Znasz ich osobiście?
- Umm ... Fernando. Znaczy, przyjaźnię się z Ramosem, więc przedstawił nas sobie, ale nie jesteśmy znajomymi. Szczerze powiedziawszy to pewnie mnie nie pamiętam. - machnęłam ręką, po czym chwyciłam za sztućce i zabrałam się za jedzenie, chcąc skupić swoje myśli na czymś innym.

***

* Saul

Leire. Leire Butragueño. Kiedy ostatni raz ją widziałem? Ach tak, dwa lata temu w Mediolanie. Przebiegła obok, gdy schodziłem załamany porażką. Nie zauważyła mnie, albo raczej zignorowała fakt, że tam byłem. Nie istnieliśmy dla siebie od bardzo dawna.
Jej włosy nie sięgały już dołu pleców, były o połowe krótsze. Wyglądała dojrzalej, ale ... to nadal była ta sama Leire. Te same błyszczące oczy, ten sam zawiadacki i tajemniczy uśmiech. I ten śmiech. Taki szczery i przepełniony radością. Tak śmiała się tylko ona, mimo że w moim towarzystwie nigdy tego nie robiła. Zresztą, obydwoje działaliśmy na siebie jak płachta na byka. Lepiej wychodziliśmy na tym, gdy byliśmy z dala od siebie.
I wtedy spojrzała w moją stronę. Zszokowana mina owładnęła jej twarz. Nie spodziewała się mnie tutaj. I vice versa. Nie odwróciłem wzroku. Z kamienną twarzą obserwowałem jej reakcję. Do czasu. Nagle jej partner, którego szczerze mówiąc dopiero teraz dostrzegłem, przypomniał jej o swoim istnieniu.
- Saul? - poczułem dłoń Yaizy na kolanie. No tak, sam nie byłem lepszy. Przy moim stoliku trwała ożywiona dyskusja, a ja wpatrywałem się w ... moją przeszłość. - Wybrałeś już coś dla siebie? Bo jeśli tak, to możemy już złożyć zamówienie.
- Nie mogę się zdecydować, więc zdam się na Ciebie. - uśmiechnąłem się w jej stronę. Pokiwała głową, a Fernando gestem dłoni przywołał młodego mężczyznę z specjalnym uniformie.
Nie oderwałem wzroku od Yaizy ... nagle i niespodziewanie pojawiło się wspomnienie ... przymknąłem powieki, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Na próżno. Znów podświadomość przypomniała mi, że nie zawsze byłem do końca szczery. Że w przeszłości popełniłem ... błąd? Że nie zasługiwałem na jej dobroć. Że nie zasługiwałem na nią. Ale przecież przeszłość to przeszłość. Już jej nie zmienimy, dlatego lepiej żyć tym co teraz. Ale czy Yaiza byłaby tego samego zdania?
Znów zerknąłem na Leire, która z trudem przełykała swoje danie. Z daleka było widać, że coś ją trapi. Czyżby tak jak ja czuła wyrzuty sumienia?
- Kto to jest? - niespodziewane pytanie Yaizy, aż mnie przeraziło. W skupieniu wpatrywała się w Leire. - Mam wrażenie, że jej twarz jest znajoma.
- Umm ... byliśmy razem na jednej imprezie. - odchrząknąłem chwytając za wodę i upijając kilka łyków. - Koleżanka Cristiny?
- Cristiny? - Yaiza zmarszczyła brwi. Mogła nie pamiętać mojej znajomej z dzieciństwa. Oddaliliśmy się od siebie gdy była w związku z Alexem Fernandezem, a potem wyjechała na studia do Barcelony. Spotkałem ją może z raz lub dwa na mieście.
- Przecież to Leire Butragueño. - zauważył Fernando. - Ramos mi ją przedstawił parę lat temu.
- Leire? - wyszeptała Yaiza marszcząc brwi i nad czymś intensywnie dumając. Po chwili spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, od którego poczułem zimny dreszcz na moim ciele.
Nie mogła wiedzieć.


***

* Leire

- Jestem pod wrażeniem. - podsumował Roberto, gdy opowiedziałam mu o posiadaniu kawiarnio - czytelni.
- To było dość duże ryzyko, ale na całe szczęście, okazało się być strzałem w dziesiątkę. Rodzice początkowo chcieli mi wybić ten pomysł za głowy, bali się że rzucę studia i skończę jako kelnerka.
- Z chęcią zobaczyłbym to magiczne miejsce.
- Zapraszam. - uśmiechnęłam się odkładając sztućce na pusty talerz. - Zresztą, mam pomysł. Jeśli kawa wciąż jest aktualna, możemy ją wypić w moim lokalu.
- Decyzja należy do Ciebie. - zaśmiał się.
- Cóż, chyba nie mam wyboru. W końcu sama Cię zaprosiłam. - wzruszyłam ramionami. Roberto przeprosił mnie na chwilę i udał się w stronę toalet. Okazał się być na prawdę interesującym rozmówcom. Początkowe obawy zostawiłam za drzwiami tej restauracji.
Mój wzrok znów uciekł tam, gdzie nie powinien. Saul w skupieniu przysłuchiwał się słowom Torresa. Nie był już tym samym nastoletnim i bezczelnym chłopakiem. Stał się eleganckim mężczyzną, ze stylowym zarostem, idealnie ułożonymi włosami ... i te jego mięśnie. Jednak w tym wszystkim, najcudowniejszy był uśmiech. Wciąż ten sam. Zakazany owoc. Ktoś, kto nigdy nie mógł być mój.
Przesunęłam wzrok w bok i zamarłam. Yaiza wpatrywała się wprost we mnie z bólem i wyzwaniem wypisanym na twarzy. Moje zachowanie było aż tak czytelne? Przecież nie mogła znać prawdy. Saul na pewno zachował to wszystko dla siebie.
- Jestem. - na szczęście pojawił się Roberto. - Masz jeszcze na coś ochotę? Bo jeśli nie, to przywołam kelnera.
- Nie, jestem pełna. - zaśmiałam się i dopiłam wino. - Niestety, ale zrobiło się późno, a ja z samego rana muszę być na nogach. - westchnęłam spoglądając na zegar wiszący na ścianie. - Ale koniecznie musisz jutro wpaść na kawę.
- Grzechem byłoby odmówić.
Po chwili pojawił się kelner z rachunkiem, który Roberto, mimo mojego sprzeciwu, zapłacił w całości. Chwyciłam do ręki moją torebkę, po czym podniosłam się ze swojego miejsca. Poczułam wzrok Saula na sobie co poskutkowało drżeniem moich nóg. Szpilki przestały już być tak pewne jak na początku. Jednak z pomocą przyszedł mój towarzysz, który z uśmiechem podał mi swoje ramię. Podziękowałam mu uśmiechem, po czym skupiłam wzrok na drzwiach, w stronę których ruszyliśmy. Nie patrzeć w bok, wszystko tylko nie patrzeć w bok.
Z ulgą opuściłam restaurację, przed którą roiło się od paparazzi. Na całe szczęście, nie byliśmy z Roberto dla nich interesujący. I dobrze. Lampa błyskowa przed oczami nie należała do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie.

***

* Saul

- To co, widzimy się za tydzień na ślubie Koke i Beatriz? - zapytała Olalla, gdy żegnaliśmy przed restauracją.
- O ile młody nie spanikuje. - rzucił rozbawiony Nando, na co zawtórowałem mu głośnym śmiechem. Oli strzeliła męża przed ramię, a Yaiza ... Yaiza straciła humor jakiś czas temu. Nie byłem ślepy, stała się milcząca od chwili, gdy przyłapała mnie na spoglądaniu na Leire. Od tamtego momentu próbowałem skupić się na zawartości mojego talerza, oraz słowach naszych towarzyszy, ale sama obecność Butragueño wytrącała mnie z równowagi i spowodowała napływ wspomnień.
Drogę do domu pokonaliśmy w kompletnej ciszy. Próbowałem zmusić ją do jakiejkolwiek dłuższej odpowiedzi na moje pytania, ale kończyło się półsłówkami. Zresztą, po powrocie nie było lepiej. Bez słowa zamknęła się w łazience, a później oznajmiła, że jest zmęczona i idzie spać. Sam udałem się pod prysznic. Ta cała sytuacja zaczęła mnie irytować, bo nie rozumiałem jej fochów. Za samo spoglądanie na Leire Yaiza była zazdrosna i obrażona? To niedorzeczne!
- Yaiza? - położyłem się obok niej i dotknąłem ramienia. Odtrąciła ją jedynie jak natrętną muchę. - Przecież widzę, że coś się stało. Po prostu mi powiedz.
- Saul, chce spać. - syknęła zirytowana.
- Dobrze, ale jutro porozmawiamy. - oznajmiłem poddając się. Opadłem plecami na poduszkę i spojrzałem na sufit.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz przez sen? - usłyszałem cichy głos mojej dziewczyny. Zaskoczony zmarszczyłem brwi i przekręciłem głowę w jej stronę.
- Przecież jeszcze nie śpię, ani nic nie mówiłem.
- Ale to robiłeś ... wiele razy.
- Na prawdę? - byłem zaskoczony. - Co takiego mówię?
- Bardzo interesujące rzeczy. - wydawało mi się, że pociągnęła nosem, ale wolałem już na nią dzisiaj nie naciskać.

***

Rozdział bez wspomnień, ale bardzo ważny :) Powoli zbliżamy się do wyjaśnienia dlaczego Saul i Leire nie istnieją dla siebie w teraźniejszości. Zauważyłam, że parę z was obstawia jego jako winowajce, ale czy na pewno? Odpowiedź już niedługo :)

 

(Elegancki Saul. Inspiracja do rozdziału :P)



piątek, 15 czerwca 2018

5. Odszczekaj to!

Madryt, 16 Maja 2018.

- I żyli długo i szczęśliwie. - zamknęłam książkę, po czym spojrzałam na spokojną twarzyczkę śpiącej Alejandry. - Szkoda tylko, że takie zakończenia zdarzają się tylko w bajkach, a wszyscy książęta to skończeni kretyni. - dodałam wzdychając ciężko.
- Auć. Jej tatuś też? - usłyszałam rozbawiony głos Nacho spod drzwi.
- Twój wyjątek potwierdza regułę. - podeszłam do niego i cmoknęłam w policzek. - Jak wynik?
- Griezmann strzelił drugiego gola. - wzruszył ramionami, a ja pokiwałam niewzruszona głową. Alejandra, która obudziła się na samym początku meczu, była moim wybawieniem. Ochoczo zgłosiłam się na ochotnika, który uśpi dziewczynkę. Prawdę mówiąc, mała zasnęła dość szybko, a ja czytałam bajkę praktycznie dla siebie. Wszystko jednak było bardziej interesujące, niż oglądanie meczu rywala zza miedzy. Bardziej, niż ukradkowe spoglądanie na piłkarza z ósemką na plecach. - Leire, wszystko w porządku?
- Oczywiście, jestem po prostu zmęczona. - potarłam skronie. - Dzisiaj mieliśmy prawdziwy sajgon w kawiarni, a do tego zwaliło mi się trochę zleceń ...
- Yhym, a ja jestem z Barcelony. - zironizował przerywając mi, na co oburzona strzeliłam go przez ramię. - Przepraszam, myślałem że ... że już Ci przeszło. - objął mnie ramieniem. Wywróciłam oczami wiedząc doskonale co, a raczej kogo, ma na myśli.
- Bo mi przeszło. - syknęłam. - Po prostu, za każdym razem, gdy go widzę, podnosi mi się ciśnienie. Wiem że zakopaliście topór wojenny dla dobra Reprezentacji Narodowej, ale ja nie muszę. - Nacho nic nie odpowiedział, bo w tym samym momencie zawołała go Maria. Dzięki Ci Panie za jej wyczucie czasu! Nienawidziłam okłamywania przyjaciół i posyłania im tych sztucznych uśmiechów. Jednak lepsze to, niż bycie żałosną w ich oczach.
Wróciłam do salonu i usiadłam na kanapie obok siostry Marii. Był plus całej tej sytuacji ... wszyscy komentowali przebieg meczu, przekrzykując się nawzajem i nikt nie zwracał uwagi na moją znudzoną minę.
Ostatecznie finał wygrało Atlético. Kątem oka obserwowałam ich radość oraz unoszenie pucharu. Dziesięć dni. Jeszcze tylko tyle zostało do najważniejszego wydarzenia jeśli chodzi o klubową piłkę nożną. Obym mogła, wraz z całym Madridismo, szaleć z radości w Kijowie.
- Co za pajac! - prychnął Alex. Oderwana ze swoich rozmyśleń zerknęłam w stronę telewizora, gdzie aktualnie Juanfran śpiewał przyśpiewkę o rządach Atlético w stolicy Hiszpanii. - Kto jak kto, ale on ostatni powinien zabierać głos w tej sprawie. Dwa przegrane finały z nami oraz jego idealny strzał prosto w słupek nie dały mu jeszcze do myślenia?
- Hamuj rudzielcu, bo się spocisz. - mruknęłam. - Madridismo odpowiada na boisku, przepychanki słowne są dla zakompleksionych.
- Święte słowa!
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym pociągnęłam łyk mojego drinka. Wojenki pomiędzy kibicami już dawno przestały mnie bawić. Zresztą, tata zawsze nam powtarzał, że ludzi mamy oceniać po charakterze, nie po tym komu kibicują. A on miał zawsze racje. Mój bohater. Mój tata.
Kto rządził w Madrycie? Raz jedni, raz drudzy. Ten sport zawsze był nieprzewidywalny, a w szczególności Derby stolicy Hiszpanii. 
 Pamiętałam jednak dzień, w którym Atlético zraniło nas najbardziej. Dzień, w którym wyrwali nam puchar na własnym stadionie. 

Dzień, w którym osobiście zostałam zraniona.

*

Madryt, 18 Maja 2013.

W skupieniu wysłuchaliśmy hymnu Hiszpanii, który rozbrzmiał po całym Santiago Bernabeu, stadionie Realu Madryt. Tegoroczny finał Pucharu Króla rozgrywały pomiędzy sobą dwaj najwięksi rywale ze stolicy Hiszpanii. Także atmosfera bez względu na temperaturę była gorąca.
Od samego rana chodziłam poddenerwowana, a teraz nie mogłam wręcz usiedzieć na swoim miejscu. Oliwy do ognia dolewał mój brat Emilio, który co chwilę wrzeszczał, doprowadzając mnie do szału. Na szczęście, z drugiej strony miałam Pilar, która próbowała odwrócić moją uwagę od irytującego Butragueño Juniora.
Mecz kompletnie nie przebiegał po naszej myśli. Po wspaniałym półfinale przeciwko Barcelonie, Królewscy jakby zlekceważyli swojego rywala zza miedzy. Niestety. Los się na nich zemścił i z szokiem wymalowanym na twarzach, musieliśmy się wpatrywać na szalejących z radości piłkarzy Atlético. W naszym domu. To było po prostu upokorzenie, które bolało.
Przygnębiona sunęłam nogę za nogą w stronę strzeżonego parkingu. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Oparłam się plecami o samochód Ramosa, na którego miała zaczekać Rubio. Zdecydowanie wolałam jej towarzystwo, niż zło wieszczącego na cały świat brata. Przynajmniej do czasu, aż tata się tutaj nie zjawi. Czy gdybym wtedy wiedziała, że ...
- Kogo my tu mamy! - usłyszałam nawoływanie Emilio przepełnione ironią. Westchnęłam ciężko przymykając powieki. Był starszy ode mnie o rok, a zachowywał się jakby był najmłodszy z całego rodzeństwa. Nie dziwne że jego kariera skończyła się szybciej niż się zaczęła, skoro nigdy nie miał cierpliwości i nie potrafił przegrywać. - Czyżbyś stęsknił się za domem?
- Kpisz, czy o drogę pytasz? - przez moje ciało przeszedł dreszcz na dźwięk tego głosu. Saul. - Chciałeś chyba powiedzieć ... za starymi śmieciami. Ale nie, w ogóle nie tęskniłem.
Odwróciłam głowę w ich stronę. Stali do mnie bokiem, kilka metrów dalej. Wystarczyło, że dostrzegłam profil Nigueza, a moje serce przyspieszyło. Dwa miesiące. Od pamiętnej nocy minęły dwa miesiące. Przez ten czas, w mojej głowie pojawiły się tysiące scenariuszy naszego ponownego spotkania. Ale żaden z nich nie przewidział takiej sytuacji, ani takiego miejsca. Emilio i Saul? Wiedziałam że zaraz rozegra się awantura ...
- Jedynym śmieciem tutaj, jesteś Ty. - syknął mój brat. - Oh, i jeszcze ta czerwono biała hołota.
- Która sprawiła burżuazji lanie.
- Coś o tym wiesz, prawda? - wyszczerzył się do niego. Widziałam jak Saul zaciska szczękę i próbuje się opanować. Emilio wiedział gdzie uderzyć. - Saul Niguez, ofiara losu. Nic się nie zmieniło od tamtego czasu.
- Wiesz Emilio, nawet mi Ciebie trochę żal. - Saul założył ręce na piersi i spojrzał na mojego brata z góry. Kilka centymetrów więcej dawało mu przewagę. - Rozpieszczony dzieciak, który myślał, że zawsze będzie dostawał to, co chce. W końcu synuś legendy zawsze będzie miał plecy, a prawda była taka, że byłeś zwykłym tchórzem i donosicielem. Nie potrafiłeś załatwić sprawy jak facet. Dziewczyny mają więcej jaj od Ciebie. - prychnął chcąc go wyminąć. Byłam pod wrażeniem jego opanowania oraz słów, które zawierały w sobie dużo prawdy. Do dziś pamiętam rozczarowanie na twarzy taty, gdy odkrył prawdę na temat konfliktu dwóch chłopców w szkółce Realu Madryt.
- Jesteś tak samo żałosny jak Twój ojciec. - Emilio stanął mu na drodze. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o opanowanie Saula. Na samą wzmiankę o jego tacie, zacisnął dłonie na koszulce mojego brata i przycisnął go do filaru.
- Odszczekaj to! - krzyknął.
- Bo co? Poskarżysz się tatusiowi? - zaśmiał się ironicznie. - Znowu Cię uratuje? Tak jak wtedy, gdy zabrał biednego małego Saula ze szkółki, bo koledzy mu dokuczali?
- Chciałeś powiedzieć jeden śmierdzący donosiciel, który nie nadawał się nawet do zbierania spoconych koszulek po meczu!
 - Ha! A jednak wywaliłem Cię śmieciu z mojego klubu wprost do tego rynsztoka na przedmieściach Madrytu, gdzie Twoje miejsce! - tego było dla mnie za wiele. Podałam zdezorientowanej Pilar moją torebkę, po czym szybko podeszłam do dwóch awanturników.
- Do cholery jasnej, przestańcie! - próbowałam ich rozdzielić.
- Nie wtrącaj się gówniaro! - krzyknął na mnie Emilio.
- Do własnej siostry też nie masz szacunku? - Saul nim potrząsnął, po czym odepchnął od siebie. - Jesteś bardziej żałosny niż myślałem.
- Skąd wiesz śmieciu, że to moja siostra?! - syknął mrużąc oczy. Saul jedynie uśmiechnął się bezczelnie i spojrzał mu w oczy z wyzwaniem. - Zadałem Ci pytanie!
- Może sam jej spytaj. - wskazał na mnie głową. Emilio spoglądał to na mnie, to znów na niego, i tak kilka razy. Był bezczelny, ale nie głupi. Próbowałam szybko znaleźć jakieś wytłumaczenie, lecz w głowie miałam jedną wielką pustkę. - Zamykanie jej paplaniny jest bardziej przyjemniejsze niż Twojej.
Uchyliłam usta, zszokowana jego słowami. Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie czegoś takiego. Bezlitosne łzy zaczęły cisnąć się do moich oczu. Zamykanie mojej paplaniny? W głębi serca miałam maleńką nadzieję, że ten, bądź co bądź, pocałunek cokolwiek dla niego znaczył. Jaka ja byłam żałosna ...
Podniosłam na niego swoje zamglone oczy. Uśmiech zniknął z jego twarzy, jakby dotarł do niego sens własnych słów.
- Obydwaj jesteście żałośni i siebie warci. - szepnęłam chcąc wyminąć Nigueza i raz na zawsze zapomnieć o jego istnieniu.
- Leire ... - chwycił mnie za nadgarstek. - To nie tak ...
- Nie dotykaj jej śmieciu! - wrzasnął Emilio odpychając go ode mnie. - Rozumiesz?! Masz się do niej nie zbliżać!
- Co tu się dzieje!? - na parkingu pojawił się tata. Bez słowa go wyminęłam, ocierając łzę spływającą po moim policzku. Odprowadził mnie zdezorientowanym wzrokiem, po czym skupił się na moim bracie. - Emilio, w tej chwili do samochodu!
- Ale ten śmieć ...
- Powiedziałem coś! - krzyknął. Mój ojciec, oaza spokoju, jak zawsze stracił panowanie nad sobą przez jedynego syna. - Saul, idź proszę. Rodzice na pewno na Ciebie czekają. - wskazał głową na zbliżającego się pana Nigueza.
- Już dawno nie ma pan nade mną władzy. - mruknął, ale odwrócił się na pięcie. Odbierając torebkę od Pilar, ostatni raz odwróciłam głowę. W tym samym momencie co Saul. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a moje cholerne serce znów zabiło!
- Leire? - Pilar delikatnie dotknęła mojego ramienia. - Może chcesz dzisiaj przenocować u nas?
- Mogłabym? - spojrzałam na nią z miną zbitego psa. Kobieta jedynie uśmiechnęła się serdecznie i mocno mnie objęła. Potrzebowałam tego w tej chwili jak niczego innego.

Dopiero po paru dniach stwierdziłam, iż Pilar mogła pożałować swojej decyzji, gdy godzinę po powrocie do domu, ulokowałam się wraz z Sergio na kanapie, popijając wino wprost z butelek. On załamany przegranym finałem, ja zraniona przez największego gnoma, który stąpa po hiszpańskiej ziemi! Jednak nie wyjawiłam Ramosowi prawdy, nie chcąc doprowadzić do większego armagedonu.
- Dobre, gdzie kupiliście? - spytałam próbując przeczytać cokolwiek z etykietki. Ale krótko mówiąc ... literki zaczęły mi się zlewać. Ni to słodkie, ni półsłodkie ...
- To wino z winnicy z Sevilli. - czknął. - Rocznik 1967.
- Ugh, co? Dałeś mi głupku przeterminowane wino?! - oburzyłam się. - To dlatego mnie mdli ...!
- Mdli Cię smarku od procentów. - chciał mnie pacnąć w nos, ale jego ręka wylądowała na mojej brodzie. - Wino im starsze, tym lepsze. - smakosz się znalazł ...
- Ostrzegam was oficjalnie, póki jeszcze kontaktujecie. - nad nami zmaterializowała się Pilar, kładąc dłonie na biodrach. - Jeśli odważycie się zwrócić zawartość swoich żołądków, będziecie szorować cały dom. Sami!
- Ale kochanie. - Sergio wyciągnął do niej dłoń. - Te sukins ... - oburzone syknięcie brunetki zmusiło Ramosa do poprawy. - Ci źli chłopcy zza miedzy zranili nas dzisiaj do głębi. Najpierw trzeba zapić smutki, a potem działać!
- Co chcesz zrobić? - czknęłam.
- Nie wiem jeszcze, ale nie daruję im tego! Nadejdzie taki dzień w którym się zemścimy i zedrzemy im te cwaniackie uśmieszki z tych parszywych gęb! Oni dopiero poznają prawdziwego Sergio Ramosa, już ja im urządzę dzień żałoby! - z wrażenia, aż wstałam i zaczęłam mu bić brawo. Oczywiście to nie było do końca dobre posunięcie, bo zawróciło mi się w głowie.
- No dobrze Napoleonie, a teraz pora spać. - westchnęła Pilar próbując pomóc mu się podnieść.
- Obiecuję Ci to Leire! - zawołał idąc chwiejnym krokiem w stronę sypialni. - Inaczej nie nazywałbym się Sergio Ramos García, syn Paqui i ...
- Spać! - wrzasnęła brunetka.


Tak, to zdecydowanie był dobry pomysł.


*

Madryt, 16 Maja 2018.

- Leire? Pamiętasz o mojej prośbie? - zajęczał mi nad uchem Alex, gdy szykowałam się do wyjścia. Zirytowana wywróciłam oczami. Czy pamiętałam? O takiej głupocie nie da się zapomnieć!
- Nie ma mowy Alex, nie umówię się z Twoich kumplem z drużyny.
- Ale przecież już go poznałaś i nawet mówiłaś Sandrze, że jest niczego sobie! - to fakt. Na początku sezonu odwiedziłam rudzielca i jego żonę w Cádiz, gdzie przedstawiono mi Roberto. Był przystojny i wydawał się być sympatyczny. Zamieniliśmy zaledwie kilka grzecznościowych zdań. A ten imbecyl już wysyła mnie na randkę!
- Znając Ciebie, obiecałeś mu randkę ze swoją przyjaciółką, bez wcześniejszego porozumienia z moją skromną osobą. On się teraz wypytuje, kiedy i gdzie, a Tobie głupio przyznać się do błędu! Boże, Ty nawet murzynce wcisnąłbyś białe dziecko! - jęknęła. Ręcę mi dosłownie opadały.
- Oj tam, przecież nie wysyłam was do ołtarza! - no niby tak ... - Zgódź się na jedną małą kawę! Jeśli Roberto nie przypadnie Ci do gustu, to po prostu go olejesz i tyle!
- Mała kawa? - prychnęłam. - Duża kawa i ciastko!
- Tak jest! - wyprostował niczym żołnierz.
- Przez Ciebie w końcu wyląduje na dywaniku u psychiatry! - syknęłam. - I będziesz mi płacił rentę zdrowotną do końca życia.
- Ja Ciebie też kocham. - posłał mi całusa w powietrzu.

Na całe szczęście taksówka podjechała pod bramkę, bo życie Alexa zaczęło wisieć na włosku. Znowu.

***

Dzisiaj rozpoczyna się Mundial dla Hiszpanów (dla Saula), więc to chyba odpowiednia pora, aby opublikować nowość :) Powiem wam jedno ... wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem sprawiły mi tyle radości, że aż byłam zrozpaczona brakiem czasu, aby wykorzystać moją wenę. Bardzo mi miło, że ta historia przypadła wam do gustu :)

 


Epizod Saula Nigueza w szkółce Realu Madryt jest (niestety) prawdziwy. Ja jedynie podkoloryzowałam go na potrzeby tego opowiadania. Kolejna tajemnica została odkryta ... a tu jeszcze kilka przed nami :)

 

niedziela, 10 czerwca 2018

4. W Twoich snach Butragueño!

- Cholera jasna, co Ty tu robisz!? - obok mnie niespodziewanie zmaterializował się zdenerwowany Niguez, który postawił mnie szarpnięciem do pionu. - Gdzie ten idiota, który miał Cię stąd zabrać?!
- Odjechał przez Ciebie gnomie! - syknęłam z bólu i wściekłości.
- Zostawił Cię samą?! - nie dowierzał. Ostrożnie obejrzał moje, na szczęście, powierzchowne rany. - Serio Leire, co raz bardziej zaczynam wątpić w Twoją poczytalność. Coś Ty widziałaś w tym imbecylu!?
- Nie Twoja sprawa. - warknęłam. - Po za tym, to tylko i wyłącznie Twoja wina! Po co odstawiłeś tą szopkę?!
- Bo moje oczy aż krwawiły na widok zalotów tego prawiczka. - wywrócił oczami, na co prychnęłam rozjuszona. - Powinnaś była mi być wdzięczna!
- Hej! Zakochańce! - odwróciliśmy się zaskoczeni w stronę rozbawionego głosu. Dwóch szalikowców stało parę metrów od nas. - Młody, podzieliłbyś się dziewczyną! - zarechotali nieprzyjemne, a mnie opanowała panika. Saul zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach.
- Jak powiem JUŻ, to masz spieprzać stąd jak najszybciej, jasne? - szepnął wpatrując się uważnie w mężczyzn. - Spróbuje jakoś ich zatrzymać.
- Słucham? - spojrzałam na niego jak na idiotę. - Co niby chcesz zrobić?
- Nie zadawaj głupich pytań, tylko chociaż raz mnie posłuchaj! - warknął potrząsając mną lekko. - Nie zdołamy razem uciec, nie gdy masz na nogach te szpile ... JUŻ! - wrzasnął popychając mnie lekko. Nie dał mi nawet sekundy na zastanowienie, zresztą widok zbliżających się szalikowców był impulsem do biegu. Biegłam ile sił w płucach, ale ...
Nie mogłam. Cholera jasna, nie mogłam uciec zostawiając go samego! Odwróciłam głowę widząc jak staje im na drodze. Został popchnięty przez jednego z nich, ale utrzymał się na nogach. Rozejrzałam się wokół za pomocą, ale na darmo. Zaczęli się szarpać, po czym Saul został przytrzymany przez jednego napastnika, a drugi z nich wymierzył mu cios w nos. Kolejny był w brzuch. Zasłoniłam usta dłońmi nie dowierzając w to, co widzę.
Do końca nie wiedząc co robię, podniosłam butelkę z drogi i ruszyłam do nich pewnym krokiem. Czułam jak adrenalina buzuje w moim ciele. Przed oczami miałam tylko ciosy wymierzane w Saula oraz jego twarz wykrzywioną w bólu. W uszach dźwięczało mi tylko jedno zdanie : "Spróbuję jakoś ich zatrzymać." Chciał ich odciągnąć ode mnie ... chciał żebym była bezpieczna. To była moja wina!
Nie wiem nawet w którym momencie podniosłam rękę i się zamachnęłam. Butelka rozbiła się na głowie szalikowca zadającego ciosy Saulowi, a po chwili jego ciało zsunęło się na ziemię. Wprost pod moje nogi. Zszokowana wpatrywałam się w jego krwawiącą ranę.
Sekundę później poczułam szarpnięcie. Saul wykorzystując okazję pociągnął mnie za sobą szybkim biegiem. Mało co do mnie docierało, byłam niczym szmaciana lalka. Oprzytomniałam dopiero w parku, gdzie szatyn posadził mnie na ławce, a sam usiadł obok z wykrzywioną twarzą, trzymając się za żebra.
- On ... on nie żyje? - wydukałam czując jak łzy napływają mi do oczu. - Zabiłam go? Jestem morderczynią?
- Przeżyje. Nie taki łomot miał spuszczany. - syknął z bólu. Zerwałam się ze swojego miejsca i spojrzałam na jego zakrwawioną twarz. To wszystko przeze mnie! Zaczęłam nerwowo przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu chusteczek. - Leire? - wysapał przyglądając się mi uważnie. - Jesteś największą kretynką, jaka stąpa po tej ziemi, rozumiesz?
- Naucz się wreszcie prawić kobiecie komplementy, bo to nie jest Twoją mocną stroną. - warknęłam przykładając chusteczkę do jego rozciętej wargi. Sapnął łapiąc mój nadgarstek w swój żelazny uścisk. - Saul ... muszę wytrzeć Ci krew z twarzy!
- Posłuchaj mnie uważnie! - warknął. - Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś, co mogłoby się stać, gdyby Twoja akcja ratunkowa się nie udała? Co mogliby Ci zrobić!?
- Mogli Cię zatłuc na śmierć. - szepnęłam pod nosem. Uchylił usta, aby mi odpowiedzieć, ale zrezygnował. - Znowu chciałeś ratować mój kościsty tyłek.
- Już nie jest kościsty. - rozciągnął wargi w uśmiechu, lecz szybko tego pożałował.
- Oh, zamknij się. - warknęłam. - I daj mi wreszcie opatrzyć te wojenne rany. - wywrócił oczami, na co odpowiedziałam mu tym samym. Na całe szczęście udostępnił mi swoją twarz. Wcale nie przesadziłam. Na prawdę wyglądał jak ofiara wojny. - Co z Twoimi żebrami? - spytałam po chwili ciszy. Chłopak jedynie wzruszył ramionami. - Przecież widzę jak krzywisz się przy każdym oddechu. Nie są złamane?
- Zadzwonię Ci po taksówkę. - wyciągnął telefon z kieszeni.
- Jesteś gorszy niż baba! - zdenerwowałam się jego unikaniem odpowiedzi. - Zresztą, rób co chcesz. Mam to gdzieś. - usiadłam na krańcu ławki zakładając ręce na piersi.
- Foch z przytupem. - usłyszałam jak mruczy pod nosem, lecz nie skomentowałam tego. Po chwili jednak zaklął siarczyście. - Telefon mi się rozładował!
- Ojej, i co teraz?
- Daruj sobie tą ironię. - warknął próbując wstać z ławki. Robił to jednak nieudolnie, z bólem wymalowanym na twarzy. Miałam zbyt miękkie serce, bo ten widok wywołał we mnie wyrzuty sumienia. - Odprowadzę Cię do domu. Gdzie dokładnie mieszkasz?
- Oszalałeś? - założyłam ręce na piersi stając na przeciwko niego. - W tym stanie chcesz iść aż do La Finca?
- La Finca. - szepnął pod nosem, unosząc oczy ku niemu. - Po co w ogóle się pytałem ...
- Oh, teraz będziesz się czepiał dzielnicy w której mieszkam? - zdenerwowałam się. Irytowało mnie to, iż traktował mnie jak bogatą rozpieszczoną dziewczynkę. - Zresztą, nie ważne. Najlepiej będzie jeśli to ja pomogę Ci dojść do Twojego domu.
- Jasne! - parsknął.
- Przestań zgrywać bohatera i daj sobie pomóc. - jęknęłam. - Gdzie mieszkasz? Może to bliżej niż do mnie ...
- Po pierwsze, nie zgrywam bohatera, tylko mam swoje zasady. Możemy się nie lubić, ale jesteś dziewczyną i nie zostawię Cię samej w środku nocy, w przeciwieństwie do Twojego kochasia ...
- Nie jest moim kochasiem! - aż tupnęłam nogą.
- W to akurat nie trudno uwierzyć. - zaśmiał się pod nosem, czego pożałował, bo aż zgiął się z bólu. To niesamowite, ale moja złość na niego znikała, gdy tylko patrzyłam na tą poturbowaną twarz. Westchnęłam ciężko, po czym podeszłam i niespodziewanie założyłam jego ramię na swój kark.
- Co Ty robisz?
- Pomagam Ci idioto?
- Było powiedzieć, że chcesz się przytulić. - rzucił wielce rozbawiony. Nie mogłam się powstrzymać i dźgnęłam go w żebra. - Leire!
- To gdzie mieszkasz?
- Ech ... - westchnął wiedząc, że nie wygra ze mną. - La Moraleja.
- La Moraleja? - zironizowałam przystając w miejscu z wrażenia. - Czyli remis jeśli chodzi o dzielnice w których mieszkamy, hipokryto jeden!
- Cicho już bądź, głowa mi pęka. - rzucił ruszając z miejsca. Chcąc nie chcąc, musiałam ruszyć z nim równym krokiem. W milczeniu, co w tej chwili było mi na rękę. Byłam zmęczona naszą walką. Dzień pełen wrażeń, późna pora ... marzyłam jedynie o moim łóżku.
Co chwile jednak podśmiewywałam się pod nosem, bo gdy tylko moja dłoń mocniej zacisnęła się na jego boku, chrząkał pod nosem, bądź wiercił niczym niecierpliwe dziecko. W duchu miałam nadzieję że to z powodu bólu, a nie mojego dotyku. Ok, nie lubił mnie, ale nie nie zarażałam jakąś ohydną chorobą!
- Ok, plan jest taki. - przystanął obok tabliczki z napisem "La Moraleja". Posłusznie zrobiłam to samo. - Tu jest bezpiecznie, więc na chwilę zostawię Cię samą i wejdę do domu, aby zadzwonić po taksówkę.
- Wstydzisz się pokazać z dziewczyną? - parsknęłam.
- Z dziewczyną nie. - spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałam. Nie chciał, aby ktokolwiek z jego rodziny widział go w moim towarzystwie.
- Auć.
- Także żadnych wygłupów. Masz zostać w tym samym miejscu w którym Cię zostawię.
- O przepraszam Cię bardzo! - oburzyłam się, zakładając ręce na piersi. - Czy ja Ci wyglądam na psa, którego zostawiasz przed sklepem? - nie odpowiedział, a jedynie wywrócił zirytowany oczami. - Przecież mogę sama ...
- Mówiłem, żadnych wygłupów. - chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Znalazł się samiec alfa. - mruknęłam pod nosem.
Po kilku krokach stanęliśmy obok ładnego domu z prześlicznym ogródkiem. Uśmiechnęłam się na widok rabatki z żółtymi i białymi tulipanami, które wprost ubóstwiałam.
- Więc ... zaczekasz? - spytał obserwując mnie uważnie. Westchnęłam ciężko i bez słowa usiadłam na ławce totalnie się poddając. - Zaraz wracam. - rzucił, po czym wszedł na żwirowy chodnik prowadzący wprost do wejścia domu.
Obserwowałam uważnie jego oddalającą się sylwetkę. Irytował mnie, podnosił ciśnienie, doprowadzał do szału, ale ... opiekował się mną. O ile sytuacja z Jorge była tylko żartem, to jednak później nie zostawił mnie samą. Uśmiechnęłam się pod nosem zagryzając dolną wargę. Zdecydowanie Saul Niguez był specyficzny. Zdecydowanie miał w sobie coś co ...
- Jestem. - nagle zmaterializował się obok mnie. - Taksówka będzie do dziesięciu minut.
- Fantastycznie. - wstałam poprawiając włosy, które po tylu godzinach, przypominały raczej kopkę siana. Już słyszę te aluzje wypływające z ust Ramosa. - Także ... dziękuję i przepraszam. Zrujnowałam Ci wieczór, a do tego jesteś poturbowany.
- To raczej ja zrujnowałem Twoją randkę. - zauważył opierając się nonszalancko o bramę.
- Może i dobrze. - westchnęłam. - Dzięki całej tej sytuacji dowiedziałam się jakim idiotą jest Jorge.
- Do tego ślepym. - dodał.
- Umm ... która w ogóle jest godzina? - zapytałam zmieniając temat. Poczułam się nieswojo po jego słowach, do tego irytujące ciepło pojawiło się na moim policzkach.
- Po trzeciej w nocy.
- Ramos mnie zabije. - jęknęłam.
- Sergio? - zmarszczył brwi.
- Powiedzmy, że nocuje dzisiaj u niego i Pilar. - wzruszyłam ramionami. - Chociaż szczerze mówiąc jest gorszy niż mój ojciec ... - mruknęłam pod nosem.
- Nie chciał Cię puścić w tej kiecce? - Niguez uśmiechnął się cwaniacko skanując mnie z góry na dół i z powrotem. Oburzona mocniej naciągnęłam kurtkę, lecz on jedynie parsknął śmiechem. - Błagam Cię Leire, widok Twojego biustu miałem przed oczami całą drogę tutaj.
- Saul!
- Było pomyśleć przed tym, zanim zaczęłaś się bawić w pielęgniarkę. - rozłożył niewinnie ręce.
- Jesteś bezczelny! - podeszłam do niego bliżej, chcąc zdzielić w ten zakuty i bezczelny łeb. Zawahałam się jednak na widok poobijanej twarzy w świetle latarni, co wykorzystał chwytając moją rękę. - Bezczelny gnom. - syknęłam.
- 75 B? - wyszczerzył jeszcze szerzej swoje zęby. Uchyliłam usta, lecz żadne słowo z nich nie wypłynęło. Jego bezczelność wcięła mnie totalnie. - Ja nie potrzebuję okulisty jak ten imbecyl, który zniszczył Ci wieczór.
- Bo nie patrzył mi bezczelnie w cycki?
- Nie ubierałabyś takiej kiecki, gdyby Ci to przeszkadzało. - wzruszył ramionami. Przymknęłam powieki, chcąc opanować moje skaczące ciśnienie. - Chciałaś żeby zwrócił na Ciebie uwagę, a tak na prawdę, to on powinien zrobić wszystko, żebyś to Ty zauważyła jego. - mówił nadal wpatrując się w moje oczy.
- Może już dawno zauważyłam? - wyszeptałam.
- Jeśli tak, to wówczas ten wieczór powinien zakończyć się tylko w jeden sposób ... - urwał. Zahipnotyzowana obserwowałam jak jego twarz zbliża się do mojej. Moje serce przyspieszyło, a oddech stał się urywany. To były sekundy, lecz ja miałam wrażenie, jakby minęły lata zanim jego wargi otarły się o moje usta.
- Saul? - odskoczyłam słysząc głos za plecami chłopaka. Zdezorientowany puścił mój nadgarstek i się odwrócił. - Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? Jutro masz trening.
- Tato, proszę Cię. - jęknął. Lekko wychyliłam się zza jego ramienia. W bramie dostrzegłam starszego mężczyznę ubranego w szlafrok. - Zaraz wrócę. Czekamy na taksówkę.
- Czekam. - rzucił, po czym zmierzył mnie uważnym wzrokiem i zniknął za bramą. W tym samym momencie obok nas zaparkowała taksówka. Saul uprzejmie otworzył mi drzwi i wyciągnął z tylnej kieszeni portfel.
- Nie. - powstrzymałam go ruchem dłoni. - Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś.
- Chyba oszalałaś!
- Dobranoc Niguez. - zaśmiałam się. - I dzięki za randkę. - puściłam mu oczko, chcąc zamknąć drzwi. Zanim jednak to zrobiłam, zawołał :
- W Twoich snach Butragueño!
Oparłam się wygodnie o oparcie i z uśmiechem obserwowałam Madryt budzący się do życia. Co jakiś czas dotykałam ust, które na sekundę, a raczej mikrosekundę, zostały porażone przez Saula. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Chwila, w której opuszczałam rezydencję Ramosa, wydawała się być oddalona o kilka tygodni, a nie godzin. Byłam zakochana w Jorge? Boże! Co ja w tamtym momencie wiedziałam o miłości.
Ostrożnie przekręciłam klucz w masywnych drzwiach, po czym wślizgnęłam się do przestronnego holu. Zdjęłam ze stóp szpilki i stąpając na palcach, ruszyłam w stronę schodów. Zanim jednak postawiłam krok na pierwszym stopniu, usłyszałam za sobą głos.
- Czyli randka udana? - podskoczyłam przerażona i odwróciłam się w stronę Pilar. Stała uśmiechnięta, ubrana jedynie w reprezentacyjną koszulkę Sergio, ze szklanką wody w dłoniach. Pisnęłam radośnie rzucając się na jej szyję. Rozbawiona objęła mnie mocno i poczochrała włosy.
- Zakochałam się! - wyrzuciłam z siebie słowa, krążące po mojej głowie przez ostatnie minuty. Boże, niczego wcześniej nie byłam aż tak pewna!
- Co się dzieje? - na schodach pojawił się zaspany Sergio.
- Zakochała się! - zawołała Pilar wskazując na mnie palcem. Jednak Ramos, jak to Ramos. Machnął ręką i poszedł spać.
- Boże, ja go na prawdę kocham. - wyszeptałam przeczesując nerwowo włosy.
- To chyba wspaniale, prawda?
- Nie byłabym tego taka pewna.


Miałam nadzieję chociaż na kilka godzin snu, jednak skończyło się na samych marzeniach. Przewracałam się na wielkim łóżku z boku na bok. Cały czas przed oczami miałam ten cwaniacki uśmieszek Saula, a na wargach czułam smak jego ust. Na samo wspomnienie w moim brzuchu szalały motyle. Co ten bezczelny gnom ze mną zrobił?
Gdy pierwsze promienie pojawiły się w sypialni, zrezygnowana sięgnęłam po swój dziennik i długopis. Zagryzłam dolną wargę, po czym czując napływ weny zaczęłam pisać.

Co takiego jest w Tobie?
Co czyni Cię tak wyjątkowym?
To takie nierealne, ale ...
Sprawia, że tęsknię za tobą, kiedy Cię nie ma.

Nagle stałeś się wszystkim, a nawet czymś więcej.
Mimo że świat o tym nie wie, bo jest to tylko moją tajemnicą.
To takie nierealne, ale ...
Sprawia, że za każdym razem uzależniam się od Ciebie coraz bardziej.

To, co sprawia, że cię uwielbiam, to cały Ty.
To tak nierealne, ale ..
Sprawiło że ... zakochałam się w Tobie Saul.

***


Madryt, 15 Maja 2018.

- Madrid, Madrid, Maaaadriiiid ... - z uwagą obserwowałam dwoje dzieci biegających po ogrodzie w koszulkach Realu Madryt i podśpiewujących hymn najlepszej drużyny na świecie. Czy ja też taka byłam? W końcu w moim rodzinnym domu także oddychało się piłką nożną. Patrząc jednak na dzieci Nacho, to wszystko zaczynało mnie przerażać.
- Hala Madrid! - krzyknął dobitnie dwuletni Nacho Junior, po czym z głośnym śmiechem rzucił się na trawę i zaczął wierzgać nogami. Dziecko La Undécima*, bo tak był nazywany z powodu narodzenia w dniu pamiętnego finału Ligi Mistrzów w Mediolanie, tylko z wyglądu było aniołem.
- Wiesz co, Alex? - zagadnęłam przyjaciela, który siedział obok mnie i popijał lemoniadę. - Czy ze wszystkich Twoich cech, bratanek musiał odziedziczyć po Tobie akurat charakter?
- Czepiasz się. - mruknął nie odrywając wzroku od chłopca. - Żałuj że nie jesteśmy genetycznie spokrewnieni, Twoje dzieci też mogłyby odziedziczyć moją zajebistość.
- Ciociu, a co to jest zaje ... zajebi ... zajebistość? - obok mnie niespodziewanie pojawiła się trzyletnia Alejandra próbując wymówić nowe, trudne słowo. Zła kopnęłam rozbawionego rudzielca w kostkę.
- To jest coś, co mimo wszystko brakuje Twojemu wujkowi. - uśmiechnęłam się poprawiając jej kokardkę na głowie. - Ale pamiętaj, to jest brzydkie słowo i go nie powtarzamy, tak? - mała brunetka ochoczo pokiwała głową, po czym chwyciła lalkę pod pachę.
- Zajebistość, zajebistość, zajebistość. - w podskokach udała się w stronę domu, gdzie w tarasowych drzwiach minęła zdezorientowanego ojca. Ręce opadły mi z bezsilności, a starszy brat Fernandez spojrzał na młodszego ze złością.
- Alex! Znowu nauczyłeś ją tego, co nie trzeba!
- Bez przesady, to żadne przekleństwo, jak na ten przykład ...! - w ostatniej chwili zamknęłam mu tą piegowatą gębę dłonią, po czym wskazałam porozumiewawczo na Nacho Juniora, stojącego obok nas z szerokim uśmiechem.
- Madrid, ciociu tu jest Madrid! - wskazał na herb Realu Madryt wyszyty na koszulce.
- Bardzo dobrze kochanie. - pochwaliłam go.
- To ja go nauczyłem! - rudzielec dumnie wypiął swoją pierś.
- W to akurat nie wątpię. - mruknęłam wywracając oczami.
- Jutro jest finał Ligi Europejskiej. - rzucił niespodziewanie Nacho. - Wpadniecie? Będzie u na reszta. - wyczułam na sobie wzrok Alexa, ale jedynie zachowałam kamienną twarz. Uwielbiałam spotkania w gronie znajomych, jednak oglądanie meczy, które rozgrywał klub zza miedzy, nie było moim ulubionym zajęciem. Ledwo Derby Madrytu udawało mi się przeżyć. Nie chciałam jednak dawać przyjaciołom powodu do zmartwień.
- Spoko. - wzruszyłam ramionami.

Znów będę wmuszona na niego patrzeć.

***

Miała być niedziela? Jest i niedziela :) Nie mogłam wam tego zrobić, szczególnie po ucięciu rozdziału w "nieodpowiednim dla was" momencie :) Ale musiałam! W końcu trzeba było wprowadzić napięcie. Wiem, że pewnie większość z was oczekiwała Saula w roli bohatera w tym rozdziale i cóż ... mam nadzieję, że jesteście zadowolone :) Oczywiście on wszystko robi w pokręcony sposób, ale to przecież facet, prawda? Nie zapominajcie że w "przeszłości" Saul jest nabuzowanym hormonami nastolatkiem :P

Ale Leire odpowiada taki bohater!


* La Undécima - jedenasty Puchary Europy wygrany przez Real Madryt w Mediolanie, w dniu narodzin Nacho Juniora.