Madryt, 26 Maja 2018.
* Saul
Nienawidzę ślubów. Od małego miałem na nie alergię. To całe zamieszanie, otaczająca mnie biel, poddenerwowanie i zarazem ekscytacja, doprowadzały mnie do szału. Ale czego to nie robimy dla przyjaciół? Swoją drogą, zobaczenie wzruszonego Koke, może być ciekawym widokiem.
Była też druga, pozytywna część tego dnia. Dzisiaj w Kijowie rozgrywany był finał Ligi Mistrzów, więc nie będzie mnie kusiło, aby włączyć telewizor. Bo po cóż być masochistą i spoglądać na historyczną radość największego wroga? Bo niestety, podświadomie byłem pewien, że znów tego dokonają. Na ten tydzień Realu Madryt miałem po dziurki w nosie. A szczególnie jego kibiców.
Razem z Yaizą zajęliśmy swoje miejsca. Ślub odbywał się w okazałym ogrodzie, wynajętego pałacyku. Byłem pod wrażeniem, chociaż osobiście byłem zdania, że takie wydarzenia powinny odbywać się w kościele. Ale co kto lubi.
Zerknąłem na zamyśloną Yaizę, która wyglądała dzisiaj przepięknie. Szczerze mówiąc, nie wyjaśniliśmy sobie niczego. Kolejnego dnia oznajmiła krótko, że źle się poczuła, stąd jej zniszczony humor. Kłamała, wiedziałem o tym. Jednak wszystko wróciło do normy, więc po co niepotrzebnie do tego wracać?
Ceremonia się rozpoczęła. Wszyscy jak na komendę zaczęli pociągać nosami, a ja modliłem się o to, aby ta cała szopka jak najprędzej się skończyła. Krawat niemiłosiernie uciskał moją szyję, a w żołądku poczułem ssanie. Na dodatek ten zdradziecki Koke trzymał się podczas przysięgi!
Potem przyszedł czas na życzenia. Niecierpliwie stałem w kolejce, co chwile zaczepiany przez gości gratulującym mi zwycięstwa w Lidze Europy. Czułem się z tym niekomfortowo, bo to nie to wydarzenie powinno być dzisiaj w centrum zainteresowania.
- Gratulacje stary! - poklepałem Koke po plecach, gdy nareszcie nadeszła moja kolej. - Pamiętaj, zawsze znajdziesz u mnie wsparcie, gdy będziesz chciał ponarzekać na żonę.
- Zrób to samo co ja, to będziemy narzekać razem. - odpyskował mi z uśmiechem. Wywróciłem jedynie oczami, po czym pogratulowałem również Beatriz.
Ująłem Yaizę za rękę, po czym pociągnąłem w stronę stolików. Na miejscu czekali już na nas państwo Torres.
Może nie będzie tak źle?
*
Kijów, 26 Maja 2018.
* Leire
* Saul
Nienawidzę ślubów. Od małego miałem na nie alergię. To całe zamieszanie, otaczająca mnie biel, poddenerwowanie i zarazem ekscytacja, doprowadzały mnie do szału. Ale czego to nie robimy dla przyjaciół? Swoją drogą, zobaczenie wzruszonego Koke, może być ciekawym widokiem.
Była też druga, pozytywna część tego dnia. Dzisiaj w Kijowie rozgrywany był finał Ligi Mistrzów, więc nie będzie mnie kusiło, aby włączyć telewizor. Bo po cóż być masochistą i spoglądać na historyczną radość największego wroga? Bo niestety, podświadomie byłem pewien, że znów tego dokonają. Na ten tydzień Realu Madryt miałem po dziurki w nosie. A szczególnie jego kibiców.
Razem z Yaizą zajęliśmy swoje miejsca. Ślub odbywał się w okazałym ogrodzie, wynajętego pałacyku. Byłem pod wrażeniem, chociaż osobiście byłem zdania, że takie wydarzenia powinny odbywać się w kościele. Ale co kto lubi.
Zerknąłem na zamyśloną Yaizę, która wyglądała dzisiaj przepięknie. Szczerze mówiąc, nie wyjaśniliśmy sobie niczego. Kolejnego dnia oznajmiła krótko, że źle się poczuła, stąd jej zniszczony humor. Kłamała, wiedziałem o tym. Jednak wszystko wróciło do normy, więc po co niepotrzebnie do tego wracać?
Ceremonia się rozpoczęła. Wszyscy jak na komendę zaczęli pociągać nosami, a ja modliłem się o to, aby ta cała szopka jak najprędzej się skończyła. Krawat niemiłosiernie uciskał moją szyję, a w żołądku poczułem ssanie. Na dodatek ten zdradziecki Koke trzymał się podczas przysięgi!
Potem przyszedł czas na życzenia. Niecierpliwie stałem w kolejce, co chwile zaczepiany przez gości gratulującym mi zwycięstwa w Lidze Europy. Czułem się z tym niekomfortowo, bo to nie to wydarzenie powinno być dzisiaj w centrum zainteresowania.
- Gratulacje stary! - poklepałem Koke po plecach, gdy nareszcie nadeszła moja kolej. - Pamiętaj, zawsze znajdziesz u mnie wsparcie, gdy będziesz chciał ponarzekać na żonę.
- Zrób to samo co ja, to będziemy narzekać razem. - odpyskował mi z uśmiechem. Wywróciłem jedynie oczami, po czym pogratulowałem również Beatriz.
Ująłem Yaizę za rękę, po czym pociągnąłem w stronę stolików. Na miejscu czekali już na nas państwo Torres.
Może nie będzie tak źle?
*
Kijów, 26 Maja 2018.
* Leire
Emocje sięgnęły zenitu, gdy po Olimpijskim Stadionie w Kijowie, rozległ się dźwięk hymnu Ligi Mistrzów. Kochałam, ale i nienawidziłam takie mecze. Ironią było to, że czekałam na nie z utęsknieniem, a gdy rozlegał się pierwszy gwizdek, modliłam się, aby był już koniec. Potrafiłam na przemian trząść się z nerwów, śmiać się, płakać, czuć mdłości, adrenalinę, euforię, panikę ... to niewiarygodne co sport może robić z ludźmi, którzy za wspieranie drużyn czy idoli, oddawali swoje serca i dusze.
A co się działo po utęsknionym ostatnim gwizdku? Był tylko płacz. Albo radości, albo rozpaczy. Na całe szczęście moje łzy wyrażały jedynie szczęście. Trzymając na rękach Marco, ze wzruszeniem obserwowałam jak piłkarze Realu Madryt odbierają swoje medale, po czym Sergio unosi najwspanialszy na świecie puchar ku górze. Rozbłysły fajerwerki, a zewsząd zaczęło sypać się confetti. Oczarowanemu tym widokiem dwulatkowi, rozbłysły się oczka.
- Ce tam! - wskazał paluszkiem na boisko. - Ce do taty!
Ruszyłam za Pilar, która prowadziła za rękę Nano. Podeszłyśmy do barierki czekając na kapitana najlepszej drużyny na świecie. Na szczęście nie długo, ponieważ pojawił się błyskawicznie, wyciągając ręce w stronę swoich największych skarbów. Stanęłam obok, nie chcąc przeszkadzać im w tej magicznej chwili. Stłumiłam lekką zazdrość na ten widok. Widok ich miłości, wsparcia i radości.
- Gdzie moja największa hot fanka?! - wzrok rozbawionego Sergio spoczął na mojej osobie. Wywróciłam oczami, po czym podeszłam w stronę jego wyciągniętych ramion.
- W Twoich snach Ramos. - mruknęłam przytulając się do niego. - Gratulacje kapitanie. Trzeci rok z rzędu! Żeby nie było, wcale mnie to nie nudzi. - pocałowałam go w policzek.
- Obiecałem Ci to, pamiętasz? - poczochrał moje włosy. Dzisiaj nie strzeliłam go za ten gest w łepetynę. Dzisiaj zasłużył na moją dobroć. Z uśmiechem patrzyłam jak wbiega z chłopcami na boisko. W uszach rozbrzmiewał mi pijacki bełkot Sergio sprzed paru lat : "Oni dopiero poznają prawdziwego Sergio Ramosa, już ja im wszystkim urządzę dzień żałoby! Obiecuję Ci to Leire! Inaczej nie nazywałbym się Sergio Ramos García, syn Paqui i ..."
Było warto czekać na te chwile radości. Po wielu łzach i przeciwnościach losu, Real Madryt wrócił na tron. A poprowadził nas do tego ten dzikus z Andaluzji. Sergio Ramos. Nasz kapitan. Mój przyjaciel.
- O niczym innym nie marzę, jak o zdjęciu z taką ślicznotką jak Ty, trzymającą w rękach puchar. - poczułam jak ktoś mnie obejmuje i całuje w skroń.
- To będzie dla mnie zaszczyt panie Butragueño. - uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w ramiona ojca.
- Jak ja im zazdroszczę. - westchnął patrząc z nostalgią na celebrujących piłkarzy. - Gdy ja byłem u szczytu kariery i zdobywałem puchar za pucharem, was jeszcze nie było na świecie.
- Potem byłeś u szczytu innej formy i zdobywałeś dziecko za dzieckiem. Czworo pod rząd. - zachichotałam.
- Leire! - oburzył się, ale kąciki jego ust zaczęły się podnosić. - Ty, Nati i Emilio to cała mamusia!
- Ale nas kochas. - zasepleniłam robiąc niewinną minkę. Zawsze to na niego działało.
- Emilio! Panie Butragueño! - usłyszeliśmy za sobą nawoływania kibiców.
- Może i szczyt formy masz za sobą, ale szczyt popularności nadal taki sam. - zaśmiałam się odsuwając od niego. - Idź, wiem jakie to dla nich ważne. Tylko się uśmiechnij do zdjęcia!
- A jak moje włosy? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Młodszy nie będziesz - wytknęłam mu język. Pogroził mi palcem i uciekł do fanów.
Z uśmiechem podeszłam do Pilar, która obserwowała swoich chłopców. Położyłam jej głowę na ramieniu i zaśmiałam na widok próby wsadzenia małego Marco do pucharu. Rok temu to było możliwe, ale teraz chłopiec sporo urósł.
- To co mała, bierzesz wolne i jedziemy do Rosji? - Pilar zerknęła na mnie kątem oka.
- Do Rosji? - zmarszczyłam zaskoczona czoło.
- Wczoraj rozmawialiśmy o tym z Sergio. Bardzo mu zależy, abym wzięła chłopców na Mundial. Wiesz, to może być jego ostatni. - westchnęła. - Nie poradzę sobie sama z trzema małymi Ramosami. Rodzina Sergio przyjdzie, ale nie na wszystkie mecze. A moja, jak dobrze wiesz, nieszczególnie przepada za takimi wydarzeniami. Zresztą, od razu pomyślałam o Tobie. - uśmiechnęła się. - Nie chcę żebyś pomyślała, że potrzebuje niańki do dzieci. Raczej ... potrzebuje tam Ciebie. Dla Siebie.
- Pilar. - poczułam jak łzy wzruszenia znów napływają mi do oczu.
- Kogo mam poprosić jak nie moją przyjaciółkę, która jest dla mnie jak młodsza siostra? - spytała. Bez słowa mocno ją objęłam.
Kiedyś dziękowałam Bogu za to, że postawił Sergio Ramosa na mojej drodze. Nie sądziłam wtedy, że razem z nim, w pakiecie dostanę taką osobę jak Pilar. Osobę, której zawsze mogłam się zwierzyć. Wypłakać. Zaufać. Zrobiłabym dla nich wszystko, bo wiedziałam, że i oni zrobiliby to dla mnie.
- Muszę kupić koszulkę reprezentacji Hiszpanii. - zauważyłam poważnie, po czym razem z brunetką wybuchłyśmy śmiechem.
Ale to dopiero za parę tygodni. Dzisiaj był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. I chciałam się nim cieszyć do samego końca.
*
Madryt, 26 Maja 2018.
* Saul
Impreza rozkręciła się na dobre. Towarzystwo przyjaciół zdecydowanie mnie rozluźniło, a do tego DJ wynajęty przez Koke, okazał się być strzałem w dziesiątkę. Nogi same rwały się do tańca, mimo że mistrzem w tym nie byłem. Ale kto zwraca na to uwagę podczas wesel?
Wróciłem do stolika z rozbawioną przeze mnie Olallą, po czym odsunąłem jej krzesło, jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Dopiero teraz zauważyłem wśród towarzystwa państwa młodych. Poczochrałem włosy oburzonemu Koke i usiadłem obok Yaizy.
- Cudowny ślub. - Olalla objęłam Beatriz.
- Cieszy mnie to przeogromnie. - panna młoda spojrzała na każdego z nas. - Dziękujemy, że przyjęliście nasze zaproszenia.
- Jak moglibyśmy nie? - udałem oburzonego. - Trzeba było mieć oko na Koke, żeby nie uciekł. - wzruszyłem ramionami, a Yaiza strzeliła mnie po udzie.
- Za to też dziękuję. - Beatriz wytknęła mi język, co odwzajemniłem.
- Ty się Saul nie mądruj, tylko weź pod uwagę to, że za rok powtórzylibyśmy takie wydarzenie. - Fernando wbił mi szpilkę. Uchyliłem usta, aby mu odpyskować, ale zabrakło mi odpowiednich słów. Za to ich natarczywe spojrzenia wywiercały mi dziurę w brzuchu.
- Przestań. - skarciła go Olalla. - Na każdego przyjdzie pora. Ciebie nikt nie zmuszał, chociaż przyznam, że sama musiałam poczekać. - po tych słowach, Yaiza bez słowa wstała i udała się w wiadomym tylko sobie kierunku. - Widzisz co zrobiłeś ... - syknęła nasza przyjaciółka.
Westchnąłem ciężko, po czym udałem się w ślad za moją dziewczyną. Momentalnie przypomniała mi się rozmowa z ojcem i jego słowa : "Synu, żadna kobieta Ci nie powie wprost, że oczekuje oświadczyn." Fakt, nigdy nie rozmawialiśmy o tym z Yaizą. Zawsze sądziłem, że to przyjdzie naturalnie. Że pewnego dnia, obudzę się z myślą, aby kupić jej pierścionek. Niespodziewanie, bo tak to powinno wyglądać. Nienawidziłem gdy ktoś nakładał na mnie presję. Yaiza nigdy tego nie robiła i za to ją uwielbiałem. Jednak całe nasze otoczenie tworzyło jeden wielki zamęt. To niemożliwe, aby widzieli więcej ode mnie!
Zobaczyłem ją zgarbioną na ławce. Pusty wzrok miała utkwiony w swoich dłoniach. Czułem się fatalnie z myślą, że w ostatnim czasie chodziła przygnębiona przeze mnie. Nie rozumiałem jednak dlaczego. Nie raz, i nie dwa, ktoś zażartował o naszej przyszłości. Dlaczego nagle teraz przestało to bawić Yaizę?
- Yaiza? - usiadłem obok niej. Nie odpowiedziała, nie poruszyła się, nie zareagowała. - Wszystko w porządku?
- Tak, czemu miałoby nie być? - uśmiechnęła się smutno pod nosem. - Przecież mnie kochasz, a to jest najważniejsze, prawda? - spojrzała na mnie uważnie.
- Oczywiście. - pokiwałem głową i chciałem ją objąć, ale się odsunęła. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jej zachowania.
- Wiesz, zawsze chciałam być tą jedyną. Żeby mój mężczyzna kochał tylko mnie. Nie chciałam być na zastępstwo.
- O czym ty mówisz? - zaśmiałem się nerwowo. - Yaiza, przecież wiesz, że Cię kocham. Jesteśmy już tyle lat ze sobą i ...
- I przez te wszystkie lata, powtarzałeś przez sen jedno i to samo słowo. - zironizowała wbijając we mnie wzrok pełen bólu. - Boże, nigdy nie rozumiałam co ono oznacza. Bagatelizowałam. A gdy Fernando je wypowiedział podczas kolacji ... - pokręciła głową.
- Yaiza, o czym Ty ...
- Leire. - syknęła ze łzami w oczach. - Zawsze powtarzałeś ... Leire! - podniosła głos, a mnie zamurowało. Zimny pot oblał całe moje ciało. To było niemożliwe. Nie mogło! - Z początku jej twarz wydawała mi się znajoma, a potem, gdy zobaczyłam Twój wzrok skierowany w jej stronę ... wszystko sobie przypomniałam. Tamto przyjęcie urodzinowe. Patrzyłeś na nią tak samo!
- Kochanie, to nie tak ... - chciałem chwycić jej dłonie we własne, ale szybko się wyrwała. - Owszem, znałem Leire. Mieliśmy dość skomplikowaną przeszłość, ale to było kilka lat temu. Potem poznałem Ciebie i ...
- Opiłeś się na jej widok w objęciach innego chłopaka. - warknęła. - Szamotałeś się z nim, żeby zostawił ją w spokoju. Byłeś o nią zazdrosny! A ja stałam obok!
- Yaiza, to było pięć lat temu! - również podniosłem głos. To niedorzeczne, aby kłócić się o przeszłość.
- Owszem, ale nie wmawiaj mi, że poznałeś mnie i o niej zapomniałeś, bo przeczysz faktom! Chce wiedzieć jedno ... zdradziłeś mnie wtedy?
- Słucham? - parsknąłem, jednak czułem, że tracę grunt pod nogami.
- Javier rozpowiadał, że zaliczyłeś mnie na tamtej imprezie. Ale obydwoje doskonale wiemy, że wyszłam wcześniej, wściekła na Ciebie. W każdej plotce jest ziarno prawdy, więc pytam ... byłeś z nią wtedy?
- Yaiza ...
- Tak, czy nie?! - krzyknęła, a ja spuściłem głowę. Kłamstwo dla jej dobra nie wchodziło w grę. Nie zasługiwała na to. Nie sądziłem, że prędzej czy później, przeszłość mnie dopadnie. Leire Butragueño kolejny raz wparowała z impetem do mojego poukładanego życia i jednym kopnięciem je rozwaliła. - Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - szeptała Yaiza kręcąc głową. - I po tym wszystkim, po kilku dniach, miałeś czelność do mnie przyjść i przepraszać?
- Zasłużyłaś na przeprosiny. Uwierz mi, miałem ogromne wyrzuty sumienia. Nie liczyłem na to, że mi wybaczysz, ale ...
- Nie powiedziałeś mi o zdradzie.
- Jak mógłbym? Znienawidziłabyś mnie!
- Saul, spójrz mi w oczy i powiedz, że to był błąd. Że to nic dla Ciebie nie znaczyło. Że ona nic dla Ciebie nie znaczyła. Że po wszystkim stwierdziłeś, że ... - nie dokończyła ponieważ zakryłem twarz w dłoniach. To mnie kompletnie przerosło. Yaiza pragnęła, abym przytaknął. Nie mogłem jednak tego zrobić patrząc wprost w jej oczy. Nie byłem aż tak wyrafinowany. Mleko się wylało, prawda wyszła na jaw. A ja nie potrafiłem nawet skłamać dla ogólnego dobra. - Więc dlaczego wróciłeś do mnie? - wyszeptała głosem pełnym goryczy.
- Wiesz jaki popełniłem błąd? - spojrzałem na nią. - Uwierzyłem, że cokolwiek dla niej znaczyłem. Ulokowałem uczucia w złej dziewczynie, dlatego wróciłem prosić Cię o wybaczenie. I nie żałuję tego do dzisiaj.
- A gdybyś coś dla niej znaczył? Gdyby odwzajemniła wtedy Twoje uczucia? Którą z nas byś wybrał? - uchyliłem usta, wpatrując się wprost w oczy pełne nadziei. Chciałem wykrzyczeń że wybrałbym ją, ale ... żadne słowo nie wypłynęło z moich ust. Parę lat temu chciałem zaryzykować wszystko dla Leire. Zmiażdżyła jednak moje nadzieje, nie przychodząc pamiętnego dnia do parku. Przez chwilę uwierzyłem w coś, co nigdy nie istniało. Uwierzyłem w to, że mógłbym cokolwiek dla niej znaczyć. - Tak myślałam.
- Yaiza, nie rozumiesz. - pokręciłem głową. - To wszystko się działo zanim poznałem Ciebie. Nie będę kłamać, zależało mi na niej i była dla mnie ważna, ale ...
- Kochałeś ją. - wyszeptała.
- To zbyt duże słowo.
- Saul, kogo Ty chcesz oszukać? - prychnęła. - Nawet teraz nie potrafisz skłamać, żeby mnie udobruchać, bo w głębi serca nadal coś do niej czujesz.
- Minęło pięć lat! - oburzyłem się. - Jestem z Tobą i to Ciebie kocham!
- I dlatego ucinasz wszelakie insynuacje dotyczące naszej przyszłości?
- To, o to chodzi? - zdenerwowałem się. - Mam się oświadczyć, bo inni tego chcą? Mam paść na kolana na ich oczach? Tego chcesz?
- Doskonale wiesz, że nie. - mruknęła spuszczając głowę. Zacisnąłem powieki chcąc się uspokoić. - Gdybyś mnie kochał, tak jak mężczyzna kocha kobietę swojego życia, nie miałbyś żadnych wątpliwości. A Ty je masz, zauważyłam to już jakiś czas temu.
- Yaiza, co ja mam zrobić? Jak mam to wszystko naprawić? - spojrzałem na nią bezradnie.
- Nie możesz. Nie można zmienić swoich uczuć, Saul. - otarła łzę spływającą po jej policzku. Ten widok łamał moje serce, ale byłem bezsilny. - Nie można ich zagłuszyć. Nie można zamienić jedną osobę na drugą. Ja nie chcę, przez całe moje życie, mieć wątpliwości wobec tego, co do mnie czujesz. Zastanawiać się czy to jest miłość, sympatia, a może przyzwyczajenie ... nie chcę tak żyć. Już raz mnie zdradziłeś.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałem niepewnie.
- Ty nie podejmiesz decyzji, nie chcąc mnie zranić. Więc ja to muszę zrobić. - uchyliłem zszokowany usta, patrząc wprost w jej oczy. Bił od nich ból, ale i pewność siebie. Była pewna tego, co chce zrobić. - To koniec Saul.
- Nie, nie zgadzam się! - od razu zaprotestowałem.
- Kiedyś mi za to podziękujesz. - szepnęła wstając z ławki. Błyskawicznie zrobiłem to samo, chcąc ją zatrzymać. - Nie Saul. - odepchnęła mnie lekko. - Nie chcę Twoich pustych słów.
- Nie są puste! Yaiza, kocham Cię!
- Może i mnie kochasz, ale nigdy nie obdarzysz mnie takim samym uczuciem jak ...
- Leire to już przeszłość!
- Jeśli nie chcesz mnie bardziej ranić, po prostu daj mi odejść. O nic więcej Cię nie proszę ...
Zrobiłem to. Z ciężkim sercem pozwoliłem jej odejść. Ze łzami w oczach obserwowałem jej oddalającą się sylwetkę. A najgorsze w tym wszystkim było to, że poczułem nagłą i niespodziewaną ulgę. Ogarnięty wściekłością z całej siły kopnąłem stojący obok kosz.
- Nienawidzę Cię Leire. - warknąłem. - Nienawidzę!
*
Madryt, 27 Maja 2018.
- Pani Butragueño, ja nie wiem jak to się stało ... - przerażona Blanca wpatrywała się w rozbite szklanki.
- Po pierwsze Leire, żadna Pani Butragueño. - zaśmiałam się pomagając jej ze szkłami. - Różnica lat pomiędzy nami nie wynosi więcej jak pięć lat. Chociaż, gdy byłam w Twoim wieku, dwadzieścia trzy lata było dla mnie jak emerytura. - próbowałam rozbawić stażystkę. Blady uśmiech pojawił się na jej twarzy. - A po drugie, to są tylko szklanki. Nie zbankrutuje od kilku rozbitych sztuk. Nic sobie nie zrobiłaś?
- Nie, nie ... - szepnęła zawstydzona.
- Pierwsze dni zawsze są najgorsze. A jak widać mamy prawdziwy chaos. - westchnęłam. Oczywiście byłam zadowolona z ilości klientów, ale akurat dzisiaj wpadłam tu na kilka sekund. Za dwie godziny, na Santiago Bernabeu, zaczynała się celebracja z okazji zdobycia pucharu. Wybierałam się tam razem z mamą i Nati, które czekały na mnie w samochodzie.
- Tak, a ja miałam obsłużyć stolik czternasty! - zaczęła panikować.
- Spokojnie, ja to zrobię. - zaśmiałam się wychodząc na salę. Omiotłam zadowolonym spojrzeniem wszystkie zajęte miejsca, po czym udałam się w to właściwe. Z daleka ujrzałam dwie kobiety zawzięcie ze sobą rozmawiające. Będąc dosłownie dwa kroki od nich usłyszałam kawałek dyskusji ...
- ... jest totalnie załamany. Zamknął się w swoim starym pokoju i nie rozmawia z nikim. A przecież jutro musi jechać do ośrodka treningowego ...
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Mogłabym przyjąć zamówienie?
- Oh, tak. - odwróciłam wzrok do drugiej z kobiet i zamarłam. Przede mną siedziała we własnej osobie Pilar Esclápez, matka Saula. Uśmiechała się do mnie z taką serdecznością, aż zabolało mnie serce. Nie wiedziała kim jestem. - Poprosimy ... - z uwagą zanotowałam nazwy kaw, które mi podała.
- To wszystko? - upewniłam się.
- Tak, dziękujemy. - skinęłam głową oddalając się. Zagryzłam dolną wargę próbując zatuszować szeroki uśmiech, który pojawił się gdy zauważyłam jeden mały szczegół. Naszyjnik. Ten sam który kupował Saul dla swojej matki. Ten sam który mu wskazałam. Uczucie satysfakcji ogarnęło moje ciało.
- Leire! - usłyszałam zniecierpliwiony głos mojej matki, która niespodziewanie zjawiła się w środku. Kompletnie zapomniałam! - Kochanie, nie mamy czasu.
- Już! - odkrzyknęłam podając zamówienie Blance. Pożegnałam się z personelem i szybko ruszyłam w ślad za zniecierpliwioną Sonią Gonzalez.
***
Natola ... Ty wiesz co :)
Dzisiejszy rozdział jest totalną mieszanką wybuchową. Trochę radości, trochę przygnębienia. Osobiście jestem zadowolona z rozmowy Saula i Yaizy ... spodziewałyście się takiego obrotu sprawy?
Nie będę się więcej rozpisywała tylko uciekam niestety do pracy. Rozdział wam zostawiam i z niecierpliwością czekam na opinie! Do kolejnego :)
(Moja ulubiona rodzinka podczas finału Ligi Mistrzów)