Madryt, 18 Maja 2018.
Miała być kawa, prawda? Duża kawa z apetycznym ciachem. Do cholery jasnej, czy życie niczego mnie nie nauczyło? Po tylu latach przyjaźni z Alexem, ja nadal wierzę w jego zapewnienia, zamiast sama wziąć sprawy we własne ręce!
Z irytacją odłączyłam prostownicę i spojrzałam w lustro. Nie chciałam dawać Roberto bezpodstawnych nadziei, ale przecież do eleganckiej restauracji nie mogłam założyć habitu, ani jeansowych spodni. No właśnie, restauracja. Zamiast na przyjacielskiej kawie, wylądowałam na kolacji. I właśnie z tego powodu musiałam wbić się w czarną koronkową sukienkę, bo niestety, nie miałam czasu na zakupy.
Słysząc dzwonek do drzwi, wręcz w biegu wsunęłam stopy w eleganckie szpilki. Przed oczami wyrósł mi ów Roberto, z bukietem kwiatów w rękach. Czerwone róże. Typowe. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podziękowałam. Przez cały proces szukania odpowiedniego wazonu, nalewania do niego wody, aż nareszcie, włożenia do niego bukietu, czułam na sobie uważny wzrok bruneta. Gdyby nie dziecko, które pod sercem nosi Sandra, zabiłabym Alexa gołymi rękoma!
Mężczyzna wybrał jedną z najpopularniejszych restauracji w stolicy. Byłam tu tylko raz, podczas przyjęcia urodzinowego Pilar, które zorganizował Sergio. Z tego co słyszałam, to miejsce było wręcz oblegane przez VIP-y. Zresztą, idąc za kelnerem, wzdłuż eleganckiej sali, dostrzegłam kilka znanych twarzy z telewizji.
Roberto odsunął mi krzesło, na którym wygodnie się usadowiłam. Kelner podał nam karty, po czym dyskretnie się oddalił.
- Nigdy tu nie byłem, ale słyszałem same pochlebne opinie. - zagadnął brunet uważnie skanując Menu.
- Cóż, nie byle kto tu przychodzi. - przytaknęłam rozglądając się dyskretnie wokół. Ledwo przekroczyliśmy próg, a ja już miałam ochotę stąd zwiać. Roberto ewidentnie chciał mi zaimponować, co z jednej strony było miłe, ale z drugiej ... wolałabym chyba kebaba.
Niespodziewanie usłyszałam chichot, więc oderwałam się od uważnego obserwowania okazałej kwiatowej ekspozycji i skupiłam się na rozbawionym towarzyszu.
- Nudzisz się, prawda? - zapytał.
- Co? Nie, nie ... - zaprzeczyłam szybko, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ugh, nie zrozum mnie źle. To nie chodzi o Ciebie. Po prostu ... nie jestem dziewczyną, którą kręcą takie miejsca.
- Powinienem Cię przeprosić. Chyba za bardzo wziąłem do serca słowa Alexa. - zmarszczyłam brwi. Byłam wręcz pewna, że w moich oczach pojawiły się pytajniki. - Mówił, że powinienem Ci zaimponować, a kawa to praktycznie nic.
- Boże, nie słuchaj tego imbecyla. - jęknęłam. - Jego sposoby na podryw są żałosne, chociaż lista byłych dziewczyn imponująca. Kawa byłaby wystarczająca, o ile w zestawie byłoby jakieś ciacho.
- Jeśli nie skreślisz mnie po dzisiejszej wpadce, to z chęcią zabrałbym Cię na kawę. - uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam gest rozluźniając się.
- Z ciachem? - wolałam się upewnić.
- Tak, z jakim tylko chcesz. - zaśmiał się.
Miała być kawa, prawda? Duża kawa z apetycznym ciachem. Do cholery jasnej, czy życie niczego mnie nie nauczyło? Po tylu latach przyjaźni z Alexem, ja nadal wierzę w jego zapewnienia, zamiast sama wziąć sprawy we własne ręce!
Z irytacją odłączyłam prostownicę i spojrzałam w lustro. Nie chciałam dawać Roberto bezpodstawnych nadziei, ale przecież do eleganckiej restauracji nie mogłam założyć habitu, ani jeansowych spodni. No właśnie, restauracja. Zamiast na przyjacielskiej kawie, wylądowałam na kolacji. I właśnie z tego powodu musiałam wbić się w czarną koronkową sukienkę, bo niestety, nie miałam czasu na zakupy.
Słysząc dzwonek do drzwi, wręcz w biegu wsunęłam stopy w eleganckie szpilki. Przed oczami wyrósł mi ów Roberto, z bukietem kwiatów w rękach. Czerwone róże. Typowe. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podziękowałam. Przez cały proces szukania odpowiedniego wazonu, nalewania do niego wody, aż nareszcie, włożenia do niego bukietu, czułam na sobie uważny wzrok bruneta. Gdyby nie dziecko, które pod sercem nosi Sandra, zabiłabym Alexa gołymi rękoma!
Mężczyzna wybrał jedną z najpopularniejszych restauracji w stolicy. Byłam tu tylko raz, podczas przyjęcia urodzinowego Pilar, które zorganizował Sergio. Z tego co słyszałam, to miejsce było wręcz oblegane przez VIP-y. Zresztą, idąc za kelnerem, wzdłuż eleganckiej sali, dostrzegłam kilka znanych twarzy z telewizji.
Roberto odsunął mi krzesło, na którym wygodnie się usadowiłam. Kelner podał nam karty, po czym dyskretnie się oddalił.
- Nigdy tu nie byłem, ale słyszałem same pochlebne opinie. - zagadnął brunet uważnie skanując Menu.
- Cóż, nie byle kto tu przychodzi. - przytaknęłam rozglądając się dyskretnie wokół. Ledwo przekroczyliśmy próg, a ja już miałam ochotę stąd zwiać. Roberto ewidentnie chciał mi zaimponować, co z jednej strony było miłe, ale z drugiej ... wolałabym chyba kebaba.
Niespodziewanie usłyszałam chichot, więc oderwałam się od uważnego obserwowania okazałej kwiatowej ekspozycji i skupiłam się na rozbawionym towarzyszu.
- Nudzisz się, prawda? - zapytał.
- Co? Nie, nie ... - zaprzeczyłam szybko, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ugh, nie zrozum mnie źle. To nie chodzi o Ciebie. Po prostu ... nie jestem dziewczyną, którą kręcą takie miejsca.
- Powinienem Cię przeprosić. Chyba za bardzo wziąłem do serca słowa Alexa. - zmarszczyłam brwi. Byłam wręcz pewna, że w moich oczach pojawiły się pytajniki. - Mówił, że powinienem Ci zaimponować, a kawa to praktycznie nic.
- Boże, nie słuchaj tego imbecyla. - jęknęłam. - Jego sposoby na podryw są żałosne, chociaż lista byłych dziewczyn imponująca. Kawa byłaby wystarczająca, o ile w zestawie byłoby jakieś ciacho.
- Jeśli nie skreślisz mnie po dzisiejszej wpadce, to z chęcią zabrałbym Cię na kawę. - uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam gest rozluźniając się.
- Z ciachem? - wolałam się upewnić.
- Tak, z jakim tylko chcesz. - zaśmiał się.
Może nie będzie tak źle? Może powinnam dać mu szansę?
***
* Saul
- Yaiza! - zawołałem poprawiając włosy przed lustrem. - Jesteś gotowa?! - odpowiedziała mi głucha cisza. Kobiety! Pokręciłem zrezygnowany głową i jeszcze raz zerknąłem na zegarek. Dobry czas, nie spóźnimy się.
Po wygranym finale, przyjąłem zaproszenie od Fernando Torresa na wspólną kolację z naszymi partnerkami. Sławny El Niño nie był jedynie moim idolem, kolegą z drużyny i żywą legendą Atlético. Był również moim przyjacielem. Olalla z Yaizą również znalazły wspólny język podczas wspierania nas na trybunach, więc to spotkanie nie mogło się nie udać. O ile się nie spóźnimy ...
- Yaiza! - spróbowałem jeszcze raz.
- Idę, idę. - zaśmiała się schodząc ze schodków i upychając coś w małej torebce. Podziwiałem kobiety za to, że trzymały tam dosłownie wszystko. Podeszła do mnie z uśmiechem i poprawiła marynarkę. - Spóźniłam się?
- Jak zawsze na czas. - westchnąłem zakładając kosmyk jej włosów za ucho.
- Więc, po co ta panika? - bez słowa wysunąłem w jej stronę ramię, które ujęła, po czym wyszliśmy z domu.
W skupieniu prowadziłem samochód w stronę centrum stolicy. Restauracja, którą wybrały nasze panie, była podobno jedną z najlepszych w Madrycie. Swoją drogą, ja byłbym bardziej usatysfakcjonowany domową kolacją, we wspólnym gronie. Ale jak to stwierdziła Yaiza : "pora się odchamić".
Fernando i Olalla czekali na nas przed wejściem. Po krótkim powitaniu, weszliśmy razem do środka. Kelner zaprowadził nas do stolika, który zarezerwowaliśmy wczorajszego dnia.
- Elsa była wprost oburzona, że wychodzimy gdzieś bez nich. Nie wspominając o tym, że musi iść spać. - rzuciła rozbawiona Olalla o swojej najmłodszej córce. Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie dziewczynki, po czym skupiłem się na Menu, które wylądowało w moich dłoniach.
- Jest urocza. - podsumowała moja dziewczyna z uśmiechem. I tak rozpoczęła się dyskusja o dzieciach. Fernando porozumiewawczo uśmiechnął się pod nosem, po czym wywrócił oczami. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale ktoś inny zrobił to za mnie.
- Yaiza! - zawołałem poprawiając włosy przed lustrem. - Jesteś gotowa?! - odpowiedziała mi głucha cisza. Kobiety! Pokręciłem zrezygnowany głową i jeszcze raz zerknąłem na zegarek. Dobry czas, nie spóźnimy się.
Po wygranym finale, przyjąłem zaproszenie od Fernando Torresa na wspólną kolację z naszymi partnerkami. Sławny El Niño nie był jedynie moim idolem, kolegą z drużyny i żywą legendą Atlético. Był również moim przyjacielem. Olalla z Yaizą również znalazły wspólny język podczas wspierania nas na trybunach, więc to spotkanie nie mogło się nie udać. O ile się nie spóźnimy ...
- Yaiza! - spróbowałem jeszcze raz.
- Idę, idę. - zaśmiała się schodząc ze schodków i upychając coś w małej torebce. Podziwiałem kobiety za to, że trzymały tam dosłownie wszystko. Podeszła do mnie z uśmiechem i poprawiła marynarkę. - Spóźniłam się?
- Jak zawsze na czas. - westchnąłem zakładając kosmyk jej włosów za ucho.
- Więc, po co ta panika? - bez słowa wysunąłem w jej stronę ramię, które ujęła, po czym wyszliśmy z domu.
W skupieniu prowadziłem samochód w stronę centrum stolicy. Restauracja, którą wybrały nasze panie, była podobno jedną z najlepszych w Madrycie. Swoją drogą, ja byłbym bardziej usatysfakcjonowany domową kolacją, we wspólnym gronie. Ale jak to stwierdziła Yaiza : "pora się odchamić".
Fernando i Olalla czekali na nas przed wejściem. Po krótkim powitaniu, weszliśmy razem do środka. Kelner zaprowadził nas do stolika, który zarezerwowaliśmy wczorajszego dnia.
- Elsa była wprost oburzona, że wychodzimy gdzieś bez nich. Nie wspominając o tym, że musi iść spać. - rzuciła rozbawiona Olalla o swojej najmłodszej córce. Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie dziewczynki, po czym skupiłem się na Menu, które wylądowało w moich dłoniach.
- Jest urocza. - podsumowała moja dziewczyna z uśmiechem. I tak rozpoczęła się dyskusja o dzieciach. Fernando porozumiewawczo uśmiechnął się pod nosem, po czym wywrócił oczami. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale ktoś inny zrobił to za mnie.
Zamarłem. Doskonale znałem ten śmiech.
***
* Leire
- ... i wtedy Alex zarył twarzą w błoto. - zakończył swoją opowieść Roberto, a ja parsknęłam śmiechem wyobrażając sobie rudzielca w ciemnej mazi. Niczym świnka! Szybko zakryłam usta dłonią, ale i tak nie mogłam opanować chichotu.
- Boże, on jest niereformowany. - chwyciłam kieliszek z winem i upiłam łyk. - Zresztą, zawsze było go pełno. Nacho i Maite to dwa aniołki, a ten rudy diabeł? Jakby go ktoś podrzucił! Najgorsze, że mały Nacho, to z charakteru cały wujek!
- Mówisz o tym cudownym dziecku urodzonym w dniu finału Ligi Mistrzów? - zapytał, na co pokiwałam głową. - Alex twierdzi, że to przeznaczenie.
- To ciekawe co będzie mówił o swoim.
- To prawda. - przytaknął. - Ale powiedz coś więcej o sobie. Wolałbym to usłyszeć od Ciebie.
- Czyli już Ci powiedział, że jestem agentem CIA pod przykrywką? - poruszałam charakterystycznie brwiami. Roberto zaśmiał się serdecznie zachęcając gestem dłoni, abym mówiła dalej. - Cóż, jestem tłumaczem. Książki, poradniki i ... - i zamarłam.
Podczas mojego monologu, dostrzegłam kątem oka znajomą postać. Normalną reakcją, każdego człowieka, byłoby zerknięcie w tamtą stronę, więc i ja tak uczyniłam. I przepadłam. Znów przepadłam w tym spojrzeniu. Saul Niguez we własnej osobie.
Moje serce niespodziewanie przyspieszyło, aby po chwili poczuć przeszywający ból, na widok dziewczyny siedzącej obok niego.
- Leire? - czując niespodziewany dotyk na mojej dłoni, oderwałam wzrok od wpatrującego się we mnie Saula. - Wszystko w porządku?
- Tak. Przepraszam, zamyśliłam się. - przeczesałam nerwowo włosy. Roberto zawędrował swoim spojrzeniem w miejsce, na którym przed chwilą się zawiesiłam.
- O! To Fernando Torres i Saul Niguez. - uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam napływ paniki. To oczywiste że ich zna, w końcu też jest piłkarzem i zapewne nie raz się z nimi mierzył. - Znasz ich osobiście?
- Umm ... Fernando. Znaczy, przyjaźnię się z Ramosem, więc przedstawił nas sobie, ale nie jesteśmy znajomymi. Szczerze powiedziawszy to pewnie mnie nie pamiętam. - machnęłam ręką, po czym chwyciłam za sztućce i zabrałam się za jedzenie, chcąc skupić swoje myśli na czymś innym.
***
* Saul
Leire. Leire Butragueño. Kiedy ostatni raz ją widziałem? Ach tak, dwa lata temu w Mediolanie. Przebiegła obok, gdy schodziłem załamany porażką. Nie zauważyła mnie, albo raczej zignorowała fakt, że tam byłem. Nie istnieliśmy dla siebie od bardzo dawna.
Jej włosy nie sięgały już dołu pleców, były o połowe krótsze. Wyglądała dojrzalej, ale ... to nadal była ta sama Leire. Te same błyszczące oczy, ten sam zawiadacki i tajemniczy uśmiech. I ten śmiech. Taki szczery i przepełniony radością. Tak śmiała się tylko ona, mimo że w moim towarzystwie nigdy tego nie robiła. Zresztą, obydwoje działaliśmy na siebie jak płachta na byka. Lepiej wychodziliśmy na tym, gdy byliśmy z dala od siebie.
I wtedy spojrzała w moją stronę. Zszokowana mina owładnęła jej twarz. Nie spodziewała się mnie tutaj. I vice versa. Nie odwróciłem wzroku. Z kamienną twarzą obserwowałem jej reakcję. Do czasu. Nagle jej partner, którego szczerze mówiąc dopiero teraz dostrzegłem, przypomniał jej o swoim istnieniu.
- Saul? - poczułem dłoń Yaizy na kolanie. No tak, sam nie byłem lepszy. Przy moim stoliku trwała ożywiona dyskusja, a ja wpatrywałem się w ... moją przeszłość. - Wybrałeś już coś dla siebie? Bo jeśli tak, to możemy już złożyć zamówienie.
- Nie mogę się zdecydować, więc zdam się na Ciebie. - uśmiechnąłem się w jej stronę. Pokiwała głową, a Fernando gestem dłoni przywołał młodego mężczyznę z specjalnym uniformie.
Nie oderwałem wzroku od Yaizy ... nagle i niespodziewanie pojawiło się wspomnienie ... przymknąłem powieki, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Na próżno. Znów podświadomość przypomniała mi, że nie zawsze byłem do końca szczery. Że w przeszłości popełniłem ... błąd? Że nie zasługiwałem na jej dobroć. Że nie zasługiwałem na nią. Ale przecież przeszłość to przeszłość. Już jej nie zmienimy, dlatego lepiej żyć tym co teraz. Ale czy Yaiza byłaby tego samego zdania?
Znów zerknąłem na Leire, która z trudem przełykała swoje danie. Z daleka było widać, że coś ją trapi. Czyżby tak jak ja czuła wyrzuty sumienia?
- Kto to jest? - niespodziewane pytanie Yaizy, aż mnie przeraziło. W skupieniu wpatrywała się w Leire. - Mam wrażenie, że jej twarz jest znajoma.
- Umm ... byliśmy razem na jednej imprezie. - odchrząknąłem chwytając za wodę i upijając kilka łyków. - Koleżanka Cristiny?
- Cristiny? - Yaiza zmarszczyła brwi. Mogła nie pamiętać mojej znajomej z dzieciństwa. Oddaliliśmy się od siebie gdy była w związku z Alexem Fernandezem, a potem wyjechała na studia do Barcelony. Spotkałem ją może z raz lub dwa na mieście.
- Przecież to Leire Butragueño. - zauważył Fernando. - Ramos mi ją przedstawił parę lat temu.
- Leire? - wyszeptała Yaiza marszcząc brwi i nad czymś intensywnie dumając. Po chwili spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, od którego poczułem zimny dreszcz na moim ciele.
Leire. Leire Butragueño. Kiedy ostatni raz ją widziałem? Ach tak, dwa lata temu w Mediolanie. Przebiegła obok, gdy schodziłem załamany porażką. Nie zauważyła mnie, albo raczej zignorowała fakt, że tam byłem. Nie istnieliśmy dla siebie od bardzo dawna.
Jej włosy nie sięgały już dołu pleców, były o połowe krótsze. Wyglądała dojrzalej, ale ... to nadal była ta sama Leire. Te same błyszczące oczy, ten sam zawiadacki i tajemniczy uśmiech. I ten śmiech. Taki szczery i przepełniony radością. Tak śmiała się tylko ona, mimo że w moim towarzystwie nigdy tego nie robiła. Zresztą, obydwoje działaliśmy na siebie jak płachta na byka. Lepiej wychodziliśmy na tym, gdy byliśmy z dala od siebie.
I wtedy spojrzała w moją stronę. Zszokowana mina owładnęła jej twarz. Nie spodziewała się mnie tutaj. I vice versa. Nie odwróciłem wzroku. Z kamienną twarzą obserwowałem jej reakcję. Do czasu. Nagle jej partner, którego szczerze mówiąc dopiero teraz dostrzegłem, przypomniał jej o swoim istnieniu.
- Saul? - poczułem dłoń Yaizy na kolanie. No tak, sam nie byłem lepszy. Przy moim stoliku trwała ożywiona dyskusja, a ja wpatrywałem się w ... moją przeszłość. - Wybrałeś już coś dla siebie? Bo jeśli tak, to możemy już złożyć zamówienie.
- Nie mogę się zdecydować, więc zdam się na Ciebie. - uśmiechnąłem się w jej stronę. Pokiwała głową, a Fernando gestem dłoni przywołał młodego mężczyznę z specjalnym uniformie.
Nie oderwałem wzroku od Yaizy ... nagle i niespodziewanie pojawiło się wspomnienie ... przymknąłem powieki, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Na próżno. Znów podświadomość przypomniała mi, że nie zawsze byłem do końca szczery. Że w przeszłości popełniłem ... błąd? Że nie zasługiwałem na jej dobroć. Że nie zasługiwałem na nią. Ale przecież przeszłość to przeszłość. Już jej nie zmienimy, dlatego lepiej żyć tym co teraz. Ale czy Yaiza byłaby tego samego zdania?
Znów zerknąłem na Leire, która z trudem przełykała swoje danie. Z daleka było widać, że coś ją trapi. Czyżby tak jak ja czuła wyrzuty sumienia?
- Kto to jest? - niespodziewane pytanie Yaizy, aż mnie przeraziło. W skupieniu wpatrywała się w Leire. - Mam wrażenie, że jej twarz jest znajoma.
- Umm ... byliśmy razem na jednej imprezie. - odchrząknąłem chwytając za wodę i upijając kilka łyków. - Koleżanka Cristiny?
- Cristiny? - Yaiza zmarszczyła brwi. Mogła nie pamiętać mojej znajomej z dzieciństwa. Oddaliliśmy się od siebie gdy była w związku z Alexem Fernandezem, a potem wyjechała na studia do Barcelony. Spotkałem ją może z raz lub dwa na mieście.
- Przecież to Leire Butragueño. - zauważył Fernando. - Ramos mi ją przedstawił parę lat temu.
- Leire? - wyszeptała Yaiza marszcząc brwi i nad czymś intensywnie dumając. Po chwili spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, od którego poczułem zimny dreszcz na moim ciele.
Nie mogła wiedzieć.
***
* Leire
- Jestem pod wrażeniem. - podsumował Roberto, gdy opowiedziałam mu o posiadaniu kawiarnio - czytelni.
- To było dość duże ryzyko, ale na całe szczęście, okazało się być strzałem w dziesiątkę. Rodzice początkowo chcieli mi wybić ten pomysł za głowy, bali się że rzucę studia i skończę jako kelnerka.
- Z chęcią zobaczyłbym to magiczne miejsce.
- Zapraszam. - uśmiechnęłam się odkładając sztućce na pusty talerz. - Zresztą, mam pomysł. Jeśli kawa wciąż jest aktualna, możemy ją wypić w moim lokalu.
- Decyzja należy do Ciebie. - zaśmiał się.
- Cóż, chyba nie mam wyboru. W końcu sama Cię zaprosiłam. - wzruszyłam ramionami. Roberto przeprosił mnie na chwilę i udał się w stronę toalet. Okazał się być na prawdę interesującym rozmówcom. Początkowe obawy zostawiłam za drzwiami tej restauracji.
Mój wzrok znów uciekł tam, gdzie nie powinien. Saul w skupieniu przysłuchiwał się słowom Torresa. Nie był już tym samym nastoletnim i bezczelnym chłopakiem. Stał się eleganckim mężczyzną, ze stylowym zarostem, idealnie ułożonymi włosami ... i te jego mięśnie. Jednak w tym wszystkim, najcudowniejszy był uśmiech. Wciąż ten sam. Zakazany owoc. Ktoś, kto nigdy nie mógł być mój.
Przesunęłam wzrok w bok i zamarłam. Yaiza wpatrywała się wprost we mnie z bólem i wyzwaniem wypisanym na twarzy. Moje zachowanie było aż tak czytelne? Przecież nie mogła znać prawdy. Saul na pewno zachował to wszystko dla siebie.
- Jestem. - na szczęście pojawił się Roberto. - Masz jeszcze na coś ochotę? Bo jeśli nie, to przywołam kelnera.
- Nie, jestem pełna. - zaśmiałam się i dopiłam wino. - Niestety, ale zrobiło się późno, a ja z samego rana muszę być na nogach. - westchnęłam spoglądając na zegar wiszący na ścianie. - Ale koniecznie musisz jutro wpaść na kawę.
- Grzechem byłoby odmówić.
Po chwili pojawił się kelner z rachunkiem, który Roberto, mimo mojego sprzeciwu, zapłacił w całości. Chwyciłam do ręki moją torebkę, po czym podniosłam się ze swojego miejsca. Poczułam wzrok Saula na sobie co poskutkowało drżeniem moich nóg. Szpilki przestały już być tak pewne jak na początku. Jednak z pomocą przyszedł mój towarzysz, który z uśmiechem podał mi swoje ramię. Podziękowałam mu uśmiechem, po czym skupiłam wzrok na drzwiach, w stronę których ruszyliśmy. Nie patrzeć w bok, wszystko tylko nie patrzeć w bok.
Z ulgą opuściłam restaurację, przed którą roiło się od paparazzi. Na całe szczęście, nie byliśmy z Roberto dla nich interesujący. I dobrze. Lampa błyskowa przed oczami nie należała do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie.
***
* Saul
- To co, widzimy się za tydzień na ślubie Koke i Beatriz? - zapytała Olalla, gdy żegnaliśmy przed restauracją.
- O ile młody nie spanikuje. - rzucił rozbawiony Nando, na co zawtórowałem mu głośnym śmiechem. Oli strzeliła męża przed ramię, a Yaiza ... Yaiza straciła humor jakiś czas temu. Nie byłem ślepy, stała się milcząca od chwili, gdy przyłapała mnie na spoglądaniu na Leire. Od tamtego momentu próbowałem skupić się na zawartości mojego talerza, oraz słowach naszych towarzyszy, ale sama obecność Butragueño wytrącała mnie z równowagi i spowodowała napływ wspomnień.
Drogę do domu pokonaliśmy w kompletnej ciszy. Próbowałem zmusić ją do jakiejkolwiek dłuższej odpowiedzi na moje pytania, ale kończyło się półsłówkami. Zresztą, po powrocie nie było lepiej. Bez słowa zamknęła się w łazience, a później oznajmiła, że jest zmęczona i idzie spać. Sam udałem się pod prysznic. Ta cała sytuacja zaczęła mnie irytować, bo nie rozumiałem jej fochów. Za samo spoglądanie na Leire Yaiza była zazdrosna i obrażona? To niedorzeczne!
- Yaiza? - położyłem się obok niej i dotknąłem ramienia. Odtrąciła ją jedynie jak natrętną muchę. - Przecież widzę, że coś się stało. Po prostu mi powiedz.
- Saul, chce spać. - syknęła zirytowana.
- Dobrze, ale jutro porozmawiamy. - oznajmiłem poddając się. Opadłem plecami na poduszkę i spojrzałem na sufit.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz przez sen? - usłyszałem cichy głos mojej dziewczyny. Zaskoczony zmarszczyłem brwi i przekręciłem głowę w jej stronę.
- Przecież jeszcze nie śpię, ani nic nie mówiłem.
- Ale to robiłeś ... wiele razy.
- Na prawdę? - byłem zaskoczony. - Co takiego mówię?
- Bardzo interesujące rzeczy. - wydawało mi się, że pociągnęła nosem, ale wolałem już na nią dzisiaj nie naciskać.
***
Rozdział bez wspomnień, ale bardzo ważny :) Powoli zbliżamy się do wyjaśnienia dlaczego Saul i Leire nie istnieją dla siebie w teraźniejszości. Zauważyłam, że parę z was obstawia jego jako winowajce, ale czy na pewno? Odpowiedź już niedługo :)
- To co, widzimy się za tydzień na ślubie Koke i Beatriz? - zapytała Olalla, gdy żegnaliśmy przed restauracją.
- O ile młody nie spanikuje. - rzucił rozbawiony Nando, na co zawtórowałem mu głośnym śmiechem. Oli strzeliła męża przed ramię, a Yaiza ... Yaiza straciła humor jakiś czas temu. Nie byłem ślepy, stała się milcząca od chwili, gdy przyłapała mnie na spoglądaniu na Leire. Od tamtego momentu próbowałem skupić się na zawartości mojego talerza, oraz słowach naszych towarzyszy, ale sama obecność Butragueño wytrącała mnie z równowagi i spowodowała napływ wspomnień.
Drogę do domu pokonaliśmy w kompletnej ciszy. Próbowałem zmusić ją do jakiejkolwiek dłuższej odpowiedzi na moje pytania, ale kończyło się półsłówkami. Zresztą, po powrocie nie było lepiej. Bez słowa zamknęła się w łazience, a później oznajmiła, że jest zmęczona i idzie spać. Sam udałem się pod prysznic. Ta cała sytuacja zaczęła mnie irytować, bo nie rozumiałem jej fochów. Za samo spoglądanie na Leire Yaiza była zazdrosna i obrażona? To niedorzeczne!
- Yaiza? - położyłem się obok niej i dotknąłem ramienia. Odtrąciła ją jedynie jak natrętną muchę. - Przecież widzę, że coś się stało. Po prostu mi powiedz.
- Saul, chce spać. - syknęła zirytowana.
- Dobrze, ale jutro porozmawiamy. - oznajmiłem poddając się. Opadłem plecami na poduszkę i spojrzałem na sufit.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz przez sen? - usłyszałem cichy głos mojej dziewczyny. Zaskoczony zmarszczyłem brwi i przekręciłem głowę w jej stronę.
- Przecież jeszcze nie śpię, ani nic nie mówiłem.
- Ale to robiłeś ... wiele razy.
- Na prawdę? - byłem zaskoczony. - Co takiego mówię?
- Bardzo interesujące rzeczy. - wydawało mi się, że pociągnęła nosem, ale wolałem już na nią dzisiaj nie naciskać.
***
Rozdział bez wspomnień, ale bardzo ważny :) Powoli zbliżamy się do wyjaśnienia dlaczego Saul i Leire nie istnieją dla siebie w teraźniejszości. Zauważyłam, że parę z was obstawia jego jako winowajce, ale czy na pewno? Odpowiedź już niedługo :)
(Elegancki Saul. Inspiracja do rozdziału :P)
O, kurka - zaczynam mieć podejrzenia! Ale pozwolisz, że zachowam je dla siebie ;p
OdpowiedzUsuńJestem bardzo, ale to bardzo ciekawa kolejnego rozdziału - może Saul postanowi spotkać się z Leire i wytłumaczyć sobie kilka rzeczy? Przecież widać, że cholernie ich do siebie ciągnie...
Czekam na next. Buziaki! ;*
Nadszedł w końcu czas spotkania naszych bohaterów w teraźniejszości. 😊
OdpowiedzUsuńDla obojga było to bardzo emocjonujące wydarzenie. Choć starali się to za wszelką cenę ukryć.
Od razu widać, że nadal ich do siebie coś przyciąga. To chyba nie jest wcale, tak do końca zamknięta historia. Dla żadnego z nich.
W dodatku po Twoich słowach pod rozdziałem, że to jednak być może, nie Saul tutaj zawinił w przeszłości. Mam jeszcze większy mętlik w głowie i dużo więcej pytań. Nie mogę się już doczekać, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło.
Choć minęło wiele lat i wszystko jest zupełnie inne niż przedtem. Jedna rzecz, nadal pozostała bez zmian. Przypdkowe wpadanie na siebie Leire i Saula...
Oni są po prostu skazani na takie spotkania. 😁
Leire choć początkowo, nie była przekonana do spotkania z Roberto. Finalnie chyba go polubiła. Zresztą ja także, obdarzyłam go sympatią. Wydaje się być w porządku. Miły i zabawny. To może być początek interesującej znajomości.
Tylko niech on naprawdę, nie słucha porad Alexa. Spotkanie w kawiarni na pewno bardziej spodobałoby się Leire od tej eleganckiej restauracji. Ona nie jest dziewczyną, której coś takiego zaimponuje. Ale przecież jej szalony przyjaciel, zawsze wie wszystko lepiej.
Yaiza zazdrosna? Czyżby coś podejrzewała?
Z jednej strony nie dziwi mnie jej postawa. W końcu chyba żadna nie chciałaby być swiadkiem, jak jej chłopak ogląda się za innymi. Ale z drugiej Saul nie zrobił nic strasznego. Tym bardziej, że dziewczyna chyba zbytnio nie orientuję się w jego przeszłości.
Choć jej słowa o mówieniu przez Nigueza podczas snu. Były bardzo zastanawiające. Czyżby w ten sposób skojarzyła Leire? Czekam na następny rozdział, jak zawsze z niecierpliwością.
Po prostu uwielbiałam tę historię. 😊 <3
W końcu spotkanie! Of course w teraźniejszości :) Czekałam na nie aż sześć rozdziałów i się doczekałam. Było warto.
OdpowiedzUsuńSuper wyszły te ciągłe zmiany perspektyw. Czułam się jakbym oglądała serial hahah
Ogólnie to ostatnio zakochałam się w Saulu, ale Roberto...Oj Roberto <3 Też fajny hahah na początku randki była lekka stypa, ale jak się rozkecili to cały lokal słyszał śmiech Leire włącznie z Saulem XD
Oj ciekawi mnie co takiego wie ta cała Yaiza skoro tak jej humor zrzedł. A co do mówienia podczas snu to obstawiam, ze Saul wypowiada imię Leire XD
Czekam na ciąg dalszy, bo obstawianie jak to wszystko się potoczyło jest ryzykownym podejściem, gdyż iż na bank nas czymś zaskoczysz :D
N
Wszystko bardzo powolutku zaczyna się wyjaśniać. Na razie wiemy, że kilka lat temu stało się coś, co sprawiło, że Saul i Leira dziś się do siebie nie odzywają, a dodatkowo mężczyzna ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Dodatkowo mówi przez sen, a tym „czymś” skrzywdził swoją ukochaną. Mam pewne podejrzenia, co się mogło stać (jak pewnie każdy), ale na razie się nimi nie podzielę. Powiem tylko, że moim zdaniem i Saul, i Leira popełnili w przeszłości błąd, którego teraz żałują.
OdpowiedzUsuńAle co jak co, kolacja sama w sobie musiała się dziewczynie udać. Robert wydaje się być naprawdę sympatrycznym facetem, a przyznam szczerze, że na początku byłam trochę sceptycznie nastawiona do tej randki, ale szybko pozbyłam się wszelkich wątpliwości. Nie liczę oczywiście, że będzie z tego coś więcej, ale fajnie, że Leira miło spędziła czas z porządnym facetem. A przyznam, że przy niektórych jego tekstach nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem. Zdecydowanie kolacje w restauracji można zaliczyć do udanych.
Oczywiście gdyby nie pojawienie się Saula. Co troszkę ( ale na szczęście tylko troszeczkę) zepsuło Leiri humor. Zdecydowanie gorzej zniosła to Yaiza. Doskonale to rozumiem. W końcu skoro Saul mówi przez sen, to pewnie kobieta mniej więcej domyśliła się, co kiedyś zrobił. A to musi być dla niej bardzo trudne. Przecież kocha piłkarza i chce wierzyć, że on kocha ją. To zupełnie naturalne, że chce być szczęśliwa.
Strasznie ciekawi mnie, jak to się wszystko potoczy i co dokładnie stało się w przeszłości. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
I moi ulubieńcy spotkali się nareszcie w teraźniejszości. I to jak się spotkali! Tak, ale ja może od początku zacznę. Kawa i ciacho z Roberto mówisz? Ale z niego samego jest takie ciacho, że hoho! :D (Saul, nie słuchaj). Biedny tak się zestresował tym, co naopowiadał mu Alex o Leire, że postawił na szykowną kolację w eleganckiej restauracji. Nie powiem, bardzo miły gest, ale tak jak zauważyła Leire, jej wystarczyłaby kawa z ciachem. No, ale umówili się również na to, więc dobrze hihi :D Leire niepotrzebnie się zamartwiała tym, jak wyjdzie to spotkanie. Widać, że Roberto się starał. Polubiłam go :D (Saul, nie słuchaj ponownie). Spotkanie i rozmowa było mega sympatycznie do pewnego momentu... Do spotkania Saula i Leire po dwóch latach w teraźniejszości... Coś się pomiędzy nimi wydarzyło w przeszłości, że to wszystko wygląda teraz, jak wygląda. Tylko, co? (Dumam :D). Oboje nie do końca się z tym pogodzili, co widać po ich reakcjach na swój widok...
OdpowiedzUsuńLeire zepsuł się humor, Yaizy tak samo... To jej spojrzenie skierowane w stronę Leire, a potem późniejsze słowa skierowane do Saula o tym, że mówi przez sen. Tylko, co?
<3