- Cholera jasna, co Ty tu robisz!? - obok mnie niespodziewanie zmaterializował się zdenerwowany Niguez, który postawił mnie szarpnięciem do pionu. - Gdzie ten idiota, który miał Cię stąd zabrać?!
- Odjechał przez Ciebie gnomie! - syknęłam z bólu i wściekłości.
- Zostawił Cię samą?! - nie dowierzał. Ostrożnie obejrzał moje, na szczęście, powierzchowne rany. - Serio Leire, co raz bardziej zaczynam wątpić w Twoją poczytalność. Coś Ty widziałaś w tym imbecylu!?
- Nie Twoja sprawa. - warknęłam. - Po za tym, to tylko i wyłącznie Twoja wina! Po co odstawiłeś tą szopkę?!
- Bo moje oczy aż krwawiły na widok zalotów tego prawiczka. - wywrócił oczami, na co prychnęłam rozjuszona. - Powinnaś była mi być wdzięczna!
- Hej! Zakochańce! - odwróciliśmy się zaskoczeni w stronę rozbawionego głosu. Dwóch szalikowców stało parę metrów od nas. - Młody, podzieliłbyś się dziewczyną! - zarechotali nieprzyjemne, a mnie opanowała panika. Saul zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach.
- Jak powiem JUŻ, to masz spieprzać stąd jak najszybciej, jasne? - szepnął wpatrując się uważnie w mężczyzn. - Spróbuje jakoś ich zatrzymać.
- Słucham? - spojrzałam na niego jak na idiotę. - Co niby chcesz zrobić?
- Nie zadawaj głupich pytań, tylko chociaż raz mnie posłuchaj! - warknął potrząsając mną lekko. - Nie zdołamy razem uciec, nie gdy masz na nogach te szpile ... JUŻ! - wrzasnął popychając mnie lekko. Nie dał mi nawet sekundy na zastanowienie, zresztą widok zbliżających się szalikowców był impulsem do biegu. Biegłam ile sił w płucach, ale ...
Nie mogłam. Cholera jasna, nie mogłam uciec zostawiając go samego! Odwróciłam głowę widząc jak staje im na drodze. Został popchnięty przez jednego z nich, ale utrzymał się na nogach. Rozejrzałam się wokół za pomocą, ale na darmo. Zaczęli się szarpać, po czym Saul został przytrzymany przez jednego napastnika, a drugi z nich wymierzył mu cios w nos. Kolejny był w brzuch. Zasłoniłam usta dłońmi nie dowierzając w to, co widzę.
Do końca nie wiedząc co robię, podniosłam butelkę z drogi i ruszyłam do nich pewnym krokiem. Czułam jak adrenalina buzuje w moim ciele. Przed oczami miałam tylko ciosy wymierzane w Saula oraz jego twarz wykrzywioną w bólu. W uszach dźwięczało mi tylko jedno zdanie : "Spróbuję jakoś ich zatrzymać." Chciał ich odciągnąć ode mnie ... chciał żebym była bezpieczna. To była moja wina!
Nie wiem nawet w którym momencie podniosłam rękę i się zamachnęłam. Butelka rozbiła się na głowie szalikowca zadającego ciosy Saulowi, a po chwili jego ciało zsunęło się na ziemię. Wprost pod moje nogi. Zszokowana wpatrywałam się w jego krwawiącą ranę.
Sekundę później poczułam szarpnięcie. Saul wykorzystując okazję pociągnął mnie za sobą szybkim biegiem. Mało co do mnie docierało, byłam niczym szmaciana lalka. Oprzytomniałam dopiero w parku, gdzie szatyn posadził mnie na ławce, a sam usiadł obok z wykrzywioną twarzą, trzymając się za żebra.
- On ... on nie żyje? - wydukałam czując jak łzy napływają mi do oczu. - Zabiłam go? Jestem morderczynią?
- Przeżyje. Nie taki łomot miał spuszczany. - syknął z bólu. Zerwałam się ze swojego miejsca i spojrzałam na jego zakrwawioną twarz. To wszystko przeze mnie! Zaczęłam nerwowo przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu chusteczek. - Leire? - wysapał przyglądając się mi uważnie. - Jesteś największą kretynką, jaka stąpa po tej ziemi, rozumiesz?
- Naucz się wreszcie prawić kobiecie komplementy, bo to nie jest Twoją mocną stroną. - warknęłam przykładając chusteczkę do jego rozciętej wargi. Sapnął łapiąc mój nadgarstek w swój żelazny uścisk. - Saul ... muszę wytrzeć Ci krew z twarzy!
- Posłuchaj mnie uważnie! - warknął. - Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś, co mogłoby się stać, gdyby Twoja akcja ratunkowa się nie udała? Co mogliby Ci zrobić!?
- Mogli Cię zatłuc na śmierć. - szepnęłam pod nosem. Uchylił usta, aby mi odpowiedzieć, ale zrezygnował. - Znowu chciałeś ratować mój kościsty tyłek.
- Już nie jest kościsty. - rozciągnął wargi w uśmiechu, lecz szybko tego pożałował.
- Oh, zamknij się. - warknęłam. - I daj mi wreszcie opatrzyć te wojenne rany. - wywrócił oczami, na co odpowiedziałam mu tym samym. Na całe szczęście udostępnił mi swoją twarz. Wcale nie przesadziłam. Na prawdę wyglądał jak ofiara wojny. - Co z Twoimi żebrami? - spytałam po chwili ciszy. Chłopak jedynie wzruszył ramionami. - Przecież widzę jak krzywisz się przy każdym oddechu. Nie są złamane?
- Zadzwonię Ci po taksówkę. - wyciągnął telefon z kieszeni.
- Jesteś gorszy niż baba! - zdenerwowałam się jego unikaniem odpowiedzi. - Zresztą, rób co chcesz. Mam to gdzieś. - usiadłam na krańcu ławki zakładając ręce na piersi.
- Foch z przytupem. - usłyszałam jak mruczy pod nosem, lecz nie skomentowałam tego. Po chwili jednak zaklął siarczyście. - Telefon mi się rozładował!
- Ojej, i co teraz?
- Daruj sobie tą ironię. - warknął próbując wstać z ławki. Robił to jednak nieudolnie, z bólem wymalowanym na twarzy. Miałam zbyt miękkie serce, bo ten widok wywołał we mnie wyrzuty sumienia. - Odprowadzę Cię do domu. Gdzie dokładnie mieszkasz?
- Oszalałeś? - założyłam ręce na piersi stając na przeciwko niego. - W tym stanie chcesz iść aż do La Finca?
- La Finca. - szepnął pod nosem, unosząc oczy ku niemu. - Po co w ogóle się pytałem ...
- Oh, teraz będziesz się czepiał dzielnicy w której mieszkam? - zdenerwowałam się. Irytowało mnie to, iż traktował mnie jak bogatą rozpieszczoną dziewczynkę. - Zresztą, nie ważne. Najlepiej będzie jeśli to ja pomogę Ci dojść do Twojego domu.
- Jasne! - parsknął.
- Przestań zgrywać bohatera i daj sobie pomóc. - jęknęłam. - Gdzie mieszkasz? Może to bliżej niż do mnie ...
- Po pierwsze, nie zgrywam bohatera, tylko mam swoje zasady. Możemy się nie lubić, ale jesteś dziewczyną i nie zostawię Cię samej w środku nocy, w przeciwieństwie do Twojego kochasia ...
- Nie jest moim kochasiem! - aż tupnęłam nogą.
- W to akurat nie trudno uwierzyć. - zaśmiał się pod nosem, czego pożałował, bo aż zgiął się z bólu. To niesamowite, ale moja złość na niego znikała, gdy tylko patrzyłam na tą poturbowaną twarz. Westchnęłam ciężko, po czym podeszłam i niespodziewanie założyłam jego ramię na swój kark.
- Co Ty robisz?
- Pomagam Ci idioto?
- Było powiedzieć, że chcesz się przytulić. - rzucił wielce rozbawiony. Nie mogłam się powstrzymać i dźgnęłam go w żebra. - Leire!
- To gdzie mieszkasz?
- Ech ... - westchnął wiedząc, że nie wygra ze mną. - La Moraleja.
- La Moraleja? - zironizowałam przystając w miejscu z wrażenia. - Czyli remis jeśli chodzi o dzielnice w których mieszkamy, hipokryto jeden!
- Cicho już bądź, głowa mi pęka. - rzucił ruszając z miejsca. Chcąc nie chcąc, musiałam ruszyć z nim równym krokiem. W milczeniu, co w tej chwili było mi na rękę. Byłam zmęczona naszą walką. Dzień pełen wrażeń, późna pora ... marzyłam jedynie o moim łóżku.
Co chwile jednak podśmiewywałam się pod nosem, bo gdy tylko moja dłoń mocniej zacisnęła się na jego boku, chrząkał pod nosem, bądź wiercił niczym niecierpliwe dziecko. W duchu miałam nadzieję że to z powodu bólu, a nie mojego dotyku. Ok, nie lubił mnie, ale nie nie zarażałam jakąś ohydną chorobą!
- Ok, plan jest taki. - przystanął obok tabliczki z napisem "La Moraleja". Posłusznie zrobiłam to samo. - Tu jest bezpiecznie, więc na chwilę zostawię Cię samą i wejdę do domu, aby zadzwonić po taksówkę.
- Wstydzisz się pokazać z dziewczyną? - parsknęłam.
- Z dziewczyną nie. - spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałam. Nie chciał, aby ktokolwiek z jego rodziny widział go w moim towarzystwie.
- Auć.
- Także żadnych wygłupów. Masz zostać w tym samym miejscu w którym Cię zostawię.
- O przepraszam Cię bardzo! - oburzyłam się, zakładając ręce na piersi. - Czy ja Ci wyglądam na psa, którego zostawiasz przed sklepem? - nie odpowiedział, a jedynie wywrócił zirytowany oczami. - Przecież mogę sama ...
- Mówiłem, żadnych wygłupów. - chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Znalazł się samiec alfa. - mruknęłam pod nosem.
Po kilku krokach stanęliśmy obok ładnego domu z prześlicznym ogródkiem. Uśmiechnęłam się na widok rabatki z żółtymi i białymi tulipanami, które wprost ubóstwiałam.
- Więc ... zaczekasz? - spytał obserwując mnie uważnie. Westchnęłam ciężko i bez słowa usiadłam na ławce totalnie się poddając. - Zaraz wracam. - rzucił, po czym wszedł na żwirowy chodnik prowadzący wprost do wejścia domu.
Obserwowałam uważnie jego oddalającą się sylwetkę. Irytował mnie, podnosił ciśnienie, doprowadzał do szału, ale ... opiekował się mną. O ile sytuacja z Jorge była tylko żartem, to jednak później nie zostawił mnie samą. Uśmiechnęłam się pod nosem zagryzając dolną wargę. Zdecydowanie Saul Niguez był specyficzny. Zdecydowanie miał w sobie coś co ...
- Jestem. - nagle zmaterializował się obok mnie. - Taksówka będzie do dziesięciu minut.
- Fantastycznie. - wstałam poprawiając włosy, które po tylu godzinach, przypominały raczej kopkę siana. Już słyszę te aluzje wypływające z ust Ramosa. - Także ... dziękuję i przepraszam. Zrujnowałam Ci wieczór, a do tego jesteś poturbowany.
- To raczej ja zrujnowałem Twoją randkę. - zauważył opierając się nonszalancko o bramę.
- Może i dobrze. - westchnęłam. - Dzięki całej tej sytuacji dowiedziałam się jakim idiotą jest Jorge.
- Do tego ślepym. - dodał.
- Umm ... która w ogóle jest godzina? - zapytałam zmieniając temat. Poczułam się nieswojo po jego słowach, do tego irytujące ciepło pojawiło się na moim policzkach.
- Po trzeciej w nocy.
- Ramos mnie zabije. - jęknęłam.
- Sergio? - zmarszczył brwi.
- Powiedzmy, że nocuje dzisiaj u niego i Pilar. - wzruszyłam ramionami. - Chociaż szczerze mówiąc jest gorszy niż mój ojciec ... - mruknęłam pod nosem.
- Nie chciał Cię puścić w tej kiecce? - Niguez uśmiechnął się cwaniacko skanując mnie z góry na dół i z powrotem. Oburzona mocniej naciągnęłam kurtkę, lecz on jedynie parsknął śmiechem. - Błagam Cię Leire, widok Twojego biustu miałem przed oczami całą drogę tutaj.
- Saul!
- Było pomyśleć przed tym, zanim zaczęłaś się bawić w pielęgniarkę. - rozłożył niewinnie ręce.
- Jesteś bezczelny! - podeszłam do niego bliżej, chcąc zdzielić w ten zakuty i bezczelny łeb. Zawahałam się jednak na widok poobijanej twarzy w świetle latarni, co wykorzystał chwytając moją rękę. - Bezczelny gnom. - syknęłam.
- 75 B? - wyszczerzył jeszcze szerzej swoje zęby. Uchyliłam usta, lecz żadne słowo z nich nie wypłynęło. Jego bezczelność wcięła mnie totalnie. - Ja nie potrzebuję okulisty jak ten imbecyl, który zniszczył Ci wieczór.
- Bo nie patrzył mi bezczelnie w cycki?
- Nie ubierałabyś takiej kiecki, gdyby Ci to przeszkadzało. - wzruszył ramionami. Przymknęłam powieki, chcąc opanować moje skaczące ciśnienie. - Chciałaś żeby zwrócił na Ciebie uwagę, a tak na prawdę, to on powinien zrobić wszystko, żebyś to Ty zauważyła jego. - mówił nadal wpatrując się w moje oczy.
- Może już dawno zauważyłam? - wyszeptałam.
- Jeśli tak, to wówczas ten wieczór powinien zakończyć się tylko w jeden sposób ... - urwał. Zahipnotyzowana obserwowałam jak jego twarz zbliża się do mojej. Moje serce przyspieszyło, a oddech stał się urywany. To były sekundy, lecz ja miałam wrażenie, jakby minęły lata zanim jego wargi otarły się o moje usta.
- Saul? - odskoczyłam słysząc głos za plecami chłopaka. Zdezorientowany puścił mój nadgarstek i się odwrócił. - Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? Jutro masz trening.
- Tato, proszę Cię. - jęknął. Lekko wychyliłam się zza jego ramienia. W bramie dostrzegłam starszego mężczyznę ubranego w szlafrok. - Zaraz wrócę. Czekamy na taksówkę.
- Czekam. - rzucił, po czym zmierzył mnie uważnym wzrokiem i zniknął za bramą. W tym samym momencie obok nas zaparkowała taksówka. Saul uprzejmie otworzył mi drzwi i wyciągnął z tylnej kieszeni portfel.
- Nie. - powstrzymałam go ruchem dłoni. - Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś.
- Chyba oszalałaś!
- Dobranoc Niguez. - zaśmiałam się. - I dzięki za randkę. - puściłam mu oczko, chcąc zamknąć drzwi. Zanim jednak to zrobiłam, zawołał :
- W Twoich snach Butragueño!
Oparłam się wygodnie o oparcie i z uśmiechem obserwowałam Madryt budzący się do życia. Co jakiś czas dotykałam ust, które na sekundę, a raczej mikrosekundę, zostały porażone przez Saula. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Chwila, w której opuszczałam rezydencję Ramosa, wydawała się być oddalona o kilka tygodni, a nie godzin. Byłam zakochana w Jorge? Boże! Co ja w tamtym momencie wiedziałam o miłości.
Ostrożnie przekręciłam klucz w masywnych drzwiach, po czym wślizgnęłam się do przestronnego holu. Zdjęłam ze stóp szpilki i stąpając na palcach, ruszyłam w stronę schodów. Zanim jednak postawiłam krok na pierwszym stopniu, usłyszałam za sobą głos.
- Czyli randka udana? - podskoczyłam przerażona i odwróciłam się w stronę Pilar. Stała uśmiechnięta, ubrana jedynie w reprezentacyjną koszulkę Sergio, ze szklanką wody w dłoniach. Pisnęłam radośnie rzucając się na jej szyję. Rozbawiona objęła mnie mocno i poczochrała włosy.
- Zakochałam się! - wyrzuciłam z siebie słowa, krążące po mojej głowie przez ostatnie minuty. Boże, niczego wcześniej nie byłam aż tak pewna!
- Co się dzieje? - na schodach pojawił się zaspany Sergio.
- Zakochała się! - zawołała Pilar wskazując na mnie palcem. Jednak Ramos, jak to Ramos. Machnął ręką i poszedł spać.
- Boże, ja go na prawdę kocham. - wyszeptałam przeczesując nerwowo włosy.
- To chyba wspaniale, prawda?
- Nie byłabym tego taka pewna.
Miałam nadzieję chociaż na kilka godzin snu, jednak skończyło się na samych marzeniach. Przewracałam się na wielkim łóżku z boku na bok. Cały czas przed oczami miałam ten cwaniacki uśmieszek Saula, a na wargach czułam smak jego ust. Na samo wspomnienie w moim brzuchu szalały motyle. Co ten bezczelny gnom ze mną zrobił?
Gdy pierwsze promienie pojawiły się w sypialni, zrezygnowana sięgnęłam po swój dziennik i długopis. Zagryzłam dolną wargę, po czym czując napływ weny zaczęłam pisać.
Co takiego jest w Tobie?
Co czyni Cię tak wyjątkowym?
To takie nierealne, ale ...
Sprawia, że tęsknię za tobą, kiedy Cię nie ma.
Nagle stałeś się wszystkim, a nawet czymś więcej.
Mimo że świat o tym nie wie, bo jest to tylko moją tajemnicą.
To takie nierealne, ale ...
Sprawia, że za każdym razem uzależniam się od Ciebie coraz bardziej.
To, co sprawia, że cię uwielbiam, to cały Ty.
To tak nierealne, ale ..
Sprawiło że ... zakochałam się w Tobie Saul.
***
Madryt, 15 Maja 2018.
- Madrid, Madrid, Maaaadriiiid ... - z uwagą obserwowałam dwoje dzieci biegających po ogrodzie w koszulkach Realu Madryt i podśpiewujących hymn najlepszej drużyny na świecie. Czy ja też taka byłam? W końcu w moim rodzinnym domu także oddychało się piłką nożną. Patrząc jednak na dzieci Nacho, to wszystko zaczynało mnie przerażać.
- Hala Madrid! - krzyknął dobitnie dwuletni Nacho Junior, po czym z głośnym śmiechem rzucił się na trawę i zaczął wierzgać nogami. Dziecko La Undécima*, bo tak był nazywany z powodu narodzenia w dniu pamiętnego finału Ligi Mistrzów w Mediolanie, tylko z wyglądu było aniołem.
- Wiesz co, Alex? - zagadnęłam przyjaciela, który siedział obok mnie i popijał lemoniadę. - Czy ze wszystkich Twoich cech, bratanek musiał odziedziczyć po Tobie akurat charakter?
- Czepiasz się. - mruknął nie odrywając wzroku od chłopca. - Żałuj że nie jesteśmy genetycznie spokrewnieni, Twoje dzieci też mogłyby odziedziczyć moją zajebistość.
- Ciociu, a co to jest zaje ... zajebi ... zajebistość? - obok mnie niespodziewanie pojawiła się trzyletnia Alejandra próbując wymówić nowe, trudne słowo. Zła kopnęłam rozbawionego rudzielca w kostkę.
- To jest coś, co mimo wszystko brakuje Twojemu wujkowi. - uśmiechnęłam się poprawiając jej kokardkę na głowie. - Ale pamiętaj, to jest brzydkie słowo i go nie powtarzamy, tak? - mała brunetka ochoczo pokiwała głową, po czym chwyciła lalkę pod pachę.
- Zajebistość, zajebistość, zajebistość. - w podskokach udała się w stronę domu, gdzie w tarasowych drzwiach minęła zdezorientowanego ojca. Ręce opadły mi z bezsilności, a starszy brat Fernandez spojrzał na młodszego ze złością.
- Alex! Znowu nauczyłeś ją tego, co nie trzeba!
- Bez przesady, to żadne przekleństwo, jak na ten przykład ...! - w ostatniej chwili zamknęłam mu tą piegowatą gębę dłonią, po czym wskazałam porozumiewawczo na Nacho Juniora, stojącego obok nas z szerokim uśmiechem.
- Madrid, ciociu tu jest Madrid! - wskazał na herb Realu Madryt wyszyty na koszulce.
- Bardzo dobrze kochanie. - pochwaliłam go.
- To ja go nauczyłem! - rudzielec dumnie wypiął swoją pierś.
- W to akurat nie wątpię. - mruknęłam wywracając oczami.
- Jutro jest finał Ligi Europejskiej. - rzucił niespodziewanie Nacho. - Wpadniecie? Będzie u na reszta. - wyczułam na sobie wzrok Alexa, ale jedynie zachowałam kamienną twarz. Uwielbiałam spotkania w gronie znajomych, jednak oglądanie meczy, które rozgrywał klub zza miedzy, nie było moim ulubionym zajęciem. Ledwo Derby Madrytu udawało mi się przeżyć. Nie chciałam jednak dawać przyjaciołom powodu do zmartwień.
- Spoko. - wzruszyłam ramionami.
Znów będę wmuszona na niego patrzeć.
***
Miała być niedziela? Jest i niedziela :) Nie mogłam wam tego zrobić, szczególnie po ucięciu rozdziału w "nieodpowiednim dla was" momencie :) Ale musiałam! W końcu trzeba było wprowadzić napięcie. Wiem, że pewnie większość z was oczekiwała Saula w roli bohatera w tym rozdziale i cóż ... mam nadzieję, że jesteście zadowolone :) Oczywiście on wszystko robi w pokręcony sposób, ale to przecież facet, prawda? Nie zapominajcie że w "przeszłości" Saul jest nabuzowanym hormonami nastolatkiem :P
Ale Leire odpowiada taki bohater!
- Odjechał przez Ciebie gnomie! - syknęłam z bólu i wściekłości.
- Zostawił Cię samą?! - nie dowierzał. Ostrożnie obejrzał moje, na szczęście, powierzchowne rany. - Serio Leire, co raz bardziej zaczynam wątpić w Twoją poczytalność. Coś Ty widziałaś w tym imbecylu!?
- Nie Twoja sprawa. - warknęłam. - Po za tym, to tylko i wyłącznie Twoja wina! Po co odstawiłeś tą szopkę?!
- Bo moje oczy aż krwawiły na widok zalotów tego prawiczka. - wywrócił oczami, na co prychnęłam rozjuszona. - Powinnaś była mi być wdzięczna!
- Hej! Zakochańce! - odwróciliśmy się zaskoczeni w stronę rozbawionego głosu. Dwóch szalikowców stało parę metrów od nas. - Młody, podzieliłbyś się dziewczyną! - zarechotali nieprzyjemne, a mnie opanowała panika. Saul zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach.
- Jak powiem JUŻ, to masz spieprzać stąd jak najszybciej, jasne? - szepnął wpatrując się uważnie w mężczyzn. - Spróbuje jakoś ich zatrzymać.
- Słucham? - spojrzałam na niego jak na idiotę. - Co niby chcesz zrobić?
- Nie zadawaj głupich pytań, tylko chociaż raz mnie posłuchaj! - warknął potrząsając mną lekko. - Nie zdołamy razem uciec, nie gdy masz na nogach te szpile ... JUŻ! - wrzasnął popychając mnie lekko. Nie dał mi nawet sekundy na zastanowienie, zresztą widok zbliżających się szalikowców był impulsem do biegu. Biegłam ile sił w płucach, ale ...
Nie mogłam. Cholera jasna, nie mogłam uciec zostawiając go samego! Odwróciłam głowę widząc jak staje im na drodze. Został popchnięty przez jednego z nich, ale utrzymał się na nogach. Rozejrzałam się wokół za pomocą, ale na darmo. Zaczęli się szarpać, po czym Saul został przytrzymany przez jednego napastnika, a drugi z nich wymierzył mu cios w nos. Kolejny był w brzuch. Zasłoniłam usta dłońmi nie dowierzając w to, co widzę.
Do końca nie wiedząc co robię, podniosłam butelkę z drogi i ruszyłam do nich pewnym krokiem. Czułam jak adrenalina buzuje w moim ciele. Przed oczami miałam tylko ciosy wymierzane w Saula oraz jego twarz wykrzywioną w bólu. W uszach dźwięczało mi tylko jedno zdanie : "Spróbuję jakoś ich zatrzymać." Chciał ich odciągnąć ode mnie ... chciał żebym była bezpieczna. To była moja wina!
Nie wiem nawet w którym momencie podniosłam rękę i się zamachnęłam. Butelka rozbiła się na głowie szalikowca zadającego ciosy Saulowi, a po chwili jego ciało zsunęło się na ziemię. Wprost pod moje nogi. Zszokowana wpatrywałam się w jego krwawiącą ranę.
Sekundę później poczułam szarpnięcie. Saul wykorzystując okazję pociągnął mnie za sobą szybkim biegiem. Mało co do mnie docierało, byłam niczym szmaciana lalka. Oprzytomniałam dopiero w parku, gdzie szatyn posadził mnie na ławce, a sam usiadł obok z wykrzywioną twarzą, trzymając się za żebra.
- On ... on nie żyje? - wydukałam czując jak łzy napływają mi do oczu. - Zabiłam go? Jestem morderczynią?
- Przeżyje. Nie taki łomot miał spuszczany. - syknął z bólu. Zerwałam się ze swojego miejsca i spojrzałam na jego zakrwawioną twarz. To wszystko przeze mnie! Zaczęłam nerwowo przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu chusteczek. - Leire? - wysapał przyglądając się mi uważnie. - Jesteś największą kretynką, jaka stąpa po tej ziemi, rozumiesz?
- Naucz się wreszcie prawić kobiecie komplementy, bo to nie jest Twoją mocną stroną. - warknęłam przykładając chusteczkę do jego rozciętej wargi. Sapnął łapiąc mój nadgarstek w swój żelazny uścisk. - Saul ... muszę wytrzeć Ci krew z twarzy!
- Posłuchaj mnie uważnie! - warknął. - Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś, co mogłoby się stać, gdyby Twoja akcja ratunkowa się nie udała? Co mogliby Ci zrobić!?
- Mogli Cię zatłuc na śmierć. - szepnęłam pod nosem. Uchylił usta, aby mi odpowiedzieć, ale zrezygnował. - Znowu chciałeś ratować mój kościsty tyłek.
- Już nie jest kościsty. - rozciągnął wargi w uśmiechu, lecz szybko tego pożałował.
- Oh, zamknij się. - warknęłam. - I daj mi wreszcie opatrzyć te wojenne rany. - wywrócił oczami, na co odpowiedziałam mu tym samym. Na całe szczęście udostępnił mi swoją twarz. Wcale nie przesadziłam. Na prawdę wyglądał jak ofiara wojny. - Co z Twoimi żebrami? - spytałam po chwili ciszy. Chłopak jedynie wzruszył ramionami. - Przecież widzę jak krzywisz się przy każdym oddechu. Nie są złamane?
- Zadzwonię Ci po taksówkę. - wyciągnął telefon z kieszeni.
- Jesteś gorszy niż baba! - zdenerwowałam się jego unikaniem odpowiedzi. - Zresztą, rób co chcesz. Mam to gdzieś. - usiadłam na krańcu ławki zakładając ręce na piersi.
- Foch z przytupem. - usłyszałam jak mruczy pod nosem, lecz nie skomentowałam tego. Po chwili jednak zaklął siarczyście. - Telefon mi się rozładował!
- Ojej, i co teraz?
- Daruj sobie tą ironię. - warknął próbując wstać z ławki. Robił to jednak nieudolnie, z bólem wymalowanym na twarzy. Miałam zbyt miękkie serce, bo ten widok wywołał we mnie wyrzuty sumienia. - Odprowadzę Cię do domu. Gdzie dokładnie mieszkasz?
- Oszalałeś? - założyłam ręce na piersi stając na przeciwko niego. - W tym stanie chcesz iść aż do La Finca?
- La Finca. - szepnął pod nosem, unosząc oczy ku niemu. - Po co w ogóle się pytałem ...
- Oh, teraz będziesz się czepiał dzielnicy w której mieszkam? - zdenerwowałam się. Irytowało mnie to, iż traktował mnie jak bogatą rozpieszczoną dziewczynkę. - Zresztą, nie ważne. Najlepiej będzie jeśli to ja pomogę Ci dojść do Twojego domu.
- Jasne! - parsknął.
- Przestań zgrywać bohatera i daj sobie pomóc. - jęknęłam. - Gdzie mieszkasz? Może to bliżej niż do mnie ...
- Po pierwsze, nie zgrywam bohatera, tylko mam swoje zasady. Możemy się nie lubić, ale jesteś dziewczyną i nie zostawię Cię samej w środku nocy, w przeciwieństwie do Twojego kochasia ...
- Nie jest moim kochasiem! - aż tupnęłam nogą.
- W to akurat nie trudno uwierzyć. - zaśmiał się pod nosem, czego pożałował, bo aż zgiął się z bólu. To niesamowite, ale moja złość na niego znikała, gdy tylko patrzyłam na tą poturbowaną twarz. Westchnęłam ciężko, po czym podeszłam i niespodziewanie założyłam jego ramię na swój kark.
- Co Ty robisz?
- Pomagam Ci idioto?
- Było powiedzieć, że chcesz się przytulić. - rzucił wielce rozbawiony. Nie mogłam się powstrzymać i dźgnęłam go w żebra. - Leire!
- To gdzie mieszkasz?
- Ech ... - westchnął wiedząc, że nie wygra ze mną. - La Moraleja.
- La Moraleja? - zironizowałam przystając w miejscu z wrażenia. - Czyli remis jeśli chodzi o dzielnice w których mieszkamy, hipokryto jeden!
- Cicho już bądź, głowa mi pęka. - rzucił ruszając z miejsca. Chcąc nie chcąc, musiałam ruszyć z nim równym krokiem. W milczeniu, co w tej chwili było mi na rękę. Byłam zmęczona naszą walką. Dzień pełen wrażeń, późna pora ... marzyłam jedynie o moim łóżku.
Co chwile jednak podśmiewywałam się pod nosem, bo gdy tylko moja dłoń mocniej zacisnęła się na jego boku, chrząkał pod nosem, bądź wiercił niczym niecierpliwe dziecko. W duchu miałam nadzieję że to z powodu bólu, a nie mojego dotyku. Ok, nie lubił mnie, ale nie nie zarażałam jakąś ohydną chorobą!
- Ok, plan jest taki. - przystanął obok tabliczki z napisem "La Moraleja". Posłusznie zrobiłam to samo. - Tu jest bezpiecznie, więc na chwilę zostawię Cię samą i wejdę do domu, aby zadzwonić po taksówkę.
- Wstydzisz się pokazać z dziewczyną? - parsknęłam.
- Z dziewczyną nie. - spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałam. Nie chciał, aby ktokolwiek z jego rodziny widział go w moim towarzystwie.
- Auć.
- Także żadnych wygłupów. Masz zostać w tym samym miejscu w którym Cię zostawię.
- O przepraszam Cię bardzo! - oburzyłam się, zakładając ręce na piersi. - Czy ja Ci wyglądam na psa, którego zostawiasz przed sklepem? - nie odpowiedział, a jedynie wywrócił zirytowany oczami. - Przecież mogę sama ...
- Mówiłem, żadnych wygłupów. - chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Znalazł się samiec alfa. - mruknęłam pod nosem.
Po kilku krokach stanęliśmy obok ładnego domu z prześlicznym ogródkiem. Uśmiechnęłam się na widok rabatki z żółtymi i białymi tulipanami, które wprost ubóstwiałam.
- Więc ... zaczekasz? - spytał obserwując mnie uważnie. Westchnęłam ciężko i bez słowa usiadłam na ławce totalnie się poddając. - Zaraz wracam. - rzucił, po czym wszedł na żwirowy chodnik prowadzący wprost do wejścia domu.
Obserwowałam uważnie jego oddalającą się sylwetkę. Irytował mnie, podnosił ciśnienie, doprowadzał do szału, ale ... opiekował się mną. O ile sytuacja z Jorge była tylko żartem, to jednak później nie zostawił mnie samą. Uśmiechnęłam się pod nosem zagryzając dolną wargę. Zdecydowanie Saul Niguez był specyficzny. Zdecydowanie miał w sobie coś co ...
- Jestem. - nagle zmaterializował się obok mnie. - Taksówka będzie do dziesięciu minut.
- Fantastycznie. - wstałam poprawiając włosy, które po tylu godzinach, przypominały raczej kopkę siana. Już słyszę te aluzje wypływające z ust Ramosa. - Także ... dziękuję i przepraszam. Zrujnowałam Ci wieczór, a do tego jesteś poturbowany.
- To raczej ja zrujnowałem Twoją randkę. - zauważył opierając się nonszalancko o bramę.
- Może i dobrze. - westchnęłam. - Dzięki całej tej sytuacji dowiedziałam się jakim idiotą jest Jorge.
- Do tego ślepym. - dodał.
- Umm ... która w ogóle jest godzina? - zapytałam zmieniając temat. Poczułam się nieswojo po jego słowach, do tego irytujące ciepło pojawiło się na moim policzkach.
- Po trzeciej w nocy.
- Ramos mnie zabije. - jęknęłam.
- Sergio? - zmarszczył brwi.
- Powiedzmy, że nocuje dzisiaj u niego i Pilar. - wzruszyłam ramionami. - Chociaż szczerze mówiąc jest gorszy niż mój ojciec ... - mruknęłam pod nosem.
- Nie chciał Cię puścić w tej kiecce? - Niguez uśmiechnął się cwaniacko skanując mnie z góry na dół i z powrotem. Oburzona mocniej naciągnęłam kurtkę, lecz on jedynie parsknął śmiechem. - Błagam Cię Leire, widok Twojego biustu miałem przed oczami całą drogę tutaj.
- Saul!
- Było pomyśleć przed tym, zanim zaczęłaś się bawić w pielęgniarkę. - rozłożył niewinnie ręce.
- Jesteś bezczelny! - podeszłam do niego bliżej, chcąc zdzielić w ten zakuty i bezczelny łeb. Zawahałam się jednak na widok poobijanej twarzy w świetle latarni, co wykorzystał chwytając moją rękę. - Bezczelny gnom. - syknęłam.
- 75 B? - wyszczerzył jeszcze szerzej swoje zęby. Uchyliłam usta, lecz żadne słowo z nich nie wypłynęło. Jego bezczelność wcięła mnie totalnie. - Ja nie potrzebuję okulisty jak ten imbecyl, który zniszczył Ci wieczór.
- Bo nie patrzył mi bezczelnie w cycki?
- Nie ubierałabyś takiej kiecki, gdyby Ci to przeszkadzało. - wzruszył ramionami. Przymknęłam powieki, chcąc opanować moje skaczące ciśnienie. - Chciałaś żeby zwrócił na Ciebie uwagę, a tak na prawdę, to on powinien zrobić wszystko, żebyś to Ty zauważyła jego. - mówił nadal wpatrując się w moje oczy.
- Może już dawno zauważyłam? - wyszeptałam.
- Jeśli tak, to wówczas ten wieczór powinien zakończyć się tylko w jeden sposób ... - urwał. Zahipnotyzowana obserwowałam jak jego twarz zbliża się do mojej. Moje serce przyspieszyło, a oddech stał się urywany. To były sekundy, lecz ja miałam wrażenie, jakby minęły lata zanim jego wargi otarły się o moje usta.
- Saul? - odskoczyłam słysząc głos za plecami chłopaka. Zdezorientowany puścił mój nadgarstek i się odwrócił. - Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? Jutro masz trening.
- Tato, proszę Cię. - jęknął. Lekko wychyliłam się zza jego ramienia. W bramie dostrzegłam starszego mężczyznę ubranego w szlafrok. - Zaraz wrócę. Czekamy na taksówkę.
- Czekam. - rzucił, po czym zmierzył mnie uważnym wzrokiem i zniknął za bramą. W tym samym momencie obok nas zaparkowała taksówka. Saul uprzejmie otworzył mi drzwi i wyciągnął z tylnej kieszeni portfel.
- Nie. - powstrzymałam go ruchem dłoni. - Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś.
- Chyba oszalałaś!
- Dobranoc Niguez. - zaśmiałam się. - I dzięki za randkę. - puściłam mu oczko, chcąc zamknąć drzwi. Zanim jednak to zrobiłam, zawołał :
- W Twoich snach Butragueño!
Oparłam się wygodnie o oparcie i z uśmiechem obserwowałam Madryt budzący się do życia. Co jakiś czas dotykałam ust, które na sekundę, a raczej mikrosekundę, zostały porażone przez Saula. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Chwila, w której opuszczałam rezydencję Ramosa, wydawała się być oddalona o kilka tygodni, a nie godzin. Byłam zakochana w Jorge? Boże! Co ja w tamtym momencie wiedziałam o miłości.
Ostrożnie przekręciłam klucz w masywnych drzwiach, po czym wślizgnęłam się do przestronnego holu. Zdjęłam ze stóp szpilki i stąpając na palcach, ruszyłam w stronę schodów. Zanim jednak postawiłam krok na pierwszym stopniu, usłyszałam za sobą głos.
- Czyli randka udana? - podskoczyłam przerażona i odwróciłam się w stronę Pilar. Stała uśmiechnięta, ubrana jedynie w reprezentacyjną koszulkę Sergio, ze szklanką wody w dłoniach. Pisnęłam radośnie rzucając się na jej szyję. Rozbawiona objęła mnie mocno i poczochrała włosy.
- Zakochałam się! - wyrzuciłam z siebie słowa, krążące po mojej głowie przez ostatnie minuty. Boże, niczego wcześniej nie byłam aż tak pewna!
- Co się dzieje? - na schodach pojawił się zaspany Sergio.
- Zakochała się! - zawołała Pilar wskazując na mnie palcem. Jednak Ramos, jak to Ramos. Machnął ręką i poszedł spać.
- Boże, ja go na prawdę kocham. - wyszeptałam przeczesując nerwowo włosy.
- To chyba wspaniale, prawda?
- Nie byłabym tego taka pewna.
Miałam nadzieję chociaż na kilka godzin snu, jednak skończyło się na samych marzeniach. Przewracałam się na wielkim łóżku z boku na bok. Cały czas przed oczami miałam ten cwaniacki uśmieszek Saula, a na wargach czułam smak jego ust. Na samo wspomnienie w moim brzuchu szalały motyle. Co ten bezczelny gnom ze mną zrobił?
Gdy pierwsze promienie pojawiły się w sypialni, zrezygnowana sięgnęłam po swój dziennik i długopis. Zagryzłam dolną wargę, po czym czując napływ weny zaczęłam pisać.
Co takiego jest w Tobie?
Co czyni Cię tak wyjątkowym?
To takie nierealne, ale ...
Sprawia, że tęsknię za tobą, kiedy Cię nie ma.
Nagle stałeś się wszystkim, a nawet czymś więcej.
Mimo że świat o tym nie wie, bo jest to tylko moją tajemnicą.
To takie nierealne, ale ...
Sprawia, że za każdym razem uzależniam się od Ciebie coraz bardziej.
To, co sprawia, że cię uwielbiam, to cały Ty.
To tak nierealne, ale ..
Sprawiło że ... zakochałam się w Tobie Saul.
***
Madryt, 15 Maja 2018.
- Madrid, Madrid, Maaaadriiiid ... - z uwagą obserwowałam dwoje dzieci biegających po ogrodzie w koszulkach Realu Madryt i podśpiewujących hymn najlepszej drużyny na świecie. Czy ja też taka byłam? W końcu w moim rodzinnym domu także oddychało się piłką nożną. Patrząc jednak na dzieci Nacho, to wszystko zaczynało mnie przerażać.
- Hala Madrid! - krzyknął dobitnie dwuletni Nacho Junior, po czym z głośnym śmiechem rzucił się na trawę i zaczął wierzgać nogami. Dziecko La Undécima*, bo tak był nazywany z powodu narodzenia w dniu pamiętnego finału Ligi Mistrzów w Mediolanie, tylko z wyglądu było aniołem.
- Wiesz co, Alex? - zagadnęłam przyjaciela, który siedział obok mnie i popijał lemoniadę. - Czy ze wszystkich Twoich cech, bratanek musiał odziedziczyć po Tobie akurat charakter?
- Czepiasz się. - mruknął nie odrywając wzroku od chłopca. - Żałuj że nie jesteśmy genetycznie spokrewnieni, Twoje dzieci też mogłyby odziedziczyć moją zajebistość.
- Ciociu, a co to jest zaje ... zajebi ... zajebistość? - obok mnie niespodziewanie pojawiła się trzyletnia Alejandra próbując wymówić nowe, trudne słowo. Zła kopnęłam rozbawionego rudzielca w kostkę.
- To jest coś, co mimo wszystko brakuje Twojemu wujkowi. - uśmiechnęłam się poprawiając jej kokardkę na głowie. - Ale pamiętaj, to jest brzydkie słowo i go nie powtarzamy, tak? - mała brunetka ochoczo pokiwała głową, po czym chwyciła lalkę pod pachę.
- Zajebistość, zajebistość, zajebistość. - w podskokach udała się w stronę domu, gdzie w tarasowych drzwiach minęła zdezorientowanego ojca. Ręce opadły mi z bezsilności, a starszy brat Fernandez spojrzał na młodszego ze złością.
- Alex! Znowu nauczyłeś ją tego, co nie trzeba!
- Bez przesady, to żadne przekleństwo, jak na ten przykład ...! - w ostatniej chwili zamknęłam mu tą piegowatą gębę dłonią, po czym wskazałam porozumiewawczo na Nacho Juniora, stojącego obok nas z szerokim uśmiechem.
- Madrid, ciociu tu jest Madrid! - wskazał na herb Realu Madryt wyszyty na koszulce.
- Bardzo dobrze kochanie. - pochwaliłam go.
- To ja go nauczyłem! - rudzielec dumnie wypiął swoją pierś.
- W to akurat nie wątpię. - mruknęłam wywracając oczami.
- Jutro jest finał Ligi Europejskiej. - rzucił niespodziewanie Nacho. - Wpadniecie? Będzie u na reszta. - wyczułam na sobie wzrok Alexa, ale jedynie zachowałam kamienną twarz. Uwielbiałam spotkania w gronie znajomych, jednak oglądanie meczy, które rozgrywał klub zza miedzy, nie było moim ulubionym zajęciem. Ledwo Derby Madrytu udawało mi się przeżyć. Nie chciałam jednak dawać przyjaciołom powodu do zmartwień.
- Spoko. - wzruszyłam ramionami.
Znów będę wmuszona na niego patrzeć.
***
Miała być niedziela? Jest i niedziela :) Nie mogłam wam tego zrobić, szczególnie po ucięciu rozdziału w "nieodpowiednim dla was" momencie :) Ale musiałam! W końcu trzeba było wprowadzić napięcie. Wiem, że pewnie większość z was oczekiwała Saula w roli bohatera w tym rozdziale i cóż ... mam nadzieję, że jesteście zadowolone :) Oczywiście on wszystko robi w pokręcony sposób, ale to przecież facet, prawda? Nie zapominajcie że w "przeszłości" Saul jest nabuzowanym hormonami nastolatkiem :P
Ale Leire odpowiada taki bohater!
* La Undécima - jedenasty Puchary Europy wygrany przez Real Madryt w Mediolanie, w dniu narodzin Nacho Juniora.
Chyba wcale się nie dziwię Leire, że zakochała się w Saulu, bo ja też już go ubóstwiam! Jest taki uroczy! *.* Nie mogę się doczekać kontynuacji. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Prawie byłam pierwsza, ale za nim skończyłam ten komentarz, to przeczytałam twój no i… wszystko mi uciekło.
OdpowiedzUsuńW takim razie zacznijmy od najważniejszego…
Jeju, jeju, jest rozdział! Nawet nie wyobrażasz sobie jaką mam z tego powodu radochę.
Ale przejdę do rzeczy.
Może i to Saul miał być bohaterem, ale Leira sprawdziła się w tej roli równie dobrze. W końcu świat potrzebuje zarazem bohaterów w lateksowych rajtuzach, jak i tych w kusych sukienkach. A tych drugi to chyba nawet bardziej. Strasznie się cieszę, że nic poważnego nie stało się Leirze ( dobrze odmieniam?) i, że jej atak na tego szalikowca zakończył się pomyślnie.
Oczywiście Saul to Saul, jemu tylko cycki w głowie xd Nie no żartuję. Chłopak próbował zgrywać Romeo i herosa od siedmiu boleści, ale na szczęście Leira to kobita pełną gębą i nie dała się tak łatwo zbyć. W końcu on narażał swoje życie, by ją ratować, więc dlaczego ona nie może pomóc jemu.
Trochę mamy tutaj Romea i Julię. Dwa zwaśnione rody i te sprawy… Tylko, mam nadzieję, że nie zamierzasz nikogo ukatrupić, bo to byłoby wyjątkowo smutne trzymanie się kanonu.
Strasznie ciekawi mnie, co takiego stało się w przeszłości, że teraz Leira i Saul nie są razem. W końcu wychodzi na to, że dziewczyna naprawdę była w nim szczerze zakochana, pociągał ją i w ogóle była nim totalnie zauroczona. On nią chyba też, mimo że pochodziła z wrogiej rodziny. Co się w takim razie stało?
No i na końcu znów pojawiły się dzieci. Co jak co, ale fragmenty totalnie skradły moje serce.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Saul bohater i Leire bohaterka :D Wcale się nie dziwię Saulowi, że tak zareagował, jak zobaczył Leire, po tym jak miała być bezpieczna w taksówce... No, ale przecież na Jorge nie ma, co liczyć! Ale to było takie słodkie, jak kazał jej uciekać i chciał ją obronić przed tymi szalikowcami <3 Ja bym pewnie jak najszybciej wzięła nogi za pas, ale Leire musiała zawrócić, nie mogła tak zostawić Saula widząc, co tamci robią... Roztrzaskała butelkę na głowie i po sprawie, co się będzie :D Odważna! :D
OdpowiedzUsuńTe ich przekomarzanki są mistrzowskie, naprawdę ^^ A to jak Leire zaczęła opatrywać jego wojenne rany, to było urocze <3 Dobrze, że w końcu dał sobie to zrobić! :D Uparciuchy dwa, się dobrali, nie ma co :D Mam nadzieję, że z tymi jego żebrami to będzie wszystko w porządku, szkoda by jednak było ^^ Ale to, co powiedział Leire, gdy stali przed jego domem było niemiłe! Nie mówi się tak! No, ale... Wynagrodził jej to potem... Lekkie muśnięcie, ale muśnięcie, więc nie dziwię się Leire, że później totalnie zwariowała hihi :D I zakochała! On może sobie wmawiać, co innego, ale ja swoje wiem! :D
Och, dobrze, że Sergio nie palnął jakiejś mowy umoralniającej, czy coś :D Dobrze, że Leire ma Pilar <3
I zeszyt, do którego może przelać swoje najskrytsze myśli... <3
I mamy również teraźniejszość... Nacho Junior i Alejandra, uwielbiam! <3 Zajebistość, zajebistość, zajebistość hahahaha, wujcio Alex rządzi! :D Nieładnie używać takich słów, nieładnie ^^ Dobrze, że Nacho Junior niczego nie podsłuchał takiego, choć to pewnie tylko kwestia czasu hihi ^^ :D
Och i finał Ligi Europejskiej mówisz? Czekam! :D
<3
Cóż, tym razem to bardziej Leire okazała się wybawicielką niż tą, którą trzeba ratować. 😉 Ale w żadnym wypadku nie narzekam. Najważniejsze, że nikomu nie stało się nic poważnego. Saul był trochę poturbowany, ale Leire dzielnie sobie z tym poradziła. 😁
OdpowiedzUsuńIch wspólne momenty są zawsze najlepsze! Zawsze czytam je z dużym uśmiechem. W końcu ta dwójka, nie potrafi być poważna w swoim towarzystwie. Choćby w takiej dość stresującej sytuacji.
Leire przyznała sama przed sobą, że zakochała się w Saulu. I ten ich prawie pocałunek <3
Aww, nie mogę się już doczekać tego, co wydarzyło się potem.
Szkoda tylko, że wszystko nie skończyło się, zbyt szczęśliwie. Skoro główni bohaterowie nie są teraz szczęśliwą parą.
Mam tylko nadzieję, że to się jeszcze zmieni.
Teraźniejszość bohaterów, także prezentuje się bardzo ciekawie. Alex jak zawsze daje czadu i sprowadza swoją bratanicę na zła drogę. 😂 Co oni się wszyscy z nim mają.
Wspólne oglądanie meczu z przyjaciółmi, w którym występuje Saul. Na pewno nie jest Leire, czymś łatwym. Ale dzielnie to znosi i nie pozwala, aby przeszłość dyktowała jej warunki.
Z każdym kolejnym rozdziałem, jestem coraz bardziej zakochana w tej historii.
Dlatego czekam, jak zawsze z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Ja chyba też się zakochałam z Saulu haha <3 On jednak ma coś w sobie, takiego przyciągającego. Może ta cała niedostępność, którą się otacza, ale martwił się o Leire. Niby jej nie lubi, ale to o nią troszczy się na pierwszym miejscu. Powinien jej dziękować, że to ona wybawiła go z opresji, bo mogło się skończyć gorzej niż 'auć' i rozbitym nosie, no i w sumie nie wiadomo co z żebrami hahaha. Za to wiadomo, że jego ojciec to tyran noszący szlafroki!
OdpowiedzUsuńLeire zakochana w niewłaściwym i będzie przez to cierpieć. Muszę ją pochwalić z akcją z butelką i za jej cięty język, który jest niezapomniany.
Ogólnie czy doszło prawie do pocałunku? Matko, to co będzie następne? ;o
Oj czekam na następny,
N
Jezu, nawet nie wiesz jak mi głupio! Ostatnio mam takie opóźnienie, że aż mi wstyd. Opuściłam tyle rozdziałów, że olaboga! Mam nadzieję jednak, że mi to wybaczysz. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! <3 :(
OdpowiedzUsuńOd razu bez bicia mówię, że nie znam się za dobrze na piłce nożnej mimo to, że to nie jest pierwsze opowiadanie o tej tematyce, które czytam. O czymkolwiek byś napisała i tak bym czytała, bo po prostu Cię uwielbiam i Twój styl pisania.
Zdecydowanie moimi ulubionymi bohaterami w tej historii zostali Leire i Saul. Uwielbiam czytać o tej dwójce i już na obecną chwilę mogę śmiało powiedzieć, że ich szipuję. ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM. Zresztą mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają.
Ten cały Jorge to kompletny dupek i nie rozumiem, jak on mógł zostawić dziewczynę samą w takim niebezpieczeństwie. Dobrze, że Saul jednak postanowił się nią zaopiekować. Uważam, że obydwoje byli bohaterami, chociaż ostatecznie to dzięki Leire udało im się uciec. Nie ma co, ale podziwiam ją za odwagę i pomysł z tą butelką.
O nie... Ja chyba też się zakochałam w Saulu... Jednak z ciężkim sercem odstąpię go Leire.
Dużo tego ojca chłopaka nie było, ale ja już zdążyłam go nie polubić :/
Wanki był tylko jeden i tak już zostanie. <3
Chociaż tych dwóch braciszków również polubiłam. Wankiego jednak nikt nie pobije. To był po prostu mistrz!
Niby się nie lubią, ale i tak widać, że ich do siebie ciągnie. Ten ich prawie pocałunek awwww <3 Oby następny raz przytrafił się szybko i skończył bardziej szczęśliwie.
Dzisiaj krótko, ale obiecuję, że następnym razem się poprawię.
Nie mogę się doczekać dalszych losów, dlatego czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Dużo weny! ;*