niedziela, 29 lipca 2018

20. Jaki Saul? Ten Saul?!

Trzask moich drzwi rozbrzmiał chyba w całej kamienicy. Sekundę później zostałam do nich przyciśnięta. Zagryzłam dolną wargę i odchyliłam szyję, na której Saul skradał pocałunki. Westchnęłam z uśmiechem, gdy jego usta zjechały niżej na mój dekolt.
- Miałam Ci pokazać swoje mieszkanie. - zaśmiałam się, wbijając dłonie w jego włosy i z czułością przeczesując. Uniósł głowę i przyłożył swoje czoło do mojego.
- Zawsze możesz zacząć od sypialni. - wzruszył ramionami przybierając tą swoją bezczelną minę. Rozbawiona wywróciłam oczami i pogładziłam jego zarośnięty policzek. - Przepraszam, zagalopowałem się ...
- Tamte drzwi. - szepnęłam wskazując mu odpowiedni kierunek. Szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz. Pisnęłam zaskoczona, gdy niespodziewanie wziął mnie na ręce. - Nie wiedziałam, że z Ciebie taki romantyk Niguez.
- Zawsze mogę Ci pokazać jaki potrafię być romantyczny. - ułożył mnie ostrożnie na łóżku. Z uśmiechem obserwowałam jak odpina dolne guziki od mojej koszuli i zaczyna scałowywać brzuch. Momentalnie poczułam gorąc w podbrzuszu. Przymknęłam powieki delektując się tą chwilą, wciąż do końca nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Bałam się, że jeden fałszywy ruch, a obudzę się z tego pięknego snu.
Dźwięk telefonu doprowadził mnie prawie do zawału, ale z ulgą dostrzegłam, że Saul wcale nie zniknął, a jedynie dorwał się do guzika od moich spodni. Jednak zanim go odpiął, zerknął na mnie uważnie.
- To Alex. - mruknęłam.
- Skąd wiesz? - zmarszczył czoło.
- Nie słyszysz tej idiotycznej melodii? - podparłam się na łokciach. - Sam ją sobie ustawił, żebym wiedziała, że to on dzwoni.
- Sprytne. - przyznał. - Muszę zrobić to samo, bo prędzej dodzwoniłbym się do Króla Hiszpanii, niż to Ciebie.
- Oh, czy przypadkiem nie miałeś czegoś ciekawszego do roboty? - spytałam niewinnie rozbawiając go. Nachylił się nade mną i czule pocałował usta. Mruknęłam zadowolona oddając pocałunek. Jednak telefon wcale nie ucichł. - Zabiję rudzielca. - warknęłam.
- Odbierz, może to ważne. - westchnął kładąc się na plecach.
- Alex i ważne? - prychnęłam sięgając po telefon. -  Czego? - warknęłam po odebraniu połączenia.
- No nareszcie! Czy wyście wszyscy powariowali?! - zaczął wrzeszczeć na mnie na sam początek. - Nie mogę się do nikogo dodzwonić!
- Alex, streszczaj się. Jestem zajęta. - mruknęłam.
- Sandra rodzi!
- I jaki Ty masz z tym ... zaraz! - usiadłam gwałtownie na łóżku. - Jak to rodzi?! Przecież ma termin za miesiąc!
- Nie zadawaj mi teraz tak skomplikowanych pytań! - pisnął. - Wody jej odeszły, musimy natychmiast jechać do szpitala! - zaczął się tłumaczyć spanikowany, a ja zerwałam się z łóżka. - Leire, błagam Cię, przyjedź. Ręce mi się trzęsą ...
- Spokojnie, nie wsiadaj za kierownicę. Zaraz u was będę. - rozłączyłam się i spojrzałam na zdezorientowanego Saula. - Żona Alexa zaczęła rodzić, on kompletnie nie jest w stanie zawieźć ją do szpitala. - tłumaczyłam szybko. - Cholera! Mój samochód został pod parkiem!
- Ty też nie jesteś w stanie kierować. - chwycił mnie za ramiona. - Patrz jak Cię nosi! - uchyliłam usta, aby mu odpowiedzieć, jednak nie dopuścił mnie do głosu. - Ostatecznie możesz być moim pilotem. - chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Dopiero na klatce schodowej zorientowałam się, co miał na myśli.
- Saul, wiesz że nie musisz ...
- A czy widzisz inne rozwiązanie? Nie ma mowy, abym Cię puścił za kierownicę w takim stanie. - odpowiedział patrząc na mnie z determinacją wymalowaną na twarzy. - A Alex w takiej sytuacji raczej nie będzie wybrzydzał.
Po podaniu mu odpowiedniego adresu, wsiadłam posłusznie do jego samochodu i zdenerwowana zaczęłam się bawić swoimi dłońmi. Po drodze złamał kilka przepisów drogowych, ale o dziwo jego manewry były pewne, choć szalone. Nie musiałam wrzeszczeć i go upominać, jak to było w przypadku jazdy z Ramosem czy Alexem. A może to po prostu był powód tej sytuacji ...
- To tu? - zapytał zatrzymując się przed rodzinnym domem państwa Fernandez, gdzie obecnie urzędował Alex ze swoją żoną. - Mam iść z Tobą?
- Jeśli będę potrzebowała pomocy w niesieniu osłabionego Alexa, to Cię zawołam. - cmoknęłam go w policzek, po czym wypadłam z samochodu i biegiem rzuciłam się do drzwi wejściowych. Nie bawiłam się w żadne pukanie, a jedynie wpadłam do środka z hukiem.
- Jesteś nareszcie! - rudzielec zerwał się na równe nogi. Wyminęłam go jednak bez słowa i podeszłam do bladej jak ściana Sandry.
- Jak się czujesz? - spytałam łagodnie, klękając obok niej.
- Jak tykająca bomba. - jęknęła. - Leire, jeszcze miesiąc ...
- Spokojnie, tak się zdarza. Wszystko będzie w porządku. - próbowałam ją uspokoić, jednak sama byłam spanikowana. Razem z Alexem pomogliśmy jej wstać i powoli ruszyliśmy do wyjścia. - Alex, Saul nas zawiezie do szpitala. - poinformowałam go.
- Dobrze. - mruknął, a po chwili podniósł gwałtownie głowę. - Jaki Saul? Ten Saul?! - aż się zatrzymał, przez co i my musiałyśmy. - Aha! To tym byłaś zajęta! Migdaliliście się! A ja tu rodziłem!
- Alex! - wrzasnęła Sandra, a po chwili zgięła się w pół.
- To nie jest odpowiednia chwila! - oburzyłam się, wskazując na blondynkę. - Najważniejsze, aby zawieźć Sandrę do szpitala. A jedynie Saul ma w tym momencie nerwy ze stali! Potem możesz mi nawet zrobić karczemną awanturę!
- Ale ...
- Fernandez jeszcze jedno słowo, a biorę z Tobą rozwód! - znów pół Madrytu usłyszało wrzask Sandry. Na szczęście rudzielec zamknął swoją jadaczkę. Saul, widząc nas, wysiadł z samochodu i otworzył bez słowa tylne drzwi. - Nie znamy się, ale już Cię uwielbiam. - sapnęła w jego stronę Sandra pakując się z trudem na tylne siedzenie. Alex bez słowa zrobił to samo.
- Który szpital? - zapytał Saul patrząc na ich odbicie w lusterku.
- Sanitas. - warknął Alex, na co odwróciłam się do niego oburzona. - No co?
- Ostrzegam Cię, jeszcze jedno słowo, a ... - nie dokończyłam, ponieważ poczułam dłoń Saula na moim udzie. Nie oderwał wzroku od jezdni, nie odezwał się ani słowem, jednak wiedziałam co chciał mi przekazać. Miałam odpuścić, więc to zrobiłam.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że masz odpięty guzik od spodni? - usłyszałam oburzony głos przyjaciela. Zdezorientowana zerknęłam w dół.
- Odpiął się. - mruknęłam, na co Saul zagryzł wargi, aby nie parsknąć śmiechem. - Spieszyłam się, prawda?
- Jasne! - prychnął.
- Alex, to ich sprawa. - syknęła Sandra próbując oddychać miarowo. - Mam Ci przypomnieć jak to dziecko znalazło się w moim brzuchu? Nie spiesz się z tym Leire, to cholernie boli! - jęknęła przeraźliwie.
- Twój mąż jest jej najlepszą metodą antykoncepcyjną. - mruknął pod nosem Saul.
- Masz problem Niguez?
- Spokój! - krzyknęłam. - Obaj! - pogroziłam Saulowi, który otwierał usta, aby odpyskować Alexowi.
Na całe szczęście, przez resztą drogi nie odezwali się ani słowem. A doskonale wiedziałam, że jest to szczyt ich możliwości. Pod szpitalem posadziliśmy Sandrę na wózku, który, ku bezsensownemu niezadowoleniu Alexa, przyprowadził Saul. Gdy zniknęli nam z pola widzenia, a raczej za szklanymi drzwiami z napisem "ODDZIAŁ GINEKOLOGICZNO-POŁOŻNICZY", chwyciłam się za skronie i głęboko odetchnęłam.
- Kiedyś zwariuje. - mruknęłam.
- Spokojnie. - poczułam jak Saul obejmuje mnie od tyłu. - Dowieźliśmy ją całą i zdrową, a to najważniejsze.
- Porozmawiam z Alexem. - westchnęłam.
- Nie szczególnie zależy mi na aprobacie innych, chociaż doskonale rozumiem jego pretensje.
- Saul? - uniosłam głowę i zerknęłam na niego uważnie. - Zdajesz sobie sprawę, że powinniśmy porozmawiać i wyjaśnić sobie wiele rzeczy?
- Chodź. - chwycił mnie za dłoń i splótł nasze palce ze sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten mały gest, który sprawił mi tyle radości. Równym krokiem wyszliśmy z budynku szpitala, po czym usiedliśmy nieopodal na ławce. Wolałam za bardzo nie oddalać się od Alexa.
- Nadal nie rozumiem jednej rzeczy. - zauważyłam, siadając po turecku na przeciwko niego. - Jak mój dziennik znalazł się w Twoich rękach. Jestem pewna, że został w mieszkaniu.
- Emilio. - uśmiechnął się. Zmarszczyłam czoło patrząc na niego dziwnie. - Dał mi go Twój brat. Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale ... nie sądziłem, że kiedykolwiek będę mu za coś aż tak wdzięczny.
- Dał Ci to, ot tak? - spytałam podejrzliwie.
- Może i Twój brat to skończony kretyn, ale Cię kocha i Twoje szczęście jest dla niego ważne. Zresztą, jak można Cię nie kochać? - zaśmiał się trącając mój nos.
- Ale ... widziałam Cię z Yaizą. - mruknęłam spuszczając wzrok na swoje dłonie. - Mówiłeś że ...
- Rozstaliśmy się przed Mundialem. - przerwał mi, po czym chwycił za podbródek i lekko uniósł. - Leire, to nie było tak, że zostawiłem sobie otwartą furtkę. Fakt, oficjalnie nie zakończyłem z nią związku, o ile naszą ówczesną relację można było tak nazwać. Jakiś czas potem poszedłem ją przeprosić, bo zachowałem się wobec niej nie fair. Zauważyłem, że mimo wszystko, nadal jej na mnie zależało. A ja ... to żadne wytłumaczenie, ale myślałem że nic dla Ciebie nie znaczę. Że dla Ciebie był to błąd, że nie chcesz mnie już więcej widzieć na oczy. Może po prostu chciałem być dla kogoś ważny. Albo zapomnieć. - przeczesał nerwowo włosy. - A w Rosji ... chciała mnie jedynie wesprzeć, a wyszło jak wyszło. Wiem jak to musiało wyglądać z boku, ale nasz związek definitywnie się zakończył. Zresztą, powiedziała mi, że co noc wypowiadam Twoje imię przez sen.
- Musiało to być dla niej przykre. - zauważyłam, choć moje serce zabiło mocniej na te słowa.
- Tak jak dla Ciebie mój widok z nią. - dodał chwytając mnie za dłonie. - Leire? Obiecaj mi coś. Koniec z tajemnicami, kłamstwami, niedomówieniami ... masz mi mówić wszystko, rozumiesz? Czy Ci się to podoba czy nie, moją powinnością zawsze było Cię chronić, a nie mogę tego robić, gdy coś się dzieje za moimi plecami.
- Obiecuję. Po prostu ... chciałam żebyś był szczęśliwy. - szepnęłam.
- Jak mam być szczęśliwy widząc ból w Twoich oczach? - spytał chwytając moją twarz w swoje dłonie. - Te ostatni lata to była iluzja szczęścia.
- Mówiłeś, że Cię irytuję i działam na nerwy. - zaśmiałam się pod nosem.
- Tak, ale kocham Cię wówczas jeszcze bardziej. - wywrócił zabawnie oczami.
- Porozmawiasz z ojcem? - spytałam, na co cały się spiął. - Wiem, że mnie nigdy nie zaakceptuje, ale ...
- Porozmawiam, o ile pogodzi się z tym, że sam podejmuję decyzje i wiem, co jest dla mnie najlepsze. Ma szanować i Ciebie i Debbie, nic więcej od niego nie oczekuje.
- Kim jest Debbie?
- Dziewczyną Aarona. Ją też obwinia o niedorzeczne rzeczy. - pociągnął mnie w swoją stronę i posadził na kolanach. Z uśmiechem objęłam jego szyję. - Leć ze mną do Elche.
- Wiesz, że nie mogę. - westchnęłam. - Mam sporo pracy, a Ty musisz w pełni poświęcić się dzieciakom w swojej Akademii. Czekają na Ciebie.
- Mam podzielną uwagę. - wymruczał składając pocałunek za moim uchem.
- Oh, w to nie wątpię. - zaśmiałam się.
- Pozwól więc, że porwę Cię na weekend. - założył kosmyk włosów za moje ucho. - Z daleka od nich wszystkich. Tylko my i nasze wyłączone telefony.
- Dokąd?
- Niespodzianka. - chciałam mu odpowiedzieć, jednak przerwał mi w tym dźwięk własnego telefonu. Po usłyszeniu idiotycznej melodyjki od razu wiedzieliśmy kto to. - Właśnie o tym mówię.
- Musiałbyś porwać mnie na koniec świata. - zachichotałam.
- Da się zrobić. - wzruszył ramionami. Ucałowałam rozbawiona jego usta, po czym odebrałam połączenie.
- Leire, zdaję sobie sprawę, że zawsze miałaś słabość do Saula Nigueza i prawdopodobnie migdalicie się w jakimś kącie, jednak ktoś bardzo chciałby Cię poznać. - usłyszałam po drugiej stronie wzruszony głos przyjaciela.
- To już?! - zerwałam się na równe nogi. - Wszystko w porządku?!
- Tak, jak na dziecko urodzone miesiąc wcześniej, jest bardzo silny ...
- Alex, to na pewno będzie karateka. - zaśmiałam się.
- Grabisz sobie Butragueño. - syknął.
- Zaraz będę rudzielcu. - rozłączyłam się. - Już po wszystkim. - zwróciłam się do Saula, który oderwał wzrok od swojego telefonu. - Na szczęście z małym wszystko w porządku.
- Cieszę się. - uśmiechnął się lekko. - Aaron do mnie napisał. Mamy lot do Elche za trzy godziny. Muszę się jeszcze spakować. - westchnął obejmując mnie.
- Rozumiem. - pogładziłam jego policzek. - Dalej nie wierzę w to, że tu jesteś ... ze mną ...
- Już zawsze będę. - wyszeptał, po czym wpił się w moje usta. Zamruczałam zadowolona oddając pocałunek z pełnym zaangażowaniem. Jak Boga kocham, to nigdy mi się nie znudzi! - Powiedz Fernandezowi, że jest egoistą. - westchnął odrywając się od mnie na dźwięk telefonu. - Ja rozumiem, że to najpiękniejszy dzień w jego życiu, ale jak tak dalej pójdzie, to mi nie będzie dane tego poczuć.
- Ale, że co? - spojrzałam na niego zdezorientowana z nad telefonu.
- Domyśl się Butragueño, bo Ciebie ta wizja również obejmuje. - wymruczał do mojego ucha, a następnie je przygryzł. Poczułam gorąc na policzkach, a serce zaczęło bić jak oszalałe. - Uciekaj do tego małego Fernandeza. Ale jak wrócę to będziesz moja i tylko moja.
- I kto tu jest egoistą? - zaśmiałam się.
- W niektórych momentach na pewno nie będę myślał tylko o sobie. - puścił mi bezczelnie oczko.
- Saul! - oburzyłam się, a na policzkach poczułam gorąc. - Wiesz co? - założyłam ręce na piersi. - Bez tej Twojej bezczelności nie byłbyś tym samym Saulem Niguezem.
- Moja matka zawsze to powtarza. - zaśmiał się. - Ale nie kochałabyś mnie bez tej bezczelności. - zauważył, na co wywróciłam oczami.
- Już chyba wolę Twoją bezczelność, niż morderczy wzrok. - wzruszyłam ramionami.
- Tamto to już przeszłość.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ramiona ostatni raz. Nie chciałam się z nim rozstawiać, jednak jutro rano musiał wstawić się w swojej Akademii, ponieważ czekało na niego sporo dzieciaków. Ja mogłam zaczekać, w końcu parę dni w przeciwieństwie do pięciu lat nie robiło mi większej różnicy. A i motywacja, aby szybciej nadrobić pracę, była większa.
Weszłam na Oddział Położnicy i podeszłam do szklanej ściany, za którą leżały noworodki. Maleńkie, troszkę większe, z włoskami i bez włosków. Uśmiechnęłam się na tej widok, tylko ... który to był mały Alex?
- No jesteś nareszcie. - usłyszałam za sobą głos przyjaciela. Odwróciłam się na pięcie i zamarłam na jego widok z małym zawiniątkiem. - Właśnie wracamy od mamusi. Pielęgniarka pozwoliła mi go odnieść samemu.
- Mogę? - spytałam niepewnie, a po chwili maleństwo leżało w moich ramionach. - Cześć Alex. Miło Cię poznać. - szepnęłam dotykając delikatnie jego rączki.
- Jest podobny do Sandry, prawda?
- Ten rudy loczek to też po niej? - zachichotałam i z czułością pogładziłam niemowlaka po główce. - Jest idealny. No ... i ma zajebiste geny. - puściłam mu oczko.
- Dziękuję Leire. Za wszystko. - pocałował mnie w skroń i objął ramieniem, wciąż wpatrując się w swojego syna. - Saulowi też podziękuj. Wiem, że zachowałem się jak idiota, ale ... nie chcę żebyś znów cierpiała.
- On mnie kocha Alex. - spojrzałam na przyjaciela.
- Spróbowałby nie. - mruknął, a po chwili uśmiechnął się do mnie. - Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze, wiesz o tym prawda? - spytał, a ja wzruszona pokiwałam głową. - Także, oficjalnie akceptuje ten związek. - dodał, na co zaśmiałam się serdecznie, czując jak ogromny kamień spada z mojego serca.

***

Wy to mnie chyba macie dość ... tak sobie pomyślałam, gdy postanowiłam, a raczej Olcia mnie namówiła na publikację tego rozdziału :) Ale cóż, prowokujecie mnie do nowych pomysłów i powstaje to co powstaje ^^



piątek, 27 lipca 2018

19. Gdzie Ty jestes Leire?

Madryt, 3 lipca 2018.

* Saul

Wybiła siódma rano, a ja siedziałem za kierownicą mojego samochodu, pod kamienicą, w której mieszkała Leire. O ile Emilio dał mi dobry adres. Wcześniej w życiu bym mu nie zaufał, ale teraz ...
Do Hiszpanii wróciliśmy późno w nocy. Chciałem natychmiast się z nią zobaczyć, jednak godzina nie była odpowiednia do odwiedzin. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Wszystko było tak proste, a my wszystko skomplikowaliśmy. Teraz, mając pewność, że to mnie kocha, nie zamierzałem odpuszczać. Dlatego siedziałem tu od trzech godzin, jak ten ostatni idiota, i raz za razem czytałem kartkę za kartką jej dziennika. Wręcz połykałem słowa pełne bólu. I to wszystko przeze mnie. Cierpiała przeze mnie. Ale koniec z tym!
Wyskoczyłem wręcz z samochodu, widząc starszą panią wychodzącą z psem na poranny spacer. Doskoczyłem do drzwi zanim zamknęły się przede mną na dobre. Na kolejną szansę mógłbym czekać jeszcze sporo czasu! A nie chciałem budzić mieszkańców kamienicy domofonem.
Przeskakując co drugi schodek, zbliżałem się do trzeciego piętra. Mieszkanie numer 8. Ironia losu! Mój klubowy numer. Uniosłem dłoń, aby zapukać, jednak zamarłem na chwilę, nadsłuchując odgłosów zza drzwi. A co jeśli śpi? Co jeśli będzie wściekła?
- Cholera! I tak już straciłem zbyt dużo czasu. - mruknąłem pukając w dębowe drzwi. Raz, drugi, trzeci. Cisza. - Leire, obudź się. - mruknąłem pod nosem, nie zaprzestałem czynności. Aż ucieszyłem się na widok dzwonka, którego zacząłem naciskać raz za razem. - Leire! - zawołałem. - To ja, Saul! Proszę Cię, otwórz!
- Co się dzieje? - usłyszałem za sobą zaspany głos. Odwróciłem się niepewnie, dostrzegając ledwo stojącą na nogach sąsiadkę. Patrzyła na mnie zdezorientowanym głosem. - Leire nie ma.
- Jak to?
- Nie wróciła jeszcze. Jej klucze nadal u mnie leżą.
- Nie wróciła do mieszkania? - spytałem nerwowo, czując jak tracę grunt pod nogami. - Nie wróciła na noc?
- Mówię, że nie. Zawsze gdy wyjeżdża, zostawia u mnie klucze, abym miała oko na mieszkanie. Nie odebrała ich, więc to niemożliwe, aby była w środku. - kobieta ziewnęłam i mocniej owinęła się szlafrokiem. - Niech pan przyjdzie innym razem. - dodała, po czym zamknęła swoje drzwi.
- Więc gdzie ona jest? - szepnąłem w przestrzeń. Od razu do głowy przyszła mi myśl, że spotkała się wcześniej z Roberto. W sumie ja na jego miejscu czekałbym stęskniony na lotnisku. Nie, nie, nie ... spanikowany wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Beatriz. Obudzę ją i zapewne będzie wściekła, ale w tym momencie to nie było ważne. - Bea? Zanim mnie zamordujesz, musisz coś dla mnie zrobić. Potrzebuję numer do Leire.

***

* Leire

- O której masz spotkanie z Roberto? - zapytała Pilar. Obecnie siedziałyśmy na tarasie posiadłości Ramosa, popijając poranną kawę. Po namowach chłopców, postanowiłam zostać u nich na noc.
- W południe. - westchnęłam.
- Na pewno wiesz, co robisz? - chwyciła mnie za rękę i lekko uścisnęła. - Leire, obydwie wiemy, że go nie kochasz.
- A czy to ma znaczenie? Ta cała miłość? - prychnęłam.
- Myślałam tak samo, dopóki nie poznałam Sergio. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Lubię Roberto. Kto wie, może z czasem go pokocham. - upiłam łyk kawy. - Pilar, muszę ruszyć ze swoim życiem. Koniec płakania po kątach. Koniec z zadawaniem sobie tego samego pytania "co by było gdyby". Ja i Saul ... to od początku miało się nie udać.
- Nawet nie spróbowaliście. - zauważyła. - Leire, zostawiłaś Saula, bo nie chciałaś go krzywdzić. Ale chcesz skrzywdzić Roberto, dając mu bezpodstawną nadzieję. Pomyślałaś o tym?
- To co ja mam zrobić? - zdenerwowałam się. - Bo chyba najlepszym wyjściem byłoby wyjechać z Hiszpanii! Z dala od tego wszystkiego!
- Ucieczka nigdy nie była Twoim dobrym wyborem.
- Chciałam mu powiedzieć. Na prawdę chciałam. - popatrzyłam na nią z determinacją. - Chciałam mu powiedzieć, że ma we mnie wsparcie. Że mi przykro, że ... - zacisnęłam powieki, czując ból na wspomnienie.  - Koniec z tym. Znów wybrał Yaizę. Nie będę się więcej sama przed sobą upokarzać.
- Cokolwiek zrobisz, będę stała za Tobą murem. - objęła mnie mocno i pogładziła po włosach. - Ale odbierz ten irytujący telefon, zanim pobudzi moje diabły. - zaśmiała się.
Rozbawiona udałam się do salonu, gdzie na kanapie leżał mój telefon. Wzięłam go do ręki. Nieznany numer. Chciałam nacisnąć zieloną słuchawkę, jednak w tym samym momencie się rozładował. Pięknie. A ładowarkę miałam na dnie walizki!

***

* Saul

- A niech to szlag! - rzuciłem telefonem na siedzenie obok. Nie odebrała ani jednego mojego połączenia, mimo że próbowałem się z nią skontaktować z trzydzieści razy! A na koniec okazało się, że albo jest po za zasięgiem, albo wyłączyła telefon. Cały świat był przeciwko mnie! - Gdzie Ty jesteś Leire? - szepnąłem, stukając palcami o kierownicę.
Nie brałem pod uwagę najgorszego scenariusza, mimo że ta myśl co raz bardziej była prawdopodobna. Nie. Nie i koniec! Ale po kolei. Wróciła do Madrytu wczoraj wieczorem. Więc gdzie mogła się udać? Do rodzinnego domu? Starszy Emilio Butragueño raczej dostałby zawału na mój widok w swoich drzwiach. Ale zaraz ... przecież była z rodziną Ramosa. Jeśli ktokolwiek wie, gdzie obecnie się znajduje, to na pewno Pilar Rubio!
Z piskiem opon wyjechałem z parkingu i włączyłem się do ruchu. Cholerne poranne madryckie korki! Aż z wściekłości uderzyłem w kierownicę. Takim tempem nie dojadę do La Finca do późnego popołudnia!
- Saul, Ty idioto. - mruknąłem sam do siebie, chwytając telefon. Szybko wyszukałem numer Ramosa. Jeden sygnał, drugi, trzeci ... - Sergio błagam, chociaż Ty mi tego nie rób. - jęknąłem.
- Słucham? - usłyszałem po drugiej stronie zaspany głos.
- Sergio! - prawie krzyknąłem z radości. - Mam do Ciebie sprawę wielkiej wagi. Wyjaśnię Ci wszystko później, jednak teraz ...
- Zaraz, stop! - przerwał mi. - Jest dziewiąta rano, Saul czy Ty kompletnie oszalałeś?!
- I to jak. - zaśmiałem się.
- Obudziłeś Alejandro! - jęknął, a w oddali było słychać dziecięcy płacz. - Zabiję Cię Niguez! Masz tu zaraz przyjechać i go uspokoić! I mam daleko gdzieś to, czy jesteś zajęty czy nie!
- Z ręką na sercu Ci obiecuję, że gdy tylko będziesz chciał zabrać gdzieś Pilar, to zostanę z całą trójką Twoich dzieci!
- Mów dalej, mów dalej ... - wymruczał.
- Sergio, pogadamy o warunkach kiedy indziej. Muszę natychmiast porozmawiać z Pilar. Mógłbyś poprosić ją do telefonu? To bardzo ważne!
- Miałeś zajmować się moimi synami, a nie kobietą!
- Oh, daj mi go! - usłyszałem zirytowany kobiecy głos, który po chwili stał się wyraźniejszy. - Leire pojechała do swojej kawiarni na Gran Via 23. Nazwa to "Bookarnia Sonia". Pospiesz się Saul, w południe ma tam być Roberto.
- Jaka Leire? Jaki Roberto? Jaka Sonia?! - pytał zdezorientowany Sergio. - O czym ja znowu nie wiem?!
- Nawet nie wiem, jak Ci dziękować Pilar! Zrobię dla Ciebie wszystko, co tylko chcesz!
- Ten pomysł, z opieką nad moimi synami, wcale nie był zły. - zaśmiała się. - Ale o tym porozmawiamy przy najbliższej okazji. Teraz się pospiesz, ale z głową! Żebyś tam dotarł cały!

***

* Leire

Z uśmiechem pchnęłam drzwi do mojej kawiarni. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak bardzo tęskniłam za tym miejscem! Za zapachem książek i świeżo zaparzonej kawy. Za tymi wszystkimi ludźmi, którzy posyłali nawet nieznajomym sympatyczne uśmiechy. Czułam się tu jak w domu. Wszelkie troski odchodziły na bok. Zresztą, tu nie było na nie miejsca!
- No, no! Któż to się zjawił! - zawołała jedna z moich "najstarszych pracownic". Oderwała się od układania nowych książek na półce, po czym podeszła do mnie z szerokim uśmiechem. - To chyba jedynie miejsce na świecie, gdzie tęskni się za szefową.
- Nie ma mowy o podwyżce Olaya. - zaśmiałam się odwzajemniając jej uścisk. - Przynajmniej nie w tym momencie.
- Ugh, a tak się starałam!
- Zawsze się starasz. - objęłam ją ramieniem. - Wszyscy się staracie. Bez obaw mogę was zostawiać samych.
- I zaszywać się w swoim gabinecie? Przyszło kilka zleceń z wydawnictwa. Położyłam Ci wszystkie na biurku. - kiwnęła głową w stronę zaplecza.
- Czyli koniec moich wakacji. - westchnęłam ciężko. - Masz może ładowarkę? Telefon mi się rozładował, a moja leży na dnie walizki. Jakoś nie miałam ochoty robić wykopalisk.
- Zaraz poszukam i Ci podrzucę.
- Dzięki! - zawołałam idąc w stronę mojego gabinetu. - Oh, Olaya! W południe będę miała gościa. Zawołaj mnie gdy przyjdzie!
- Przystojny chociaż?
- Nie przeginaj. - wytknęłam jej język.
Ciężko usiadłam za moim biurkiem i zerknęłam na koperty leżące na blacie. Lubiłam swoją pracę, jednak nie w momencie, gdy miałam kilka zleceń na raz. Czekały mnie kolejne nieprzespane noce. Ale może to i lepiej? Skupie swoje myśli na czymś innym.
- To ja! - do pomieszczenia wparowała Olaya i podała mi ładowarkę. - Znalazłam.
- Dziękuję. - posłałam jej uśmiech i podłączyłam rozładowane urządzenie. Dziewczyna wyszła, a ja rozerwałam pierwszą kopertę, która leżała na samym wierzchu. W skupieniu czytałam wszelkie informacje dotyczące nowej książki, którą miałam przetłumaczyć. Zapowiadało się interesująco.
Po paru minutach usłyszałam jak mój telefon daje o sobie znać. Kilka powiadomień. Boże, było dopiero przed południem, a oni już nie mogli beze mnie żyć! Podniosłam się ciężko i zerknęłam na wyświetlacz marszcząc brwi.
- Trzydzieści pięć nieodebranych połączeń od nieznanego numeru. - szepnęłam zaskoczona. - W ciągu godziny?
- Leire? - Olaya znów wpadła bez pukania. - Czeka na Ciebie. Rzeczywiście przystojny. - poruszała charakterystycznie brwiami.
Zaskoczona zerknęłam na zegarek. Była dopiero po dziesiątej. Odłożyłam telefon i opuściłam pomieszczenie w ślad za pracownicą. To nie mógł być ...

***

* Saul

Wypadłem z samochodu jak szalony, z dziennikiem Leire w dłoniach. Biegnąc chodnikiem szukałem właściwego szyldu, który wprowadzi mnie do jej kawiarni. Dopiero kilka minut po krótkiej rozmowie z Pilar, dotarło do mnie, że Leire posiada własny biznes. Swoją drogą, kompletnie nie wiedziałem czym się zajmuje, co studiowała bądź nadal studiuje, czym się interesuje ... musiałem tyle nadrobić! Ale wiedziałem, że to będzie sama przyjemność. O ile mi na to pozwoli.
Napis "Bookarnia Sonia" rzucił mi się w oczy od razu. Nazwała swoją kawiarnię imieniem matki, bo z tego co pamiętałem, to właśnie tak miała na imię żona Emilio. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybkim krokiem podszedłem do szklanych drzwi. Nacisnąłem klamkę. Charakterystyczny dzwoneczek ogłosił moją obecność, a mnie samego wcięło na widok wnętrza tego lokalu. Leire miała wspaniały gust, szkoda tylko, że pokochała takiego kretyna jak ja.
- Dzień dobry! - przede mną zmaterializowała się ładna dziewczyna z szerokim uśmiechem. - W czym mogę pomóc?
- Szukam szefowej.
- Oh, aktualnie ma gościa. Prosiła, aby nie przeszkadzać. - oznajmiła, a ja poczułem jakby ktoś wylał na mnie lodowatą wodę. - Może chce pan zaczekać? Stoliki przy oknie są wolne. Proponuję naszą kawę ...
- Nie, nie ... znaczy ... muszę zebrać myśli. - dziewczyna popatrzyła na mnie jak na idiotę, ale nie skomentowała mojego dziwnego zachowania. Odeszła grzecznie, a ja zająłem pierwszy lepszy stolik. Przetarłem zmęczoną twarz dłońmi ... i wtedy ich zobaczyłem. Siedzieli na końcu sali, w kącie. On trzymał ją za rękę i posyłał szeroki uśmiech. Obok leżał bukiet kwiatów ... nie zdążyłem. Znów wszystko zepsułem! Nie mogłem się poddać, ale ... czułem się bezradnie. Nie byłem już tym głupim szczylem, który wparowałby pomiędzy nich. Byłaby na mnie wściekła.
Moje spojrzenie padło na jej dziennik. Był w nim długopis. Wpadł mi do głowy pomysł, ale nie miałem pewności, czy cokolwiek tym zyskam. Musiałem jednak zaryzykować. Musiałem!

***

* Leire

- Napijesz się kawy? - zapytałam, gdy zajęliśmy miejsca przy stoliku, na przeciwko siebie. - Poproszę Olayę ...
- Nie, nie. - przerwał mi Roberto, chwytając za dłoń. - Leire, nie przeciągajmy tego. Już wystarczająco długo czekałem, na Twoją odpowiedź. Nawet porażka naszej reprezentacji sprawiła mi radość!
- Nie mów tak. - mruknęłam.
- Masz rację, przepraszam. - uśmiechnął się. - Na pewno było Ci ciężko widzieć smutnych przyjaciół.
- Wolałabym opuszczać Rosję w lepszym nastroju. - westchnęłam przeczesując nerwowo włosy. - Roberto, posłuchaj. Co prawda synowie Ramosa nie dali mi dużo czasu na rozmyślenia, jednak co nie co mi się udało. Nie mogę Ci powiedzieć, że Cię kocham. Po prostu, ciągnie się za mną przeszłość i ma to wpływ na teraźniejsze wydarzenia. Lubię Cię, nawet bardzo, jednak nie chce okłamywać w sprawie uczuć. Jednak ...
- Leire, nie oczekiwałem od Ciebie tego, że po powrocie powiesz mi, że mnie kochasz. - pogładził mnie po dłoni. - Tak to nie działa. Rozumiem, że musisz najpierw pogodzić się z przeszłością?
- Godzę się z nią już pięć lat. - mruknęłam.
- Może po prostu nie spotkałaś jeszcze tego, dzięki któremu o niej zapomnisz? Albo po prostu się tego boisz?
- Że znów będę cierpieć? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Dokładnie. - uśmiechnął się. - Jednak coś postanowiłaś, prawda?
- Tak. - westchnęłam. - Czasami trzeba zaryzykować, więc ...
- Przepraszam bardzo, że przeszkadzam. - obok nas niespodziewanie pojawiła się zdezorientowana Olaya. Zerknęłam na nią niepewnie. - Leire, był tu dziwny facet. Znaczy, nie dziwny, ale dziwnie się zachowywał. Prosił, żebym koniecznie Ci to oddała. Natychmiast. - wyciągnęła dłoń w której trzymała ... mój dziennik?
- Skąd to miał? - wytrzeszczyłam zszokowana oczy.
- Nie mam pojęcia, nawet nie wiem co to. - wzruszyła ramionami. - Prosił też, abyś przeczytała ostatni wpis. I dodał coś, że to wcale nie musi być ostatni? To chyba nie bomba, ani żaden wąglik? - spytała konspiracyjnym szeptem.
- Oszalałaś? - jęknęłam. - Jak on wyglądał?
- Wysoki, wysportowany, z zarostem ... oh! Całą rękę miał wytatuowaną!
- To niemożliwe. - szepnęłam, po czym trzęsącymi się rękoma zaczęłam przekartkowywać dziennik. Serce waliło mi jak oszalałe. Saul? To mógł być Saul?
- Leire? Wszystko w porządku? - spytał zatroskany Roberto, jednak ja skupiłam się na ostatniej kartce, zapisanej nieznanym mi pismem ...

Leire.

Wszystkie moje próby, by Cię nie kochać, na nic się zdały. A wmawianie sobie tego, że Cię nie potrzebuję, za każdym razem rozrywało moje serce na strzępy. Nie wiem czy nie jest już za późno, jednak nareszcie dostrzegłem tą iskierkę nadziei, o którą chcę walczyć. Więc jeśli mi w tym pomożesz, możemy być czymś więcej, niż tylko parą nieznajomych, udającą, że nic ich nie łączy. Bo to, że starałem się Ciebie nie kochać, jedynie sprawiło,że Kocham Cię jeszcze bardziej.

Saul.

PS. Wiesz gdzie mnie znaleźć.


- O Boże. - zakryłam usta dłonią, czując jak łzy szczęścia cisną mi się do oczu. Nie mieściło mi się to w głowie, a jednak miałam ochotę krzyczeć z radości. Kochał mnie! Saul Niguez mnie kochał!
- Leire ...
- Przepraszam Cię Roberto. Tak bardzo Cię przepraszam, ale nie mogę! Nie mogę Ci tego zrobić. - wstałam gwałtownie z krzesła, co sam też uczynił. - Lubię Cię, ale to zdecydowanie za mało. Bo ...
- Twoje serce należy do innego, rozumiem. - mruknął.
- Nie chciałam Ci robić nadziei, chciałam być szczera ...
- Idź do niego Leire. Na pewno czeka.
Chwyciłam w biegu dziennik i torebkę, a rozbawiona Olaya rzuciła mi telefon. Posłałam jej szeroki uśmiech i wypadłam z kawiarni.

*

Stanęłam przed bramą z nazwą "Park Retiro". Uczucie Déjà vu ogarnęło moją duszę, jednak dzisiaj nie było tu przeszkody w postaci ojca Saula. Zresztą, nic by nie ugrał swoimi słowami. Już nie dałabym się mu tak zmanipulować, jak pięć lat temu.
Na trzęsących się nogach, szłam alejką w doskonale znaną mi stronę. W stronę ławki, na której uwielbiałam siedzieć w samotności i rozmyślać o różnych sprawach. Która przypominała mi o nim.  Dostrzegłam go z daleka. Nerwowo bawił się swoimi dłońmi. Nie miał tej pewności, czy przyjdę. Niekoniecznie mnie to dziwiło, w końcu już raz wystawiłam go do wiatru. Nie wiedziałam jednak, czy mam go zawołać, czy podejść jeszcze bliżej ... jednak Saul sam podniósł głowę i spojrzał w moją stronę. Szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarzy, co natychmiast odwzajemniłam. Serce waliło mi jak szalone, gdy zerwał się z ławki.
- Wiesz, co wtedy chciałem zrobić? - spytał stając na przeciwko mnie. Pokręciłam przecząco głową. Położył dłoń na dole moich pleców i pewnym ruchem przyciągnął do siebie, wpijając się swoimi ustami w moje. Bez zbędnych słów czy gestów. Jęknęłam zaskoczona, ale bez zastanowienia oddałam pocałunek.
Jego dłonie bezczelnie zjechały na mój tyłek, aby mnie za niego unieść. Ze śmiechem oplotłam nogami jego sylwetkę, na co zaczął się ze mną kręcić wokół własnej osi. Z szerokim uśmiechem przyłożyłam swoje czoło do jego, spoglądając mu głęboko w oczy.
- Kocham Cię Leire.
- A ja kocham Ciebie, Rojiblanco*. - szepnęłam, wywołując u niego głośny śmiech radości.

***

*Rojiblanco - piłkarz/kibic Atletico Madrid

Tak sobie myślę ... po cóż mam to przeciągać i trzymać was w niepewności? Chciałyście, żeby Saul "dogonił" Leire, więc to zrobił. Mimo, że miał trochę pod górkę :) Nie ma tak łatwo, panie Niguez! Cóż, chyba na to zasłużyli, prawda? Trochę wam posłodzę, zanim wprowadzę jeszcze jeden tajemniczy wątek ...  a potem, cóż. Koniec. Będzie mi żal się z nimi rozstawać i chyba dlatego "otworzyłam sobie furtkę" w postaci Natalii i jej ofiary :)

 (Good Job 💪)

wtorek, 24 lipca 2018

18. Nie udawaj idioty Niguez.

Moskwa, 1 lipca 2018.

* Leire

Nienawidziłam tego uczucia. Uczucia wiszącej w powietrzu katastrofy. Uczucia poddenerwowania. Kobieca intuicja? Też mi coś! Odkąd postawiłam pierwszy krok w stolicy Rosji, nie mogłam się rozluźnić. Nie mogłam w pełni się cieszyć widokiem Marii i dzieciaków. Widokiem Alexa. Całej rodziny Nacho, którą traktowałam jak własną.
A na widok własnego brata ... ledwo się pojawił, a już mnie zdenerwował! Zawsze był podejrzliwy i fanatycznie opiekuńczy, ale w tym momencie przeszedł samego siebie! Przytulił mnie tak mocno, że prawie połamał wszystkie kości. A potem nie dopuścił do głosu, zadając tysiąc pytań na minutę! Jak się czuję? Czy wszystko w porządku? Czy nikt mi się nie naprzykrzał? Czy nie zrobił mi przykrości? No zwariował totalnie!
- Emilio! Dość! - przerwałam mu zirytowana. - Jestem cała i zdrowa! O co Ci tak na prawdę chodzi? - założyłam ręce na piersi, mierząc go podejrzliwym wzrokiem.
- Boże, nawet nie można być idealnym bratem. A potem macie pretensje, że mam was gdzieś. - mruknął, po czym posadził sobie Nacho Juniora na barkach i ruszył w stronę stadionu. Ja i tak się dowiem, co on kombinuje!
- Idziesz, Leire? - głos Maite, siostry Nacho i Alexa, wyrwał mnie z podejrzliwych myśli. Z uśmiechem chwyciłam za drugą dłoń małej Alejandry.
Pół godziny później, zajęliśmy swoje miejsca na stadionie. Wokół było więcej rodzin hiszpańskich zawodników, niż podczas meczów grupowych. Kilka miejsc dalej dostrzegłam rodzinę i przyjaciół Saula. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem jego brata. Uśmiechnął się lekko, jednak ten gest był niepewny, jakby sztuczny.
Widowisko się rozpoczęło. Znów poczułam rozczarowanie widząc brak Saula w wyjściowej jedenastce. Julen Lopetegui by do tego nie dopuścił.
- GOOOOOOOL!!! - wrzasnęły trybuny w dwunastej minucie. Widząc szalejącego Sergio, chłopcy z piskiem radości skandowali "TATA STRZELIŁ GOLA!". Sumienie nie pozwoliło nam wyprowadzać ich z błędu i tłumaczyć, że to gol samobójczy.
Hierro, z powodu braku doświadczenia oraz rzucenia na głęboką wodę, wolał, aby drużyna grała zachowawczo. Jednak moje oczy aż bolały widząc Asensio, który zanim dobrze się rozpędził, musiał się zatrzymywać i wracać. Przez tą taktykę tracił cały swój potencjał!
- Zaklepią się na śmierć. - mruknął Alex obgryzając paznokcie. - Tiki Taka lata świetności ma już za sobą!
- Jeśli to nudne klepanie można nazwać Tiki Taką. - mruknęłam.
- Brakuje im trenera, Leire. Brakuje Julena. - westchnął nie odrywając zdenerwowanego wzroku od boiska.
W czterdziestej minucie Pique niefortunnie odbił piłkę ręką, skutkiem czego Rosjanie wyrównali po rzucie karnym. Nasi rywale nie grali niczego spektakularnego, wręcz stali w miejscu, jednak nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Sami strzelaliśmy sobie w stopy!
Saul na boisko nie wszedł. Hierro znów postawił na obydwóch napastników, co było idiotycznym pomysłem. To w środku pola potrzebowaliśmy błysku, rozruszania gry. Tym bardziej, że Isco, który był najlepszym zawodnikiem, zaczął sunąć nogę za nogą, co jakiś czas próbując ostatkami sił coś wskórać.
Karne to najgorszy z możliwych scenariuszy, bo były kompletną loterią. Zresztą, nawet będąc obiektywną trzęsłam się z nerwów, a co dopiero teraz? Wręcz czułam mdłości! Wtuliłam się w ramię Alexa i spoglądałam na to wszystko jednym okiem. Czułam, że będzie źle.
I niestety, nie pomyliłam się. Strzał Koke został obroniony. Kompletnie załamany wrócił do kolegów. A nasza ostatnia nadzieja zgasła, wraz z obronionym strzałem Yago. Rosjanie oszaleli z radości, a my? Zszokowali spoglądaliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć.
- Co się stało mamo? Wyglaliśmy? - zapytał zdezorientowany Marco, patrząc z nadzieją na Pilar. Ta wzięła go na ręce i zaczęła coś tłumaczyć. Łzy napłynęły mi do oczu na ten widok. To nie tak miało być ...
Ze smutkiem obserwowałam piłkarzy, którzy ze łzami w oczach pocieszali się nawzajem. Saul kucał przed totalnie załamanym Koke i coś mu tłumaczył. Te widoki zawsze łamały moje serce. Ale to, co najbardziej rzucało się w oczy, to ich jedność. Jeden wspierał drugiego, mimo że sam był zdruzgotany.
Jakiś czas potem pozwolono nam zejść do tunelu i zaczekać na piłkarzy. Usiadłam z Nano na kolanach i bujałam jego śpiące ciałko. Zaschnięte łezki na jego policzkach sprawiały mi większy ból, niż cała ta przegrana.
- Daj mi go. - szept Sergio wyrwał mnie z rozmyśleń. Uśmiechnęłam się do niego smutno i podałam syna. Nie chciałam nic mówić, bo słowa w tym momencie były zbędne. Ucałowałam jedynie jego policzek i poklepałam lekko po ramieniu. Wiedział co czułam i co chciałam mu przekazać.
Chwilę później z szatni wyszedł Saul ze spuszczoną głową. Błyskawicznie podeszła do niego Bea, przytulając, i dziękując za wsparcie dla Koke. Poczułam cholerną zazdrość, ponieważ ja nie mogłam tego zrobić. Mimo, że moje serce wręcz krwawiło i wyrywało się do niego!

Rozejrzał się niepewnie wokół, jakby kogoś szukał.

"To jest proste, ale dla takich uparciuchów jak wy, którzy sami rzucają sobie kłody pod nogi, robi się skomplikowane. Pomyśl chociaż raz o sobie Leire, nie o innych."

"Myślisz, że gdybym nie pałał do Ciebie sympatią, to skończyłbym ze złamanym żebrem?"

"Gdyby Cię nienawidził, to nie chciałby się z Tobą widzieć."

"Byłbym wtedy przy Tobie, gdybyś dała mi na to szansę."

"A czy chociaż raz wzięłaś pod uwagę to, że to może właśnie z Tobą byłby w pełni szczęśliwy?"

" ... pomyśl chociaż raz o sobie Leire ..."


Pod wpływem emocji, oderwałam się od ściany, o którą stałam oparta i szybkim krokiem ruszyłam w ślad za Saulem, który zniknął w bocznym korytarzu. Jeśli teraz tego nie zrobię, to nie zrobię tego nigdy!
- Saul! - zawołałam, jednak w tym gwarze nie mógł mnie usłyszeć. Przeciskałam się pomiędzy ludźmi i drugi raz uchyliłam usta, aby krzyknąć, lecz... głos ugrzązł mi w gardle, a ciało automatycznie się zatrzymało. Moje ręce opadły, a w sercu poczułam przeraźliwy ból. Ktoś trącił mnie mocno ramieniem, jednak nawet nie zareagowałam. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w dobijający widok przede mną. W Yaizę ... wtuloną w Saula.
Zrobiłam krok w tył, czując bezlitosne, napływające do moich oczu łzy. W tym samym czasie głowa Saula się podniosła, a jego spojrzenie skrzyżowało się z moim. Za późno, aby uciec niespostrzeżenie. Pociągnęłam nosem i z bólem w sercu się wycofałam. Z tego miejsca i z jego życia. Ostatecznie.

"Życzę szczęścia z Roberto."


***

* Saul

Ból. Rozczarowanie. Bezradność. Krążące po głowie pytanie "co teraz?". Wszystko skumulowało się w jedność. To było coś innego, niż przegrany finał Ligi Mistrzów. Tam dałem z siebie wszystko, tu nie miałem na to szansy. Dusiłem w sobie wściekłość i rozczarowanie. Gdybym tylko ugryzł się w język i nie powiedział podczas wywiadów, że zwolnienie Julena było błędem. Podświadomie zdawałem sobie sprawę, że to był powód braku szans dla mnie. Znów czyjaś duma była ważniejsza od nas. Od piłkarzy. Od jedności drużyny. Od naszego dobra. Bo to przecież o nas chodziło!
Starałem się jak mogłem, aby pocieszyć kolegów. Pocieszyć Koke, który zszokowany i zdruzgotany siedział na murawie. Spotkało go najgorsze, co może spotkać piłkarza. Wiedziałem, że wyrzuty sumienia będą go gryzły przez dłuższy czas. Ale karne były loterią, tu nie były potrzebne umiejętności, a jedynie szczęście. Nasza porażka nie była winą obronionych strzałów Koke i Yago. Przegraliśmy to spotkanie wcześniej, w naszych głowach.
W szatni panowała grobowa cisza, nikt z nas nie wiedział co powiedzieć. Dlatego z ulgą stamtąd wyszedłem.
- Saul. - przede mną zmaterializowała się Beatriz. Objęła moją szyję i mocno przytuliła. - Dziękuję, że się nim zająłeś. To wiele dla mnie, dla nas, znaczy.
- Koke jest silny. - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Jesteś wspaniałym przyjacielem. - ucałowała mój policzek. - Tak mi przykro. To niesprawiedliwe, że ...
- Teraz to już przeszłość. - wzruszyłem niedbale ramionami. - Po powrocie do Hiszpanii usiądziemy i opijemy nasze smutki. O ile pozwolisz swojemu mężowi.
- O ile będę mogła wziąć w tym udział. - zaśmiała się, mimo że nie było w tym ani krzty radości. Ostatni raz ją przytuliłem i rozejrzałem po obszernym korytarzu.
Wszyscy tonęli w objęciach swoich rodzin. Zapłakane dzieci, smutne żony i dziewczyny, próbujące pocieszyć swoich życiowych partnerów. Przechodziłem właśnie obok Sergio i jego rodziny zaskoczony brakiem Leire. Do tej pory zawsze widziałem ją w ich pobliżu. Wzrokiem omiotłem tłum czując jak poddenerwowanie ogarnia moje ciało. Gdzie ona jest?
- Saul! - głos brata oderwał mnie od poszukiwań. Szybkim krokiem podszedłem do Aarona, który mocno mnie objął. - Musisz o czymś wiedzieć, zanim ... - nie dokończył ponieważ nad jego ramieniem dostrzegłem ... Yaizę. - Jest tu ...
- Co ona tu robi? - spytałem zdezorientowany.
- Cóż, to niespodzianka naszego brata. - mruknął.
Niepewnym krokiem podszedłem bliżej grupy moich znajomych, nie odrywając zszokowanego wzroku od Yaizy. Stała razem z Jonym i moją bratową, rozglądając się wokół nerwowo. Znałem ją doskonale, nie czuła się komfortowo. Więc, dlaczego?
- Yaiza?
- Saul, tak mi przykro. - szepnęła, po czym podeszła do mnie i objęła. Zdezorientowany oddałem gest nadal nie rozumiejąc, co się tu wyprawia. Przecież ze mną zerwała, prosiła, abym dał jej spokój! Co się zmieniło?
- Co tu robisz? - wyszeptałem do jej ucha.
- Przyjechałam z Jonym i Camillą. Miałam być tylko na meczu, ale ... gdy zobaczyłam Cię takiego przygnębionego ... wiem jakie to było dla Ciebie ważne.
- Ale ...
- To nic nie zmienia, Saul. Jednak, od tak nie przestaniesz być dla mnie ważny i ... - więcej nie słyszałem. Uniosłem głowę, a świat przestał dla mnie istnieć. Dostrzegłem Leire stojącą kilka metrów ode mnie z bólem wypisanym na twarzy. Po jej policzku spłynęła łza. Zrobiła krok w tył, a ja automatycznie puściłem Yaizę. Opanowała mnie panika.
- Nie ... - wyszeptałem.
- Co? - spojrzała na mnie zdezorientowana Yaiza.

"Ona mnie nienawidzi!"
"Bo ją odrzucasz za każdym razem!"


- Cholera jasna. - jęknąłem chowając twarz w dłoniach.

***

* Leire

Przedzierałam się pomiędzy tłumem ludzi, wprost do wyjścia. Ból serca wprost odbierał mi możliwość oddychania. Dusiłam się. Potrzebowałam natychmiast świeżego powietrza! Ktoś mnie wołał, ale nie miałam ochoty pokazywać się światu w tym stanie. Musiałam najpierw dojść do siebie.
- Leire! - poczułam mocne szarpnięcie. - Wołam Cię jak ostatni kretyn, a Ty ... co się stało?! - twarz Emilio, po zobaczeniu mojej, natychmiastowo zbladła.
- Nic, daj mi spokój! - próbowałam się wyrwać. Jednak na nic się to zdało. Silne ramiona objęły moją sylwetkę i przycisnęły do twardego męskiego torsu.
- Już, spokojnie ... - wyszeptał głaszcząc mnie po włosach. Przestałam się wyrywać i zastanawiać nad jego dziwnym zachowaniem. Wtuliłam się w niego ufnie, niczym mała bezbronna dziewczynka, pociągając nosem. - Oddychaj powoli. Nie chce znów przez to przechodzić ... - uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie z dzieciństwa, gdy z powodu płaczu nie mogłam złapać oddechu, a spanikowany Emilio wrzeszczał, że umieram.
- Tata Ci wytłumaczył co masz robić. - mruknęłam.
- Wolałbym uniknąć widoku Twojej sinej twarzy. W sumie tego widoku też wolałbym uniknąć. - otarł kciukami łzy z moich policzków. - Ukręcę mu łeb. - syknął.
- Co? Komu? - spytałam zdezorientowana.
- Męska sprawa. - wzruszył ramionami. - Chodźmy stąd. - objął mnie ramieniem. - Stawiam Ci dużą kawę i wielkie ciacho.
- Uderzyłeś się w głowę? - zerknęłam na niego podejrzliwie. - Bo chyba mi nie powiesz, że umierasz?!
- Jeszcze trochę się ze mną pomęczysz. Po za tym, mam do załatwienia dość ważną sprawę ...

***

Krasnodar, 2 lipca 2018.

* Saul

Ostatnie pakowanie, wyjazd na lotnisko, oczekiwanie na lot ... stałem z boku zastanawiając się, kiedy to wszystko minęło. Miesiąc to sporo czasu, a jednak miałem wrażenie, jakbym to wczoraj pierwszy raz stanął stopą na rosyjskiej ziemi. Przygoda z Mundialem dobiegła końca, o ile przygodą można było to nazwać. Dałem sobie jednak słowo, że za cztery lata będzie inaczej. Nie poddam się tak łatwo ...
Jednak co innego nie dawało mi spokoju. Od wczorajszego wieczora nie mogłem znaleźć sobie miejsca, nie mogłem spać ... cały czas przed oczami miałem twarz Leire, pełną bólu na mój widok z Yaizą. Nic już nie rozumiałem. Straciłem całkowitą kontrolę nad tym wszystkim. Była z innym, a jednak czuła coś do mnie? Iskierka nadziei pojawiła się w moim sercu. Gdybym tylko miał pewność!
- Niguez. - poczułem mocne uderzenie w plecy. Przymknąłem powieki i odetchnąłem ciężko. Emilio Butragueño. Zacisnąłem dłoń na uchwycie mojej walizki i powoli się odwróciłem. - Musimy pogadać. Natychmiast.
- Lecę w podskokach. - prychnąłem.
- Dla mojej przyjemności możesz nawet odtańczyć Macarenę na środku lotniska, ale najpierw musisz coś zobaczyć. Chodzi o Leire. - spojrzał na mnie ze stanowczością w oczach. Poczułem zimny dreszcz na plecach. Emilio mówił do mnie bez zbędnej ironii, z dziwnym wyrazem twarzy ...
- Coś się stało? - przeraziłem się.
- Czyli jednak Ci na niej zależy. - mruknął, po czym gestem głowy pokazał, abym za nim szedł. Nie poznawałem tego kretyna. Coś się musiało stać, inaczej nie rozmawiałby ze mną tak ... normalnie? Bez zastanowienia poszedłem za nim. Musiałem natychmiast się dowiedzieć, o co chodzi. - Powinienem Ci najpierw ukręcić łeb, za to, że wylała przez Ciebie tyle łez.
- Słucham?
- Nie udawaj idioty Niguez. - syknął. - Co ja mówię, Ty jesteś idiotą! Ile jeszcze chcesz udawać, że moja siostra nic dla Ciebie nie znaczy? Pchasz ją w ramiona faceta, którego nie kocha!
- Widziałem ich razem, nie wyglądała na ... zresztą! Od kiedy interesuje Cię moje życie i moje decyzje? - zdenerwowałem się. Komu jak komu, ale jemu tłumaczyć się nie będę!
- Od kiedy dotyczy to mojej siostry. Nie jestem dumny z tego co zrobiłem, ale ... - wyciągnął zza paska jakiś zeszyt, a może dziennik? - ... byłem u niej w mieszkaniu, miałem zabrać ważne papiery i przez przypadek znalazłem to. Nie masz siostry, więc nie zrozumiesz, ale bracia lubią czytać ich zapiski, czy pamiętniki. I nie powiem, ale podniosło mi to ciśnienie.
- Co to jest? - zmarszczyłem czoło.
- Powiedzmy, że Leire zawsze miała ... jak to ojciec mówi? Ach tak! Wrażliwą duszę. - westchnął szukając czegoś pomiędzy zapiskami. - "Zawsze wiedziałam, że są inne, które bardziej zasługują na Ciebie. Kiedyś przysięgłam, że nie wezmę do siebie tego, jeśli ułożysz sobie życie z jedną z nich. Chociażby dla tego widoku ... widoku Ciebie szczęśliwego." - zaczął czytać, a moje oczy robiły się co raz bardziej szersze. - "Zawsze wiedziałam, że kiedyś pokochasz kogoś innego. Kogoś kto nie pokocha Cię tak, jak Ja. Bo mój drogi, Ja ciągle jestem w Tobie zakochana. Ale Ty już jesteś szczęśliwy, prawda?"
- To ... - zająknąłem się.
- To nie o Tobie? - prychnął. - Więc słuchaj dalej. - przekartkował na pierwsze strony. - "To, co sprawia, że cię uwielbiam, to cały Ty. To tak nierealne, ale sprawiło że  zakochałam się w Tobie ... Saul".
 - Ale przecież jest z nim. - przeczesałem nerwowo włosy. Głowa zaczęła mi pulsować z nadmiaru wiadomości. Leire mnie kocha. Cały czas mnie kochała! Zrobiła to, bo mnie kochała!
- Ty jednak jesteś idiotą. - zaśmiał się ironicznie. - Rusz głową! Chce z nim być, żeby spróbować zapomnieć o Tobie! Upokarza mnie fakt, że jestem Twoim szpiegiem, ale podsłuchałem jej rozmowę z Roberto. Ma mu dać ostateczną odpowiedź jutro.
- Dlaczego to robisz? - nie rozumiałem. - Przecież mnie nienawidzisz.
- To nic nie zmienia pomiędzy nami. Dalej nie pałam do Ciebie sympatią. - wywrócił oczami. - Ale nie jestem aż takim egoistą, aby stać na drodze do szczęścia własnej siostrze. Cóż, gustu to ona nie ma, ale skoro Cię kocha ... - zmierzył moją sylwetkę krytycznym wzrokiem. - Jakoś przełknę tę gorycz. Ale jeszcze jedna jej łza, a ukręcę Ci łeb Niguez. I wcale nie żartuje! - wcisnął mi dziennik Leire do rąk. - Masz cały lot z Rosji do Hiszpanii, aby przemyśleć co zrobić.
- Gdzie ona teraz jest?
- Prawdopodobnie gdzieś nad Szwajcarią. - wzruszył ramionami. - Ich samolot wyleciał ponad dwie godziny temu.
- Jeśli mi wybaczy ...
- Tak, tak ... zgadzam się być ojcem chrzestnym waszego dziecka. To będzie sama przyjemność. - wyszczerzył się bezczelnie.
- Po moim trupie. - warknąłem.
- Bez takich mi tutaj. - pogroził mi palcem. - Masz całe życie na to, aby mi udowodnić, że na nią zasługujesz.

***

Zdaję sobie sprawę z tego, że podczas czytania powyższego rozdziału chciałyście mnie kilka razy zabić, ale cóż ... każda historia musi targać emocjami swoich czytelników :) Publikuje niespodziewanie, znów szybko, ale to dlatego że mam zawalony tydzień i nie wiem czy udałoby mi się zrobić to w najbliższych dniach :) Zresztą, chciałyście aby coś "ruszyło", prawda?

Wspominałam wam ostatnio o nowej historii, prawda? Oszalałam i z prędkością światła napisałam prolog ... nie wiem co z tego wyjdzie, mam nadzieję że coś fajnego ^^ Dlatego chciałam się z wami podzielić tym "testerem" :


;(

niedziela, 22 lipca 2018

17. Lubis ciocie Lole?

Krasnodar, 29 czerwca 2018.

* Saul

- Podsumowując. Pożarliście się jak stare dobre małżeństwo i teraz macie ciche dni. - oznajmił Aaron tonem filozofa, na co wywróciłem zirytowany oczami. Streściłem mu całą moją rozmowę z Leire, o ile rozmową można było to nazwać, a on bezczelnie się ze mną nabijał! - Saulito, zazdrość Ci paruje uszami.
- Zazdrość? - prychnąłem. - Chyba oszalałeś! Ona doprowadza mnie do szału! Współczuje temu Roberto z całego serca!
- Tak, bo znam Cię od wczoraj.
- Zajmij się lepiej synem, bo właśnie wkłada sobie buta do buzi. - mruknąłem podnosząc Luccę z podłogi, po czym posadziłem chłopca na swoich kolanach. - Twój tatuś głupoty gada.
- À propos ojca ... - westchnął ciężko. - Jeśli o niego chodzi, spodziewałabym się wszystkiego. Wszystkiego! Ale nie czegoś takiego! To w ogóle w głowie mi się nie mieści ...
- Gdybyś tylko widział jak nią szarpał. - przetarłem dłonią twarz, czując jak podnosi mi się ciśnienie na samą wzmiankę o tym wydarzeniu. -  Był w jakimś amoku! I to z powodu samej jej obecności!
- Gdy chciałem przedstawić rodzicom Debbie, ostentacyjnie wyszedł z salonu i trzasnął drzwiami.
- Dlaczego?
- A dlaczego zaatakował Leire, skoro rozstałeś się z Yaizą? - odpowiedział mi pytaniem. - Nie postąpiliśmy tak, jak on tego chciał. A najśmieszniejsze jest to, że Ana wcale nie była jego ulubienicą. Do niej też miał zastrzeżenia, a mimo to, ma mi za złe, że osobno wychowujemy Lucce.
- Ale to też nie powód, aby tak potraktować Debbie. - oburzyłem się. - To nie z jej powodu rozstałeś się z Aną. Poznaliście się prawie rok po tym wydarzeniu! - nowa dziewczyna Aarona, była tak pozytywną osobą, że wręcz nie dało się jej nie lubić. Było mi przykro, że ojciec nie dał jej nawet cienia szansy. - A tak w ogóle, to gdzie ona jest?
- Została w hotelu. - wzruszył ramionami. - Myśleliśmy, że będzie tu ojciec, nie chciała mu wchodzić w drogę.
- To ja ją tu zaprosiłem, nie on!
- Spokojnie, będziemy razem na meczu. - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że przyszedłeś wcześniej. - postawiłem wyrywającego się Luccę z powrotem na podłogę. - Potrzebowałem komuś się wygadać. Xaviemu musiałbym streścić ostatnie siedem lat, a nie miałem ochoty do tego wracać.
- Saul, to samo wraca. I będzie wracało, dopóki będziecie kończyć wszystkie dyskusje w ten sam sposób.
- Z nią się nie da inaczej!
- A z Tobą się da? - prychnął. - Rozumiem, że czujesz się urażony, ale postaw się też na jej miejscu. Obydwoje jesteście ofiarami manipulacji naszego ojca. Zresztą, Ty zawsze nerwami i bezczelnym bełkotem próbujesz ukryć swoje prawdziwego uczucia. Przyznaj się wreszcie przed samym sobą, że jesteś zazdrosny, bo ona nadal jest dla Ciebie ważna.
- To chyba oczywiste, że była dla mnie ważna!
- Była? - nachylił się nade mną niczym kat. - Odkąd dowiedziałeś się prawdy o tamtych wydarzeniach, nie powiedziałeś ani jednego złego słowa na temat jej decyzji. Jedyne co Cię wkurza, to to, że już jest zajęta.
- Tak, wkurza mnie to, bo ona ułożyła sobie życie bez problemu, a ja skrzywdziłem Yaizę przez chorą obsesje ojca. Nie zasłużyła na to!
- Czyli Leire nie zasługuje na szczęście? Chcesz żeby całe życie cierpiała z powodu tamtej decyzji?
- Tego nie powiedziałem. - oburzyłem się.
- Nie? A chociaż przez chwile pomyślałeś o tym, jak ona cierpiała, widząc Cię z Yaizą? Role się odwróciły Saulito, teraz wiesz jak ona się czuła. - westchnąłem spuszczając głowę. - Nie możesz całej winy zrzucać na ojca czy na nią, sam też nie byłeś bez winy. Po co Ci było pakować się w związek z Yaizą, gdy doskonale wiedziałeś, że podoba Ci się Leire?
- Chciałem o niej zapomnieć, przerzucić myśli na kogoś innego ... - mruknąłem zażenowany swoim nastoletnim postrzeganiem świata i życia uczuciowego.
- I co? Udało Ci się? - prychnął.
- Przecież wiesz, że nie.
- A wystarczyło zachować się jak facet i powiedzieć jej o swoich uczuciach. Saul, zacznij wreszcie kierować się tym, czego Ty chcesz!
- Już jest za późno. - prychnąłem.
- Nigdy nie jest za późno. Taki z Ciebie fighter, a nie potrafisz powalczyć o kobietę?!
- Ona mnie nienawidzi!
- Bo ją odrzucasz za każdym razem!
- Aaron, ona już z kimś jest, rozumiesz? - jęknąłem zrezygnowany. - Nie mogę rozwalić czyjegoś szczęścia! Nie jestem egoistą!
- A chociaż zapytałeś, czego ona chce?
- To chyba oczywiste? Widziałem ich razem, wcale nie wyglądała na nieszczęśliwą. - niespodziewanie zacisnąłem pięści, na samo wspomnienie ręki faceta na jej udzie.
- Nie dowiesz się tego, okazując jej jedynie niechęć.
- Tak jest lepiej ...
- Lepiej. - zironizował. - Kierowała się tym samym, nie przychodząc do tego parku i zobacz do czego to doprowadziło. - chwycił syna i mi go podał. - Idę do łazienki, popilnuj go. - westchnąłem ciężko sznurując bucika bratanka.
- I co ja mam teraz zrobić Lucca? - szepnąłem patrząc na uśmiechniętą buzię chłopca. Chwycił swoimi piąstkami moją koszulkę, po czym zaczął się wspinać, aż stanął nóżkami na moich kolanach. Za gaworzył po swojemu i objął moją szyję. Zaśmiałem się przytulając go do siebie. - Mam ją przytulić?
- Agu! - pisnął z uśmiechem. Rozbawiony wytarłem ślinę z jego podróbka.
- Żeby to było takie proste mały.

***

* Leire

- Jak stare dobre małżeństwo. - podsumowała Pilar po streszczeniu jej całej konfrontacji z Saulem. - W moich kłótniach z Sergio nie ma tyle pasji, aż czuję się zazdrosna.
- Zazdrosna? - prychnęłam. - O co?
- Po takich emocjonujących kłótniach, gdy wręcz latają talerze, najlepsze jest pogodzenie. Takie ... pełne pasji. - parsknęła.
- Pilar! No wiesz!
- Masz rację, przepraszam. - objęła mnie ramieniem. - Zacznijmy od początku. Saul nareszcie zna całą prawdę, czuje się zraniony, ale to było do przewidzenia. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że większą winę ponosi za to jego ojciec, nie Ty.
- To nic nie zmienia. - mruknęłam.
- Rozstał się z Yaizą. - zanuciła pod nosem.
- To też nic nie zmienia.
- Boże, ależ wy jesteście uparci! - jęknęła. - Nie wspominając o waszych charakterkach, które tworzą te kłótnie pełne emocji! Nic wam nie stoi na przeszkodzie, aby ...
- Pilar, on nic do mnie nie czuje. - westchnęłam ciężko przeczesując włosy. - Owszem, podobałam się mu, ale to przeszłość. Nienawidzi mnie za to, co zrobiłam.
- Gdyby Cię nienawidził, to nie chciałby się z Tobą widzieć.
- Ok, może nienawiść to zbyt dużo powiedziane, ale na pewno nic czuje do mnie tego, co ja do niego. Zresztą, nigdy nie wyprowadził mnie z tego błędu.
- Może taki ma charakter? - spojrzała na mnie uważnie.
- Przecież to Saul Niguez! Gada co mu ślina na język przyniesie. Nie raz powinien się w niego ugryźć. - syknęłam.
- Może gryzie się w nieodpowiednim momencie?
- Ugh, sama nie wiem. - jęknęłam zakrywając twarz w dłoniach. - Pilar, to wszystko mnie przerasta. Rozmyślając o tym, robię sobie tylko bezpodstawne nadzieje. Zresztą, życzył mi szczęścia z Roberto.
- A Ty mu kazałaś iść do Yaizy, chociaż w głębi serca tego nie chciałaś. - wytknęła mi język, na co wywróciłam oczami. - Pod wpływem emocji, człowiek różne głupoty gada.
- Mówisz to tak, jakby to wszystko było takie proste. - mruknęłam.
- Jest proste, ale dla takich uparciuchów jak wy, którzy sami rzucają sobie kłody pod nogi, robi się skomplikowane. Pomyśl chociaż raz o sobie Leire, nie o innych. Chcesz żeby był szczęśliwy? - spytała, na co kiwnęłam głową. - A czy chociaż raz wzięłaś pod uwagę to, że to może właśnie z Tobą byłby w pełni szczęśliwy?

Nie odpowiedziałam. Zagryzłam wargę i w skupieniu obserwowałam jak Pilar, z Alejandro na rękach, schodzi z trybun i udaje się wprost do czekającego Sergio. Zostawiła mnie samą, abym w spokoju mogła wszystko przemyśleć. Jednak ja dalej nie wiedziałam co począć.

***

* Saul

Po murawie rozbrzmiał ostatni gwizdek. Koniec treningu. Z uśmiechem upiłem łyk wody i przybiłem z Koke "piątkę". Moi koledzy, jeden za drugim, ruszyli w stronę trybun, aby przywitać się z najbliższymi. Kolejny otwarty trening zafundowany nam przez Hierro. Miałem jedynie nadzieję, że Lucca nie zasnął zmęczony.
Zawiązałem mocniej sznurowadła przy korkach, po czym truchtem ruszyłem w stronę band. Widząc z daleka drugiego małego osobnika, mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Matias! Mój drugi bratanek, syn Jonego. Wiedziałam, że mój najstarszy brat razem z żoną i synem przyjadą na mecz z Rosją, ale sądziłem, że zobaczymy się dopiero w niedzielę.
- To jest TA niespodzianka?! - zawołałem z daleka. Jony odwzajemnił uśmiech i mocno mnie objął.
- W pewnym sensie. Bądź grzeczny, a może dostaniesz jeszcze jedną. - poczochrał moje włosy, co miał w zwyczaju. Trąciłem go łokciem w żebra, po czym wyciągnąłem ręce do Matiasa.
- To co? Pobawisz się z wujkiem i z Luccą? - spytałem, na co rudowłosy chłopiec pokiwał energicznie główką i mocniej objął moją szyję. Wziąłem od Aarona Luccę i ruszyłem z bratankami na środek murawy. Obydwaj mieli nie wiele więcej jak po roku, jednak zabawy z piłkami były ich ulubionymi zajęciami. Ledwo trzymali się na nogach, ale w skupieni próbowali je trącać swoimi małymi nóżkami. Co rusz musiałem ze śmiechem podnosić jednego, albo drugiego. Obydwaj wprowadzili wiele radości do mojego życia.
W pewnej chwili dostrzegłem kątem oka nie wiele większego od nich chłopca. Marco Ramos. Stał kilka kroków od nas z piłką w rączkach i spoglądał na mnie smutno.
- Marco! - zawołałem do niego wesoło. - Chodź do nas. Poznasz kogoś ... - jednak bródka dwulatka zaczęła się niebezpiecznie trząść. Rzucił piłkę na trawę i pobiegł zdruzgotany przed siebie. Poczułem wyrzuty sumienia, ponieważ sam obiecałem mu wspólną grę. Tylko we dwóch.

***

* Leire

Po przywitaniu i krótkiej rozmowie z Nacho, postanowiłam zostać przy bandach. Z uśmiechem obserwowałam Nano biegającego z Isco Juniorem za Asensio i Seniorem Alarconem, jak miałam przyjemność go nazywać. Z całej czwórki to właśnie czterolatki wydawały się być bardziej dojrzalsze. Ale zaraz, gdzie nasz mały Marco?
- Lola! - usłyszałam zapłakanego dwulatka. Zerwałam się ze swojego miejsca i szybko do niego doskoczyłam. Rozgoryczony wpadł w moje ramiona i pociągnął noskiem.
- Kochanie, co się stało? Przewróciłeś się? Coś Cię boli? - zaczęłam nerwowo go oglądać.
- Nie. - wyjąkał łapiąc powietrze.
- To co się stało? Dlaczego płaczesz? - wyciągnęłam chusteczki z kieszeni i zaczęłam wycierać zapłakaną buzię.
- Wujek Saul jus mnie nie lubi! - szloch wyrwał się z jego ust.
- Co to znaczy już Cię nie lubi? - chwyciłam na ręce jego trzęsące się ciałko i mocno do siebie przytuliłam. - Co Ty w ogóle opowiadasz? Ciebie nie da się nie lubić.
- On nie ce ze mną glać! Tylko z innymi chłopcami! - załkał wtulony w moją szyję.
- Oh, to o to chodzi. - uśmiechnęłam się pod nosem. Widziałam Saula w towarzystwie, prawdopodobnie swoich bratanków, a do tego znałam aż za bardzo charakter swojego chrześniaka. Potrafił się buntować z zazdrości o Nano i Alejandro, a co dopiero o inne dzieci. - Kochanie, inni chłopcy też chcą z nim zagrać.
- Obiecał!
- A nie chciałbyś zagrać razem z nimi?
- Nie! - znów załkał. Cóż, nie pozostało nic innego jak przeczekać chwile rozpaczy dwulatka. Wspaniałomyślnie zaproponowałam zabawę z Nano i Isco Juniorem, jednak reakcja była taka sama. Zostały dwie opcje. Albo zaśnie, albo mu przejdzie.
I już miałam postawić pierwszy krok w stronę ławki, gdy wyczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Bardzo blisko mnie. Te perfumy ... poznałabym je wszędzie, nawet w największym tłumie! Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, gdy oddech Saula otarł się o moje ucho. Zaskoczona uniosłam głowę i o mały włos, a nasze nosy by się ze sobą styknęły. Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło walić jak oszalałe. Mocniej przycisnęłam Marco, bo jeszcze chwila, a straciłabym czucie w rękach.
- Saul ... - wychrypiałam.
- Chyba jednak nie jestem fajnym wujkiem. - uśmiechnął się pod nosem i ostrożnie dotknął ramienia dwulatka. Z boku wyglądało to tak, jakby obejmował nas oboje. I tak też się czułam. - Marco? Dlaczego uciekłeś? - spytał delikatnie. Chłopiec jedynie podniósł na niego zapłakane oczy i wtulił się w moją szyję z drugiej strony.
- Jest zazdrosny. - szepnęłam spuszczając wzrok.
- Oh, to akurat rozumiem. - chrząknął. Zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc do czego pije. - Powiedziałem moim bratankom, że poznałem tu bardzo fajnego chłopca, który jest moim ulubionym kolegą. Bardzo chcieliby Cię poznać i się z Tobą pobawić.
- Nie. - wymruczał w moją szyję, jednak czułam że jeszcze chwila, a da się namówić na wspólną zabawę.
- A jak Ci obiecam, że później razem pogramy? - Marco milczał, analizując coś w swojej małej główce. - Wiem, że lubisz się tulić do cioci Loli, na pewno to bardzo miłe, ale może damy jej chwilę odpocząć? - zarumieniłam się lekko na te słowa, dziękując Bogu, że stoi za mną i tego nie widzi. - Cóż, nie mam innego wyjścia. Trzymasz go mocno? - wyszeptał wprost w moje ucho.
- Co? - wyjąkałam, a po chwili poczułam jak mnie unosi. - Saul! - pisnęłam chwytając się jego szyi, a drugą ręką mocno trzymając zdezorientowanego Marco. -  Co Ty robisz?!
- Mówiłem, że nie mam innego wyjścia. - wzruszył ramionami, wielce z siebie zadowolony.
- Wujek jest silny. - uśmiechnął się zadowolony dwulatek. A dopiero co płakał zrozpaczony! Zdrajca mały ... typowy Ramos!
- Ciocia jest lekka. - puścił mu oczko.
- Oh, dziękuję wam bardzo! - oburzyłam się.
- Powiedziałbym, że aż za lekka. - zironizował. - Ty w ogóle coś jesz?
- Ugh, możesz nas puścić? A przynajmniej mnie? Wszyscy się patrzą! - wywróciłam zażenowana oczami.
- Tak bardzo obchodzi Cię opinia innych?
- A Ciebie?
Przystanął wpatrując się wprost w moje oczy. Zmarszczył zabawnie brwi nad czymś rozmyślając. Pierwszy raz miałam szansę przyglądnąć się z takiego bliska jego twarzy. Na żywo. Aż dłonie mnie świerzbiły, aby dotknąć jego zarośniętego policzka, jego ust ...
- Leire ... - wyszeptał przyłapując mnie na wpatrywaniu się w jego wargi.
- Lubis ciocię Lole? - ciche pytanie Marco oderwało nas od wpatrywania się w siebie. - Jak tatuś mamusię?
- Ugh, Saul, puść ... - odchrząknęłam i po chwili stałam na własnych nogach, a Marco obok, przypatrując się nam uważnie. - Skoro się przeprosiliście to ... ja może znajdę Pilar? Powinna już wrócić. Marco, bądź grzeczny. - poprosiłam i szybkim krokiem, spanikowana, zeszłam z murawy. Odprowadzona jego spojrzeniem. Spojrzeniem, które wywiercało mi dziurę w plecach.

***

Szczerze mówiąc, jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów :) I taki ... idealny na słoneczną niedzielę! Więc nie było innej opcji, jak tylko się z wami nim podzieli :)

Dodam jeszcze że "zrobiłam porządek" w teraźniejszych bohaterach. Ze względu na to, że musiałam pozmieniać wiele wątków, dodać jeden ... dość ważny i tajemniczy (ale to dopiero za kilka rozdziałów) oraz otworzyć sobie furtkę na nową historię (o ile się na nią zdecyduje) obsada "troszeczkę" się zmieniła :)

Oh! W następnym rozdziale powraca Emilio Junior! Cieszycie się, prawda? :)



piątek, 20 lipca 2018

16. Yaizy w to nie mieszaj!

Soczi, 28 czerwca 2018.

* Leire

Piękny i gorący dzień nawiedził Soczi. Z samego rana, przy śniadaniu, Bea przypomniała nam o planach wyjścia na plaże. Chłopcy, na samą wzmiankę o morzu i piasku, wpadli w zachwyt i wręcz w biegu zaczęli pakować potrzebne zabawki. I nie tylko. Jakimś cudem pomiędzy gumową kaczuszką, a frisbee znalazł się czerwony biustonosz Pilar. Mały szczegół, jednak Marco uparcie twierdził, że to mu się przyda.
Piłkarze również przebywali tego dnia w Soczi. Dostali od trenera wolny dzień, więc Sergio oznajmił przez telefon, że zabiera chłopaków do nas, na plażę. Usłyszawszy to, doznałam lekkiej paniki. Co, jeśli zjawi się Saul? Jak mam się zachować? Co powiedzieć? A może jednak milczeć? Te pytania odbijały się w mojej głowie, całą drogę. Jednak na miejscu okazało się, że oprócz piłkarzy Realu Madryt, był tylko jeden rodzynek z Atletico, Koke. I to tylko ze względu na Beatriz, którą po chwili porwał na bok.
Zsunęłam z siebie sukienkę, przy akompaniamencie gwizdów zachwytu Daniego i Asensio. Gdybym ich nie znała, na pewno bym się zarumieniła. A tak, to jedynie bezczelnie poprawiałam swoje czarne bikini.
- Leire. - jęknął Carvajal. - Bezczelnie męczysz człowieka!
- I kto to mówi? - wytknęłam mu język, po czym wyciągnęłam z torby krem do opalania. Momentalnie zaświeciły mu się oczy. - Nacho? - zwróciłam się do rozbawionego przyjaciela. - Mógłbyś?
- Ej! - oburzył się Dani. - Ja mam większe ręce.
- Wiesz, że Cię kocham, jednak mam większe zaufanie do rąk Nacho. Nie zjadą przypadkowo tam, gdzie nie trzeba. - zachichotałam odgarniając włosy na jedną stronę.
- Mówisz tak, jakbyśmy znali się od wczoraj. Zapomniałaś kto ciągnął Cię za tą długą kitę, gdy mieliśmy po dziesięć lat? - nie skomentowałam, a jedynie posłałam mu uśmiech. Dani, Nacho, Marco, Isco, Lucas i Sergio ... cała madrycka ferajna. Szkoda tylko, że dziewczyny zostały w Madrycie.
Założyłam okulary na nos i położyłam się wygodnie na ręczniku. Kątem oka obserwowałam Isco, robiącego kapki przed zaczarowanymi oczami Nano. Sergio trzymał Alejandro, mącząc jego stópki we wodzie, rozmawiając przy tym z Pilar. Lucas całą swoją uwagę skupił na video czacie z Macareną, którą zdążyłam w międzyczasie pozdrowić. Dani z Nacho rzucali frisbee, a Marco ... o Boże! Zakryłam usta, tłumiąc wybuch śmiechu. Nasz maleńki blondasek ciągnął po wodzie przemycony biustonosz, w którego miseczce siedziała dumnie gumowa kaczuszka. Push-Up na coś się przydał. Uchyliłam usta, aby poinformować o tym rodziców, jednak przeszkodził mi ten, o którym nie zdążyłam wspomnieć. Marco Asensio, we własnej osobie, chwycił mnie niespodziewanie na ręce, po czym wbiegł do wody, nie dając szans na jakąkolwiek reakcję.
- ASENSIO NIE ŻYJESZ!!! - wrzasnęłam wypluwając wodę z ust. Ten jedynie rechotał wielce rozbawiony i dumny z siebie, wyglądając przy tym niczym młody Bóg. Za to ja musiałam wyglądać jak tandetna rusałka! Rzuciłam się w jego stronę i przewróciłam do wody ... tyle, że ta szuja znów pociągnęła mnie za sobą!
- Zadziora z Ciebie Lola. - podsumował, gdy stanęliśmy na własnych nogach, w wodzie sięgającej pasa.
- Żadna Lola! - pogroziłam mu.
- Lola, Lola. - zaśmiał się opryskując mnie wodą.
- Ugh, nienawidzę was wszystkich! - machnęłam rękoma, po czym ruszyłam w stronę brzegu. Już z dala usłyszałam oburzenie Marco oraz Sergio, który mu tłumaczył, dlaczego stateczek jego kaczuszki, to jest biustonosz Pilar, nie jest tym, czym mu się wydawało, że jest.
- Po prostu wiesz, mamusia nosi to ... o tu ... - robił palcami jakieś idiotyczne kółka nad swoją klatką piersiową. Marco patrzył na niego jak na niedorozwiniętego.
- Robisz z siebie kretyna i on doskonale o tym wie. - szepnęłam mu do ucha rozbawiona, na co strzelił mnie po udzie. - Sergio! - wrzasnęłam i oburzona usiadłam obok Lucasa, rozmasowując obolałe miejsce. Jak będę miała siniaka, to trzepnę Ramosa w tą pustą łepetynę! - Patrz i ucz się Lucas, jak nie tłumaczyć dzieciom trudnych rzeczy. - westchnęłam rozbawiając go. - Co u naszego najmłodszego Madridisty? - zagadnęłam. Momentalnie zaświeciły mu się oczy, a przed własnymi zobaczyłam sesję miesięcznego Vazqueza. - Jest cudowny! Pewnie Ci ich bardzo brakuje?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak. - westchnął uśmiechając się do zdjęcia dziecka. - Co ja bym zrobił bez tej nowoczesnej technologi?
- Fakt, trudno pogodzić życie sportowca i ojca. Co chwile jakiś wyjazd. - przeczesałam dłonią mokre włosy. - Teraz Mundial, potem wyjazd na "pretemporadę" z Realem.
- Ważne żeby był ze mnie dumny.
- Oj Lucas, co Ty opowiadasz? Ten mały to szczęściarz, że ma takiego tatusia jak Ty. - trąciłam go rozbawiona ramieniem. - Tyle że poprzeczka poszła w górę, musisz od nowa zdobywać puchary, żeby go do nich wsadzić, jak Sergio Marco. - zaśmialiśmy się na samo wspomnienie. - Nie żebym sama nie miała w tym interesu ...
- Gdzież bym tak nawet śmiał pomyśleć!
Wstałam rozbawiona, otrzepując swój tyłek z piasku. Rozejrzałam się za Beą i Koke, jednak nie było po nich śladu. Oznajmiłam wszystkim, że idę po coś do picia, ale bez odzewu. I dobrze! Wielbłądem nie byłam, żeby im nosić butelki z wodą.
Zarzuciłam na siebie sukienkę, aby nie paradować po promenadzie w samym bikini, po czym ruszyłam pewnym krokiem po piasku. W międzyczasie próbując upiąć włosy w koka.
- Leire? - usłyszałam przed sobą. Zamarłam w pół kroku i uniosłam głowę. Przede mną stał Saul, trzymając dłonie w kieszeniach swoich szortów. - Możemy porozmawiać? Myślę, że mamy sobie dużo do wyjaśnienia.
- Myślałam, że nie chcesz mnie widzieć. - mruknęłam, na co prychnął ironicznie w swoim stylu.
- Chyba zasługuję na kilka słów? - kiwnęłam jedynie w geście zgody i rozejrzałam wokół za odpowiedniejszym miejscem do rozmowy. - Przejdziemy się? - zaproponował. Znów przytaknęłam i ruszyłam za nim niepewnie. Przez kilka minut szliśmy w kompletnej ciszy, nie wiedząc od czego zacząć. Z dwa czy trzy razy uchylałam usta, aby coś powiedzieć, jednak głos grzązł mi w gardle. Byłam wręcz sparaliżowana z nerwów. A jeszcze tak nie dawno prowadziliśmy ożywione konwersacje.
W tak gęstej atmosferze zaszliśmy na sam koniec mola. Saul westchnął ciężko i oparł się o balustradę, wpatrując w pełne morze. Niepewnie stanęłam obok, obserwując jego profil. Jego rękę, wytatuowaną od ramienia po nadgarstek. Dodawało mu to zadziorności, o ile nie miał tego aż nad to ...
- "Siła nie pochodzi z cielesnej zdolności, ale z woli duszy ..." - jego głos oderwał mnie od próby przeczytania wytatuowanej sentencji na jego nadgarstku. - To cytat z dedykacją dla mojego ojca. Ironia losu, co? - prychnął.
- Kiedyś powiedziałeś, że Twój ojciec jest najważniejszą osobą w Twoim życiu. - Saul zmarszczył czoło, patrząc na mnie uważnie. - W jednym z wywiadów. - wzruszyłam ramionami.
- Stalkowałaś mnie Butragueño? - uniósł zabawnie brew ku górze.
- Jak każda nastolatka, gdy jest zadurzona w chłopaku. - mruknęłam odwracając wzrok w stronę morza. - Po co mam to ukrywać, skoro prawda wyszła na jaw.
- O pięć lat za późno.
- Nie przeciągajmy tego Saul. - westchnęłam przeczesując wilgotne włosy. - Po prostu pytaj. Koniec z kłamstwami.
- Zacznijmy więc od początku. - usiadł na ławce, co sama też uczyniłam. - Od kiedy ... to jest, od którego momentu zorientowałaś się, że nie jestem jednak gnomem?
- Zawsze byłeś, jesteś i będziesz gnomem. - mruknęłam, na co trącił mnie oburzony ramieniem. Zauważyłam jednak, że kącik jego ust delikatnie się uniósł. - Ugh, dotarło to do mnie po naszej nocnej przygodzie przed klubem. Zawsze się mną opiekowałeś, chroniłeś, a nawet dałeś się pobić. A przecież nie musiałeś, w końcu nie pałałeś do mnie sympatią.
- Myślisz, że gdybym nie pałał do Ciebie sympatią, to skończyłbym ze złamanym żebrem?
- A jednak było złamane! - aż podskoczyłam z oburzenia. Ten jedynie wywrócił oczami. - Więc ... jednak trochę mnie lubiłeś. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Lubiłem? - zaśmiał się. - Zrobiłem z siebie idiotę, żeby przegonić tego impotenta! A on Cię potem zostawił! Cała krew odpłynęła mi z twarzy, gdy Cię zobaczyłem zbierającą szczątki telefonu.
- Uraziłeś jego dumę.
- Nawet go nie broń! - warknął ostrzegawczo. Uniosłam ręce w geście poddania. - Leire, nie było mi na rękę z faktem, że co raz bardziej zaczynasz mi się podobać. Musiałem się tłumaczyć ojcu z Twojej obecności pod bramą. Chciał koniecznie wiedzieć, co to za dziewczyna. Nie mogłem mu powiedzieć, kim jesteś. Teraz wiem, że popełniłem wówczas błąd.
- Przedstawił mi wszystko bardzo logicznie. - mruknęłam pod nosem spuszczając głowę. - Ale to nadal była moja decyzja.
- O tak, on potrafi człowieka zmanipulować. - zironizował. - Czym Cię przekonał? Czym była ta przeszkoda?
- Powiedział, że będąc ze mną, będziesz cierpiał. - szepnęłam zagryzając dolną wargę. Zapadła pomiędzy nami cisza. Kątem oka widziałam jak Saul przeczesuje nerwowo włosy. - Co w sumie było śmieszne, przecież teoretycznie nawet się nie lubiliśmy. A Ty ... byłeś z Yaizą. A ja nie wiedziałam tak na prawdę dlaczego chciałeś ...
- Wtedy w parku, chciałem Ci powiedzieć, że jeśli dasz mi szansę, to zaryzykuję wszystko dla Ciebie. - powiedział wpatrując się we mnie. - Siedziałem tam do późnej nocy. Czekałem. Miałem nadzieję. Dotarło do mnie jednak, że jestem żałosny i ...
- Nie byłeś żałosny. - szepnęłam drżącym głosem. - To ja nigdy nie zasługiwałam na Ciebie. I on o tym wiedział. Nigdy nie wspierałabym Cię tak, jakbyś tego chciał. Zjedliby Cię za bycie ze mną.
- Myślisz, że nie zdawałem sobie z tego sprawy? - wyczułam w jego głosie poddenerwowanie. - Myślisz, że w ogóle mnie to obchodziło?
- Nie chciałam, żebyś z mojego powodu był w konflikcie z rodzicami. Dla Twojego ojca jestem złem totalnym, a Twoja mama ... powiedział, że ona nigdy nie może się o tym dowiedzieć. Był przerażony tą myślą i ...
- Moja matka zaakceptowałaby Cię bez problemu. Wiedział o tym.
- Teraz to wiem. - pociągnęłam nosem, czując ból w sercu. - Była dla mnie taka miła.
- Leire, na litość boską! - wstał gwałtownie po chwili ciszy. - Nie uważasz, że miałem prawo sam podjąć decyzję?! Że miałem prawo poznać powód Twojej nieobecności?! Mogłaś chociaż przyjść i mi powiedzieć, że masz mnie daleko gdzieś!
- Nie mogłam tego zrobić. - szepnęłam.
- Dlaczego?!
- Bo nie potrafiłabym Cię okłamać! - krzyknęłam.
- I bardzo dobrze! Przynajmniej nie żyłbym pięć lat w kłamstwie!
- Miałeś się o tym nie dowiedzieć! Nigdy! - wstałam z ławki i stanęłam na przeciwko niego. Szlag, dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że przez te kilka lat znacznie urósł. - Wiedziałam, że to Cię tylko skrzywdzi, a to ostatnia rzecz której chciałam!
- Oh, dziękuję Ci bardzo za troskę. - zironizował. - Szkoda tylko, że nie pomyślałaś jak będę cierpiał, gdy nie przyjdziesz i kompletnie mnie olejesz!
- Jakoś długo nie cierpiałeś! - syknęłam, czując jak podnosi mi się ciśnienie. - Zostawiłeś sobie otwartą furtkę w postaci Yaizy! Co tam, jak nie przyjdzie Leire to i tak mam dziewczynę!
- Yaizy w to nie mieszaj!
- Sam ją w to wmieszałeś! Po za tym, jaką miałam mieć pewność że Ci na mnie zależy, skoro zamiast mi to okazać, wolałeś paradować przed moimi oczami z nią u boku! A rano ... odtrąciłeś mnie!
- Byłem przerażony! Bałem się, że pomyślisz że Cię wykorzystałem!
- Myślisz, że nie było mi przykro, gdy zobaczyłam w Twoich oczach wyrzuty sumienia?!
- Oczywiście, że miałem wyrzuty sumienia! Bo to nie tak powinno wyglądać! Nie powinniśmy być pijani i nic nie pamiętać!
- A potem naszą teoretyczną wpadkę nazwałeś problemem, dając mi do zrozumienia ...
- Słucham? - przerwał mi gwałtownie. - Myślisz, że gdybyśmy wtedy wpadli, to kazałbym Ci usunąć dziecko? Leire! Jak mogłaś tak pomyśleć!
- Po prostu się bałam. - zakryłam twarz w dłoniach, chcąc ukryć łzy. - Byłam sama i przerażona. Mdliło mnie z nerwów, a ja myślałam ... to były najgorsze trzy miesiące w moim życiu!
- Byłbym wtedy przy Tobie, gdybyś dała mi na to szansę! Chociaż mi powiedz, że myślałaś o tym, aby mnie poinformować w razie gdyby ... - oderwał moje dłonie od twarzy, jednak nie podniosłam na niego wzroku. - Ukryłabyś to przede mną. - prychnął.
- Rozważałam wiele opcji ... nigdy tego nie zrozumiesz ...
- Bo mi na to nie pozwoliłaś!
- Powiedziałeś, że jak nie przyjdę, to przestaniemy dla siebie istnieć ...
- Do prawdy? A z kim teraz rozmawiam? Z Duchem Świętym? - zlustrował moją sylwetkę z góry na dół.
- Podziękuj tatusiowi za to! - nie wytrzymałam. - Gdyby sobie nie ubzdurał, że chodzę za Tobą jak pies i Cię napastuje, dalej żyłbyś swoim szczęśliwym życiem! Zresztą, dalej możesz to robić! Dziękuj Bogu, że wtedy nie wpadliśmy, bo musiałbyś być na mnie skazany do końca życia!
- Szczęśliwe życie. - prychnął. - Przez decyzje, które podjęliście za mnie, moje życie rozsypało się jak pieprzone domino! Z nas dwojga, tylko Ty na tym dobrze wyszłaś!
- Dobrze wyszłam? Ciekawe w jakim sensie!
- Twojego faceta nie obchodzi Twoja przeszłość i bez problemu może Cię obmacywać na środku parku! - uchyliłam oburzona usta, jednak nie potrafiłem tego skomentować. Jedyne co do mnie docierało to to, że Saul nas widział. Mnie i Roberto. Cóż za ironia losu!
- Nie Twoja sprawa! - oburzyłam się. - Mnie nie obchodzi to, co robisz z Yaizą, więc nie mieszaj w to Roberto!
- Nie obchodzi Cię, a jednak robisz mi wyrzuty!
- To jest nas dwoje! - założyłam ręce na piersi czując jak ogarnia mnie satysfakcja.
- Już zapomniałem jak potrafisz mnie irytować i działać na nerwy!
- Tracisz argumenty Niguez. - prychnęłam. - Skoro działałam Ci na nerwy, to po jaką cholerę tak to teraz przeżywasz?!
- Wiesz co? Masz rację. Sam nie wiem co mnie wtedy opętało!
- Świetnie! Więc wracaj do Yaizy! - wskazałam ręką zejście z mola. - Albo każ jej przyjechać i Cię pilnować, bo tatuś dostanie zawału na mój widok w pobliżu!
- Rozstałem się z Yaizą dla Twojej wiadomości. - syknął, a ja zamarłam. - Zadowolona?!
- Co? - wyjąkałam. - Dlaczego?
- Życzę szczęścia z Roberto. - prychnął, po czym odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Zostawiając mnie w kompletnym szoku!
- Ale ... ja z nim nie jestem. - wyszeptałam, spoglądając na jego oddalającą się sylwetkę ...

***

Wspominałam coś o "skakaniu sobie do gardeł"? Cóż ... bezczelny Saul i pyskata Leire powoli wracają :) To przecież nie moja wina, że tylko wtedy są ze sobą szczerzy! No ... prawie :)

wtorek, 17 lipca 2018

15. Cofniesz dla mnie czas?

Kaliningrad, 26 czerwca 2018.

* Leire

Razem z Pilar, Beą oraz Nano i Marco, wylądowaliśmy w południe w Kaliningradzie. Alejandro został w Soczi, z mamą Sergio, która nieoczekiwanie pojawiła się w Rosji.
Swoją drogą, kim był ten mądrala, który wymyślił, aby jeden ze stadionów znajdował się w Obwodzie Kaliningradzki? Przecież to cztery godziny lotu samolotem! Cztery godziny z dwójką marudzących chłopców! Moja głowa zaczęła powoli pulsować. Czułam, że jeszcze chwila, a wybuchnie!
Zresztą, od samego rana miałam wrażenie, że coś się święci. Dziwne napięcie nie chciało ustąpić. Czyżby mecz miał nie pójść po naszej myśli? Tego nawet nie brałam pod uwagę! Ale nerwy, to jednak nerwy ...
Godzinę przed pierwszym gwizdkiem, usiadłyśmy na naszych miejscach. Marco automatycznie wdrapał się na moje kolana tłumacząc coś po swojemu Beatriz. W pewnej chwili brunetka pomachała energicznie w czyjąś stronę. Odwróciłam zaciekawiona głowę, a moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem matki Saula, która w towarzystwie męża i nieznanego mi chłopaka, siedziała kilka miejsc dalej. Kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie, co próbowałam odwzajemnić.
- Kto to? - zapytał Marco i również jej pomachał. Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odwzajemniając gest.
- To mama wujka Saula. - oznajmiłam głaszcząc go po włosach.
- Lubię wujka Saula. - wzruszył swoimi ramionkami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak wiele łączyło mnie i mojego chrześniaka. - Cy dzisiaj zagla?
- Zobaczymy. Byłoby miło, prawda? - dwulatek pokiwał energicznie główką w odpowiedzi. Wymieniłyśmy z Beą uśmiechy. W głębi duszy miałam nadzieję, że Saul dostanie dzisiaj szansę. Chciałam, aby był szczęśliwy. Jednak nie wszystko ułożyło się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Hiszpanie pierwsi stracili bramkę, przez co musieli szaleńczo gonić wynik. Nerwy aż nas roznosiły! A gdy Isco trafił do bramki, trybuny oszalały. A to był dopiero remis!
Podekscytowany Marco wskazał paluszkiem na rozgrzewającego się Saula. Moje serce zabiło, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie trwało to jednak długo, ponieważ Marokańczycy niespodziewanie wyszli na prowadzenie, więc Hierro zmuszony był wpuścić na boisko drugiego napastnika, Rodrigo. Rozumiałam jego decyzję, jednak nie uniknęłam małego zawodu.
Saul wspierał kolegów zza linii, gestykulował, przekrzykiwał się z przeciwnikami. Emocje aż go roznosiły. Tak jak mówiłam, o wiele łatwiej jest być na boisku, niż po za nim. Czułam że jest rozczarowany. Szczególnie że puszczały mu nerwy i wdawał się z pyskówki z Marokańczykami. Zresztą, nie tylko jemu. Boria Niguez również nie mógł usiedzieć na swoim miejscu. Wściekłość aż od niego biła!
W ostatnich minutach Hiszpanom, a raczej Yago, udało się umieścić piłkę w siatce. Radość była ogromna, jednak nie dało się ukryć małego rozczarowania. To nie była jeszcze ta "La Roja". Jeden błąd więcej, a mogliśmy pożegnać się z Mundialem na fazie grupowej.
Godzinę później czekałyśmy, aby zobaczyć się z piłkarzami. Nano z Marco, których rozpierała energia, biegali wokół wszystkich. A ja stałam cała poddenerwowana, czując na sobie nieprzyjemne spojrzenie pana Nigueza. W końcu nie wytrzymałam i przeprosiłam dziewczyny, udając się korytarzem w stronę łazienek. Tam opłukałam twarz chłodną wodą i odczekałam chwilę. Wdech. Wydech. Może już wszyscy się rozeszli.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę powrotną. Powinnam trzymać się z dala od Saula, koniec z przypadkowymi spotkaniami! Chociaż ... czy miałam na nie wpływ?
Nagle poczułam mocne szarpnięcie i ból na nadgarstku. Ktoś bezczelnie odciągnął mnie na bok w boczny korytarz. Uchyliłam usta, aby krzyknąć, jednak głos mi ugrzązł w gardle, gdy przed oczami ujrzałam wściekłą twarz ojca Saula.
- Co pan ...
- Myślisz, że jak ubierzesz koszulkę z nazwiskiem tego pajaca, to uwierzę, że to jego przyjechałaś wspierać? Myślisz, że jestem aż tak naiwny?! - syknął.
- Ten pajac jest kapitanem naszej Reprezentacji! - pierwszy raz w towarzystwie tego człowieka podniosłam głos. Zresztą, budził się we mnie demon, gdy ktoś obrażał moich przyjaciół. - Więc może więcej szacunku!
- Nie mydl mi oczu i zostaw mojego syna w spokoju!
- Słucham? - aż się we mnie zagotowało. - Mam prawo tu być, tak samo jak pan! W tej kadrze jest kilku moich przyjaciół i będę ich wspierać, czy się to panu podoba, czy nie!
- Jakoś dziwnym trafem Cię przy nich nie widzę, tylko zawsze przy Saulu!
- Zawsze? Widział nas pan tylko raz i to był czysty przypadek!
- Wcisnęłaś mu dziecko Ramosa przez przypadek? - zaśmiał się ironicznie. - Myślisz, że nie widzę co robisz? Próbujesz zwrócić na siebie jego uwagę! Co? Znów wyczułaś szansę? Dowiedziałaś się, prawda?
- Niby o czym? - zdziwiłam się.
- Nie udawaj! Jesteś bardziej wyrafinowana, niż sądziłem! Taka sama jak braciszek! Obydwoje potraficie manipulować!
- Manipulować? I kto to mówi! Zapomniał pan kto kogo zmanipulował?! Wykorzystał pan fakt, że zależało mi na pańskim synu! - poczułam jak łzy napływają mi do oczu, a podbródek zaczyna się trząść. - Wmówił mi pan, że przeze mnie będzie tylko cierpiał! Zmanipulował! Miałam wyjść na tą złą i wyszłam! Szkoda tylko, że Saul nie wie, że jedyną odpowiedzialną osobą, za to, że nie weszłam do tego cholernego parku, jest jego kochany tatuś!
- Nie wierzę ... - usłyszałam za sobą lodowy głos. Dopiero teraz zauważyłam przerażoną i bladą twarz pana Nigueza wpatrzoną w kogoś za moimi plecami. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i się odwróciłam. Wzrok Saula, wyprany z emocji, wbity był w ojca. Za nim stała zszokowana matka i towarzyszący im chłopak, kompletnie zdezorientowany.
- Saul, to nie tak ...
- Puść ją. - syknął. Boria Niguez cały czas trzymał zaciśniętą dłoń na moim obolałym nadgarstku. Potarłam zaczerwienioną skórę kompletnie nie wiedząc, co robić.
- Synu, posłuchaj. - zrobił krok w jego stronę.
- Nie. - wyciągnął przed siebie ręce, zatrzymując ojca. - To prawda?
- To nie tak ...
- Tak czy nie!? - wrzasnął.
- Wszystko Ci wytłumaczę. Musiałem to zrobić, zniszczyłbyś sobie życie, karierę! - zaczął gorączkowo się tłumaczyć.
- Boże, Boria. - wyszeptała pani Pilar. Saul pokręcił głową, a po chwili ukrył twarz w dłoniach. Otarłam łzy, które od paru minut spływały po moich policzkach. Nie chciałam, aby dowiedział się prawdy. Tym bardziej w taki sposób!
- To Twoja wina. - wyszeptał, po czym spojrzał na niego rozwścieczony. - To wszystko Twoja wina! Zniszczyłeś życie trzem osobom! W tym mi! Twojemu synowi! O tym nie pomyślałeś?! Jak mogłeś pozwolić, na to żebym ja ... wiedząc że ... - miotał się mówiąc bez sensu.
- Zniszczyłem? Do tej pory byłeś w szczęśliwym związku, a Twoja kariera nabierała tempa. Synu, to przeszłość. - podszedł jeszcze bliżej, jednak Saul zrobił krok w tył. - Tak, to ja ją przekonałem ...
- Zmanipulowałeś. - syknął.
- Ale zrobiłem to dla Ciebie!
- To ja prosiłem żeby przyszła! Ja! Nic to dla Ciebie nie znaczyło? Nawet przez chwilę nie pomyślałeś dlaczego chciałem żeby przyszła?!
- Byłeś z Yaizą ...
- Chciałem zerwać z Yaizą! Twoją ulubienicą! Skrzywdziłem ją i to przez Ciebie! Cierpi przez Ciebie! A teraz? Co Ty wyprawiasz?! - wskazał na mnie ręką.
- Nie widzisz tego, że ona Tobą manipuluje?! Robi to samo co ...
- Dość! - przerwał mu. - Masz jakąś obsesje! Twoja nienawiść doprowadziła do tego wszystkiego!
- Saul, Boria ... przestańcie. - pomiędzy nimi stanęła jego matka. - To nie jest odpowiednie miejsce do takich rozmów. - Xavi. - zwróciła się do nieznanego mi chłopaka. - Weź go proszę stąd.
- Saul ... - podszedł dotykając lekko ramienia szatyna.
- W porządku, Xavi. To mój ojciec opuszcza Rosję. - zmierzył seniora Nigueza nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym przeniósł je na mnie. Z wrażenia zrobiłam krok w tył i wpadłam na ścianę. Wyminął swoich najbliższych i ruszył w moją stronę. Ogarnęło mnie przerażenie, nie wiedząc, czego mam się spodziewać. Stanął blisko mnie. Bardzo blisko mnie, aż poczułam jego oddech na swojej twarzy.
- Saul ... - wyjąkałam.
- To prawda? Chciałaś przyjść? - spytał. Kiwnęłam niepewnie głową, po czym podskoczyłam przestraszona, ponieważ pięść Saula odbiła się od ściany, blisko mojej głowy. - Więc dlaczego tego nie zrobiłaś?! - syknął. - Nienawidzę Cię za to! - dodał, po czym odszedł, zostawiają mnie samą.
Zsunęłam się bez sił po ścianie i zakrywał twarz dłońmi, tłumiąc szloch. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam to ten ból w jego oczach. Z mojej winy!
Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Podniosłam głowę, mając nadzieję, że to Pilar. I miałam rację. Tyle, że to była inna Pilar. Przestraszona szybko otarłam łzy.
- Przepraszam. - wydukałam.
- Za co? - matka Saula uśmiechnęła się do mnie smutno. - To ja powinnam Cię przeprosić za mojego męża. Spodziewałabym się po nim wszystkiego, ale nie czegoś takiego. - podała mi chusteczkę. - Co on Ci dziecko naopowiadał?
- Nie wie pani kim jestem? - spuściłam speszona wzrok.
- Leire Butragueño? Córka Emilio Butragueño? - kiwnęłam niepewnie głową. - I co w związku z tym?
- Myślałam, że gdy tylko pani się dowie ... mówił, że nienawidzi pani mojej rodziny ... że jesteśmy waszym przekleństwem ...
- Gdy zostaniesz matką i zobaczysz łzy swojego dziecka, spowodowane ludzką niesprawiedliwością, to zrozumiesz dlaczego pod wpływem emocji wypowiedziałam te słowa.
- Miała pani do nich prawo. - szepnęłam. - Mój brat zachował się karygodnie.
- Twój brat był tylko dzieckiem. To nie do niego miałam pretensje.
- Wiem, że to nic dla was nie znaczy, ale mój ojciec bardzo żałuje tego, co się wydarzyło. Ma za złe Emilio, że tak wszystkich oszukał. Mój brat zawsze miał świra na punkcie kibicowania.
- Jednak miał tylko dwanaście lat. A mój mąż? Nie rozumiem jak mógł coś takiego zrobić. - prychnęła. - Wstań Leire, nie siedź na zimnej podłodze. - podała mi rękę, którą niepewnie uścisnęłam podnoszą się.
- Nie chciałam, żeby prawda wyszła na jaw. Nie chciałam konfliktu Saula z ojcem. Wolałam żeby ...
- Żeby Saul znienawidził Ciebie? - przerwała mi. - Myślisz, że to tak łatwo kogoś znienawidzić?
- Tak jest prościej. - szepnęłam. - Bez względu na wszystko, pani mąż miał wiele racji. Saul nie miałby spokoju.
- Leire, czy my mówimy o tym samym Saulu? - uśmiechnęła się delikatnie. - Dziecko, mój syn to fighter, czy jak wy to teraz mówicie. - machnęła ręką. - Im ma trudniej, tym dla niego lepiej.
- To bez znaczenia teraz. - szepnęłam.
- Myślę, że powinniście z Saulem porozmawiać. Wyjaśnić sobie wiele rzeczy. - założyła mi kosmyk włosów za ucho. - Nie lubię się wtrącać w życie moich synów, ale jestem ich matką i zauważam wiele rzeczy.
- Nie rozumiem ...
- Może kiedyś Ci powiem. - zaśmiała się. - A teraz idę głosić kazanie mojemu mężowi. Uciekaj do przyjaciół Leire. Mam nadzieję, że Cię nie pogryzłam. - zażartowała, po czym odeszła, zostawiając mnie w szoku i z kompletnym mętlikiem w głowie.

***

* Saul

Nie wierzę. Po prostu nie wierzę! To nie mogła być prawda! Mój ojciec nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił! Nie mógłby!

"Wykorzystał pan fakt, że zależało mi na pańskim synu!"
"Wmówił mi pan, że przeze mnie będzie tylko cierpiał!"
"Zmanipulował!"
"Miałam wyjść na tą złą ..."
" .... jedyną odpowiedzialną osobą, za to, że nie weszłam do tego cholernego parku, jest jego kochany tatuś!"


Ogarnięty wściekłością kopnąłem jakiś stojak.

- Saul, uspokój się. - Xavi chwycił mnie mocno za ramię. W pierwszym odruchu chciałem się wyrwać, jednak jego stanowczy wzrok mnie przed tym powstrzymał. Bez sił opadłem na pobliską ławkę i zakryłem twarz w dłoniach.

"Musiałem to zrobić, zniszczyłbyś sobie życie, karierę!"
"Zrobiłem to dla Ciebie!"


Prychnąłem, po czym nerwowo poczochrałem włosy. Zależało jej na mnie, a on ją zastraszył! Jak mógł być aż takim egoistą? Nie obchodziły go moje uczucia, nie wsparł Aarona w trudnym momencie jego życia ... dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłem? Manipulował mną! Naciskał na ślub z Yaizą wiedząc, że ... westchnąłem ciężko. Ten wzrok Leire od spotkania w restauracji. Pełen bólu i wyrzutów sumienia. Cierpiała. Żałowała że wtedy odeszła ... jak mogłem ją oskarżać przez te wszystkie lata, skoro była kolejną ofiarą manipulacji mojego ojca?
I jeszcze Yaiza. Mówił, że ją uwielbia, ale czy na pewno? Czy nie była jedynie pionkiem w jego chorej grze? Przykrywką? Jak mógł dopuścić do tego, aby była z kimś, kto nie obdarza ją takim samym uczuciem? Była cudowną osobą, nie zasługiwała na to! Doskonale wiedział, że mam wątpliwości. A mimo to naciskał! Obydwie cierpiały przez jego chorą obsesję.
Moje uczucia i pragnienia w ogóle go nie obchodziły. Najważniejsze było jego ego! Odpychał Jonyego i Aarona, bo moja kariera była dla niego najważniejsza. Widział we mnie młodego Borię sprzed kontuzji. Chciał żyć moim życiem, moją karierą, podejmować za mnie decyzje. Cholera jasna, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem!?
- Saul? - głos przyjaciela oderwał mnie od szalejącego mętliku w mojej głowie. - Nie wiem o co chodzi, ale chociaż powiedz, jak mam Ci pomóc?
- Cofniesz dla mnie czas? - spytałem z bólem.
- Gdybym tylko mógł. - westchnął. - Przeszłości nie da się zmienić, ale przed Tobą cała przyszłość. Wszystkiego nie da się naprawić, jednak zawsze warto spróbować.
- Za późno Xavi. Za późno o jakieś pięć lat.
- Kim była ta dziewczyna?
- Wygląda na to, że kobietą mojego życia. - westchnąłem opierając głowę o zimną ścianę. - Jednak zanim ją odzyskałem, zdążyłem stracić bezpowrotnie.

***

* Leire

- Zabije! No ja go po prostu zabije! - Sergio Ramos krążył wściekle po hotelowym pokoju. - Tylko zadzwonię po Lucasa! Nie mam niestety przy sobie Marcelo, ale Luqui będzie wystarczający. - chwycił za telefon, na co wywróciłam oczami. - Oh, i Dani! Dani jest bardziej przywiązany do Leire, więc ...
- Ramos, stop! - krzyknęłam, a po chwili syknęłam z bólu. Pilar uśmiechnęła się do mnie przepraszająco i wróciła do przykładania lodu na mojej opuchliźnie. - Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, aby Cię we wszystko wtajemniczać.
- Nie wtajemniczać? - aż się zapowietrzył. - Nie wtajemniczać?! Powinienem wiedzieć o wszystkim wcześniej! Przyprowadziłbym Nigueza za kark i rzucił do Twoich stóp!
- I właśnie dlatego nie wiedziałeś. - mruknęłam pod nosem.
- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! - zaczął wymachiwać rękoma. - Nikt nie ma prawa Cię tak traktować Leire! Wystarczy, że spojrzę na Twój nadgarstek, a szlag jasny mnie trafia!
- Sergio! Dzieci śpią za ścianą! - syknęła Pilar.
- To nie jest wina Saula. - szepnęłam. - Obiecaj mi, że nie będziesz mu robić wyrzutów i nadal będziesz go traktował tak samo. On o niczym nie wiedział!
- Jego ojca na pewno nie potraktuje ulgowo.
- Po prostu mi obiecaj, że nie będziesz się wtrącał!
- Leire! - oburzył się. - Jesteś dla mnie jak młodsza siostra, jak mam się nie wtrącać skoro widzę, że cierpisz!?
- To sprawa pomiędzy mną, a Saulem.
- Która, mam nadzieję, zostanie wyjaśniona raz na zawsze. - zastrzegł z surową miną. Westchnęłam ciężko. - Obiecuję trzymać ręce przy sobie, ale nie zapomnę. Zawsze mogę ukochanego syneczka pana Nigueza delikatnie sfaulować podczas Derbów ...
- Sergio!
- Żartowałem! - uniósł ręce w geście obronnym. - Pierwsza byś mnie zabiła! Nie tknę Saula nawet palcem, ale oczekuję, że zachowa się honorowo. I nie mówię tego jako twój zajebisty przyszywany brat, ale jako jego kapitan!
- Zawsze musisz podbudować swoje ego? Nawet w takiej sytuacji? - jęknęła zrezygnowana Pilar.
- Inaczej nie nazywałbym się Sergio Ramos. - wzruszył ramionami.


***

Chciałyście prawdę? Macie prawdę :) Mam nadzieję, że jesteście w jakimś stopniu usatysfakcjonowane tą sceną ... i nie miejcie mi za złe, że nasi bohaterowie nie rzucili się sobie w ramiona, nie Leire i Saul haha. Prędzej rzuciliby się sobie do gardeł :)

Dlaczego Saul sądzi, że jest za późno? Jakieś propozycje? :)