Soczi, 15 czerwca 2018.
* Leire
- Pilar, ale jesteś pewna? - zaśmiałam się pod nosem na pytanie przerażonego Alexa. Ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, poprawiając koszulkę reprezentacji Hiszpanii, po czym odwróciłam się w stronę rudzielca, pochylonego nad Alejandro z pampersem w dłoniach. - A co, jeśli zrobię mu krzywdę?
- Nigdy nie opiekowałeś się dziećmi Nacho? - zapytała rozbawiona Rubio.
- Opiekowałem, no ale wiesz ... - zerknął niepewnie na pampersa, a następnie na wpatrzonego w niego niemowlaka. - Minami zajmował się on, albo Maria, albo inni. - podrapał się po rudej czuprynie.
- Minami? - parsknęłam śmiechem. - Alex, nie kompromituj się. Za parę miesięcy zostaniesz ojcem, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cała odpowiedzialność związana z pampersami spadnie na Sandrę?
- Tej opcji jeszcze nie przedyskutowaliśmy.
- Masz szansę się nauczyć i zaimponować swojej żonie. - zachęcała go nadal Pilar, chociaż po jej minie widziałam, że jeszcze chwila, a parsknie śmiechem. - Zaczynasz od rozpięcia guzików przy śpioszkach. - instruowała.
- Czemu on tak na mnie patrzy? - spytał zdezorientowany. Zdziwiona zerknęłam na Alejandro. Wszystko było w normie.
- Niby jak?
- Tak jak jego tatuś przed faulem na czerwoną kartkę? - wymieniłyśmy się z Pilar rozbawionymi spojrzeniami. Alex nigdy nie przestawał mnie zadziwiać.
- Co najwyżej może Cię obsikać, gdy zdejmiesz mu pampersa, jeszcze nie ma tak mocnych nóżek. - wywróciłam oczami, ale rudzielec jedynie zrobił przerażoną minę. - Ugh, daj mi to! Już i tak jesteśmy spóźnieni!
Alex, wspaniałomyślnie, pomógł Pilar z pozostałymi chłopcami. Lekko spóźnieni, udaliśmy się specjalnym autokarem w stronę stadionu, gdzie za dwie godziny miał odbyć się mecz Hiszpanii z Portugalią. Denerwowałam się jak nigdy. Portugalia nigdy nie była wygodnym przeciwnikiem dla moich rodaków. Na dodatek miała Cristiano Ronaldo. Wyczuwałam remis, ale i wielkie nerwy. Zresztą, towarzystwo Fernandeza wcale nie pomagało ...
- Alex? Dacie mu na imię Alex? - nie dowierzałam. - Boże, co z wami jest nie tak? Podbudowujecie sobie męskie ego nazywając swoich synów własnymi ksywkami? Najpierw Isco, potem Nacho, teraz Ty!
- Przecież moje imię jest piękne! - oburzył się.
- Twoje imię to Alejandro, tępa dzido! A Alex to tylko ksywka. Tak jak Nacho, bo jego prawdziwe imię to Jose Ignacio! Zapomnieliście co macie napisane w papierach? - wywróciłam oczami, po czym próbowałam skupić się na przebiegu spotkania. Próbowałam. Ale miałam obok tego rudzielca!
- Alejandra też ma po mnie imię. - zauważył.
- Właśnie, Alejandra! Nie Alexandra czy Alex. Zresztą, Twoje dziecko, Twoja sprawa. Dla mojej przyjemności możesz je nawet nazwać Messi, jak Isco swojego psa.
- Wypluj to! - pisnął.
- GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!! - wrzasnęły trybuny, a my z Alexem zaczęliśmy się rozglądać zdezorientowani.
- Wujek Nacho strzelił gola! - zawołał Nano. Dopiero po paru sekundach, gdy zorientowałam się co i jak, pisnęłam radośnie wpadając Alexowi w ramiona. Zaczęliśmy krzyczeć jak para wariatów. Aż żałowałam, że nie zobaczyłam tego spektakularnego trafienia na żywo ... bo akurat spierałam się z rudzielcem. W sumie, Nacho powinien to zrozumieć.
Uroczyście obiecałam sobie, że nie oderwę wzroku od murawy do ostatniego gwizdka. Posadziłam więc Marco na swoich kolanach i śledziłam piłkę toczącą się po boisku.
- Wchodzi Lucas. - zauważył Alex. Z uśmiechem spojrzałam na Vazqueza czekającego na zmianę. Tak jak i Nacho, zasłużył na spełnienia swojego marzenia o grze na Mundialu. Obydwaj w ostatnim czasie zaliczali świetne występy. Byłam z nich dumna, jak wszyscy kibice Realu Madryt.
- A wujek Saul? - wypalił nagle Marco.
- Wujek Saul? - zdezorientowany rudzielec spojrzał najpierw na dwulatka, a następnie na mnie. Z trudem przełknęłam ślinę. - Skąd on wie?
- O czym niby? - prychnęłam. - Po prostu poznał Nigueza na treningu i tak jakby ochrzcił go mianem ulubionego wujka.
- Lubię wujka Saula. - dodał blondynek.
- Nie tylko Ty. - mruknął rudzielec odwracając wzrok w stronę boiska. Nie skomentowałam tego, chociaż doskonale wiedziałam, o czym mówił. Jedynie westchnęłam ciężko zerkając w stronę ławki rezerwowej. Gdzieś tam, pomiędzy hiszpańskimi zawodnikami, siedział Saul. Nasze kolejne spotkanie było nieuniknione, ponieważ po meczu mieliśmy się zobaczyć z Sergio i Nacho.
- Szlag, rzut wolny!
- Alex! - syknęłam wskazując na Marco, ale na całe szczęście chłopiec był skupiony ma czymś innym.
- Cristiano to strzeli, zobaczysz.
Tak też się stało. Cristiano wyrównał wynik cudownym strzałem. Mecz skończył się spodziewanym remisem.
Godzinę później, czekałyśmy na przestronnym korytarzu, aż piłkarze wyjdą z szatni. Mieli udać się wprost do autokaru, ale Ci, których rodziny pojawiły się na tym meczu, dostali kilka minut na to, aby się przywitać.
- Czy mnie oczy nie mylą? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos z portugalskim akcentem. Z szerokim uśmiechem odwróciłam się w stronę znajomego osobnika. - Księżniczko, wolałem gdy miałaś na sobie moją koszulkę!
- Pepe, jak dobrze Cię widzieć. - wtuliłam się w jego silne ramiona. - Madryt bez Ciebie już nie jest taki sam.
- Fakt, pomagałem Twojemu ojcu odganiać od Ciebie adoratorów. Pewnie ma ręce pełne roboty! - wywróciłam jedynie oczami na te słowa. - Czy ja mam dać po uszach Ramosowi i Marcelo za to, że nie dają rady beze mnie?
- Przeceniasz moje możliwości.
- Dlatego każdy, kto przechodzi właśnie obok nas, patrzy nie na mnie, tylko na Ciebie? - uniósł zabawnie brew ku górze. Zaśmiałam się i spojrzałam w bok. Akurat, na moje nieszczęście, obok nas przechodził Saul z Koke. Gdyby wzrok mógł zamrażać, to byłabym w tej chwili bryłą lodu!
- Wujek Saul! - usłyszałam za sobą. Wywróciłam oczami, a Pepe zaskoczony przyglądał się obecnej scenie. Marco z Nano podbiegli do Nigueza, wystawiając swoje łapki. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Kucnął przed chłopcami i z szerokim, szczerym uśmiechem, zaczął z nimi rozmawiać. Nawet Koke wciął się do dyskusji, o dziwo nie zawstydzając Marco.
- Czy ja dobrze widzę? - Pepe objął mnie ramieniem, nie odrywając od nich oczu. - Małe Ramosy i piłkarze Atletico?
- Przed tymi z Barcelony uciekają, jeśli Cię to pocieszy. - mruknęłam. Po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Marco objął Saula swoimi rączkami i coś wyszeptał mu do ucha.
- Czy ja ostatnio zbyt mocno nie sfaulowałem Ramosa?
- Pepe, przestań. - zaśmiałam się.
- Oj, przecież żartuje. - rzucił, po czum odwróciliśmy się w stronę nawołującego go Cristiano. Machał do swojego rodaka, aby natychmiast wrócił. Uniosłam dłoń w geście powitania, na co jedynie puścił mi oczko. Typowy Cristiano.
- Uciekam mała. - cmoknął mnie w policzek. - Pozdrów rodzinę. Gdy będziemy w Madrycie, to na pewno wpadniemy. Dziewczynki o Ciebie pytają.
- Wiem, jesteśmy w kontakcie z Sofią. Ucałuj je wszystkie!
Krzyk małych Ramosów rozległ się po korytarzu. Sekundę później przebiegli obok mnie wpadając w ramiona Sergio. Pilar ze śmiechem, i śpiącym Alejandro na rękach, ruszyła w ich stronę. Po Saulu i Koke nie było śladu.
***
*Saul
Spędzenie takiego meczu na ławce było wręcz katorgą. Chcesz pomóc kolegom, ale nie masz jak. Remis był rozczarowujący, jak i zadowalający. Byliśmy więcej czasu przy piłce, mieliśmy więcej okazji, ale im wystarczył błysk geniuszu Ronaldo, żeby wyrównać wynik. Pierwsze koty za płoty, teraz powinno być tylko lepiej.
Razem z Koke opuściliśmy szatnię. Jedyne, o czym teraz marzyłem, to sen i odpoczynek. Adrenalina opadła, pozostało tylko zmęczenie.
Idąc korytarzem już z daleka usłyszałem dyskusję dwóch małych chłopców. Wiedziałem doskonale do kogo te głosy należały. A skoro synowie Sergio czekali na swojego ojca, musiała razem z nimi być i Leire. I nie myliłem się. Pogrążona była w rozmowie z Pepe, do którego szeroko się uśmiechała. I ta koszulka. Do twarzy jej było w czerwonym kolorze.
Razem z jej widokiem, powróciło wspomnienie sprzed paru dni. Poczułem jak ciśnienie mi się podnosi i ogarnia mnie złość. Leire swobodnie paradowała w Rosji w koszulce reprezentacji i wspierała swój kraj. A przecież miała to robić Yaiza! Czemu ta bezczelna Butragueño nie mogła zostać w Madrycie? Ze swoim facetem?
Iskierki w jej oczach zniknęły, gdy tylko na mnie zerknęła. Odbierałem jej całą radość z życia? I bardzo dobrze! Nie zamierzałem robić nic innego. A teraz chciałem jedynie znaleźć się w tym cholernym autokarze ...
- Wujek Saul! - zaskoczony ujrzałem synów Sergio podbiegających do mnie z wyciągniętymi łapkami. Machinalnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ci dwaj nie wzbudzali w człowieku nic innego, jak tylko pozytywne emocje. Kucnąłem na przeciwko nich, chcąc być tej samej wysokości i przybiłem "piątki".
- Cześć łobuziaki, czekacie na tatę?
- Tak! Ale Alejandro już śpi. - starszy z chłopców wskazał paluszkiem na niemowlaka w ramionach ich matki. Nie znałem osobiście słynnej Pilar Rubio, ale odwzajemniłem uśmiech, który mi posłała.
- Bo jest malutki, nie to co tacy duzi chłopcy. - obydwaj na te słowa zabawnie się wyprostowali. Ze śmiechem poczochrałem każdego z nich.
- Saul, może przedstawisz mi swoich kolegów? - zażartował Koke nachylając się nad nami. Obydwaj z zaciekawieniem się mu przyglądali.
- Znam Cię. Grasz z tatusiem. - odezwał się starszy, rozbawiając mojego przyjaciela.
- Zgadza się. - potrząsnął delikatnie jego dłonią, po czym wystawił ją w stronę Marco. Jego reakcji najbardziej byłem ciekaw, ale o dziwo posłał mu uśmiech.
- Przy najbliższej okazji, powiem Beatriz, że dzieci Cię lubią. Może weźmie to pod uwagę.
- A kto by mnie nie lubił? - prychnął.
- Wujku? - niespodziewanie Marco objął moją szyję rączkami. Uśmiechnąłem się przytulając go delikatnie. - Pogras ze mną? Ale tylko ze mną!
- Jeśli odwiedzisz tatę na treningu, to uroczyście obiecuję, że razem pokopiemy piłkę. - puściłem mu oczko. Zadowolony pokazał światu swoje pojedyncze ząbki.
Po chwili jednak przestałem być w centrum uwagi, ponieważ na horyzoncie pojawił się Sergio. Synowie od razu rzucili się w jego stronę. Razem z Kokę ruszyliśmy w stronę autokaru.
- Fajne dzieciaki. - rzucił, na co przytaknąłem. Zajęliśmy swoje miejsca na tyle autokaru. Z zaciekawieniem włączyłem telefon i zacząłem odpisywać na wiadomości. - Beatriz będzie już na kolejnym meczu.
- Moi rodzice również. - odpowiedziałem nie odrywając wzroku od zdjęć nadesłanych mi przez brata.
- Rozmawiałeś z Yaizą?
- Serio, Koke? - jęknąłem.
- Przepraszam. Po prostu ... widzę jaki jesteś czasami nieobecny. To zaskoczyło nas wszystkim. Po prostu ... przepraszam. - speszył się.
- Chcesz mi pomóc? - westchnąłem. - Po prostu zajmij moje myśli czymś innym. Możesz nawet gadać od rzeczy, wszystko mi jedno!
- Nawet o nowej sesji zdjęciowej Adriany Limy? - poruszał charakterystycznie brwiami, na co parsknąłem śmiechem. - Ale ani słowa Beatriz! - zastrzegł szukając owych zdjęć w internecie.
- Obiecuję!
***
* Leire
- Dzieciaki śpią, więc zasłużyłyśmy na lampkę wina. - oznajmiła Pilar wchodząc na taras, gdzie obecnie urzędowałam. Podała mi lampkę, po czym zajęła miejsce obok mnie. - Przeżyłyśmy.
- Nie da się ukryć. - upiłam łyk czerwonej cieczy wpatrując się w szumiące morze.
- Jak to znosisz? - spytała niespodziewanie. Westchnęłam ciężko zamykając na kilka sekund oczy. - Leire, przepraszam. To moja wina. Zaciągnęłam Cię do Rosji kompletnie zapominając, że on też tu będzie.
- Nie jestem tu dla niego, tylko dla moich przyjaciół.
- Ale musisz znosić jego towarzystwo.
- Ignorowanie siebie nawzajem nigdy nam nie wychodziło. - uśmiechnęłam się smutno, pociągając większy łyk wina. - Wiesz, za każdym razem, gdy go widzę, to tak, jakbym krzyczała, ale nikt tego nie słyszał. To żałosne, że ktoś może być dla Ciebie aż tak ważny, że bez tej osoby, czujesz się jak śmieć.
- Przestań. - skarciła mnie.
- Nikt nigdy nie zrozumie jak bardzo to boli. - pociągnęłam nosem, czując napływające łzy. - To beznadziejne uczucie nie chce zniknąć, bo nie ma na to lekarstwa. A wiesz, co jest najgorsze? - spojrzałam na nią. - Chcę dać szansę Roberto, ale tak jak w przypadku innych facetów, nie jestem w stanie. Bo jedyne czego moje serce pragnie, to powrotu czasów naszych kłótni, żeby razem z nimi mogły wrócić też te dobre momenty.
- Leire, na Boga, powiedz mu prawdę!
- I co to zmieni? - prychnęłam. - On ma swoje życie, jest szczęśliwy. Wolę żyć z myślą, że kiedyś mogłam coś dla niego znaczyć, zamiast zostać wyśmiana.
- On ma prawo wiedzieć.
- Za późno. - szepnęłam dopijając wino. - Taką podjęłam decyzję i teraz muszę żyć z jej skutkami. To wszystko po prostu będzie wracać, wspomnienia, ale on nigdy tego nie zrobi. Czasami mam wrażenie, że część mnie wiedziała od chwili, gdy go ujrzałam, że tak się stanie.
- Chodź tu do mnie. - Pilar mocno mnie objęła.
- Wtedy, pod tym parkiem, najgorsze nie było to, że straciłam równowagę w moim życiu. Tylko to, że straciłam jego. Na zawsze.
***
Publikuję w sobotni wieczór, chociaż szczerze mówiąc jest już prawie niedziela :) Powoli wkręcamy się w Mundial, pierwszy mecz za naszymi bohaterami. Zabawne, bo aktualnie jestem na etapie pisania tego najsmutniejszego ... a raczej się staram, mimo że wenę mam na bardziej "wesołe" rzeczy :)Olcia, bez takich mi tu! :P I cóż ... coś czuje, że mnie zabijecie.
Miałam myśl, aby opisać wydarzenia na tym turnieju inaczej ... ale to nie miałoby żadnego sensu, także będziemy się trzymać "prawdziwych" rezultatów ... niestety, ale z Saulem na ławce. A szkoda bo ...
* Leire
- Pilar, ale jesteś pewna? - zaśmiałam się pod nosem na pytanie przerażonego Alexa. Ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, poprawiając koszulkę reprezentacji Hiszpanii, po czym odwróciłam się w stronę rudzielca, pochylonego nad Alejandro z pampersem w dłoniach. - A co, jeśli zrobię mu krzywdę?
- Nigdy nie opiekowałeś się dziećmi Nacho? - zapytała rozbawiona Rubio.
- Opiekowałem, no ale wiesz ... - zerknął niepewnie na pampersa, a następnie na wpatrzonego w niego niemowlaka. - Minami zajmował się on, albo Maria, albo inni. - podrapał się po rudej czuprynie.
- Minami? - parsknęłam śmiechem. - Alex, nie kompromituj się. Za parę miesięcy zostaniesz ojcem, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cała odpowiedzialność związana z pampersami spadnie na Sandrę?
- Tej opcji jeszcze nie przedyskutowaliśmy.
- Masz szansę się nauczyć i zaimponować swojej żonie. - zachęcała go nadal Pilar, chociaż po jej minie widziałam, że jeszcze chwila, a parsknie śmiechem. - Zaczynasz od rozpięcia guzików przy śpioszkach. - instruowała.
- Czemu on tak na mnie patrzy? - spytał zdezorientowany. Zdziwiona zerknęłam na Alejandro. Wszystko było w normie.
- Niby jak?
- Tak jak jego tatuś przed faulem na czerwoną kartkę? - wymieniłyśmy się z Pilar rozbawionymi spojrzeniami. Alex nigdy nie przestawał mnie zadziwiać.
- Co najwyżej może Cię obsikać, gdy zdejmiesz mu pampersa, jeszcze nie ma tak mocnych nóżek. - wywróciłam oczami, ale rudzielec jedynie zrobił przerażoną minę. - Ugh, daj mi to! Już i tak jesteśmy spóźnieni!
Alex, wspaniałomyślnie, pomógł Pilar z pozostałymi chłopcami. Lekko spóźnieni, udaliśmy się specjalnym autokarem w stronę stadionu, gdzie za dwie godziny miał odbyć się mecz Hiszpanii z Portugalią. Denerwowałam się jak nigdy. Portugalia nigdy nie była wygodnym przeciwnikiem dla moich rodaków. Na dodatek miała Cristiano Ronaldo. Wyczuwałam remis, ale i wielkie nerwy. Zresztą, towarzystwo Fernandeza wcale nie pomagało ...
- Alex? Dacie mu na imię Alex? - nie dowierzałam. - Boże, co z wami jest nie tak? Podbudowujecie sobie męskie ego nazywając swoich synów własnymi ksywkami? Najpierw Isco, potem Nacho, teraz Ty!
- Przecież moje imię jest piękne! - oburzył się.
- Twoje imię to Alejandro, tępa dzido! A Alex to tylko ksywka. Tak jak Nacho, bo jego prawdziwe imię to Jose Ignacio! Zapomnieliście co macie napisane w papierach? - wywróciłam oczami, po czym próbowałam skupić się na przebiegu spotkania. Próbowałam. Ale miałam obok tego rudzielca!
- Alejandra też ma po mnie imię. - zauważył.
- Właśnie, Alejandra! Nie Alexandra czy Alex. Zresztą, Twoje dziecko, Twoja sprawa. Dla mojej przyjemności możesz je nawet nazwać Messi, jak Isco swojego psa.
- Wypluj to! - pisnął.
- GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!! - wrzasnęły trybuny, a my z Alexem zaczęliśmy się rozglądać zdezorientowani.
- Wujek Nacho strzelił gola! - zawołał Nano. Dopiero po paru sekundach, gdy zorientowałam się co i jak, pisnęłam radośnie wpadając Alexowi w ramiona. Zaczęliśmy krzyczeć jak para wariatów. Aż żałowałam, że nie zobaczyłam tego spektakularnego trafienia na żywo ... bo akurat spierałam się z rudzielcem. W sumie, Nacho powinien to zrozumieć.
Uroczyście obiecałam sobie, że nie oderwę wzroku od murawy do ostatniego gwizdka. Posadziłam więc Marco na swoich kolanach i śledziłam piłkę toczącą się po boisku.
- Wchodzi Lucas. - zauważył Alex. Z uśmiechem spojrzałam na Vazqueza czekającego na zmianę. Tak jak i Nacho, zasłużył na spełnienia swojego marzenia o grze na Mundialu. Obydwaj w ostatnim czasie zaliczali świetne występy. Byłam z nich dumna, jak wszyscy kibice Realu Madryt.
- A wujek Saul? - wypalił nagle Marco.
- Wujek Saul? - zdezorientowany rudzielec spojrzał najpierw na dwulatka, a następnie na mnie. Z trudem przełknęłam ślinę. - Skąd on wie?
- O czym niby? - prychnęłam. - Po prostu poznał Nigueza na treningu i tak jakby ochrzcił go mianem ulubionego wujka.
- Lubię wujka Saula. - dodał blondynek.
- Nie tylko Ty. - mruknął rudzielec odwracając wzrok w stronę boiska. Nie skomentowałam tego, chociaż doskonale wiedziałam, o czym mówił. Jedynie westchnęłam ciężko zerkając w stronę ławki rezerwowej. Gdzieś tam, pomiędzy hiszpańskimi zawodnikami, siedział Saul. Nasze kolejne spotkanie było nieuniknione, ponieważ po meczu mieliśmy się zobaczyć z Sergio i Nacho.
- Szlag, rzut wolny!
- Alex! - syknęłam wskazując na Marco, ale na całe szczęście chłopiec był skupiony ma czymś innym.
- Cristiano to strzeli, zobaczysz.
Tak też się stało. Cristiano wyrównał wynik cudownym strzałem. Mecz skończył się spodziewanym remisem.
Godzinę później, czekałyśmy na przestronnym korytarzu, aż piłkarze wyjdą z szatni. Mieli udać się wprost do autokaru, ale Ci, których rodziny pojawiły się na tym meczu, dostali kilka minut na to, aby się przywitać.
- Czy mnie oczy nie mylą? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos z portugalskim akcentem. Z szerokim uśmiechem odwróciłam się w stronę znajomego osobnika. - Księżniczko, wolałem gdy miałaś na sobie moją koszulkę!
- Pepe, jak dobrze Cię widzieć. - wtuliłam się w jego silne ramiona. - Madryt bez Ciebie już nie jest taki sam.
- Fakt, pomagałem Twojemu ojcu odganiać od Ciebie adoratorów. Pewnie ma ręce pełne roboty! - wywróciłam jedynie oczami na te słowa. - Czy ja mam dać po uszach Ramosowi i Marcelo za to, że nie dają rady beze mnie?
- Przeceniasz moje możliwości.
- Dlatego każdy, kto przechodzi właśnie obok nas, patrzy nie na mnie, tylko na Ciebie? - uniósł zabawnie brew ku górze. Zaśmiałam się i spojrzałam w bok. Akurat, na moje nieszczęście, obok nas przechodził Saul z Koke. Gdyby wzrok mógł zamrażać, to byłabym w tej chwili bryłą lodu!
- Wujek Saul! - usłyszałam za sobą. Wywróciłam oczami, a Pepe zaskoczony przyglądał się obecnej scenie. Marco z Nano podbiegli do Nigueza, wystawiając swoje łapki. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Kucnął przed chłopcami i z szerokim, szczerym uśmiechem, zaczął z nimi rozmawiać. Nawet Koke wciął się do dyskusji, o dziwo nie zawstydzając Marco.
- Czy ja dobrze widzę? - Pepe objął mnie ramieniem, nie odrywając od nich oczu. - Małe Ramosy i piłkarze Atletico?
- Przed tymi z Barcelony uciekają, jeśli Cię to pocieszy. - mruknęłam. Po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Marco objął Saula swoimi rączkami i coś wyszeptał mu do ucha.
- Czy ja ostatnio zbyt mocno nie sfaulowałem Ramosa?
- Pepe, przestań. - zaśmiałam się.
- Oj, przecież żartuje. - rzucił, po czum odwróciliśmy się w stronę nawołującego go Cristiano. Machał do swojego rodaka, aby natychmiast wrócił. Uniosłam dłoń w geście powitania, na co jedynie puścił mi oczko. Typowy Cristiano.
- Uciekam mała. - cmoknął mnie w policzek. - Pozdrów rodzinę. Gdy będziemy w Madrycie, to na pewno wpadniemy. Dziewczynki o Ciebie pytają.
- Wiem, jesteśmy w kontakcie z Sofią. Ucałuj je wszystkie!
Krzyk małych Ramosów rozległ się po korytarzu. Sekundę później przebiegli obok mnie wpadając w ramiona Sergio. Pilar ze śmiechem, i śpiącym Alejandro na rękach, ruszyła w ich stronę. Po Saulu i Koke nie było śladu.
***
*Saul
Spędzenie takiego meczu na ławce było wręcz katorgą. Chcesz pomóc kolegom, ale nie masz jak. Remis był rozczarowujący, jak i zadowalający. Byliśmy więcej czasu przy piłce, mieliśmy więcej okazji, ale im wystarczył błysk geniuszu Ronaldo, żeby wyrównać wynik. Pierwsze koty za płoty, teraz powinno być tylko lepiej.
Razem z Koke opuściliśmy szatnię. Jedyne, o czym teraz marzyłem, to sen i odpoczynek. Adrenalina opadła, pozostało tylko zmęczenie.
Idąc korytarzem już z daleka usłyszałem dyskusję dwóch małych chłopców. Wiedziałem doskonale do kogo te głosy należały. A skoro synowie Sergio czekali na swojego ojca, musiała razem z nimi być i Leire. I nie myliłem się. Pogrążona była w rozmowie z Pepe, do którego szeroko się uśmiechała. I ta koszulka. Do twarzy jej było w czerwonym kolorze.
Razem z jej widokiem, powróciło wspomnienie sprzed paru dni. Poczułem jak ciśnienie mi się podnosi i ogarnia mnie złość. Leire swobodnie paradowała w Rosji w koszulce reprezentacji i wspierała swój kraj. A przecież miała to robić Yaiza! Czemu ta bezczelna Butragueño nie mogła zostać w Madrycie? Ze swoim facetem?
Iskierki w jej oczach zniknęły, gdy tylko na mnie zerknęła. Odbierałem jej całą radość z życia? I bardzo dobrze! Nie zamierzałem robić nic innego. A teraz chciałem jedynie znaleźć się w tym cholernym autokarze ...
- Wujek Saul! - zaskoczony ujrzałem synów Sergio podbiegających do mnie z wyciągniętymi łapkami. Machinalnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ci dwaj nie wzbudzali w człowieku nic innego, jak tylko pozytywne emocje. Kucnąłem na przeciwko nich, chcąc być tej samej wysokości i przybiłem "piątki".
- Cześć łobuziaki, czekacie na tatę?
- Tak! Ale Alejandro już śpi. - starszy z chłopców wskazał paluszkiem na niemowlaka w ramionach ich matki. Nie znałem osobiście słynnej Pilar Rubio, ale odwzajemniłem uśmiech, który mi posłała.
- Bo jest malutki, nie to co tacy duzi chłopcy. - obydwaj na te słowa zabawnie się wyprostowali. Ze śmiechem poczochrałem każdego z nich.
- Saul, może przedstawisz mi swoich kolegów? - zażartował Koke nachylając się nad nami. Obydwaj z zaciekawieniem się mu przyglądali.
- Znam Cię. Grasz z tatusiem. - odezwał się starszy, rozbawiając mojego przyjaciela.
- Zgadza się. - potrząsnął delikatnie jego dłonią, po czym wystawił ją w stronę Marco. Jego reakcji najbardziej byłem ciekaw, ale o dziwo posłał mu uśmiech.
- Przy najbliższej okazji, powiem Beatriz, że dzieci Cię lubią. Może weźmie to pod uwagę.
- A kto by mnie nie lubił? - prychnął.
- Wujku? - niespodziewanie Marco objął moją szyję rączkami. Uśmiechnąłem się przytulając go delikatnie. - Pogras ze mną? Ale tylko ze mną!
- Jeśli odwiedzisz tatę na treningu, to uroczyście obiecuję, że razem pokopiemy piłkę. - puściłem mu oczko. Zadowolony pokazał światu swoje pojedyncze ząbki.
Po chwili jednak przestałem być w centrum uwagi, ponieważ na horyzoncie pojawił się Sergio. Synowie od razu rzucili się w jego stronę. Razem z Kokę ruszyliśmy w stronę autokaru.
- Fajne dzieciaki. - rzucił, na co przytaknąłem. Zajęliśmy swoje miejsca na tyle autokaru. Z zaciekawieniem włączyłem telefon i zacząłem odpisywać na wiadomości. - Beatriz będzie już na kolejnym meczu.
- Moi rodzice również. - odpowiedziałem nie odrywając wzroku od zdjęć nadesłanych mi przez brata.
- Rozmawiałeś z Yaizą?
- Serio, Koke? - jęknąłem.
- Przepraszam. Po prostu ... widzę jaki jesteś czasami nieobecny. To zaskoczyło nas wszystkim. Po prostu ... przepraszam. - speszył się.
- Chcesz mi pomóc? - westchnąłem. - Po prostu zajmij moje myśli czymś innym. Możesz nawet gadać od rzeczy, wszystko mi jedno!
- Nawet o nowej sesji zdjęciowej Adriany Limy? - poruszał charakterystycznie brwiami, na co parsknąłem śmiechem. - Ale ani słowa Beatriz! - zastrzegł szukając owych zdjęć w internecie.
- Obiecuję!
***
* Leire
- Dzieciaki śpią, więc zasłużyłyśmy na lampkę wina. - oznajmiła Pilar wchodząc na taras, gdzie obecnie urzędowałam. Podała mi lampkę, po czym zajęła miejsce obok mnie. - Przeżyłyśmy.
- Nie da się ukryć. - upiłam łyk czerwonej cieczy wpatrując się w szumiące morze.
- Jak to znosisz? - spytała niespodziewanie. Westchnęłam ciężko zamykając na kilka sekund oczy. - Leire, przepraszam. To moja wina. Zaciągnęłam Cię do Rosji kompletnie zapominając, że on też tu będzie.
- Nie jestem tu dla niego, tylko dla moich przyjaciół.
- Ale musisz znosić jego towarzystwo.
- Ignorowanie siebie nawzajem nigdy nam nie wychodziło. - uśmiechnęłam się smutno, pociągając większy łyk wina. - Wiesz, za każdym razem, gdy go widzę, to tak, jakbym krzyczała, ale nikt tego nie słyszał. To żałosne, że ktoś może być dla Ciebie aż tak ważny, że bez tej osoby, czujesz się jak śmieć.
- Przestań. - skarciła mnie.
- Nikt nigdy nie zrozumie jak bardzo to boli. - pociągnęłam nosem, czując napływające łzy. - To beznadziejne uczucie nie chce zniknąć, bo nie ma na to lekarstwa. A wiesz, co jest najgorsze? - spojrzałam na nią. - Chcę dać szansę Roberto, ale tak jak w przypadku innych facetów, nie jestem w stanie. Bo jedyne czego moje serce pragnie, to powrotu czasów naszych kłótni, żeby razem z nimi mogły wrócić też te dobre momenty.
- Leire, na Boga, powiedz mu prawdę!
- I co to zmieni? - prychnęłam. - On ma swoje życie, jest szczęśliwy. Wolę żyć z myślą, że kiedyś mogłam coś dla niego znaczyć, zamiast zostać wyśmiana.
- On ma prawo wiedzieć.
- Za późno. - szepnęłam dopijając wino. - Taką podjęłam decyzję i teraz muszę żyć z jej skutkami. To wszystko po prostu będzie wracać, wspomnienia, ale on nigdy tego nie zrobi. Czasami mam wrażenie, że część mnie wiedziała od chwili, gdy go ujrzałam, że tak się stanie.
- Chodź tu do mnie. - Pilar mocno mnie objęła.
- Wtedy, pod tym parkiem, najgorsze nie było to, że straciłam równowagę w moim życiu. Tylko to, że straciłam jego. Na zawsze.
***
Publikuję w sobotni wieczór, chociaż szczerze mówiąc jest już prawie niedziela :) Powoli wkręcamy się w Mundial, pierwszy mecz za naszymi bohaterami. Zabawne, bo aktualnie jestem na etapie pisania tego najsmutniejszego ... a raczej się staram, mimo że wenę mam na bardziej "wesołe" rzeczy :)
Miałam myśl, aby opisać wydarzenia na tym turnieju inaczej ... ale to nie miałoby żadnego sensu, także będziemy się trzymać "prawdziwych" rezultatów ... niestety, ale z Saulem na ławce. A szkoda bo ...
Pierwsza! :D Zaklepuję, będę jutro, a co :D
OdpowiedzUsuń"Dla mojej przyjemności możesz je nawet nazwać Messi, jak Isco swojego psa." młahahaha, uwielbiam!!! <3
Co bez takich mi tu? Hahaha :D Nie no, ja oczywiście rozumiem, rozumiem... Po takim widoku wiadomo, że wena jest na nieco inne rzeczy, ekhem, prawda... :D Ale ja przejdę do komentowania rozdziału hihi :D
UsuńCzy ja już wspominałam, że Alex mnie rozwala? Pewnie tak, ale zrobię to jeszcze raz, co mi szkodzi :D Leire i Pilar mają rację! Niech się chłopak szkoli, bo sam za niedługo zostanie tatą i musi się odpowiednio przyszykować do tej roli :D A nie panikować i mówić, że Alejandro jakoś na niego patrzy haha, no mistrz :D Ja bym na jego miejscu nie powierzała zajmowania się pampersami tylko Sandrze, no bo wiadomo, karateka i te sprawy... Powinien o tym pamiętać! :D
Debata na temat imion mnie powaliła haha :D Może niech lepiej zostanie jednak przy tym Alexie Juniorze, no bo... Messi? Szkoda dziecka!
No i masz, Leire zagadała się z Alexem, a tu Nacho gola strzelił :D Ach, piękna to bramka była ^^ I mecz faktycznie wyrównany, także remis w pełni zrozumiały hihi :D
I spotkanie z Pepe <3 Już sobie wyobraziłam, jak on odganiał adoratorów od Leire haha, biedni oni :D I to z takimi pomocnikami... No nie ma szans!
Hahaha, przed tymi z Barcelony uciekają... No nie może być inaczej hihi :D
Co ja to miałam jeszcze? Wujek Saul i Marco, no awww! <3 Serio, mega mnie to rozczuliło <3 Och, no Saul nie ma teraz wyjścia, musi spełnić obietnicę blondaska, inaczej być nie może ^^ Leire też na pewno musiał rozczulić ten widok *_*
Ale ta końcówka... Strasznie smutna :( Leire nadal jest przekonana, że Saul jest z Yaizą i katuje się biedna... Ech, no ta sytuacja jest mega ciężka i nie dziwie się wcale, że tak to wszystko przeżywa :( No i właśnie... Roberto to nie Saul. I nikt inny Saulem nie będzie. Tak to już bywa, że jeden człowiek ma taki znaczący wpływ na całe życie, wszystkie uczucia, emocje... I nie da rady tego przeskoczyć. Ale, ale... Leire nie straciła go na zawsze, prawda?
<3
Oj, Alex, Alex. Czas najwyższy zacząć przygotowywać się do roli ojca. 😄 Powinien się uczyć, kiedy ma do tego okazję.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że Sandra nie przepuści mu zaszczytu zmiany pieluch. 😁😂 A Leire nie zawsze będzie w pobliżu. Hahaha
Czy zawsze, kiedy pojawia się jego postać muszę dostawać ataku śmiechu?
Reprezantcja Hiszpanii rozpoczęła Mundial na dobre. A wraz z nim, czekają nas zapewne przełomowe wydarzenia dla dalszych losów bohaterów. Niezmiennie na to czekam!
Saulowi na pewno nie było łatwo obserwować przebiegu meczu z ławki rezerwowych. W dodatku po końcowym gwizdku, znowu wpadł na Leire, której widok niesamowicie go zirytował. Widocznie nadal, nie może sobie poradzić z wydarzeniami z parku, których był świadkiem. Zazdrość o Roberto wprost z niego kipi! Oczywiście próbuje wmówić coś innego.
Jednak Marco i Nano skutecznie poprawiły mu humor. W końcu to ich ulubiony wujek. 😊
Dla Leire ta cała sytuacja, także nie jest łatwa. Częsty widok Saula, przywraca wspomnienia i niechciane uczucia.
Ona nadal coś do niego czuje, przez co nie potrafi ułożyć sobie zycia z kimś innym. Roberto mimo że jest świetnym facetem, nie zastąpi jej Saula.
Równocześnie dla Leire temat przeszłości jest skończony. Nie zamierza jej roztrząsać i próbować czegokolwiek zmieniać. A szkoda, bo Pilar ma rację. Powinna powiedzieć Saulowi prawdę. Przynajmniej przestałby ją obwiniać i zrozumiał, że znaczył dla niej bardzo wiele. Tak samo, jak ona dla niego.
Jak zawsze czekam na następny rodział. Nie mogąc się go doczekać. 😊
Leire, bądź silna! I weź powiedz mu w końcu prawdę! Zgadzam się z Pilar, Saul zasługuje na prawdę ..
OdpowiedzUsuńAlex jak zwykle rozwalił system. Ja w ogóle uwielbiam takie sceny, gdzie facet musi się zająć dzieckiem i nie bardzo wie, jak to zrobić. Ale akurat Alex powinien się tego nauczyć, skoro niedługo ma zostać ojcem. Na szczęście zawsze może liczyć na szybki kurs opieki nad dziećmi, przeprowadzony przez Leirę i Pilar.
OdpowiedzUsuńDyskusja na temat imion jak najbardziej zasadna. I biorę stronę Leiry. Nazywanie dzieci przezwiskami? Nie bardzo.
Mecz z Portugalią… Ja ten mecz wspominam bardzo dobrze, bo choć nie jestem specjalną fanką piłki nożnej, to to konkretne spotkanie naprawdę oglądałam z przyjemnością. Bo chyba było po prostu dobre, nieprawdaż?
Ale wrócę do opowiadania. Przede wszystkim Saul i Leira, Leira i Saul. Ta dwójka próbuje się mijać, unikać, nie zwracać na siebie uwagi, ale nie mogą zaprzeczyć, że nadal coś do siebie czują. Ba, nawet więcej niż coś. Po prostu muszą przyznać, że nie mogą bez siebie żyć, że ich istnienie razem jest tak oczywiste jak to, że po niedzieli zawsze musi nadejść poniedziałek. Jednak na razie próbują temu zaprzeczać, co jest cokolwiek irytujące.
Za to rozmowa z Pepe była genialna. Trochę przy niej uśmiałam. No i oczywiście Ramosiątka, które wszystko wiedzą najlepiej, a już na pewno to, że wujek Saul jest najlepszym wujkiem na świecie. I niech nikt nawet nie próbuje z tym dyskutować.
Dobrze, że Leira ma kogoś takiego jak Pilar. Zawsze to przyjaciółka, której można się zwierzyć, która doradzi, pocieszy. Jej obecność jest niezastąpiona i na pewno jeszcze wiele razy pomoże Leirze podjąć trudną decyzje. Szczególnie, że Saul nie zniknie od tak sobie.
A słowa Leiry dotyczące Roberta tylko potwierdzają fakt, że dla dziewczyny tak naprawdę liczy się tylko Saul.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRównież jestem zdania, że Leire powinna wyznać Saulowi prawdę, jak to tego pamiętnego i za razem nieszczęśliwego dnia było. Wtedy chłopak spojrzałby na wszystko z innej perspektywy i przede wszystkim nie miałby jej niczego za złe. No może oprócz decyzji, którą podjęła i poświęciła wszystko ku jego 'szczęściu'.
UsuńCóż czuję, że Roberto dostanie kosza, a szkoda bo on w sumie nie jest niczemu winny, po prostu serce Leire jest zajęte przez kogoś innego ;/
Niech wena Cię nie opuszcza,
N
Coś za mało ostatnio scen Leire - Saul. Leire, łączmy się w bólu - mi też brakuje tych waszych kłótni 😂 Mam nadzieję, że w najbliższym czasie coś się między tą dwójką zadzieje. A to wszystko wina tego głupiego ojca Saula! Gdyby tamtego feralnego dnia Leire go nie spotkała, to prawdopodobnie teraz byliby razem szczęśliwi. A tak co? A tak to dupa. I tyle. Zaprzepaścili być może jedyną szansę na to, by być razem. Chociaż ja mam nadzieję, że w najbliższym czasie jednak zafundujesz im jakąś sytuację, dzięki której coś mogłoby się zadziać.
OdpowiedzUsuńPo części nie dziwię się jednak, że piłkarz jest taki, a nie inny względem Leire. On chciał dla niej zostawić swoją dziewczynę (wręcz idealną, przy której mógłby wieźć idealne życie), a ona go tak jakby wystawiła. Nie pozwoliła mu na wyjaśnienia i uciekła wtedy. Zareagowałabym dokładnie tak samo. Musiał się poczuć zraniony i zapewne jego męska duma na tym ucierpiała. W końcu mimo wszystko to facet z dosyć wygórowanym ego.
Wujek Saul jest taki uroczy! Fajnie poznać go takiego. Oby więcej takich scen. Zresztą ciekawe, dlaczego mały lubi tylko Saula i tylko do niego się przekonał. Jak widać nie tylko Leire pragnie jego towarzystwa.
Mam wyjątkowy brak weny na pisanie komentarzy, że aż nie wiem, co dalej napisać. Dlatego dzisiejszy komentarz wyszedł taki krótki. Następnym razem obiecuję poprawę i nadejście na czas.
A mecz z Portugalią osobiście oglądałam i przyznam szczerze, że też jakoś przewidywałam taki wynik.
W wolnej chwili zapraszam również do mnie. ;)
Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału i niecierpliwie go wyczekuję, życząc dużo weny. ;*