Soczi, 21 czerwca 2018.
* Leire
Mecz z Iranem obejrzałyśmy w hotelu. Z Soczi do Kazania nie było daleko, ale złe samopoczucie Alejandro i Marco stanęło nam na drodze. Może to i lepiej? Im mniej widziałam Saula, tym lepiej.
Beatriz obejrzała to spotkanie na żywo, i jak sama stwierdziła, szału nie było. Wróciła dzisiaj rano i od razu zaprosiła mnie na spacer po promenadzie. Pilar wręcz siłą wypchała mnie z pokoju mówiąc, że należy mi się chwila odpoczynku od jej synów.
Spacerowałyśmy więc wolnym krokiem podziwiając widoki rosyjskiego kurortu. Bea okazała się być idealnym towarzyszem. Nie było mowy o niezręcznej ciszy pomiędzy nami.
- Koniecznie musimy zabrać Pilar i chłopców na plażę. - oznajmiła, gdy opierając się o barierę, spoglądałyśmy na Morze Czarne. - Mam nadzieję, że zabrałyście bikini?
- Aż dwa komplety. - zaśmiałam się poprawiając włosy rozwiane przez wiatr. - Dla takich rzeczy zawsze jest miejsce w mojej walizce.
- Więc jesteśmy umówione. - uśmiechnęła się szeroko. - Tak bardzo się cieszę, że wzięłyście mnie pod swoje skrzydła. Inne dziewczyny są ze sobą zżyte i czuję się nieswojo pomiędzy nimi. Za to Pilar poznałam dwa lata temu podczas Euro we Francji. Była też z nami Macarena, żona Lucasa, ale teraz opiekuje się swoim maleńkim skarbem.
- Tak, mały Lucas jest cudowny. - przyznałam. - Koniecznie muszę ich odwiedzić po powrocie z Rosji. Ale nie musisz być nam za nic wdzięczna. Nikt nie chciałby być sam w obcym kraju, to żadna radość. A ja bardzo lubię poznawać nowych ludzi.
- Ja także!
- A jak się czujesz jako żona? - zagadnęłam.
- Szczerze? Jeszcze to do mnie nie dotarło. - zaśmiała się pocierając swoją obrączkę. - Jesteśmy razem od paru lat, nic praktycznie się nie zmieniło. A Ty, Leire? Masz swojego strupa na głowie? - zachichotała.
- Strupa na głowie? - powtórzyłam za nią rozbawiona.
- Słowa mojej babci!
- Nie, nie mam. A właściwie ... trudno powiedzieć. - westchnęłam spoglądając na fale. - Muszę podjąć decyzję. Powiedzmy, że czeka na to, aż wrócę do domu.
- Oświadczył Ci się?
- Do tego to bardzo daleko. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Dopiero zaczęliśmy się spotykać. Owszem, lubię z nim rozmawiać i spędzać czas, ale ...
- Nie ma pomiędzy wami chemii? - wcięła się delikatnie. - Twoje nogi nie uginają się na jego widok? Serce i oddech nie przyspieszają? Nie czujesz gorąca w podbrzuszu? Nie ma tej iskry, która pojawia się nawet przy najmniejszym konflikcie? - przymknęłam powieki wzdychając ciężko. Oczywiście, że tego nie było. To było zarezerwowane tylko dla jednego mężczyzny na tym świecie. - To nie ten Leire.
- Wiem. - szepnęłam.
- Więc, dlaczego?
- Jesteś szczęściarą Bea. Może i Koke Cię czasami irytuje i masz mordercze myśli z nim związane, ale ... masz prawo go kochać. Nie każdy ma tyle szczęścia. - uśmiechnęłam się smutno. Beatriz otworzyła usta, aby mi odpowiedzieć, ale w tym samym momencie rozdzwonił się jej telefon.
- Oho, o wilku mowa. - oznajmiła, po czym odebrała połączenie. - Czyżby mój mężuś nie miał treningu? - zaświergotała, na co zaśmiałam się pod nosem. Bea była niemożliwa! - Jak to podwiewa mi sukienkę i mi widać ... Koke! Skąd wiesz, że mam sukienkę? Jak to mnie widzisz? - obejrzała się gwałtownie za siebie. Po chwili pisnęła radośnie i pobiegła wprost w otwarte ramiona swojego męża. Koke objął ją mocno i okręcił kilka razy wokół swojej osi. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, jednak po chwili mina mi zrzedła. Za nimi stał Saul Niguez we własnej osobie. I wcale nie wyglądał na zadowolonego z powodu mojej obecności na rosyjskiej promenadzie ...
***
* Saul
Dostaliśmy dzień wolnego, więc co wymyślił Koke? Że odwiedzi swoją ukochaną żonę w Soczi. Chciałem mu życzyć powodzenia w podróży, jednak okazało się, iż uwzględnił moją osobę w tym wydarzeniu. Początkowo twardo odmawiałem, jednak gdy zaczął przede mną klękać, wolałem się poświęcić dla ogółu.
Razem z nami, do rosyjskiego kurortu, wybrało się też kilku chłopaków. W tym Ramos. I to właśnie dzięki jego partnerce, Koke dowiedział się, gdzie obecnie przebywa jego żona. Promenada. Uniosłem wzrok ku niebu, ale posłusznie szedłem równym krokiem z przyjacielem. Że też zachciało się Beatriz spacerków.
- I pomyśleć, że w tej chwili mogłem wylegiwać się na leżaku i opalać moje boskie ciało. - mruknąłem zakładając okulary. Niektórzy ludzie odwracali w naszą stronę głowy, zapewne zastanawiając się, czy aby nie jesteśmy hiszpańskimi piłkarzami. Ale co byśmy robili w Soczi? Skoro urzędujemy w Krasnodarze? I to w prywatnych ciuchach? Jak zwykle nikt nie docenił geniuszu Koke!
- Tam! - aż podskoczył pokazując palcem w stronę dwóch dziewczyn opartych o balustradę. Zmarszczyłem czoło. Przecież Bea była sama w Rosji, więc kim jest ta druga?
Tymczasem Koke wyciągnął telefon i wybrał numer żony. Odebrała po chwili. - Bea, czy Ty zdajesz sobie sprawę, że wiatr podwiewa Ci sukienkę i widać Ci ... bieliznę? - odchrząknął, a ja wywróciłem rozbawiony oczami na te słowa. - Jak to skąd wiem? Chyba widzę, prawda? - po chwili po promenadzie było słyszeć pisk Beatriz. Biegła z szerokim uśmiechem do Koke, a ja zamarłem dostrzegając kim była jej towarzyszka. Boże, co ja Ci zrobiłem, że tak mnie każesz?
- Saul! - po chwili rzuciła się na moją szyję i mocno wyściskała. - Tak się cieszę, że jesteście. Musicie koniecznie kogoś poznać! Dzięki niej, jeszcze tu nie zwariowałam. - chwyciła nas za nadgarstki i zaczęła ciągnąć za sobą. Takie to małe, a tyle ma uporu w sobie! - To Leire. - objęła zdezorientowaną dziewczynę ramieniem. Jak widać i ona nie czuła się komfortowo w tej sytuacji.
- Koke. - mój przyjaciel wyciągnął do niej dłoń, którą uścisnęła. Po chwili wszyscy spojrzeli na mnie.
- My się znamy. - wzruszyłem ramionami. Bo po co udawać i odstawiać jaką szopkę?
- Na prawdę? - Bea uniosła zaskoczona brwi, a Leire niemrawo przytaknęła. - Tym lepiej! Skoro jesteście, to może przejdziemy się plażą? - zaproponowała chwytając Koke za rękę.
- Może będzie lepiej jak ja pójdę ...
- Nie ma mowy! - Koke przerwał Leire. - Saul i tak mi marudził, że będzie czuł się jak piąte koło u wozu. Także jesteś wybawieniem. Do tego się znacie! - miałem ochotę wykrzyknąć "Koke, co Ty pieprzysz!" i strzelić go w ten zakuty łeb, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Jedynie wzruszyłem ramionami zrezygnowany. Bo co miałem zrobić?
Parę minut później wziąłem pod uwagę dwie opcje. Albo towarzystwo Leire było na rękę naszym nowożeńcom, bo mogli "podrzucić" ją mnie bądź odwrotnie, aby spędzić czas we dwoje, albo bawili się w pseudo swatki. Bo przecież to miał być wspólny spacer, a już po chwili szli objęci przed nami, gruchając jak dwa gołąbki.
Zerknąłem kątem oka na Leire, która zsunęła buty ze stóp i ostrożnie zaczęła stąpać po kamiennym brzegu. Wywróciłem zirytowany oczami. Jeszcze chwila, a ta mądrala się na nich poślizgnie! Zresztą, co mnie to obchodzi? Jej tyłek, jej sprawa.
Powinna jednak zapamiętać jedną rzecz. Saul Niguez ma zawsze rację! Nie minęła minuta jak niebezpiecznie się zachwiała, i gdyby nie mój refleks, obiłaby sobie tą śliczną buźkę. Zaraz, wróć! Śliczną?
- Dzięki. - mruknęła spuszczając głowę.
- Czy nadejdzie taki dzień, w którym nie będę musiał ratować Twojego tyłka? - wypaliłem zabierając dłonie z jej tali.
- Takich dni było mnóstwo. - rzuciła wymijając mnie i stając na piasku. - Po za tym, nigdy Cię o to nie prosiłam.
- Twój pech się prosił.
- Raczej Twój honor. - wzruszyła ramionami. - " ... nie zgrywam bohatera, tylko mam swoje zasady. Możemy się nie lubić, ale jesteś dziewczyną i nie zostawię Cię samej ..." - zacytowała, a ja uniosłem zaskoczony brwi. Słowa jakby znajome. Jakim cudem zapamiętała to tak dokładnie?
- Tak zostałem wychowany. - wzruszyłem ramionami. - Po za tym, może Cię to zaskoczy, ale posiadam sumienie.
- Ugh, czy chociaż raz możemy normalnie porozmawiać? - westchnęła z irytacją. - Nawet o głupiej pogodzie! Musimy zawsze sobie dogryzać?
- Kiedyś chciałem normalnie z Tobą porozmawiać. - wypaliłem, na co spuściła głowę. Odchrząknąłem. - Oh, jaką piękną pogodę dzisiaj mamy! Taką słoneczną! W sam raz na spacer! Szkoda tylko, że te pieprzone kamienie wbijają się w moje stopy! - zaświergotałem niczym panienka.
I wtedy stała się rzecz niesłychana. Leire Butragueño wybuchnęła śmiechem. Swoim cudownym, radosnym śmiechem. Przy mnie. Dzięki mnie! Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Ten cholerny szeroki uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy!
- Jesteś niereformowany Niguez.
- Ej! - oburzyłem się. - Sama chciałaś gadać o pogodzie.
- Oh, dziękuję że wziąłeś moje zdanie pod uwagę.
- Miało nie być ironii! - zauważyłem.
- Fakt, przepraszam. - speszyła się. - Marco bardzo Cię polubił. Cały czas o Tobie mówi.
- O mnie? Myślałem, że jego bohaterem jest ciocia Lola. - podkreśliłem śmiejąc się pod nosem.
- No to masz nieaktualne informacje. - wywróciła oczami, a ja uśmiechnąłem się na wspomnienie dwulatka. - Dostaliście dzisiaj wolne? Myślałam że na Mundialu codziennie musicie ćwiczyć, czy coś ...
- Powiedzmy, że to chwila relaksu. Zresztą ja nie mam po czym odpoczywać.
- Siedzenie na ławce jest bardziej męczące. - zauważyła. Zerknąłem na nią zaskoczony. - Nerwy Cię zjadają od środka, chcesz wskoczyć na boisko, ale nie możesz. Nie trzeba być piłkarzem, żeby o tym wiedzieć.
- Wystarczy być córką piłkarza?
- Wystarczy być kibicem i poczuć nerwy. - wzruszyła ramionami. - Może zagrasz z Marokiem. Kibice bardzo się tego domagają. - zerknęła na mnie niepewnie.
- Skąd wiesz?
- Powiedzmy, że nie zaczynam dnia, bez przejrzenia hiszpańskiej sportowej prasy. - zaśmiała się pod nosem. - Także nie zawiedź tych milionów i nie połam nóg. - wytknęła mi bezczelna język!
- Grabisz sobie Butragueño! - pogroziłem jej.
- Ja? Absolutnie! - udała wielce oburzoną. - Jestem Hiszpanką i wymagam od moich piłkarzy pełnego zaangażowania.
- Od Twoich piłkarzy? - prychnąłem rozbawiony. - Zresztą, od kiedy mi kibicujesz?
- Jesteś częścią mojej Reprezentacji Narodowej, to chyba oczywiste, że wolę abyś grał dobrze i nic sobie nie zrobił, prawda?
- Twoja troska jest urocza. - wyszczerzyłem się.
- Jak ja cała, ale o tym już kiedyś wspominałeś. - podsumowała bezczelnie i zamoczyła stopy we wodzie.
- Tak czy siak, muszę zapisać sobie dzień w którym będziesz mi kibicować. Chyba zaszantażuje tym Hierro, żeby mnie wpuścił. To na pewno będzie wiekopomne wydarzenie!
- Nie musisz go szantażować, nie jest ślepy. Widzi że jesteś dobry i zasługujesz na grę. - zauważyła wpatrując się w fale. Uchyliłem usta, aby odpowiedzieć, lecz głos ugrzązł mi w gardle. Nie spodziewałem się takich słów od niej. - Wszyscy kibice .... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęła nagle przeraźliwie i odskoczyła uwieszając się mojego ramienia. Zdezorientowany straciłem równowagę i zanim zorientowałem się co się dzieje, leżałem we wodzie, a Leire na mnie.
- Co się dzieje?! - potrząsnąłem nią, jednak cała blada zaczęła się wyrywać, próbując wstać. - Leire!
- Tam jest wąż! - pisnęła wskazując palcem. - We wodzie!
- Wąż we wodzie? - spojrzałem na nią jak na kretynkę, jednak widok jej przerażonej miny mnie otrzeźwił. - Spokojnie, musiało Ci się przewidzieć.
- Nie rób ze mnie idiotki Niguez! Widziałam go! Wystawił głowę!
- Wąż nie ma głowy. - wywróciłem oczami podnosząc się z wody. Pięknie, byłem cały mokry bo panna Butragueño ma omamy!
- On tam na prawdę był ... - szepnęła stojąc na brzegu i obejmując się rękoma. Mokra sukienka przylepiła się do jej ciała, ukazując wszystkie kształty ... ugh, odwrócić wzrok Saul!
- Ale już go nie ma. - powiedziałem łagodnie.
- Boję się i brzydzę takich gadów. - mruknęła spuszczając głowę. - Przepraszam. - przymknąłem powieki wzdychając ciężko. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Miałem ochotę ją objąć, ale wiedziałam, że przekroczyłbym tym pewną granicę.
- Co się stało?! - dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że małżeństwo roku zostawiło nas daleko w tyle, kompletnie zapominając o całym otaczającym ich świecie. Dopóki nie usłyszeli pisków Leire.
- Leire wystraszyła się węża.
- Węża?! - kolejna piszcząca baba!
I właśnie w tamtym momencie zobaczyłem tego "węża", który okazał się być zwykłą gałęzią. Leire również to zauważyła, bo uchyliła usta i spojrzała na mnie niepewnie. Czekała na moją reakcję.
- Ale już go nie ma, zniknął. - machnąłem rękoma, próbując odwrócić uwagę Koke i Beatriz od brzegu morza. - A raczej odpłynął, więc przestańcie panikować.
- Ale ...
- Bea, zaprowadź Leire do hotelu, widzisz w jakim jest stanie. - delikatnie popchnąłem przyjaciółkę w stronę zdezorientowanej dziewczyny.
- A Ty?
- Dam sobie radę. Jak zawsze.
***
* Leire
- Jak Ty wyglądasz? - Pilar na mój widok jedynie załamała ręce. - Chce wiedzieć co się stało?
- Wąż, Niguez, gałąź, kompromitacja ... bez komentarza. - machnęłam ręką i udałam się wprost do łazienki. Zdjęłam z siebie mokrą sukienkę oraz bieliznę, po czym wskoczyłam pod prysznic. Ciepły strumień wody rozlał się po moim ciele. Oparłam się plecami o ścianę i przymknęłam powieki.
Cholera jasna, jak ja mogłam pomylić gałąź z wężem? I jak to się stało, że w głupim odruchu wpadłam z Saulem do wody? Kompromitacja! Żałosna kompromitacja! Przecież on mi będzie to wypominał do ... jakiego tam końca życia! Po Mundialu w Rosji skończy się nasze wpadanie na siebie. Obydwoje wrócimy do swojego życia. On do Yaizy, a ja ... właśnie! Gdzie się podziewała Yaiza? Gdyby nie jej brak, nie musiałabym się katować towarzystwem Nigueza. I jego rękoma na mojej talii ...
Ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam ukrywać tego faktu przed samą sobą. Uwielbiałam kraść te momenty z nim. Uwielbiałam się z nim prze zbywać. Uwielbiałam go prowokować. Sprawiało mi to cholerną radość!
* Leire
Mecz z Iranem obejrzałyśmy w hotelu. Z Soczi do Kazania nie było daleko, ale złe samopoczucie Alejandro i Marco stanęło nam na drodze. Może to i lepiej? Im mniej widziałam Saula, tym lepiej.
Beatriz obejrzała to spotkanie na żywo, i jak sama stwierdziła, szału nie było. Wróciła dzisiaj rano i od razu zaprosiła mnie na spacer po promenadzie. Pilar wręcz siłą wypchała mnie z pokoju mówiąc, że należy mi się chwila odpoczynku od jej synów.
Spacerowałyśmy więc wolnym krokiem podziwiając widoki rosyjskiego kurortu. Bea okazała się być idealnym towarzyszem. Nie było mowy o niezręcznej ciszy pomiędzy nami.
- Koniecznie musimy zabrać Pilar i chłopców na plażę. - oznajmiła, gdy opierając się o barierę, spoglądałyśmy na Morze Czarne. - Mam nadzieję, że zabrałyście bikini?
- Aż dwa komplety. - zaśmiałam się poprawiając włosy rozwiane przez wiatr. - Dla takich rzeczy zawsze jest miejsce w mojej walizce.
- Więc jesteśmy umówione. - uśmiechnęła się szeroko. - Tak bardzo się cieszę, że wzięłyście mnie pod swoje skrzydła. Inne dziewczyny są ze sobą zżyte i czuję się nieswojo pomiędzy nimi. Za to Pilar poznałam dwa lata temu podczas Euro we Francji. Była też z nami Macarena, żona Lucasa, ale teraz opiekuje się swoim maleńkim skarbem.
- Tak, mały Lucas jest cudowny. - przyznałam. - Koniecznie muszę ich odwiedzić po powrocie z Rosji. Ale nie musisz być nam za nic wdzięczna. Nikt nie chciałby być sam w obcym kraju, to żadna radość. A ja bardzo lubię poznawać nowych ludzi.
- Ja także!
- A jak się czujesz jako żona? - zagadnęłam.
- Szczerze? Jeszcze to do mnie nie dotarło. - zaśmiała się pocierając swoją obrączkę. - Jesteśmy razem od paru lat, nic praktycznie się nie zmieniło. A Ty, Leire? Masz swojego strupa na głowie? - zachichotała.
- Strupa na głowie? - powtórzyłam za nią rozbawiona.
- Słowa mojej babci!
- Nie, nie mam. A właściwie ... trudno powiedzieć. - westchnęłam spoglądając na fale. - Muszę podjąć decyzję. Powiedzmy, że czeka na to, aż wrócę do domu.
- Oświadczył Ci się?
- Do tego to bardzo daleko. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Dopiero zaczęliśmy się spotykać. Owszem, lubię z nim rozmawiać i spędzać czas, ale ...
- Nie ma pomiędzy wami chemii? - wcięła się delikatnie. - Twoje nogi nie uginają się na jego widok? Serce i oddech nie przyspieszają? Nie czujesz gorąca w podbrzuszu? Nie ma tej iskry, która pojawia się nawet przy najmniejszym konflikcie? - przymknęłam powieki wzdychając ciężko. Oczywiście, że tego nie było. To było zarezerwowane tylko dla jednego mężczyzny na tym świecie. - To nie ten Leire.
- Wiem. - szepnęłam.
- Więc, dlaczego?
- Jesteś szczęściarą Bea. Może i Koke Cię czasami irytuje i masz mordercze myśli z nim związane, ale ... masz prawo go kochać. Nie każdy ma tyle szczęścia. - uśmiechnęłam się smutno. Beatriz otworzyła usta, aby mi odpowiedzieć, ale w tym samym momencie rozdzwonił się jej telefon.
- Oho, o wilku mowa. - oznajmiła, po czym odebrała połączenie. - Czyżby mój mężuś nie miał treningu? - zaświergotała, na co zaśmiałam się pod nosem. Bea była niemożliwa! - Jak to podwiewa mi sukienkę i mi widać ... Koke! Skąd wiesz, że mam sukienkę? Jak to mnie widzisz? - obejrzała się gwałtownie za siebie. Po chwili pisnęła radośnie i pobiegła wprost w otwarte ramiona swojego męża. Koke objął ją mocno i okręcił kilka razy wokół swojej osi. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, jednak po chwili mina mi zrzedła. Za nimi stał Saul Niguez we własnej osobie. I wcale nie wyglądał na zadowolonego z powodu mojej obecności na rosyjskiej promenadzie ...
***
* Saul
Dostaliśmy dzień wolnego, więc co wymyślił Koke? Że odwiedzi swoją ukochaną żonę w Soczi. Chciałem mu życzyć powodzenia w podróży, jednak okazało się, iż uwzględnił moją osobę w tym wydarzeniu. Początkowo twardo odmawiałem, jednak gdy zaczął przede mną klękać, wolałem się poświęcić dla ogółu.
Razem z nami, do rosyjskiego kurortu, wybrało się też kilku chłopaków. W tym Ramos. I to właśnie dzięki jego partnerce, Koke dowiedział się, gdzie obecnie przebywa jego żona. Promenada. Uniosłem wzrok ku niebu, ale posłusznie szedłem równym krokiem z przyjacielem. Że też zachciało się Beatriz spacerków.
- I pomyśleć, że w tej chwili mogłem wylegiwać się na leżaku i opalać moje boskie ciało. - mruknąłem zakładając okulary. Niektórzy ludzie odwracali w naszą stronę głowy, zapewne zastanawiając się, czy aby nie jesteśmy hiszpańskimi piłkarzami. Ale co byśmy robili w Soczi? Skoro urzędujemy w Krasnodarze? I to w prywatnych ciuchach? Jak zwykle nikt nie docenił geniuszu Koke!
- Tam! - aż podskoczył pokazując palcem w stronę dwóch dziewczyn opartych o balustradę. Zmarszczyłem czoło. Przecież Bea była sama w Rosji, więc kim jest ta druga?
Tymczasem Koke wyciągnął telefon i wybrał numer żony. Odebrała po chwili. - Bea, czy Ty zdajesz sobie sprawę, że wiatr podwiewa Ci sukienkę i widać Ci ... bieliznę? - odchrząknął, a ja wywróciłem rozbawiony oczami na te słowa. - Jak to skąd wiem? Chyba widzę, prawda? - po chwili po promenadzie było słyszeć pisk Beatriz. Biegła z szerokim uśmiechem do Koke, a ja zamarłem dostrzegając kim była jej towarzyszka. Boże, co ja Ci zrobiłem, że tak mnie każesz?
- Saul! - po chwili rzuciła się na moją szyję i mocno wyściskała. - Tak się cieszę, że jesteście. Musicie koniecznie kogoś poznać! Dzięki niej, jeszcze tu nie zwariowałam. - chwyciła nas za nadgarstki i zaczęła ciągnąć za sobą. Takie to małe, a tyle ma uporu w sobie! - To Leire. - objęła zdezorientowaną dziewczynę ramieniem. Jak widać i ona nie czuła się komfortowo w tej sytuacji.
- Koke. - mój przyjaciel wyciągnął do niej dłoń, którą uścisnęła. Po chwili wszyscy spojrzeli na mnie.
- My się znamy. - wzruszyłem ramionami. Bo po co udawać i odstawiać jaką szopkę?
- Na prawdę? - Bea uniosła zaskoczona brwi, a Leire niemrawo przytaknęła. - Tym lepiej! Skoro jesteście, to może przejdziemy się plażą? - zaproponowała chwytając Koke za rękę.
- Może będzie lepiej jak ja pójdę ...
- Nie ma mowy! - Koke przerwał Leire. - Saul i tak mi marudził, że będzie czuł się jak piąte koło u wozu. Także jesteś wybawieniem. Do tego się znacie! - miałem ochotę wykrzyknąć "Koke, co Ty pieprzysz!" i strzelić go w ten zakuty łeb, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Jedynie wzruszyłem ramionami zrezygnowany. Bo co miałem zrobić?
Parę minut później wziąłem pod uwagę dwie opcje. Albo towarzystwo Leire było na rękę naszym nowożeńcom, bo mogli "podrzucić" ją mnie bądź odwrotnie, aby spędzić czas we dwoje, albo bawili się w pseudo swatki. Bo przecież to miał być wspólny spacer, a już po chwili szli objęci przed nami, gruchając jak dwa gołąbki.
Zerknąłem kątem oka na Leire, która zsunęła buty ze stóp i ostrożnie zaczęła stąpać po kamiennym brzegu. Wywróciłem zirytowany oczami. Jeszcze chwila, a ta mądrala się na nich poślizgnie! Zresztą, co mnie to obchodzi? Jej tyłek, jej sprawa.
Powinna jednak zapamiętać jedną rzecz. Saul Niguez ma zawsze rację! Nie minęła minuta jak niebezpiecznie się zachwiała, i gdyby nie mój refleks, obiłaby sobie tą śliczną buźkę. Zaraz, wróć! Śliczną?
- Dzięki. - mruknęła spuszczając głowę.
- Czy nadejdzie taki dzień, w którym nie będę musiał ratować Twojego tyłka? - wypaliłem zabierając dłonie z jej tali.
- Takich dni było mnóstwo. - rzuciła wymijając mnie i stając na piasku. - Po za tym, nigdy Cię o to nie prosiłam.
- Twój pech się prosił.
- Raczej Twój honor. - wzruszyła ramionami. - " ... nie zgrywam bohatera, tylko mam swoje zasady. Możemy się nie lubić, ale jesteś dziewczyną i nie zostawię Cię samej ..." - zacytowała, a ja uniosłem zaskoczony brwi. Słowa jakby znajome. Jakim cudem zapamiętała to tak dokładnie?
- Tak zostałem wychowany. - wzruszyłem ramionami. - Po za tym, może Cię to zaskoczy, ale posiadam sumienie.
- Ugh, czy chociaż raz możemy normalnie porozmawiać? - westchnęła z irytacją. - Nawet o głupiej pogodzie! Musimy zawsze sobie dogryzać?
- Kiedyś chciałem normalnie z Tobą porozmawiać. - wypaliłem, na co spuściła głowę. Odchrząknąłem. - Oh, jaką piękną pogodę dzisiaj mamy! Taką słoneczną! W sam raz na spacer! Szkoda tylko, że te pieprzone kamienie wbijają się w moje stopy! - zaświergotałem niczym panienka.
I wtedy stała się rzecz niesłychana. Leire Butragueño wybuchnęła śmiechem. Swoim cudownym, radosnym śmiechem. Przy mnie. Dzięki mnie! Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Ten cholerny szeroki uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy!
- Jesteś niereformowany Niguez.
- Ej! - oburzyłem się. - Sama chciałaś gadać o pogodzie.
- Oh, dziękuję że wziąłeś moje zdanie pod uwagę.
- Miało nie być ironii! - zauważyłem.
- Fakt, przepraszam. - speszyła się. - Marco bardzo Cię polubił. Cały czas o Tobie mówi.
- O mnie? Myślałem, że jego bohaterem jest ciocia Lola. - podkreśliłem śmiejąc się pod nosem.
- No to masz nieaktualne informacje. - wywróciła oczami, a ja uśmiechnąłem się na wspomnienie dwulatka. - Dostaliście dzisiaj wolne? Myślałam że na Mundialu codziennie musicie ćwiczyć, czy coś ...
- Powiedzmy, że to chwila relaksu. Zresztą ja nie mam po czym odpoczywać.
- Siedzenie na ławce jest bardziej męczące. - zauważyła. Zerknąłem na nią zaskoczony. - Nerwy Cię zjadają od środka, chcesz wskoczyć na boisko, ale nie możesz. Nie trzeba być piłkarzem, żeby o tym wiedzieć.
- Wystarczy być córką piłkarza?
- Wystarczy być kibicem i poczuć nerwy. - wzruszyła ramionami. - Może zagrasz z Marokiem. Kibice bardzo się tego domagają. - zerknęła na mnie niepewnie.
- Skąd wiesz?
- Powiedzmy, że nie zaczynam dnia, bez przejrzenia hiszpańskiej sportowej prasy. - zaśmiała się pod nosem. - Także nie zawiedź tych milionów i nie połam nóg. - wytknęła mi bezczelna język!
- Grabisz sobie Butragueño! - pogroziłem jej.
- Ja? Absolutnie! - udała wielce oburzoną. - Jestem Hiszpanką i wymagam od moich piłkarzy pełnego zaangażowania.
- Od Twoich piłkarzy? - prychnąłem rozbawiony. - Zresztą, od kiedy mi kibicujesz?
- Jesteś częścią mojej Reprezentacji Narodowej, to chyba oczywiste, że wolę abyś grał dobrze i nic sobie nie zrobił, prawda?
- Twoja troska jest urocza. - wyszczerzyłem się.
- Jak ja cała, ale o tym już kiedyś wspominałeś. - podsumowała bezczelnie i zamoczyła stopy we wodzie.
- Tak czy siak, muszę zapisać sobie dzień w którym będziesz mi kibicować. Chyba zaszantażuje tym Hierro, żeby mnie wpuścił. To na pewno będzie wiekopomne wydarzenie!
- Nie musisz go szantażować, nie jest ślepy. Widzi że jesteś dobry i zasługujesz na grę. - zauważyła wpatrując się w fale. Uchyliłem usta, aby odpowiedzieć, lecz głos ugrzązł mi w gardle. Nie spodziewałem się takich słów od niej. - Wszyscy kibice .... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęła nagle przeraźliwie i odskoczyła uwieszając się mojego ramienia. Zdezorientowany straciłem równowagę i zanim zorientowałem się co się dzieje, leżałem we wodzie, a Leire na mnie.
- Co się dzieje?! - potrząsnąłem nią, jednak cała blada zaczęła się wyrywać, próbując wstać. - Leire!
- Tam jest wąż! - pisnęła wskazując palcem. - We wodzie!
- Wąż we wodzie? - spojrzałem na nią jak na kretynkę, jednak widok jej przerażonej miny mnie otrzeźwił. - Spokojnie, musiało Ci się przewidzieć.
- Nie rób ze mnie idiotki Niguez! Widziałam go! Wystawił głowę!
- Wąż nie ma głowy. - wywróciłem oczami podnosząc się z wody. Pięknie, byłem cały mokry bo panna Butragueño ma omamy!
- On tam na prawdę był ... - szepnęła stojąc na brzegu i obejmując się rękoma. Mokra sukienka przylepiła się do jej ciała, ukazując wszystkie kształty ... ugh, odwrócić wzrok Saul!
- Ale już go nie ma. - powiedziałem łagodnie.
- Boję się i brzydzę takich gadów. - mruknęła spuszczając głowę. - Przepraszam. - przymknąłem powieki wzdychając ciężko. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Miałem ochotę ją objąć, ale wiedziałam, że przekroczyłbym tym pewną granicę.
- Co się stało?! - dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że małżeństwo roku zostawiło nas daleko w tyle, kompletnie zapominając o całym otaczającym ich świecie. Dopóki nie usłyszeli pisków Leire.
- Leire wystraszyła się węża.
- Węża?! - kolejna piszcząca baba!
I właśnie w tamtym momencie zobaczyłem tego "węża", który okazał się być zwykłą gałęzią. Leire również to zauważyła, bo uchyliła usta i spojrzała na mnie niepewnie. Czekała na moją reakcję.
- Ale już go nie ma, zniknął. - machnąłem rękoma, próbując odwrócić uwagę Koke i Beatriz od brzegu morza. - A raczej odpłynął, więc przestańcie panikować.
- Ale ...
- Bea, zaprowadź Leire do hotelu, widzisz w jakim jest stanie. - delikatnie popchnąłem przyjaciółkę w stronę zdezorientowanej dziewczyny.
- A Ty?
- Dam sobie radę. Jak zawsze.
***
* Leire
- Jak Ty wyglądasz? - Pilar na mój widok jedynie załamała ręce. - Chce wiedzieć co się stało?
- Wąż, Niguez, gałąź, kompromitacja ... bez komentarza. - machnęłam ręką i udałam się wprost do łazienki. Zdjęłam z siebie mokrą sukienkę oraz bieliznę, po czym wskoczyłam pod prysznic. Ciepły strumień wody rozlał się po moim ciele. Oparłam się plecami o ścianę i przymknęłam powieki.
Cholera jasna, jak ja mogłam pomylić gałąź z wężem? I jak to się stało, że w głupim odruchu wpadłam z Saulem do wody? Kompromitacja! Żałosna kompromitacja! Przecież on mi będzie to wypominał do ... jakiego tam końca życia! Po Mundialu w Rosji skończy się nasze wpadanie na siebie. Obydwoje wrócimy do swojego życia. On do Yaizy, a ja ... właśnie! Gdzie się podziewała Yaiza? Gdyby nie jej brak, nie musiałabym się katować towarzystwem Nigueza. I jego rękoma na mojej talii ...
Ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam ukrywać tego faktu przed samą sobą. Uwielbiałam kraść te momenty z nim. Uwielbiałam się z nim prze zbywać. Uwielbiałam go prowokować. Sprawiało mi to cholerną radość!
Ale to była tylko iluzja szczęścia. Później wracałam do szarej i bolesnej rzeczywistości.
***
Ktoś tu chciał więcej momentów Saula i Leire? :) Stwierdziłam, że oni nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, a najlepiej pisze mi się ich starcia słowne ... zresztą jeszcze będziecie miały okazję się o tym przekonać :)
Ucieszę was zapewne, ale prawda "na dniach" wyjdzie na jaw. Jak myślicie, jak zareaguje Saul? Dowie się tego od Leire, a może kogoś innego? Jestem ciekawa waszych opinii na ten temat :)
(Saul i Koke)
Ja nie mam pojęcia, jak zareaguje Saul, od kogo się dowie, także nawet nie będę spekulować, bo pewnie i tak nie trafię hihihi :D ^^
OdpowiedzUsuńLeire miała nie pilnować Ramosiątek, miała odpocząć, wiadomo, jasne jasne, im mniej Saula tym lepiej, no ale los chciał inaczej :D
Bardzo polubiłam żonę Koke, to taka pozytywna wariatka :D Fajnie, że dziewczyny się tak zgadały i teraz spędzają razem czas :) Znaczy oczywiście do czasu pojawienia się Koke z Saulem, bo Koke oczywiście od razu musiał porwać swoją żonkę, no i udali się w siną dalej zostawiając razem Leire z Saulem :D Oczywiście wiadomo, każdemu było to nie na rękę, prawda... :D Uwielbiam ich rozmowy, naprawdę :D Bez nich ich relacja nie byłaby taka sama, to pewne. Och i udało im się normalne porozmawiać? W szoku jestem :D Jak sobie wyobraziłam, jak Saul świergocze o pogodzie to padłam haha :D I pan Niguez jaki zdziwiony, że Leire tak dokładnie pamięta jego słowa... No inaczej być nie może.
Jeju, biedna Leire... Ja się jej wcale nie dziwię, że była w stanie pomylić gałąź z wężem, i tym, że Saul był zaskoczony, jak uwiesiła się jego ramienia ^^ No, chwila dekoncentracji i bum, ale za to jakie bum ^^ Bardzo przyjemne, prawda? :D Wydaje mi się, że Saul przy kolejnym spotkaniu nie będzie jej tego wypominał, no bo każdy ma prawo bać się węży (ugh).
Smutno mi się zrobiło, gdy czytałam ten fragment o Leire, że po Mundialu skończy się to ich wpadanie na siebie... I że to tylko taka iluzja szczęścia :( Ale z drugiej strony te ich kradzione momenty są urocze i mają zdecydowanie to coś w sobie :)
No i tak... Między nią a Roberto nigdy nie będzie takiej chemii, bo ona jest przeznaczona tylko dla Saula, o.
Nie mogę się doczekać nowości :)
<3
Skoro prawda ma niedługo wyjść na jaw, to już czekam na to z ogromną niecierpliwością. Można powiedzieć, że nareszcie! Po tylu latach intyga ojca Saula, wyjdzie w końcu na jaw. 😃
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia od kogo Saul się dowie, a jego reakcja może być bardzo różna.
Ale na pewno, nie przyjmie tego ze spokojem. W końcu to zmieniło całą jego przyszłość!
Wracając jednak do rozdziału. Tym razem to nie ukochani Marco i Nano zmusili do wspólnego spędzenia czasu Leire i Saula, a Beatriz i Koke. Polubiłam ich oboje, są bardzo pozytywnymi osobami i oddanymi przyjaciółmi. A ich miłość, to coś przepięknego. 😍
W dodatku cieszę się, że dziewczyna tak dobrze dogaduje się z Leire. Która można powiedzieć, że poza Pilar zyskała kolejną osobę, którą może obdarzyć zaufaniem. Jakby tego było mało, Bea wygarnęła jej całą prawdę o relacji z Roberto. Oby Leire wzięła sobie to do serca i nie pakowała się w coś, co z góry skazane jest na niepowodzenie. Jej serce od dawna jest już zajęte i nie zanosi się, aby coś się w tej kwestii zmieniło.
Saul choć z początku nie był zachwycony spacerem z Leire, bardzo szybko zmienił zdanie. 😂
Próbowali normalnie rozmawiać i nawet zaczęło im to wychodzić. Oczywiście nie zabrakło uszczypliwości i ironii, ale bez nich ich relacja nie byłaby taka barwna.
W dodatku Saul wybawił ją dwukrotnie z opresji. Najpierw zapobiegł upadkowi, a potem wybawił od węża - gałęzi. 🤣😂😁
Przynajmniej nie skompromitował Leire przed jego przyjaciółmi tą pomyłką. Bo biedaczka, chyba zapadła by się tam pod ziemię.
Na koniec zrobiło mi się jednak żal Leire. Widać, jak wiele szczęścia i radości sprawiają jej te wspólne momenty z Saulem. Ona nadal go bezgranicznie kocha, a doskonale wie że gdy Mundial dobiegnie końca. Skończą się wspólne spotkania i te pozory szczęścia, które są namiastką tego, co zostało jej niesprawiedliwie odebrane w przeszłości.
Oby los jej to w końcu wynagrodził.
Czekam na następny rodział z ogromną niecierpliwością. 😊
Jaaaaa, prawda wyjdzie na jaw ;o no w końcu! Obstawiam, że Saul dowie się o wszystkim od kogoś innego i potem będzie chciał potwierdzić to u Leire. Chyba, że Leire zdobędzie się na taką odwagę i mu wygarnie, albo przez przypadek? Oj nie wiem, ale tego momentu to nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńOgólnie to co do Leire to ona chyba jest taką osobą, która przyciąga innych do siebie. Sympatyczna, pogodna, zabawna i wszyscy do niej lgną, a ona strasznie łatwo znajduje z nimi wspólny język. Tylko pozazdrościć :D Tak samo jest z Beatriz i chyba dobrze, bo dzięki temu Saul i Leire ponownie na siebie wpadli.
Jak ja lubię te 'przypadki', z których niby żadne z nich się nie cieszy, a wychodzi zupełnie inaczej. Niby nieeee oni się nie lubią i w ogóle Bóg ich kara swoim towarzystwem...Jasne XD nigdy w to nie uwierzę! Ta dwójka to jest dla siebie stworzona i koniec kropka.
Leire i wąż, wąż z gałęzi hahahahah to było dobre i fajnie się skończyło. Nawet Saul za bardzo się z tego nie śmiał, tylko udawał, że faktycznie ten wąż był XD miło z jego strony, chociaż miał takie widoki, że ciężko było mu się skupić hahaha
Zyczę weny,
N
Myślę, że prawda nie wyjdzie jednak od Leire - chyba, że w jakimś wybuchu złości, podczas kłótni czy coś... Niemniej jednak już się nie mogę doczekać reakcji Saula.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Saul i Leira, Leira i Saul. Jeju, oni są tak uroczy razem, że zawsze, gdy się kłócą, to ja się totalnie rozpływam. Uwielbiam ich po prostu <3
OdpowiedzUsuńAle zacznę może od początku. Coś tak podświadomie czułam, że Beatriz może odegrać sporą rolę w związku naszych bohaterów. Przede wszystkim uświadomiła Leirze, że to co ewentualnie czuje do Roberta, to nie jest miłość. Robert może sympatycznym, wspaniałym człowiekiem, ale nigdy nie będzie Saulem.
Jak widać i Leira, i Saul potrzebują drobnej pomocy w ponownym spotkaniu z drugą połówką. Dobrze, że Koke, choć pewnie zupełnie nieświadomy całej sytuacji, wziął ze sobą Ramosa. Dzięki temu, Leira nie robiła za piąte koło u wozu ( to po pierwsze), a po drugie znów mogła spotkać piłkarza. A nawet zostać uratowana przed złym, okropnym wężem.
W ogóle cała akcja z wężem była genialna. Saul jak prawdziwy mężczyzna od razu rzucił się dziewczynie na pomoc. W końcu mamy do czynienia z damą w opałach! A to, że zagrożeniem był patyk… Można by powiedzieć, że to był patyk milowy w ich związku.
I w końcu porozmawiali jak normalni ludzie! Już się bałam, że to nigdy nie nastąpi. Bo dotychczas to główni na siebie fuczeli i spoglądali spode łba. Choć szczerze mówiąc, to ich rozmowę trudno nazwać „normalną”. Oni po prostu muszą się posprzeczać, ale jak już się sprzeczają, to są tacy uroczy, że głowa mała.
Leira zaczęła się zastanawiać, co się stało z Yaizą. Mam nadzieję, że ktoś szybko uświadomi ją, że związek Yaizy i Saula rozpadł się dość gwałtownie. I jeśli będzie to Pilar, to mam nadzieję, że od razu poda powód, czyli Leirę we własnej osobie.
Mam wrażenie, że prawda niekoniecznie musi wyjść od Leiry. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że to ojciec Saula może się przez przypadek wygadać. W końcu to jego wina, nieprawdaż?
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
PS. Serdecznie zapraszam na rozdział 23 https://neverbeluckyone.blogspot.com/2018/07/rozdzia-23.html
Usuń