Soczi, 18 czerwca 2018.
* Leire
Czas spędzony w Rosji, z Pilar i chłopcami, mogłam zaliczyć do udanych. Codziennie, chodząc na długie spacery, odkrywaliśmy nowe fascynujące miejsca. Dzięki nim, czułam się beztrosko i cieszyłam nawet najmniejszą rzeczą. Alex niestety musiał nas opuścić, ale obiecał, że wróci na finał ... innej opcji nie przewidywał. Pierwszy raz w życiu chciałam, aby miał rację.
Dzisiaj jednak sielanka dla mojej duszy miała się skończyć. Trener ogłosił otwarty trening, więc nie było innego wyjścia, jak tylko się tam pojawić. Doszłyśmy jednak z Pilar do porozumienia, że to ja zajmę się dzisiaj Alejandro. A gdy będzie taka potrzeba, przyniesie mi go na trybuny. Ani mi się śniło zbliżać do murawy. Wystarczyło, że chłopcy zaciągnęli nas do pierwszego rzędu.
- Pilar! - usłyszałyśmy nawoływanie nieznanej mi brunetki. Stała oparta o barierkę, jednak gdy tylko zobaczyła moją przyjaciółkę, natychmiast przyszła się przywitać.
- To Beatriz, żona Koke. - zwróciła się do mnie Rubio, po wymianie serdeczności z ów brunetką. - Bea, to moja przyjaciółka Leire.
- Miło Cię poznać. - uśmiechnęła się wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnęłam. - Długo już tu jesteście? Na Instagramie widziałam już sporo zdjęć.
- Od samego początku.
- Ja niestety nie mogłam, praca. - westchnęła, po czym uśmiechnęła się na widok niemowlaka. - Jest uroczy! Ma zdecydowanie Twoje oczy. - Pilar jedynie posłała jej uśmiech. - Słuchajcie, mogłabym czasami do was dołączyć? Miałam tu być z przyjaciółką, ale rozstali się z ... zresztą nie ważne. - machnęła ręką. - Potrzebuję towarzystwa.
- Ja nie mam nic przeciwko. - rzuciłam, na co Beatriz uśmiechnęła się szerzej. Doskonale wiedziałam kim jest Koke, ale skoro jego żona jest tu sama, i nie towarzyszą jej inne partnerki życiowe piłkarzy Atletico, szczególnie jedna, to nie widziałam powodu, aby nie mogła czasami spędzić z nami czas. Też nie chciałabym być sama w obcym kraju.
- Jesteście kochane. - usiadła obok.
Beatriz okazała się bardzo pomocna. Przez cały trening trajkotała o różnych rzeczach, dzięki czemu odrywała moje myśli od murawy. Była zabawna i sympatyczna. Dość szybko znalazłyśmy wspólny język, a nawet umówiłyśmy się na spacer po promenadzie.
- Leire, nie idziesz z nami? - zapytała gdy rozbrzmiał ostatni gwizdek, a Nano z Marco rzucili się w stronę murawy. Beatriz podniosła się zaraz za Pilar, chcąc do nich dołączyć.
- Dzisiaj podziękuję. - posłałam jej wymuszony uśmiech. - Ale Ty uciekaj do męża, bo się rozgląda po trybunach zniecierpliwiony. Chyba się stęsknił.
I w ten sposób zostałam sama. Westchnęłam przeczesując włosy i obserwując piłkarzy, witających się z rodzinami i przyjaciółmi. Miałam ochotę podejść do osamotnionych Lucasa i Nacho, ale nie chciałam rzucać się w oczy. Macarena, żona tego pierwszego, trzy tygodnie temu urodziła syna, więc to było oczywiste, że nie może zjawić się w Rosji. Z kolei Maria zajmowała się sprawami Akademii piłkarskiej Nacho i Alexa. Razem z dzieciakami miała przyjechać na potencjalne ćwierćfinały.
- Leire! - usłyszałam nawoływanie Ramosa, więc w duchu prosząc Boga o więcej cierpliwości, podeszłam do niego bliżej. To zabawne, że dzieliła nas barierka. - Co Ty się tak kamuflujesz? Chodź do nas.
- Nie lubię oglądać swoich zdjęć z zaskoczenia w internecie. - mruknęłam pod nosem. Dobry bajer, pół sukcesu.
- Aha, a ja jestem ...
- Lepiej nie kończ Ramos. - przerwałam mu. - Idź pograć z synami, a ja w spokoju sobie wszystko poobserwuje. Z daleka.
- Usiądź chociaż na ławce trenerskiej.
- Wyglądam Ci na trenera?
- Właź tu Leire, bo zaraz Cię przerzucę przez ramię i cały świat będzie widział Twoje pośladki w tych kusych szortach. - zagroził. Uchyliłam usta chcąc mu odpyskować, ale wystarczył jeden jego ruch, żebym bez dyskusji znalazła się po drugiej stronie.
- Zadowolony? - usiadłam na ławce zakładając ręce na piersi. Jedynie wyszczerzył swoje zębiska. - I wcale nie mam kusych szortów! - co niby miałam założyć przy takim upale? Habit? Ten jedynie puścił mi oczko i pobiegł do chłopców, zawzięcie kopiących piłkę z "wujkami".
- Leire, mogłabyś? - podeszła do mnie Pilar. Bez słowa wzięłam od niej Alejandro. Była w tym towarzystwie najpopularniejszą z "WAGs", więc dziennikarze uganiali się za nią jak stado hien. I tylko po to, żeby odpowiedziała choć na jedno pytanie.
- Nakarm ich czymś pikantnym. - rzuciłam rozbawiając ją. - A my sobie tu zostaniemy, prawda Alejandro? Z dala od tego całego zainteresowania. - ucałowałam jego drobną rączkę.
- Cześć Lola. - obok niespodziewanie pojawił się Asensio, chwytając butelkę wody. Dopiero teraz zauważyłam przenośne lodówki pełne tej życiodajnej cieczy. - Co tak sama siedzisz?
- Po pierwsze, za tą Lolę to masz w łeb. - pogroziłam mu, ale wcale się tym nie przejął. - A po drugie, to jest najlepsza miejscówka. Nikt mnie nie widzi, mam cień i największego przystojniaka na świecie przy sobie.
- Bo się zarumienię!
- Ugh, mówię o Alejandro. - wskazałam na niemowlaka. Brunet jedynie zachichotał i nachylił się nad chłopcem. Po chwili wrócił tam skąd przyszedł. Nareszcie, cała przestrzeń dla mnie! - Święty spokój, prawda skarbie? - uśmiechnęłam się do Alejandro i połaskotałam po brzuszku. Na jego uroczej buzi ukazał się grymas, który miał oznaczać uśmiech. - Podoba Ci się? Lubisz się wygłupiać, co? - Alejandro pisnął pod noskiem i zaczął wierzgać nóżkami. Zaczęłam się śmiać i udawać, że gryzę jego rączkę. Pisk radości był jeszcze głośniejszy. - Moja maskotka. - cmoknęłam go w nosek.
- Nawet tak wygląda. - usłyszałam z boku znajomy głos. Przestraszona błyskawicznie uniosłam głowę. Saul popijał wodę, jak gdyby nigdy nic, i w skupieni nam się przyglądał.
- Tak, nawet się nie oglądniemy, a będzie biegał za Nano i Marco. - odchrząknęłam wstając.
- Zostań. - zatrzymał mnie gestem ręki. - Ja już sobie idę.
- Nie powinnam ...
- Przestań. - prychnął wywracając oczami.
- Lola! - usłyszałam pisk obok swoich nóg. Zaskoczona spojrzałam na Nano, który przebierał nóżkami. - Siku!
- Gdzie tata? - omiotłam wzrokiem boisko, ale nie mogłam nigdzie dostrzec kapitana. Pilar również zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Doskonale znałam Nano. Zawsze czekał z tymi sprawami do ostatniej chwili! - Saul, mógłbyś go zaprowadzić? - spytałam kompletnie zrezygnowana.
- Nie! - oburzył się Nano, a na jego policzkach wypłynęły rumieńce.
- Chyba mi nie powiesz, że wstydzisz się wujka Saula? - Boże, ja serio to powiedziałam? Wujek Saul? - Kochanie, nie dam rady iść z Tobą i z Alejandro na rękach. A wujka niczym nie zadziwisz, bo sam ma ... - zażenowana uniosłam wzrok ku górze, na co Niguez bezczelnie parsknął śmiechem.
- Robi się interesująco. - wyszczerzył się do mnie.
- Oh, na prawdę? - zironizowałam. - W takim razie dam Ci się wykazać. - podeszłam do niego i wręcz wepchałam Alejandro w ramiona. Zaskoczony wytrzeszczył na mnie oczy, ale pewnie trzymał niemowlaka. - Wracam za pięć minut, mam nadzieję że obydwaj to przeżyjecie. - dodałam chwytając Nano za rączkę i ciągnąc w stronę toalet.
Po wszystkim, zadowolony czterolatek wrócił na murawę, a ja udałam się w miejsce, gdzie zostawiłam Saula z Alejandro. Podejrzewałam, że oddał chłopca jego rodzicom, ale widok który zastałam, sprawił że moje serce zmiękło totalnie. Przeżyli, to mało powiedziane. To był widok, który pięć lat temu sobie wyobrażałam, ale którego nigdy nie miałam zobaczyć.
* Leire
Czas spędzony w Rosji, z Pilar i chłopcami, mogłam zaliczyć do udanych. Codziennie, chodząc na długie spacery, odkrywaliśmy nowe fascynujące miejsca. Dzięki nim, czułam się beztrosko i cieszyłam nawet najmniejszą rzeczą. Alex niestety musiał nas opuścić, ale obiecał, że wróci na finał ... innej opcji nie przewidywał. Pierwszy raz w życiu chciałam, aby miał rację.
Dzisiaj jednak sielanka dla mojej duszy miała się skończyć. Trener ogłosił otwarty trening, więc nie było innego wyjścia, jak tylko się tam pojawić. Doszłyśmy jednak z Pilar do porozumienia, że to ja zajmę się dzisiaj Alejandro. A gdy będzie taka potrzeba, przyniesie mi go na trybuny. Ani mi się śniło zbliżać do murawy. Wystarczyło, że chłopcy zaciągnęli nas do pierwszego rzędu.
- Pilar! - usłyszałyśmy nawoływanie nieznanej mi brunetki. Stała oparta o barierkę, jednak gdy tylko zobaczyła moją przyjaciółkę, natychmiast przyszła się przywitać.
- To Beatriz, żona Koke. - zwróciła się do mnie Rubio, po wymianie serdeczności z ów brunetką. - Bea, to moja przyjaciółka Leire.
- Miło Cię poznać. - uśmiechnęła się wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnęłam. - Długo już tu jesteście? Na Instagramie widziałam już sporo zdjęć.
- Od samego początku.
- Ja niestety nie mogłam, praca. - westchnęła, po czym uśmiechnęła się na widok niemowlaka. - Jest uroczy! Ma zdecydowanie Twoje oczy. - Pilar jedynie posłała jej uśmiech. - Słuchajcie, mogłabym czasami do was dołączyć? Miałam tu być z przyjaciółką, ale rozstali się z ... zresztą nie ważne. - machnęła ręką. - Potrzebuję towarzystwa.
- Ja nie mam nic przeciwko. - rzuciłam, na co Beatriz uśmiechnęła się szerzej. Doskonale wiedziałam kim jest Koke, ale skoro jego żona jest tu sama, i nie towarzyszą jej inne partnerki życiowe piłkarzy Atletico, szczególnie jedna, to nie widziałam powodu, aby nie mogła czasami spędzić z nami czas. Też nie chciałabym być sama w obcym kraju.
- Jesteście kochane. - usiadła obok.
Beatriz okazała się bardzo pomocna. Przez cały trening trajkotała o różnych rzeczach, dzięki czemu odrywała moje myśli od murawy. Była zabawna i sympatyczna. Dość szybko znalazłyśmy wspólny język, a nawet umówiłyśmy się na spacer po promenadzie.
- Leire, nie idziesz z nami? - zapytała gdy rozbrzmiał ostatni gwizdek, a Nano z Marco rzucili się w stronę murawy. Beatriz podniosła się zaraz za Pilar, chcąc do nich dołączyć.
- Dzisiaj podziękuję. - posłałam jej wymuszony uśmiech. - Ale Ty uciekaj do męża, bo się rozgląda po trybunach zniecierpliwiony. Chyba się stęsknił.
I w ten sposób zostałam sama. Westchnęłam przeczesując włosy i obserwując piłkarzy, witających się z rodzinami i przyjaciółmi. Miałam ochotę podejść do osamotnionych Lucasa i Nacho, ale nie chciałam rzucać się w oczy. Macarena, żona tego pierwszego, trzy tygodnie temu urodziła syna, więc to było oczywiste, że nie może zjawić się w Rosji. Z kolei Maria zajmowała się sprawami Akademii piłkarskiej Nacho i Alexa. Razem z dzieciakami miała przyjechać na potencjalne ćwierćfinały.
- Leire! - usłyszałam nawoływanie Ramosa, więc w duchu prosząc Boga o więcej cierpliwości, podeszłam do niego bliżej. To zabawne, że dzieliła nas barierka. - Co Ty się tak kamuflujesz? Chodź do nas.
- Nie lubię oglądać swoich zdjęć z zaskoczenia w internecie. - mruknęłam pod nosem. Dobry bajer, pół sukcesu.
- Aha, a ja jestem ...
- Lepiej nie kończ Ramos. - przerwałam mu. - Idź pograć z synami, a ja w spokoju sobie wszystko poobserwuje. Z daleka.
- Usiądź chociaż na ławce trenerskiej.
- Wyglądam Ci na trenera?
- Właź tu Leire, bo zaraz Cię przerzucę przez ramię i cały świat będzie widział Twoje pośladki w tych kusych szortach. - zagroził. Uchyliłam usta chcąc mu odpyskować, ale wystarczył jeden jego ruch, żebym bez dyskusji znalazła się po drugiej stronie.
- Zadowolony? - usiadłam na ławce zakładając ręce na piersi. Jedynie wyszczerzył swoje zębiska. - I wcale nie mam kusych szortów! - co niby miałam założyć przy takim upale? Habit? Ten jedynie puścił mi oczko i pobiegł do chłopców, zawzięcie kopiących piłkę z "wujkami".
- Leire, mogłabyś? - podeszła do mnie Pilar. Bez słowa wzięłam od niej Alejandro. Była w tym towarzystwie najpopularniejszą z "WAGs", więc dziennikarze uganiali się za nią jak stado hien. I tylko po to, żeby odpowiedziała choć na jedno pytanie.
- Nakarm ich czymś pikantnym. - rzuciłam rozbawiając ją. - A my sobie tu zostaniemy, prawda Alejandro? Z dala od tego całego zainteresowania. - ucałowałam jego drobną rączkę.
- Cześć Lola. - obok niespodziewanie pojawił się Asensio, chwytając butelkę wody. Dopiero teraz zauważyłam przenośne lodówki pełne tej życiodajnej cieczy. - Co tak sama siedzisz?
- Po pierwsze, za tą Lolę to masz w łeb. - pogroziłam mu, ale wcale się tym nie przejął. - A po drugie, to jest najlepsza miejscówka. Nikt mnie nie widzi, mam cień i największego przystojniaka na świecie przy sobie.
- Bo się zarumienię!
- Ugh, mówię o Alejandro. - wskazałam na niemowlaka. Brunet jedynie zachichotał i nachylił się nad chłopcem. Po chwili wrócił tam skąd przyszedł. Nareszcie, cała przestrzeń dla mnie! - Święty spokój, prawda skarbie? - uśmiechnęłam się do Alejandro i połaskotałam po brzuszku. Na jego uroczej buzi ukazał się grymas, który miał oznaczać uśmiech. - Podoba Ci się? Lubisz się wygłupiać, co? - Alejandro pisnął pod noskiem i zaczął wierzgać nóżkami. Zaczęłam się śmiać i udawać, że gryzę jego rączkę. Pisk radości był jeszcze głośniejszy. - Moja maskotka. - cmoknęłam go w nosek.
- Nawet tak wygląda. - usłyszałam z boku znajomy głos. Przestraszona błyskawicznie uniosłam głowę. Saul popijał wodę, jak gdyby nigdy nic, i w skupieni nam się przyglądał.
- Tak, nawet się nie oglądniemy, a będzie biegał za Nano i Marco. - odchrząknęłam wstając.
- Zostań. - zatrzymał mnie gestem ręki. - Ja już sobie idę.
- Nie powinnam ...
- Przestań. - prychnął wywracając oczami.
- Lola! - usłyszałam pisk obok swoich nóg. Zaskoczona spojrzałam na Nano, który przebierał nóżkami. - Siku!
- Gdzie tata? - omiotłam wzrokiem boisko, ale nie mogłam nigdzie dostrzec kapitana. Pilar również zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Doskonale znałam Nano. Zawsze czekał z tymi sprawami do ostatniej chwili! - Saul, mógłbyś go zaprowadzić? - spytałam kompletnie zrezygnowana.
- Nie! - oburzył się Nano, a na jego policzkach wypłynęły rumieńce.
- Chyba mi nie powiesz, że wstydzisz się wujka Saula? - Boże, ja serio to powiedziałam? Wujek Saul? - Kochanie, nie dam rady iść z Tobą i z Alejandro na rękach. A wujka niczym nie zadziwisz, bo sam ma ... - zażenowana uniosłam wzrok ku górze, na co Niguez bezczelnie parsknął śmiechem.
- Robi się interesująco. - wyszczerzył się do mnie.
- Oh, na prawdę? - zironizowałam. - W takim razie dam Ci się wykazać. - podeszłam do niego i wręcz wepchałam Alejandro w ramiona. Zaskoczony wytrzeszczył na mnie oczy, ale pewnie trzymał niemowlaka. - Wracam za pięć minut, mam nadzieję że obydwaj to przeżyjecie. - dodałam chwytając Nano za rączkę i ciągnąc w stronę toalet.
Po wszystkim, zadowolony czterolatek wrócił na murawę, a ja udałam się w miejsce, gdzie zostawiłam Saula z Alejandro. Podejrzewałam, że oddał chłopca jego rodzicom, ale widok który zastałam, sprawił że moje serce zmiękło totalnie. Przeżyli, to mało powiedziane. To był widok, który pięć lat temu sobie wyobrażałam, ale którego nigdy nie miałam zobaczyć.
Do dzisiaj.
Madryt, 10 listopada 2013.
Codziennie, przez ostatnie trzy miesiące, sprawdzałam, czy moje ciało się zmienia. Gdy robiło mi się niedobrze, panikowałam. Sama już nie wiedziałam, czy to z nerwów, zatrucia, czy ... nie, ostatnia opcja nie wchodziła w grę. Nie i koniec!
Dlaczego nie poszłam do lekarza? Dlaczego nie zrobiłam testu? Bałam się. Codziennie zadawałam sobie te same pytania. Co, jeśli zostanę matką? Jak powiedzieć o tym rodzicom? Jak zataić to przed Saulem? O ile byłoby to możliwe? Zwlekałam ile się dało, ale w końcu nie wytrzymałam, i opowiedziałam o wszystkim Pilar.
- Koniecznie musisz zrobić test. - zarządziła.
- Boję się. - pociągnęłam nosem.
- Leire, im szybciej, tym lepiej. Tego nie da się odwlec w czasie. Jeśli chcesz, zrobimy test razem. Taka solidarność jajników. - zaśmiała się, lecz humoru mi nie poprawiła.
Godzinę później, po zakupie dwóch testów, siedziałyśmy na kanapie, wpatrzone w dwa prostokąciki leżące na stoliku. Z nerwów aż cała się trzęsłam. "To nie jest tylko Twój problem ..." tak, jasne! Oczywiście, że to był tylko mój "problem". Zapewne Saul już zapomniał o naszej nocy i o jej możliwych skutkach. Ale czy mogłam go winić?
- To jak? Na trzy? - spytała Pilar, na co kiwnęłam głową. Trudno, niech się dzieje co chce! - Raz, dwa, trzy ... - chwyciłam do ręki mój prostokącik i niepewnie na niego zerknęłam.
- Negatywny! - pisnęłam radośnie. Kamień spadł mi z serca. Wszystkie moje problemy się rozwiązały. A wystarczyło nie zwlekać. - Myślisz, że mogę wierzyć temu testowi? Pilar? - zerknęłam na przyjaciółkę, która blada wpatrywała się w swój prostokącik. - Co jest?
- Czy jest możliwość, że pomyliłyśmy testy?
- Umm, nie? Nawet na moment nie oderwałam wzrok od mojej wyroczni. - wzruszyłam ramionami. - Pilar? Co się dzieje?
- Pozytywny. - wyszeptała pokazując mi wynik.
Pół roku później, na świecie pojawił się Sergio Junior, skradając nam wszystkim serca. Wprowadzając dużo światła do naszych życiowych rutyn. A gdy zobaczyłam szczęśliwego, a zarazem wzruszonego przyjaciela, który trzymał swojego pierworodnego w ramionach, jak na niego patrzył, jak niepewnie dotykał jego rączek, noska, policzka ... zadałam sobie pytanie.
Co by było gdyby ... ? I poczułam lekką zazdrość, bo widok Saula z niemowlakiem ... ech.
Teraźniejszość.
I tak też się stało. Cztery lata później zobaczyłam Saula wpatrzonego w niemowlaka. Trzymał go tak pewnie, tak profesjonalnie ... jakby co najmniej był jego największym skarbem. Mówił coś do niego z szerokim uśmiechem, a Alejandro wpatrywał się w niego zafascynowany. Będzie wspaniałym ojcem, to na pewno.
- Widzę, że przeżyliście. - rzuciłam podchodząc.
- Faceci zawsze trzymają się razem. - odpowiedział nie odwracając wzroku od chłopca. - No nic stary, pogadaliśmy, ale teraz wracaj do cioci. - podszedł do mnie i ostrożnie podał niemowlaka. Uniosłam głowę chcąc na niego spojrzeć i o coś zapytać, ale zatraciłam się w jego spojrzeniu. Byliśmy blisko siebie. Zbyt blisko. - Hej, zgubiłeś coś. - zaśmiał się schylając po maleńkiego bucika. Kilka sekund wytchnienia dla mnie. - Imitacja maleńkich korków, sprytne.
- Buciki dla syna piłkarza. - wzruszyłam ramionami.
- Tak. - wyszeptał skupiając się na założeniu bucika na maleńką stópkę Alejandro. Poczułam ból w sercu. Miałam nadzieję, że Yaiza zdawała sobie sprawę z tego, jaką jest szczęściarą.
- Saul? - zaskoczona odwróciłam głowę na dźwięk sympatycznego kobiecego wzroku. Zamarłam. Pilar Esclapez. Matka Saula. A za nią ... spuściłam wzrok. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, leżałabym martwa na tym boisku. Boria Niguez we własnej osobie.
- To ja może pójdę, nie będę przeszkadzać. - wycofałam się odwzajemniając, najlepiej jak potrafiłam, uśmiech pani Pilar. Uciekłam. Zwiałam jak ostatni tchórz. Nie chciałam widzieć wyrazu twarzy tej kobiety, gdy dowie się kim jestem.
***
* Saul
Odprowadziłam wzrokiem speszoną Leire. Nie wiedząc czemu, poczułem lekkie rozczarowanie. Co się w ogóle ze mną działo? Czemu jej towarzystwo zawsze wytrącało mnie z równowagi? Dawniej ukrywałem to swoim bezczelnym bełkotem, ale teraz ... nie byłem już tym głupim szczeniakiem. Obydwoje byliśmy dorośli.
Nie dziwiłem się synom Ramosa, że tak ją uwielbiali. Była dla nich wspaniałą ciocią. Marco przez cały czas powtarzał "Lola to", "Lola, tamto". Lola. Uśmiechnąłem się pod nosem. A to jak opiekowała się Alejandro ... westchnąłem ciężko. Czarownica. Była czarownicą!
- Ziemia do Saulito. - zachichotała mama. Oprzytomniałem.
- Przepraszam. - objąłem ją mocno i ucałowałem w policzek. - Cieszę się, że jesteście. Jak podróż? - spytałem podchodząc do ojca. Nie miał za ciekawej miny. Mimo to, przywitałem się z nim jakby nigdy nic.
- Znośna. - mama wtuliła się w mój bok, na co z uśmiechem objąłem ją ramieniem. Zawsze żartowała że z Jonym urośliśmy po nad miarę i czuje się przy nas jak krasnal. Czasy się zmieniły, teraz to my tuliliśmy ją. - Powiedz lepiej, jak Ty się czujesz?
- Jeszcze to do mnie nie dociera. Czuję się jak na jakimś turnieju, a nie na Mundialu. - zażartowałem.
- Zmiana trenera na dwa dni przed Mundialem była dość ryzykowna. Hierro ma swoich ulubieńców. - zauważył ojciec.
- Wiem, do czego pijesz. - westchnąłem ciężko. - Ale Julen też był Madridistą. Jednak ani jeden, ani drugi nigdy nie faworyzowali nikogo. Tato, nie przyjechałem tu jako podstawowy zawodnik, doskonale o tym wiesz.
- Jednak przy Lopeteguim miałeś większe szanse na minuty. Fernando Hierro to jednak legenda Realu Madryt i ...
- Boria, proszę Cię. - przerwała mu mama. - To przede wszystkim Hiszpan i trener Reprezentacji Narodowej. Nie chcesz, aby Twojego syna oceniał przez pryzmat klubu, a jednak sam tak na niego patrzysz. Nie słuchaj ojca, wiesz jaki jest. - zwróciła się do mnie.
- Yhym, à propos kibiców Realu Madryt. - mruknął pod nosem, przenosząc wzrok na Leire, rozmawiającą z Nacho. - Co ona tu robi? - zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Leire?
- Kim jest Leire? - spytała mama. - Wydaje się mi znajoma, ale nie mogę sobie przypomnieć ...
- Nie ważne. - przerwał jej ojciec. - Czy to nie Beatriz tutaj idzie? - uśmiechnął się w stronę machającej do nas brunetki. Doskonale odwrócił uwagę mamy od tematu Leire. Jednak mi coś nie pasowało.
- Skąd ją znasz? - spytałem, gdy mama witała się z Beą.
- Pytanie, skąd Ty ją znasz. - zmierzył mnie surowym spojrzeniem.
- Pomogłem jej przy dziecku.
- Dziecko nie ma ojca?
- Tato, o co Ci chodzi? - zirytowałem się.
- Jeśli już tak bardzo chcesz zapomnieć o Yaize, rób to z głową i z kimś innym. - burknął zostawiając mnie samego. Uniosłem brwi ku górze. Wiedziałem, że Yaiza była ulubienicą ojca, ale nie sądziłem, że nasze rozstanie aż tak go rozczaruje. Teraz doskonale rozumiałem Aarona.
Ale co takiego złego zrobiłem? Przez chwilę potrzymałem dziecko i je oddałem. Tyle. Leire nadal jest dla mnie tylko i wyłącznie życiowym rozczarowaniem.
***
Dzisiaj w roli głównej nasz maleńki Alejandro :) Wspominałam wam, że synowie Ramosa będą jednymi z najważniejszych bohaterów ... bo tylko oni mogą pokonać tą barierę upartości i dumy. Nawet jeśli to robią kompletnie nieświadomie :) Na całe szczęście, Alejandro jest cały i zdrowy, Saul się wykazał i nie skończyło się to na przykład tak ...
Nie dziwię Leirze, że czas spędzony w Rosji dobrze na nią wpływa. W końcu ma okazje oderwać od Madrytu, od męczącej przeszłości. Otoczona ludźmi, których kocha ma szansę odpocząć. Choć nie jestem pewna, czy małe Ramosiątka mają traki sam pogląd na ten temat. W każdym razie na pewno są super pozytywną częścią tego opowiadania, uwielbiam ich całym sercem i strasznie się cieszę, że odgrywają tak znacząco rolę. Są po prostu rozkoszni.
OdpowiedzUsuńAle oczywiście nic nie może być idealny. Otwarty trening = spotkanie z Saulem = problemy. Choć nie dosłowne, namacalne, a te w głowach bohaterów. Leira nadal nie potrafi wyrzucić Saula z głowy ( a raczej nie chce), za to on mimowolnie zaczyna się do dziewczyny ponownie przekonywać.
W ogóle nie wiem dlaczego, ale są jedną z nielicznych par w opowiadaniach, którym kibicuję od samego początku. Zwykle jest tak, że niby wiem, że główni bohaterowie i tak na końcu będą razem, ale jakoś… nie pasują mi do siebie. Ale tutaj jest inaczej. Saul i Leira będą razem, koniec kropka. Zresztą podobnie miałam z Danielem i Liną w twoim poprzednim opowiadaniu.
Wrócę jednak do konkretów. Saul jako przykładny tatuś? Zdecydowanie jestem na tak. Już widać, że ma smykałkę do dzieci i kiedyś na pewno będzie dobrym ojcem. Nie dziwię się, że Leira zaczęła myśleć, co by było gdyby. Oczywiście dobrze, że jednak ta wspólne spędzona noc nie przyniosła żadnej niespodzianki, bo to tylko by wszystko pokomplikowało, ale jednak… Miejmy nadzieję, że kiedyś będzie im dane cieszyć się wspólnym, domowym ogniskiem.
Ojciec Saula znów podniósł mi ciśnienie. Czy on naprawdę musi tak nienawidzić Leiry? Co ona mu tak naprawdę zrobiła? Nie jest swoim ojcem, nie odpowiada za jego błędy, a przecież Saul ma mózg i chyba potrafi decydować o swoim życiu.
Na koniec muszę przyznać, że nie czytam twoich rozdział. Ja je pochłaniam. Dosłownie. Niezależnie od tego gdzie jestem i co właśnie robię, zawsze czytam je zaraz po tym jak się pojawią. Tylko nie zawsze mam możliwość skomentować.
W każdym razie ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
PS W wolnej chwili zapraszam do siebie na rozdział 22
Synowie Pilar i Sergio są tak kochani, że urzekną dosłownie każdego i zmiękczą nawet najtwardsze serca. 😍
OdpowiedzUsuńWidok Saula z Alejandro musiał być przesłodki.
Nic dziwnego, że wywołał u naszej bohaterki tęsknotę za czymś, czego nie pozwolono jej doświadczyć.
Z jednej strony, to pewnie dobrze, że Leire nie zaszła wtedy w ciążę. To nie był na pewno odpowiedni czas na dziecko. Ale z drugiej, gdyby nie pewne okoliczności. Być może stworzyliby z Saulem za jakiś czas rodzinę. Los chciał jednak inaczej...
Święta prawda, że chłopcy jako jedyni mogą sprawić, aby relacje Leire i Saula zostały jakimś cudem odbudowane. Dzięki chłopcą, coraz lepiej im to idzie. Pobyt w Rosji zdecydowanie dobrze na nich wpływa. Przestali się wręcz na siłę unikać i nawet potrafią przez chwilę normalnie ze sobą porozmawiać.
Szkoda tylko, że rodzice Saula przerwali ich rozmowę.
Naprawdę nie rozumiem intencji pana Nigueza. Czy jest, aż tak zaślepiony przeszłością, że nie widzi, jak bardzo skrzywdził swojego syna tą ingerencją z przeszłości?
Uczepił się biednej Leire i kompletnie jej nie znając, próbuje oceniać.
Może, czas najwyższy, aby zrozumiał swoje błędy i zaczął żyć tym, co teraz. A nie wracał nieustannie do swoich zaszłości z ojcem Leire i nienawiścią do wszystkiego, co związane z Realem Madryt.
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością. 😊
Super, czekałam na rozdział 🙂
OdpowiedzUsuńByło słodko ale się skończylo 😕 znowu wjechał najgorszy ojciec świata...Tym razem podzielił się z nami swoimi przypuszczeniami i szukał jakiś kretactw u trenera bo jego syn nie grał. Serio? Hahaha. I jeszcze wkurzył się jak zobaczył Leire, bo pewnie myślał że pozbył się jej na zawsze a tu niespodzianka!
Współczuję dziewczynie bo pewnie ponowne spotkanie pana Betracośtam przywołało bolesne wspomnienia. A było przez chwilę tak pięknie i była rozmowa i już się rozklejałam a tu dupa! Ech
Ale nic mnie nie cieszy jak Saul rozmawiający z Leire. No przecież to jest bomba i on prawie już jest blisko żeby jakoś znowu się przekonał do niej w sensie psychicznie. Na razie nadal czuje się pokrzywdzony, zostawiony i wiele innych a tak serio to on prawdy nie zna. Ciekawe co się stanie jak dowie się co odwalił wtedy jego ojczulek...
Przeslodkie Ramosiatka niech będą jak najdłużej 😍
Pozdrawiam,
N
Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak tylko trzymać kciuki za małych Ramosów i za to, że uda im się zeswatać wujka Saula i ciocię Lolę. :D
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na następny rozdział <3
Och jasne, jasne Saul... Że niby Leire jest tylko i wyłącznie jego życiowym rozczarowaniem? Och, kogo on chce oszukać? Chyba samego siebie, bo chyba nie nas! :D A przynajmniej mnie hihi :D Ja się nie nabiorę, co to to nie :D Ale dobrze, dobrze już nie świruje, już przechodzę do rzeczy :D
OdpowiedzUsuńRamosiątka <3 Alejandro <3 Awww <3 Tak, wiem, bardzo przeszłam do rzeczy :D
Bardzo miło ze strony dziewczyn, że zgodziły się na towarzystwo żony Koke :) Wcale się jej nie dziwię, że dziwnie się czuła w samotności, a teraz przynajmniej zyskała towarzystwo :)
Leire chciała trzymać się z boku, nie chciała rzucać się w oczy, ale czy to jest możliwe przy Sergio? No nie :D Biedna Pilar rozrywana przez dziennikarzy :(
Scena Leire z Alejandro jest przeurocza <3 No awww *_* Widać, że dzieci ją uwielbiają <3 Zresztą hihi, nie tylko dzieci :D Się napatoczył pan Saul i co? To już wystarczyło, żeby Leire nazwała go "wujkiem Saulem" :D Och, no i przecież wujcio Saul sam ma... No prawda :D Hahaha, powaliło mnie to :D Ale zajął się Alejandro, a Leire mogła iść spokojnie z Nano do łazienki ^^ A widok, jaki zastała po przyjściu... Na pewno mocno chwycił ją za serce, tym bardziej, że sama te parę lat temu myślała, że może być z nim w ciąży, a gdy okazało się, że jednak nie, gdy widziała Sergio z małym Juniorem mimowolnie wyobrażała sobie Saula z ich dzieckiem w ramionach. To zrozumiałe. Ech, chwyciło mnie to za serce.
Oni naprawdę by tworzyli uroczą rodzinkę no :D I tak, jak wspomniałam, niech Saul mi tutaj nie mydli oczu, że Leire jest jego rozczarowaniem, skoro sam czuje rozczarowanie, gdy tylko od niego odchodzi! :D
Ech, i pojawił się ojczulek... I wtrącił swoje trzy niezrozumiałe grosze. Niech się pilnuje z tym, co mówi, bo jeszcze się wygada i co będzie? Znaczy to by akurat bardzo dobre było, bo irytuje mnie ten człowiek :D Dobrze, że jego rodzicielka jest zupełnie inna :)
<3