Zanim przeczytacie, obejrzyjcie "inspiracje". Wtedy zrozumiecie :)
Las Rozas, 5 czerwca 2018.
* Saul
Dzień mijał za dniem. Mundial zbliżał się co raz większymi krokami. Za nami było już kilka treningów oraz jeden mecz sparingowy. Czułem się wyśmienicie w tej drużynie. Pośród tej zbieraniny piłkarzy, na co dzień sobie wrogich. Ale tutaj nie było rywalizacji. Byliśmy jednością. Wskoczylibyśmy za siebie w ogień dla dobra naszego kraju.
Dzięki przygotowaniom na wyjazd do Rosji, jak i dzięki moim kolegom, udawało mi się chociaż na kilka chwil zapominać o życiu prywatnym, które w tym momencie było w totalnej rozsypce. Z Yaizą nie rozmawiałem od pamiętnego dnia, zresztą, wyprowadziła się zaraz po tym, jak przyjechałem na zgrupowanie. Moja rodzina była w kompletnym szoku, szczególnie ojciec, ale nie męczyli mnie bezsensownymi pytaniami. Wiedzieli, że powinienem się w tej chwili skupić jedynie na Mundialu.
Wbiegłem za chłopakami na murawę w towarzystwie wrzawy na małych trybunach. Dzisiaj trening był otwarty dla najbliższych, z którymi moglibyśmy zobaczyć się po kilku dniach separacji. W planach miała tam siedzieć Yaiza, ale teraz ... teraz byłem skazany sam na siebie. Z rodzicami i braćmi miałem zobaczyć się dopiero przed wyjazdem.
W skupieniu powtarzałem ćwiczenia, chcąc dać jak najwięcej z siebie. Liczyłem na minuty podczas turnieju w Rosji, wiedząc że z tym trenerem jest to możliwe. Był obiektywny i patrzył na obecną formę, nie na osiągnięcia. Dzięki temu czułem się o wiele pewniej.
Po godzinie rozbrzmiał gwizdek ogłaszający koniec treningu. Wziąłem do ręki butelkę z wodą, po czym opadłem na murawę obok Marco Asensio. Bez słowa przybiliśmy sobie "piątki". Kto by pomyślał. Dwóch piłkarzy wrogich klubów.
- Są te dwa małe diabły. - zaśmiał się, a ja podążyłem wzrokiem w miejsce, w które się wpatrywał. Akurat w ramiona Sergio wpadło dwóch małych chłopców w małych strojach reprezentacji Hiszpanii.
- Nazwisko zobowiązuje? - zażartowałem. Marco jedynie się zaśmiał, a po chwili leżał przygnieciony starszym z chłopców, który niespodziewanie się tu znalazł.
- Mam Cię, Marco! - zawołał.
- Nie dałeś mi szans! - udał umarlaka, co mnie rozbawiło. Zresztą chłopca również, ponieważ śmiał się na całe gardło, skacząc po jego torsie. Dopiero po chwili zauważył moją obecność.
- Cześć, jestem Sergio, a Ty? - spytał bez cienia zawstydzenia.
- Ja jestem Saul, miło mi Cię poznać Sergio. - wyciągnąłem ku niemu dłoń, którą dumnie uścisnął.
- Umiesz kopać piłkę?
- Umm, chyba tak. - zaśmiałem się pod nosem. Chłopiec podniósł się z Marco i stanął obok mnie. W tym momencie byliśmy tej samej wielkości. On stojąc, ja siedząc.
- Pograsz ze mną i Marco?
- Hej! - Asensio nagle "ożył". - Mnie nikt o zdanie nie pytał. - chwycił chłopca w pół i zaczął łaskotać. - Z kim przyszedłeś łobuzie?
- Z Lolą! - pisnął pomiędzy rechotem. - I Marco!
Z szerokim uśmiechem obserwowałem jak Asensio wygłupia się z małym Ramosem. Nie tylko z wyglądu przypominał ojca, z charakteru również! Chłopiec był bardzo żywy i nie wstydził się nikogo. Albo po prostu każdy piłkarz był dla niego kolejnym "wujkiem".
Wstałem otrzepując się z trawy. Przed obiecaną grą z małym Sergio, chciałem jeszcze napić się wody. Przeszkodził mi w tym jednak inny malec. Mniejszy. Który z ufnością przytulił się niespodziewanie do mojej nogi.
*
* Leire
- Nano! Prosiłam Cię o coś! - jęknęłam ściągając chłopca z barierki, po której zaczął się wspinać. Nareszcie zrozumiałam słowa Pilar o nieporadzeniu sobie z trzema małymi Ramosami podczas Mundialu. Ja miałam pod opieką dwóch i powoli dostawałam szału!
- Kiedy to się skończy? - usiadł obok mnie obrażony.
- Musisz być cierpliwy i nie przeszkadzać, bo inaczej pan trener nas stąd wyrzuci. - wytłumaczyłam, w między czasie dosłownie "łapiąc" Marco, który naśladując starszego brata, również dorwał się do barierki. Cierpliwości, Boże daj mi więcej cierpliwości!
Zdecydowanie miałam za miękkie serce dla tych łobuziaków. Pilar, chcąc wyjechać do Rosji, była zawalona pracą, a chłopcom zamarzyła się wizyta na otwartym treningu. I kto miał z nimi iść? Oczywiście że zwerbowali do tego ciocię Lolę! Na szczęście zaraz oddam ich ojcu i niech robią na tej murawie co chcą!
Dźwięk gwizdka był dla mnie zbawieniem. Nano zerwał się ze swojego miejsca, ale po chwili do niego dotarło, co mi obiecał. Zatrzymał się opornie, ale podał mi rękę. Razem zeszliśmy schodkami w dół, gdzie czekał już na nas Sergio. Przytulił chłopców, a po chwili po Nano nie było śladu.
- Musi się wyszaleć. Prawie zdemolował trybuny. - zaśmiałam się witając z przyjacielem.
- Dziękuję Leire. Jestem Ci bardzo wdzięczny.
- Daj spokój. - machnęłam ręką. - Spokojnie wyrabiam się z moją pracą, więc chwila oddechu ... chociaż nie, przy Twoich synach to niemożliwe. - wytknęłam mu język, na co poczochrał mi włosy. - Sergio!
- I tak jesteś piękna. - parsknął. Wywróciłam oczami i skupiłam wzrok na zaciekawionym Marco, który maszerował pomiędzy odpoczywającymi piłkarzami. - Jeszcze tylko muszę coś skonsultować z trenerem i wracam, ok? Możesz spokojnie sobie usiąść, tutaj nic się im nie stanie.
Wierzyłam w to, ale i tak wolałam nie spuszczać Marco z oczu. Nano zobaczyłam siedzącego na Asensio, więc raczej był w dobrych rękach. Tymczasem jego brat nie mógł sobie znaleźć miejsca. Już miałam kiwnąć ręką na Isco, aby go wziął, ale w tym samym momencie do chłopca podszedł Gerard Pique, piłkarz Barcelony. Marco obszedł go nie zaszczycając swoją uwagą, mimo że ten coś do niego mówił. Pojawiła się jednak kolejna przeszkoda. Jordi Alba. Wywróciłam oczami zirytowana widząc jak wyciąga do niego ręce. Wiedziałam że spłoszy tym chłopca, ponieważ był dla niego obcą osobą. Ciśnienie jednak mi podskoczyło, gdy na siłę wziął go na ręce. Tak się zdecydowanie nie robi! Zerwałam się ze swojego miejsca, gdy Marco zaczął wierzgać nóżkami, chcąc się wyrwać. Przedzierałam się pomiędzy piłkarzami i ich najbliższymi mając na ustach wiązankę, którą zaraz obdarzę tego imbecyla. Jednak w międzyczasie postawił Marco na murawie, co mały wykorzystał i uciekł. Posłałam mu jedynie mordercze spojrzenie i ruszyłam za blondaskiem.
- Marco! - zawołałam, ale w tym gwarze było niemożliwe, aby mnie usłyszał. Przebierał tylko swoimi małymi nóżkami w szybkim tempie, aż zobaczył kogoś przed sobą i ... objął mocno i ufnie jego nogę. Stanęłam jak wryta na widok zdezorientowanego Saula. Spanikowałam. A co najgorsze, nie miałam dokąd uciec. Ba! Nie mogłam!
- Hej mały. - odezwał się po chwili ciszy. Marco poniósł swoją główkę. Dostrzegłam jego trzęsącą się bródkę. To był impuls, aby natychmiast tam podejść. - Co się dzieje? - kucnął na przeciwko niego, tyłem do mnie. Chciałam się odezwać, ale głos ugrzązł mi w gardle. - Gdzie Twój tata? Albo mama?
- Lola. - mały wskazał na mnie palcem. Saul odwrócił się szybko, a gdy tylko mnie ujrzał, zerwał się na równe nogi.
- Leire? - wydukał. A co zrobił Marco? Od nowa przytulił się do jego nogi. To był najcudowniejszy widok na świecie!
- Marco, puść pana. Pójdziemy do tatusia. - wyciągnęłam do chłopca rękę. Ten jedynie pokręcić swoją główką i mocniej przycisnął się do Saula. - Kochanie, już wszystko w porządku. Nikt nie zrobi Ci krzywdy. - kucnęłam obok czując nad sobą wzrok Nigueza. Próbowałam go oderwać od piłkarza, ale nie sądziłam, że ma w sobie aż tyle uporu! - Przepraszam Cię Saul. Wystraszył się Alby, wziął go na siłę na ręce. Spanikował. Jest nieśmiały ... - zaczęłam paplać nerwowo.
- Już, spokojnie. - uciszył mnie. - Jesteś Marco, tak? - odezwał się do chłopca. Dwulatek przytaknął. - A ja jestem Saul. Przed chwilą poznałem Twojego brata i zaproponował mi, żebym z nim zagrał. Chcesz dołączyć? - kąciki ust małego Ramosa się uniosły, po czym oderwać się od jego nogi i podał swoją rączkę. Oniemiałam.
- Jeśli to jest problem ... Sergio zaraz wróci ...
- Nie. - przerwał mi. - Możesz wracać. - wskazał głową trybuny, po czym pociągnął delikatnie Marco za sobą. Zostawiając mnie w kompletnym szoku. Ton jego głosu był nieprzyjemny. Dosłownie jakby przegonił mnie z tej murawy. Podświadomie jednak wiedziałam, że mogę mu zaufać i przy nim Marco będzie czuł się bezpiecznie.
***
* Saul
- Goooooooool! - wrzasnął Asensio biorąc na ręce Sergio Juniora i podrzucając. - A kto strzelił?!
- Nano! - pisnął chłopiec. Zaśmiałem się i kopnąłem piłkę w stronę Marco, który nie odstępował mnie na krok. Byłem pod wrażeniem opanowania futbolówki przez te dzieciaki. Ledwo odrosły od ziemi!
- Teraz Twoja kolej Marco. - uśmiechnąłem się do niego i wskazałem pustą bramkę. Młodszy Ramos zaczął biec z piłką przy nodze w jej stronę. Ułożyłem dłonie na biodrach i obserwowałem jego poczynania. Te dzieciaki zdecydowanie uratowały mi dzisiejsze popołudnie. W innym przypadku siedziałbym w pokoju hotelowym z laptopem na kolanach, nie chcąc przeszkadzać Koke i Beatriz. Przyjaciele proponowali mi wspólną kawę, ale nie chciałem czuć się jak piąte koło u wozu.
- Gol Marco! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopca, który pokazywał palcem na piłkę w siatce. Z aprobatą zaklaskałem, co mały natychmiastowo powtórzył. - Lola! Gol Marco! - krzyknął w stronę trybun. Przeniosłem tam wzrok dostrzegając machającą do chłopca Leire. Westchnąłem ciężko. Wszystko, tylko nie ona!
- Kto porwał moje dzieci?! - rozbawiony głos naszego kapitana rozległ się po małym boisku. Chłopcy z piskiem radości rzucili się w jego stronę.
- Tato, Marco płakał. - poskarżył starszy z braci. - Przestraszył się takiego pana, wiesz?
- Prawdziwy Madridista zawsze wyczuje ludzi z Barcelony. - parsknął Asensio przybijając z Ramosem "piątki".
- Oh, rozumiem. - Sergio pokiwał głową. - Już ja sobie z nim porozmawiam! - udał wielce poważnego, co rozbawiło jego synów. - Ale wujka Saula przecież lubicie. - puścił w moją stronę oczko. Zaśmiałem się. "Wujek Saul" brzmiało zabawnie, ale musiałem przyznać, że aprobata tych dzieciaków sprawiała mi przyjemność.
- Wujek Saul nie jest z Barcelony. - wytknąłem mu język.
- Wujek Saul to Rojiblanco. - Ramos odwzajemnił gest.
Jeszcze przez chwilę pożartowaliśmy, po czym udałem się w stronę butelek z wodą. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Phi, czyjś! Doskonale wiedziałem, kto mnie obserwuje. Z premedytacją zdjąłem moją spoconą koszulkę i przeczesałem mokre włosy. Kątem oka zerknąłem na Leire, która uciekła wzrokiem w drugą stronę. Parsknąłem pod nosem. Typowa baba!
Z początku byłem zaskoczony jej obecnością tutaj, ale potem poczułem jedynie złość. Mieliśmy dla siebie nie istnieć, a co chwile na siebie wpadaliśmy! Oczywiście nie mogłem być zły o jej kontakt z przyjaciółmi, z którymi aktualnie współpracowałem, ale widok jej osoby zawsze wyprowadzał mnie z równowagi. Tak jakby robiła to specjalnie! Co w sumie byłoby logiczne.
Jej obecność przypominała mi rozstanie z Yaizą, co tylko dolewało oliwy do ognia. Świeża rana nadal się nie zagoiła, a ona raz za razem wparowywała do mojego życia, przypominając mi, jaką ma nade mną kontrolę. Kilka lat temu dała mi nadzieję, a potem? Potem bezczelnie ją zdeptała zadając bolesny cios. Córeczka tatusia. Siostrzyczka braciszka. Cholerna Butragueño!
Sam też nie byłem bez winy. Po wspólnej nocy, po ogromnej zazdrości i wściekłości na widok Leire w ramionach innego, chciałem zakończyć krótki związek z Yaizą i zaryzykować wszystko dla tej czarownicy. Tamtego dnia zrozumiałem, jak ważną osobą stała się w moim życiu. Od pierwszej chwili, gdy tylko zobaczyłem ją w tej obskurnej kuchni, jedyne czego chciałem, tą ją chronić. Te jej oczy rzuciły na mnie urok! Czarownica ... czy czarownica nie powinna być odrażająca? Bo niestety, ale Leire taka nie była. Nie dziwne, że wtedy w kuchni ...
- Pa Saul! - nagle obok mnie zmaterializował się Sergio Junior, wystawiając swoją dłoń, abym przybił mu "piątkę". - Musimy już iść, ciocia Lola na nas czeka.
- Ciocia Lola? - uśmiechnąłem się pod nosem. - Lubi, jak mówią na nią la niña, la lola. Lubi, jak na nią patrzą, gdy tańczy sama. - zacytowałem ze śmiechem słowa piosenki. Od razu przed oczami stanęło mi wspomnienie jej ponętnych bioder na środku parkietu.
- Pa wujek. - mokry policzek Marco odbił się na moim policzku, otrzeźwiając mnie z głupich myśli. Zaskoczony tym gestem, nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć. Ale chłopiec już biegł rozradowany w stronę Leire. W skupieniu odprowadziłem ich wzrokiem.
- Idziesz Saul?! - zawołał Sergio. Zerwałem się z murawy i szybko do niego podszedłem. Razem opuściliśmy boisko.
- Świetnych masz synów. - zagadnąłem. - Pewnie będzie Ci ich brak podczas Mundialu?
- Właściwie to ... też jadą. - uśmiechnął się. - Przeprowadziliśmy z Pilar rozmowę. Nie znam przyszłości. Nie wiem co mnie spotka, czy nadal będę w dobrej formie, czy nie doznam jakiejś kontuzji. Więc jeśli to mój ostatni Mundial i na dodatek w roli kapitana, chciałabym mieć ich wszystkich przy sobie. Zdaje sobie sprawę, że to dla dzieciaków męczące, szczególnie dla Alejandro, ale jeśli mają mi za kilka lat wypominać, że podczas takiego wydarzenia zostawiłem ich w domu ... - zaśmialiśmy się.
- Jako syn piłkarza doskonale bym ich zrozumiał.
- Sam widzisz. Oczywiście największe poświęcenie poniesie Pilar, bo będzie musiała sobie z nimi poradzić, ale na szczęście Leire zgodziła się jej pomóc i ...
- Leire? - wyrwało mi się.
- Tak, Leire. Myślałem że ją znasz. - zerknął na mnie zaskoczony. Opanowała mnie lekka panika. Nie byłem pewien co dokładnie wiedział o moich relacjach z Butragueño. Ale skoro normalnie ze mną rozmawiał ... - Chyba nie potrafi odmówić moim synom. Ona też będzie w Rosji.
Ona też będzie w Rosji.
Ona też będzie w Rosji.
Ona też będzie w Rosji.
Leire Butragueño, dlaczego Ty mnie tak nienawidzisz ... ?
***
* Leire
Siedząc na wygnaniu, to jest na trybunach, obserwowałam jak chłopcy wygłupiają się z Saulem i Asensio. Atak paniki u Marco zniknął jak ręką odjąć bo z piskiem radości biegał za piłką. Jednak to nie od niego nie mogłam oderwać wzroku.
Oschłość Saula była dobijająca, ale nie mogłam oczekiwać niczego innego. Zasłużyłam na to. Nie przyszłam pamiętnego dnia, więc automatycznie przestałam dla niego istnieć. I choć nie było dnia, abym tego nie żałowała, musiałam żyć z tym do końca mojego życia.
Dźwięk telefonu oderwał mnie od obserwowania jego sylwetki. Zaskoczona tym, kto do mnie dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć Roberto. - przywitałam się.
- A już myślałem, że Cię zaskoczę ...
- Sam dałeś mi swój numer. - zaśmiałam się. Pomachałam do Sergio, który pojawił się na murawie, po rozmowie ze sztabem szkoleniowym. - Co słychać?
- Jestem w drodze do Madrytu. - poinformował mnie. - Dlatego chciałem zaproponować spotkanie. Miałabyś jutro ochotę na wspólny obiad?
- Jedzenia nie odmawiam.
- Fantastycznie. Co porabiasz? Jesteś w pracy?
- Aktualnie obserwuje na żywo trening naszej reprezentacji narodowej. - mruknęłam skupiając wzrok na Saulu, który oddalał się od reszty. Był co raz bliżej, co raz bliżej ... - I bawię się w niańkę synów kapitana.
- Oh, rozumiem. Pozdrów Nacho. - poprosił. Szybko uzgodniliśmy szczegóły jutrzejszego spotkania, po czym się rozłączyliśmy. Schowałam telefon do torebki i zerknęłam w stronę Nigueza, który niczym młody Bóg zdjął z siebie przepoconą koszulkę. Uchyliłam lekko usta. Inaczej zapamiętałam te mięśnie ... Nagle spojrzał w moją stronę, przez co spłoszona odwróciłam wzrok. Boże! Co za wstyd! Złapał mnie na gorącym uczynku!
Próbowałam się skupić na Sergio, który prowadził synów w moją stronę, ale irytujące myśli uciekały w inne miejsce. Ostatkami silnej woli nie odwróciłam głowy. Ale zaraz ...
Zdjęcie z siebie koszulki niczym model, wyprężenie swoich mięśni, przeczesanie mokrych włosów jak w reklamie szamponu ... cholerny Niguez!
Zrobił to z premedytacją!
***
U mnie Mundial dopiero się zaczyna, a Hiszpanie już wracają do domu ... niszcząc mi przy tym całe rozplanowanie. Jak to powiedziałam Olci : "braknie mi Mundialu"! Dlatego muszę wszystko pozmieniać, coś usunąć, coś nowego wprowadzić ... jednym słowem "przemeblowanie". Trzeba też uzgodnić kto pocieszy Saula :P
Tyle ode mnie dzisiaj :*
(Saul przedstawia wam nowego bohatera Marco Asensio)
Biedny nasz mały Marco :( Gdzie Alba do niego z łapami, no gdzie ja się pytam? Dobrze, że noga wujka Saula okazała się wybawieniem dla blondaska :D
OdpowiedzUsuńNie ma to jak otwarty trening dla najbliższych ^^ Z Saulem miała być Yaiza, ale z wiadomych przyczyn nie było jej u jego boku. Czy to dobrze, czy to źle... Z odpowiedzią wstrzymam się :D Nie no, tak serio to z jednej strony szkoda mi go było, jak był smutny, ale na szczęście "dwa małe diabły" go uratowały i dzień stał się lepszy :) Zresztą... W ich towarzystwie o to nie trudno hihi :D
Och, Saul ja Cię proszę, Ty nie udawaj, że drażni Cię towarzystwo Leire... Olcia już swoje wie! :D Mieli się unikać, a cały czas na siebie wpadają... No cóż, taki już ich los :) A do tego wszystkiego dochodzi wyjazd Leire do Rosji. Będzie się działo! :D Dobrze, że Sergio i Pilar mogą na nią liczyć w każdej sytuacji :) Zgodziła się wyjechać na Mundial i pomóc w opiece nad tymi trzema aniołkami ^^ Na pewno Pilar byłoby ciężko samej.
I och Saul, ładnie to tak specjalnie rozbierać się przed Leire? :D I z jaką premedytacją to zrobił! :D No i niech się jej nie dziwi, że mu się przyglądała, prawda... To normalne zjawisko! :D
Żeby Leire z tego wszystkiego nie zapomniała, że umówiła się z Roberto hihi ^^ Bo takie widoki to mogą dekoncentrować :D
Ale rozdział zdecydowanie wygrali Marco z Nano <3 Uwielbiam! *_*
(No hej, hej Asensio, fajny jesteś! :D)
<3 <3 <3
Jeśli Leire nie będzie chciała pocieszyć Saula, to ja się zgłaszam na ochotnika! ;D
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanawiasz kto pocieszy Saula? No błagam...Oczywiście, że Leire!!!
OdpowiedzUsuńOtwarty trening dla najbliższych to musi być super sprawa ;o tylko nasza Lola miała przekichane :') upilnować takich zbójów to wyczyn hahaha
Ale w końcu się spotkali i nawet zamienili ze sobą kilka słów, wow :D To jest przełom i fajnie, bo teraz już nic nie stoi im na drodze. Oczywiście poza wyjaśnieniem wszystkiego i ustawieniem jednego, upartego ojca, ale to nie jest coś czego nie dałoby się zrobić. Ogólnie to ja nie mogę czytać takich rzeczy hahaha no bo oni tak do siebie pasują i jeszcze się lubią, ba, nawet więcej! Ale oczywiście udają, że nie, nie, nie...Oni nie wiedzą o co chodzi i się nienawidzą hahahaha nigdy w to nie uwierzę!
Zastanawiałam się czy Roberto przepadł jak kamień w wodę, ale powrócił i to z jaką propozycją :D Jedzenie to zawsze fajna sprawa i widze, ze Leire też go nie odmawia.
Btw to coś ta Hiszpania szybko zebrała się do domu ;///
Do następnego,
N
Przez cały czas podczas czytania tego rozdziału, miałam szeroki uśmiech na ustach.
OdpowiedzUsuńJaka tu zapanowała miła i rodzinna atmosfera. 😍😃
Może na początku Saul, czuł się trochę nieswojo. W końcu nikt mu nie towarzyszył podczas tego dnia, ale synowie Sergio skutecznie zajęli mu czas. 😁 Jak tu nie kochać tych małych szkrabów?
Wspomnienie o rozstaniu z Yaizą, zostało skutecznie choć na moment wyparte.
Nano i Marco to urocze i kochane dzieci, które na pewno, jeszcze nie raz dostarczą
wszystkim radości. ❤❤❤
Normalnie się nad nimi rozpływam.
Choć opieka nad nimi, na pewno nie jest łatwa. W końcu obydwaj mają nie spożyte pokłady energii. Przez co ciocia Lola 😂😂🤣 musiała się trochę natrudzić, aby ich okiełznać.
W dodatku przez brak umiejętności i podejścia do dziecka Jordiego, znowu wpadła na "wujka Saula", po raz pierwszy od lat rozmawiając z nim.
Wiadomo, że Niguez ma do niej nadal żal o to, co się stało. Ale o niej nie zapomniał! Nadal nie jest mu obojętna, co świetnie pokazało to popołudnie. Nie bez powodu, aż tak się starał wyprowadzić ją z równowagi. Ukazując swoje wdzięki, niczym jakiś model. 🤣
Oj, ile wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby oni ze sobą szczerze porozmawiali.
Ale może niedługo, będą mieli do tego okazję. W końcu Leire wybiera się do Rosji. Więc okazji będzie, aż za nadto. Ale najpierw czeka ją, jeszcze spotkanie z Roberto! Lubię go, ale jakoś nie jestem za tym, aby jego relacja z Leire się przesadnie rozwinęła. 😃
Mam nadzieję, że kiedyś Nano i Marco będą mieli okazję, spędzić dużo więcej czasu ze swoją przyszywaną ciocią i wujkiem. Pod taką opieką, na pewno nie nudzili by się, ani chwili.
Czekam na następny z niecierpliwością. 😊
Dzieciaki, dzieciaki i jeszcze raz dzieciaki. Jeju, jak ja uwielbiam małe Ramosiątka. Są tacy uroczy i słodcy, że jak dla mnie mogliby być głównymi bohaterami. Po prostu nigdy nie mam ich dość. Są kochani i tyle.
OdpowiedzUsuńAle przejdę może do prawdziwych głównych bohaterów. Saul nadal przeżywa rozstanie z Yaizą, ale niespecjalnie mu się dziwię. W końcu jeszcze do niedawna sądził, że to właśnie z nią ułoży sobie życie. Że ją kocha, a ona kocha jego. Ale jak widać okazało się, że przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Ciągnie się za piłkarzem jak cień, a on nie potrafi sobie z tym poradzić. O swoje niepowodzenie oskarża Leirę, choć przecież doskonale wie, że obydwoje zawinili. Gdyby tylko tamtego dnia w parku nie pojawił się ojciec Saula.
Za to sam Sam Saul ma zadatki na ojca z prawdziwego zdarzenia. Od razu wiedziałam, że duet Nano i Marco, pokocha wujka Nigueza. W razie czego Leira może być spokojna o swoje hipotetyczne potomstwo.
Za to Jordi Alba mnie zirytował. Nie bierze się tak po prostu obcego dziecka na ręce. Nie i koniec.
Leira, Leira, Leira... Może i dzieciaki włażą jej na głowę, ale dobrze sobie z nimi radzi. Nie ma co, zawsze może pracować jako profesjonalna niańka.
Ogólnie to cieszę się, że Sergio i Saul dobrze się dogadują. To bardzo ważne, bo w końcu Ramos jest przyjacielem Leiry i w razie czego może pomóc jej w relacji z Niguezem.
A przynajmniej nie będzie przeszkadzać.
Na pewno fakt, że Leira też jedzie do Rosji jest dla Saula szokiem. Nie dziwię się, że boi się, jak to będzie w czasie mistrzostw. W końcu będą się na siebie natykali na każdym kroku, każdym meczu. To na pewno będzie dla niego bardzo stresujące. Zresztą dla niej również.
Tylko, że nadal wokół Leiry kręci się Robert. Ogólnie wydaje się być sympatycznym facetem, ale mimo wszystko... ja jestem zdecydowanie TeamSaul.
Ale przyznam, że jak tylko dowiedziałam się, że Hiszpania nie weszła do ćwierćfinału, to of razu pomyślałam o twoim opowiadaniu. Strasznie ciekawi mnie, co takiego wymyślisz związku z mistrzostwami.
W każdym razie, strasznie wkręciłam się w to opowiadanie. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
PS. W wolnej chwili zapraszam na rozdział 21 https://neverbeluckyone.blogspot.com/2018/07/rozdzia-21.html
UsuńOś razu mówię jestem mocno wstawiona wiec nie wiem czy ten komentarz będzie zrozumiały xd
OdpowiedzUsuńAle także ten... ja doskonale wiem kto może go pocieszyć �� i zapewne tak nawet będzie, ze pocieszy go panna Leire i będzie hapy end! Ot co, musi być szczęśliwe zakończenie bo inaczej sobie tego nie wyobrażam... zwłaszcza ze oni są jak żuraw i czapla - nie mogą się do kupy zejść. Ale może być tak na pocieszenie zrobić im mała Leire? Taki tam mundialowy przypadek xd pewnie Saul by się cieszył xd miałby dziadzie z kimś kogo kocha xd